piątek, 12 października 2012

Rozdział 7. - I'm yours.

      Hej Pieszczochy ! Jak widać jest nareszcie rozdział 7. Pisałam go cały tydzień, bo wiedziałam, że nie będę miała zbyt dużo czasu wiec każdego dnia tygodnia poświęcałam na to jakąś godzinę i JEST !!! Cieszycie się ? Ja bardzo... :D   
      Od razu chcę Was przeprosić za możliwe błędy, bo nie chce mi się sprawdzać jak zwykle i chcę Wam od razu dodać moje wypociny. :)
      Massive thank you  za tyle komentarzy ! You're guys absolutely incredible ! I czekam na więcej oczywiście !!! :D A szybkość dodawania rozdziałów zależy oczywiście od Was ; im więcej komentarzy tym bardziej motywuje mnie to do pisania :D
      Jeśli macie do MNIE jakieś pytania to tradycyjnie gg albo tumblr lub jeśli są jakieś pytania do bohaterów opowiadań zapraszam TU !!!
      To chyba tyle na dziś. Czekajcie cierpliwe na kolejne rozdziały, bo oczywiście będą się pojawiać :D Rozdział 3. na PDC postaram się dodać jeszcze w ten weekend ale nie obiecuję... No to
      ENJOY !!!   
                                 




                                                                *I'm yours*

      Nastał kolejny nowy dzień. Louis powoli otworzył oczy dochodząc do siebie i przygotowując mózg do pracy. Jego wzrok napotkał biały sufit, gdyż leżał na plecach. Górna ściana była tak biała, że aż raziła, na co Lou przymknął oczy, bo jej blask drażnił jego źrenice. Przydałby się tu remont.

     
      Poruszył się nieznacznie i dopiero wtedy uświadomił sobie, że jest w pokoju Harry'ego, głowa jego chłopaka spoczywa na jego torsie a loczki delikatnie łaskoczą jego skórę. Uśmiechnął się na samą myśl, bo o tym właśnie marzył; żeby zawsze budzić się obok Niego.

      Wyciągnął ciepłą dłoń spod kołdry po czym zaczął palcami delikatnie pieścić policzek Harry'ego. Miał taką cieplutką skórę. Pod wpływem dotyku Lou nieświadomie, przez sen się uśmiechnął. Szatyn z policzka przemieścił swoją dłoń na loki chłopaka. Chciał wpleść w nie palce ale Hazz gwałtownie się podniósł. Szatyn był w niemałym szoku i sam przeniósł się do pozycji siedzącej. Spojrzał zatroskany na Loczka i objął jego chłodne ciało ramionami sprawiając, że młodszy się w niego wtulił. Nie minęła chwila kiedy usłyszał chlipnięcie i poczuł coś mokrego na swojej nagiej skórze.


      -Harry...Co jest ? Stało się coś ? - spytał przestraszony mocniej tuląc chłopaka do piersi i całując go co chwila we włosy.


      Hazz się nie odzywał. Trwał w tym uścisku jakby napawając się nim i obecnością Lou. Jakby nie chciał, by ta chwila się kończyła. Chciał by trwała wiecznie, by Louis zawsze przy nim był. Nie chcę Cię opuszczać.


      -Miałem bardzo głupi sen. - zaczął trzęsącym się głosem. Louis czuł, że ciało Harry'ego zrobiło się jeszcze zimniejsze niż było. To nie był naturalny chłód ciała...


      Louie milczał pozwalając tym samym kontynuować Harry'emu. Jednak on nie miał nawet najmniejszego zamiaru powiedzieć co mu się przyśniło. Widocznie chciał zakomunikować Louis'emu, by się nie martwił jego teraźniejszym stanem, gdyż jest on spowodowany jawą, która pojawiła się w jego głowie gdy spał.


       -Co to był za sen ? - spytał, gdy upewnił się, że z ust chłopaka nie usłyszy kontynuacji wcześniejszej wypowiedzi.


       Harry nadal milczał ale tym razem nie z powodu braku ochoty opowiedzenia o śnie ale zastanawiając się jak ująć w słowa to co przed chwilą realizowało się w jego umyśle.


       -Śniło mi się, że Cię opuściłem. - zaczął bardzo cicho. - Opuściłem Cię Loueh, słyszysz ? - wyrwał się z uścisku chłopaka i spojrzał na niego zapłakanymi oczami.


       -Słyszę Skarbie. - Harry znów wpadł w jego ramiona. - Ale Ty tu jesteś, wiesz ? Nadal tu jesteś. - uśmiechnął się gładząc nagie i chłodne plecy ukochanego.


       -Ale nie o to chodzi. - rzekł już spokojniejszym tonem. - Wiem, że za kilka lat... - wziął głęboki oddech. - Ale to nie zmienia faktu, że i tak się z tym nie pogodziłem. Nie chcę odchodzić, a tym bardziej nie chcę zostawić Ciebie. - znów zaczął cichutko szlochać. - To nic, że umrę ale wiem, że to będzie ciężkie dla Ciebie. Nie chcę Cie zranić moim odejściem, nie chcę byś też stąd odchodził... Właśnie To mi się śniło.


       -Nie zranisz. - powiedział Louis z uśmiechem starając się złagodzić sytuację.


       -Nie kłam Lou. - odparł pewnie Harry - Wiem, że nie będzie Ci łatwo jak Cię zostawię. I to mnie najbardziej boli - że przeze mnie będziesz cierpiał. A wtedy możesz... - nie dokończył, bo rozpłakał się


      -Harry... - Lou szepnął łagodnie jego imię nie mając argumentów na stwierdzenie chłopaka. Wiedział, że Hazz ma racje. Wiedział też, że kiedy on odejdzie Louis nie będzie potrafił normalnie funkcjonować. Nie będzie potrafił wstać z łóżka i zacząć kolejnego dnia. Nie będzie potrafił niczego przełknąć. Nie będzie Harry'ego, nie będzie niczego. Wtedy życie straci sens.


      -Louis. Obiecaj mi coś. - rzekł Hazz odsuwając się od Lou na niewielką odległość. Nadal był bardzo blisko niego, nie potrafił się od niego odsunąć nawet na metr. Zawsze musiał mieć go obok.


      -Wszystko Kochanie. Absolutnie wszystko - powiedział pewnie Louis nie wiedząc co za obietnice każe mu przysiąc Harry.


      -Obiecaj, że kiedy odejdę, kiedy zostawię Cię samego, Ty tu zostaniesz. Zostaniesz i  będziesz

dalej żył nie myśląc o mnie i nie będziesz chciał do mnie dołączyć. - powiedział Harry oczekując na potwierdzającą odpowiedź ukochanego.

      -Ale Harry... - Lou się zawahał wiedząc co młodszy ma na myśli. Właściwie to kiedyś myślał nad tym by dołączyć do Harry'ego kiedy on już stąd zniknie.


      Zdenerwowany  Hazz usiadł okrakiem na jego udach wlepiając swoje seledynowe oczka w błękitne oczy szatyna.


      -Obiecaj mi. Proszę. - szepnął Loczek prosto w usta chłopaka. - Obiecaj.


      -Postaram się... - jedyne co zdołał powiedzieć Louis, bo już po chwili poczuł na swoich spierzchniętych wargach mięciutkie i cieplutkie usta Harry'ego.

     
      Zakochani pieścili na wzajem swoje języki uśmiechając się przy tym delikatnie. Hazz usadowił się wygodniej  na nogach ukochanego i uniósł się nieco wyżej a Louis ułożył swoje dłonie na jego pośladkach po czym lekko je ścisnął. Harry pisnął w jego usta i owinął rękami jego szyję, tak, że teraz byli jeszcze bliżej siebie.

      W pewnej chwili usłyszeli czyjeś kroki. Harry mieszkając w tym domu od osiemnastu lat wiedział, że ten ktoś kieruje się właśnie do jego pokoju. Louis'emu natychmiast skoczyło ciśnienie i chciał zakończyć te pieszczoty ale Harry nie miał nawet najmniejszego zamiaru. Chciał pokazać domownikowi co łączy go z Louis'im.  Kiedy szatyn chciał zabrać ręce z pupy loczkowatego ten szybko chwycił jedną dłonią jego dłoń i zatrzymał na swoim jednym pośladku nadal zachłannie go całując.


      -Harry, zaraz ktoś wejdzie. - powiedział szybko Lou gdy zdołał oderwać usta od zielonookiego.


      -Nie przerywaj. - szepnął Hazz jedną ręką nadal zatrzymując dłoń Louis'ego na swoim pośladku a drugą wplótł w jego włosy.


      -Ale... - Louis nie dokończył, bo Hazz znów zachłannie wpił siew jego usta.


      Louis chyba zrozumiał co miał na celu jego chłopak. Mimo, że był cholernie zdenerwowany starał się oddawać pocałunki co wychodziło mu doskonale i Hazz nie zauważył tego stresu. On właśnie chciał wykonać swój plan. Teraz Louis bez pomocy ukochanego ściskał jego pupę więc ten wolną ręką zaczął sunąć po jego torsie.


      Drzwi do pokoju Harry'ego się otworzyły. Teraz Loczkowatego zżerała ciekawość kto chce im przerwać.


      -Harry !Wstawaj śpiochu ! - chłopaki usłyszeli kobiecy głos. To zdecydowanie był głos Gemmy.


      Harry był z siebie dumny, że ta go nakryła i nie zamierzał przerywać pieszczot a Louis'emu nerwy opadły gdy niechcianym gościem okazała się siostra jego chłopaka. Niech dziewczyna widzi, że potrafi sprawić przyjemność jej bratu.


      -Ojej. Przepraszam. - Gem zawstydzona szybko wycofała się i zamknęła drzwi.


      Hazz odkleił się od razu od Lou a na jego twarz wtargnął dumny i zarazem uroczy uśmieszek.


      -A więc o to Ci chodziło... - stwierdził Louis a Hazz ucałował go w policzek po czym zeskoczył z jego kolan i poszedł do swojej garderoby.


      -Tak, właśnie o to. - wyszedł z małego pomieszczenia uśmiechając się do Louis'ego, w ręku trzymając dwa szlafroki. - Ubierz się, idziemy na śniadanko.


      Louis posłuchał Harry'ego i zarzucił na siebie podomkę jak to miewał mówić. Włożył ręce w kieszenie i mimowolnie poczuł zapach Harry'ego, którym szlafrok był przesiąknięty. Zaciągnął się tym zapachem. Zaczął wręcz wąchać materiał. Hazz rzucił mu krzywe spojrzenie.


      -Co Ty robisz ? - spytał nieco zdziwiony i rozbawiony


      -Ja...nic...Ten szlafrok pachnie Tobą. - uśmiechnął się do niego.


      -Ty głuptasie. Przecież ja jestem obok. Nie musisz tego wąchać. Wystarczy, że mnie przytulisz. - podszedł do niego i musnął jego usta.


      Odwrócił się na pięcie i ruszył przed siebie do wyjścia. Louis ruszył za nim. Mięli już wychodzić, kiedy szatyn zauważył biała kartkę na szafce przy drzwiach, a na niej mnóstwo słów bardzo mocno ściśniętych obok siebie. Niektóre nawet poskreślane.


      -Harry, co to jest ? - chwycił chłopaka za rękę i pokazał skinieniem głowy na kartkę.


      Hazz odwrócił się do Lou, uśmiechnął i złożył delikatny pocałunek na jego policzku. Louis nie dał się, był nieugięty.


      -No więc ? - spytał wyczekująco.


      -To jest...ja... - wziął głęboki wdech. - Nie mialeś sie o tym dowiedzieć. - Lou spojrzał na niego zmieszany. - Przynajmniej nie teraz. To jest piosenka...dla Ciebie. - wziął kartkę w dłoń.


      -Dla mnie ?

   
      -Tak, dla Ciebie. Miałeś ją dostać jak ją skończę i jak ja...no wiesz...

      -Jeju. - Louis przytulił Harry'ego - Jak ja nie lubię kiedy o tym wspominasz. - zabrał mu kartkę i położył ją na jej wcześniejszym miejscu. - Zapomnijmy o tym, dobrze ? Nie było tej rozmowy.


      -Dobrze. - Hazz musnął palcami dłoń Lou i ucałował jego usta. Chwycił go pewnie za jego rękę i zeszli na dół.


      Lou w pewnym stopniu miał do siebie żal, że jest taki ciekawski. To przez niego nów rozmawialiby o tym nieprzyjemnym temacie, którego oboje wręcz nie cierpią.


      W kuchni o dziwo nikogo nie było, ale za to co się działo w salonie; na jednaj kanapie pod kocem spał John a na drugiej Mark.


      -Pewnie przegadali całą noc.


      Harry miał rację. Przegadali całą noc. Na początku ich rozmowy krążyły wokół ich synów a potem powoli, stopniowo, tematem stawały się dawne czasy, jak to się przyjaźnili.


      Hazz wyciągnął z szafki dwa kubki, wsypał do każdego po dwie łyżeczki kawy a z lodówki wyciągnął mleko. Pamiętał doskonale, że jego chłopak piję kawę z mlekiem. W podzięce za pamięć otrzymał od Lou piękny uśmiech.


      -Co chcesz na śniadanie ? - spytał szatyna.


      Ten wstał z krzesła i oparł się o blat regału obserwując każdy ruch Harry'ego, który aktualnie nalewał wody do czajnika.


      -Nie jestem głodny. Ty mi wystarczasz. - Louis pocałował ukochanego w policzek.

      Hazz jednak chciał więcej i obracając głowę trafił na usta Lou i w ten sposób pogłębił pocałunek. Podszedł do niego bliżej i przywarł go mocniej do szafki. Ręce oparł po obu stronach ciała Louis'ego na brzegu blatu. Szatyn powoli zaczął odwiązywać pasek szlafroka Harry'ego jednak nie zdjął go z niego. Ręce wsunął pod materiał i ułożył je na jego plecach. Powoli jeździł dłońmi i górę i w dół wzdłuż jego kręgosłupa. Tak zajęli się sobą, że nawet nie zwrócili uwagi, że woda w czajniku zaczęła się gotować, w skutek czego obudził się ojciec Harry'ego. Bez problemu usłyszał ten charakterystyczny pisk, bo kuchni jest połączona z salonem, nie dzieli ich żadna ściana.

   
      -Ej ! Woda ! - krzyknął Robin.

      Louis natychmiast odkleił się od Harry'ego, który od razu słysząc krzyk ojca rzucił się do czajnika.Wyłączył gaz i spokojnie zalał kawę. Styles zszedł z kanapy i przyszedł do kuchni.

      -Chłopaki...powstrzymajcie się chociaż w kuchni. - usiadł do stołu ze szklanką mleka jak to miał w zwyczaju na śniadanie. - Bo następnym razem będzie pożar. - zaśmiał się perliście.

      -Sorry, tato. - powiedział Harry jakby zażenowany tą całą sytuacją. Jemu, tak samo jak Lou było teraz głupio.

      -Nie, ja się nie gniewam. Tylko...

      -Okej. - Harry przerwał tacie uśmiechając się pod nosem.

       Kolejne chwile mijały w ciszy. Żaden z chłopaków nie miał ochoty by rozmawiać, a Robin uśmiechał się jak głupi do sera. Jednak te beztroskie momenty przerwała Gemma jak zwykle schodząc ze schodów w bardzo głośny sposób. Dziewczyna weszła do kuchni i widząc siedzącego brata obok Lou, tak, że prawie nie było przestrzeni między nimi i ojca na przeciwko chłopaków zaniemówiła na chwilę, stając przed wejściem do kuchni jak zamurowana ale w sekundę opamiętała się i zachowywała spokój. Nie dała po sobie poznać, że jest lekko zszokowana, no i na dodatek ojciec Louis'ego śpi w salonie na kanapie. Tylko ja o niczym nie wiem ?

      -Cześć wszystkim. - przywitała się z nimi.

      Robin nadal zachowywał się jakby ktoś mu coś do mleka dosypał, Harry jedynie machnął ręką a Louis jako, że jest gościem odpowiedział szwagierce.

      -Tato, powiedz swojemu kochanemu synkowi, żeby drzwi zamykał. - powiedziała jakby Harry popełnił jakieś przestępstwo.

      -Harry ! Przecież Ci mówiłem. - Robin powiedział dosyć głośno ale nadal przyjaźnie się uśmiechał.

      -Ale zaraz. Ja przecież wczoraj zamykałem drzwi. - Louis skojarzył fakty.

      -No tak, ale mi się w nocy siusiu zachciało. - Hazz zrobił minę zbitego kociaka.

      -Oj, głuptasie. - szatyn ucałował go w policzek a ten się zarumienił.

      Gemma tylko przewróciła oczami i zaczęła przygotowywać sobie śniadanie. Harry i Louis wzięli swoje kubki i ruszyli do salonu, gdzie aktualnie budził się Mark. Louis usiadł wygodnie na fotelu a Harry wcisnął mu się na kolana. Lou objął chłopaka a ten wepchnął swoją rękę pod jego szlafrok i zaczął masować jego tors.

      -Harry ! - mruknął do niego cicho, by tylko on usłyszał. W odpowiedzi dostał całusa w szyję. Ten buziak i opuszki palców Harry'ego na jego brzuchu sprawiło mu tyle przyjemności, że pozwolił mu na to.

      Mark przywitał się z synem i jego chłopakiem, po czym owijając się kocem poszedł do kuchni jak poprosił go Robin. W czasie gdy chłopaki zajmowali się sobą ich ojcowie prowadzili zaciętą dyskusję. Pan Styles prosił przyjaciela, by ten został u nich z synem aż do powrotu Jay, wtedy chłopaki będą dłużej razem co właśnie jest im winien Tomlinson z żoną. Po dosyć krótkiej namowie zgodził się i już po południu razem z Lou i Harrym pojechali do ich domu po najważniejsze rzeczy na te kilka dni. Zakochani chcieli się jakoś odwdzięczyć rodzicom za taki miły gest i zabrali ich na miasto. Tak po prostu, bez żadnego wyznaczonego celu podróży, żeby się rozerwać i...zbliżyć i poznać się nawzajem.

_____________
To do tej pory mój najdłuższy rozdział !!! ;3