poniedziałek, 25 listopada 2013

Rozdział 17. - Some Nights

No cześć. Co Wam powiedzieć? Niedługo zacznę pisać kolejny rozdział, z pewnością będzie w grudniu. Następny chyba w ferie świąteczne, pewnie jakoś tak pod koniec miesiąca. A epilog...? Szczerze nie wiem, bo planuję dość długi i to mi pewnie trochę zajmie.
Co o tym rozdziale? Louis zdecydowanie za dużo się śmieje. Ogólnie nie jest to za wybitnie napisane ale myślę, ze nie jest najgorzej. Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam.
Liczę na komentarze, jak zawsze... Może kilka się pojawi.
No i to chyba tyle. Wiecie gdzie kierować pytania jakby co.
ENJOY!!! 






                                                                  *Some Nights*



      Po zakończonym zabiegu Harry, będąc nadal w śpiączce, przebywał krótki czas na sali pooperacyjnej. Jego organizm bardzo dobrze przyjął przeszczep. Od pół godziny był już w swojej sali gdzie nadal śpiącego obserwowali go rodzice, siostra, ciotka i jego Louis. Dostali oni informację od lekarza, mówiącą, że chłopak za szybko się nie obudzi. Powiedział, że będzie lepiej kiedy wrócą do domu, odpoczną. A kiedy chłopak się obudzi on zadzwoni do nich, by mogli wtedy przyjechać. Zgodzili się, jednak Louis został. Obiecał Harry'emu, że będzie przy nim kiedy się obudzi a mogło to nastąpić w każdej chwili tak więc został. Na szczęście nikt nie miał nic przeciwko.


      Minęła pełna godzina od kiedy Louis przebywał sam w sali gdzie leżał jego chłopak zawinięty w białą pościel. Szatyn siedział przy ukochanym i trzymając go za rękę szeptał mu coś do ucha na zmianę całując wierzch jego dłoni. Harry natomiast spał. Spał i zapewne szybko się nie obudzi.


       Tomlinson spojrzał na maszynę, która pokazywała bicie serca Harry'ego; rytmiczne pikanie to chyba dobry znak, pomyślał. Spojrzał ponownie na loczka, który nieco się poruszył. Jego usta wygięły się w lekkim uśmiechu, dłoń mocniej zacisnęła się na dłoni Louis'ego. Zmrużył oczy i kiedy zniecierpliwiony czekał na przebudzenie chłopaka, ten jedynie obrócił się na drugi bok, plecami do starszego. Louis przewrócił teatralnie oczami i uśmiechnął się pod nosem. Teraz już był pewien, że Harry Kocham Spać Zajebiście Długo I Reszta Mnie Nie Obchodzi Styles szybko się nie obudzi. Westchnął ciężko po czym wstał i ruszył w kierunku wyjścia na korytarz. Zamierzał kupić coś sobie do jedzenia.


      Otworzył drzwi po czym zrobił zaledwie dwa kroki i niespodziewanie wpadł na kogoś. Przeklął pod nosem tak by tylko on mógł usłyszeć. Minęła chwila kiedy zauważył, że ten ktoś... przytula go? Tak, nieznajomy obejmował go. Louis zdecydowanie czuł się dziwnie, nie wiedział o co w ogóle chodzi... Odważył się spojrzeć w górę a wtedy zdębiał. Uśmiechnął się do siebie po czym mocno wtulił w silne ramiona.


      - Tata. - jęknął zaciskając powieki, by łzy nie wydostały się spod nich. - Skąd się tu wziąłeś? - spytał odsuwając się od mężczyzny na nieznaczną odległość.


      - Przyjechaliśmy do ciebie i Harry'ego. Nie można? - Mark ciepło uśmiechnął się do syna.


      - Nie no, jasne, że można... czekaj. Jacy my...? - zdezorientowany Louis rozejrzał się po korytarzu i w momencie ujrzał jedną ze swoich sióstr, Lottie, która uśmiechała się do niego z lekko przechyloną głową.


      Momentalnie wyplątał się z objęć ojca i rzucił się w ramiona dziewczynie. Blondynka przyjęła go chętnie chichocząc pod nosem i obejmując go mocno. Bardzo tęsknił za tatą i za siostrami... a także za mamą. W momencie zrobiło mu się smutno. Zapragnął, by kobieta była tu razem z nim ale jednocześnie... nie chciał. To było zbyt skomplikowane.


      - A gdzie reszta? - spytał po chwili kiedy Lottie odepchnęła go ze śmiechem.


      - Reszta została w domu... to znaczy, są u ciotki Harry'ego. - odparł Mark. - Nie chcieliśmy się tu pchać całą chmarą.


      - Ale wzięliśmy ze sobą kogoś wyjątkowego. - wtrąciła się Lottie a w momencie drzwi na końcu korytarza uchyliły się. Do środka weszła średniego wieku kobieta o ciemnych włosach. Louis już wiedział kto to. Wpatrywał się w matkę przez kilka długich sekund kiedy ta szła wolnym krokiem stukając obcasami o szarą szpitalną posadzkę. Była coraz bliżej i gdy posłała synowi lekki, nieśmiały uśmiech chłopak rzucił się biegiem do niej i wpadł jej w ramiona. Wtulił się w nią mocno, twarz chowając w zagłębieniu jej szyi i rozpłakał się jak dziecko.


      Kobieta głaskała go uspokajająco po plecach i ucałowała mocno we włosy. Sama zacisnęła mocno powieki czując, że zaraz się rozpłacze. Nie mogła na to pozwolić, obiecała sobie, że nie będzie płakać. Teraz skupiała się na synu, nie na sobie. Zacisnęła więc mocniej ramiona wokół niego i ucałowała w skroń.


      - Przepraszam. - szepnęła mu na ucho drżącym głosem.


      - Już ci wybaczyłem - odparł Louis. - Nie przepraszaj.


      Na te słowa uśmiechnęła się ciepło. Nie mogła w to uwierzyć. Po tym wszystkim co mu zrobiła, po tym jak go skrzywdziła... napisała list i teraz przyleciała do niego, głupia, mając nadzieję, że syn jej wybaczy... może kiedyś. Jednak Louis już jej wybaczył. To było nierealne. Myślała, że śni. Chłopak jeszcze rzucił się jej w ramiona. Ona nienawidziła siebie za to wszystko... a on już jej wybaczył.


      - Tęskniłem. - mruknął po chwili ciszy.


      - Ja też tęskniłam, kochanie. Tak bardzo za Tobą tęskniłam. - odparła poluźniając uścisk. - Kocham cię. - dodała, a łzy, które do tej pory zatrzymywała w sobie wypłynęły w dół po policzkach. Jednak nie przejęła się. To przecież nic. Łzy nie są powodem do wstydu.


      - Też cię kocham, mamo. - szepnął w jej włosy. Zacisnął dłonie na jej karku i wypuścił drżący oddech. Tak, wybaczył jej. Już chyba wtedy kiedy przeczytał list. I na prawdę za nią tęsknił. To w końcu jego mama. Owszem, popełniła błąd, ale kto ich nie popełnia? Nie jest idealna, nikt nie jest. I za to Louis ją kochał.


      Po dłuższej chwili odsunęli się od siebie. Jay patrzyła na syna jakby go wieki nie widziała. Oboje uśmiechali się do siebie. Byli szczęśliwi i nic więcej dookoła się nie liczyło. W tamtym momencie skupiali się tylko i wyłącznie na sobie.


      Jay przesunęła kciukiem po mokrym policzku Lou i zaraz cmoknęła go delikatnie na co chłopak zachichotał. Tak bardzo brakowało mu mamy. Nadal wydawało mu się, że śni, że to nie prawda, że kobiety tutaj nie ma. A jednak była. Stała na przeciw niego i uśmiechała ciepło. Uśmiechnął się zawstydzony, spuszczając wzrok. Jay szybko uniosła jego brodę ku górze, by znów na nią patrzył.


      - Skarbie... - westchnęła. - Harry jeszcze śpi? - zapytała nagle a Louis wrócił do rzeczywistości. Przypomniał sobie, że jest w szpitalu, że jego tata i siostra też tu są, i że jego chłopak wciąż śpi po operacji.


      - Tak. Już długo. Zdaje się dwie godziny. Ale niedługo powinien się obudzić. - odparł trochę smutno. Chciałby, żeby Haz tyle nie spał. Tęsknił za nim i już chciał go przytulić, pocałować i powiedzieć, że bardzo mocno go kocha. A każda minuta czekania sprawiała, że zaczynał myśleć, że coś poszło nie tak.


      - Możemy go zobaczyć? - nagle zza pleców Louis'ego odezwała się Lottie. Pośpiesznie odwrócił się do niej i posłał lekki uśmiech.

   
      - Lekarz nic o tym nie mówił więc myślę, że tak. – odparł po czym zaprowadził ich do sali gdzie leżał jego chłopak.

      Louis zajął swoje wcześniejsze miejsce,  Lottie i Jay usiadły w nogach łóżka po przeciwnych stronach a Mark stał z tyłu za Louis’m. Wszyscy w milczeniu wpatrywali się w Harry’ego. Nikt przez długie minuty się nie odezwał. Byli zamyśleni i zmartwieni stanem zdrowia Harry’ego. Tyle przeszedł, tyle go jeszcze czekało, był na to wszystko za młody. Wszyscy doskonale o tym wiedzieli. Louis gdyby w jakikolwiek sposób mógł oczywiście zrobiłby wszystko, by to zdarzyło się jemu, nie jego chłopakowi. A on na dodatek jeszcze się o to obwiniał, twierdził, że ta choroba to jego wina. Louis nie potrafił przyjąć tego do wiadomości jak Harry mógł tak myśleć. To nie była jego wina, nikt nie mógł tego przewidzieć. Harry nie mógł obwiniać o to siebie.


      Louis już wcześniej postanowił, że kiedy loczek się obudzi, kiedy już wyjdzie z tego szpitala on zafunduje mu najwspanialsze lata jego życia. Będzie robił wszystko, by chłopak był szczęśliwy, by uśmiech zawsze gościł na jego ślicznej buzi. Będzie się starał, by Harry nigdy się nie smucił, by nigdy nie miał ku temu powodów. Będzie go uszczęśliwiaj jak tylko będzie mógł, będzie robił wszystko o co chłopak go poprosi, zabierze go tam gdzie będzie chciał, jeśli Harry tego zapragnie będą się kochać każdej nocy. Każdego ranka i każdego wieczora będzie mu mówił, że go kocha, bo nigdy nie wiadomo, które kocham cię może być ostatnie. Louis jest gotów kupić mu wszystko co tylko będzie chciał. Jeśli chłopak zażyczy sobie gwiazdki z nieba prawdopodobnie ją dostanie. Louis jest gotów zrobić wszystko dla Harry’ego.


      Tak, był tego pewien. Już postanowił. Ten chłopak musi być szczęśliwy a on się o to postara. Nie może inaczej. Teraz, kiedy tak patrzył na niego, śpiącego z uśmiechem na ustach czuł niesamowite ciepło w okolicy serca. Kochał go. Harry wyglądał niesamowicie uroczo kiedy spał. Jego skóra była wyraźnie blada, co spowodowała choroba, jednak włosy były nadal czekoladowe, lśniące i kręcone. Natomiast usta wciąż były pełne i malinowe. Był taki delikatny na zewnątrz jak i w środku.


      Nawet nie zauważył kiedy Jay zbliżyła się i w swojej dłoni trzymała dłoń Harry’ego. Louis wpatrywał się w nią zaciekawiony tak samo jak Lottie i Mark. Kobieta delikatnie gładziła kciukiem wierzch dłoni chłopaka i wpatrywała się w jego śpiącą twarz załzawionymi oczami. Louis westchnął głośno, czuł co zaraz się wydarzy i sam nie wiedział czy ma się z tego powodu cieszyć czy raczej nie bardzo. Niestety nie znał swojej reakcji na tę sytuację.


      - Przepraszam cię, Harry… - szepnęła Jay a łza spłynęła jej po policzku. Szybko jednak ją starła. – Tak bardzo cię przepraszam.


      - Mamo. - wtrącił się Louis.


      - Powiesz mu, dobrze? – zwróciła się do syna. – Powiesz mu, że tu byłam, że przeprosiłam. Mogę cię o to prosić?


      - Oczywiście. Powiem mu. – zgodził się z uśmiechem.


      Kobieta puściła dłoń Harry’ego po czym wstała. Wszyscy skierowali na nią swoje zdziwione spojrzenia na co ona uśmiechnęła się lekko. Przetarła policzki po czym odparła:


      - Myślę, że powinniśmy się zbierać. Harry może się w każdej chwili obudzić i pewnie będzie chciał być sam… z tobą. – spojrzała na syna, na co on lekko kiwnął głową. Jak zwykle miała rację.


      Louis pożegnał się z rodzicami i siostrą i kiedy oni zniknęli za drzwiami pokoju szybko zajął miejsce na łóżku Harry’ego. Tak jak wcześniej Jay, chwycił chłopaka za rękę po czym ucałował jej wierzch.


      - Mam nadzieje, że wszystko słyszałeś. – uśmiechnął się. – A jeśli nie to opowiem ci ze szczegółami kiedy tylko się obudzisz. Kocham cię. – szepnął. Nachylił się do chłopaka i lekko musnął jego chłodne wargi. Wydawało mu się, że usta chłopaka jakby drgnęły… ale pewnie tylko mu się wydawało. Pogładził go jeszcze po policzku, następnie ułożył swoja głowę ostrożnie na klatce piersiowej Harry’ego; tak, by mógł słyszeć bicie jego serca.



                                                                      ||IIWYB||


      Louis poczuł jak coś, lub ktoś, bawi się jego włosami. W pierwszej chwili zignorował to, gdyż bardzo dobrze mu się spało i nie miał najmniejszego zamiaru przerywać swojej drzemki. Westchnął jedynie i zamlaskał będąc jeszcze pod wpływem snu po czym starał się znów odpłynąć. Kiedy jednak ciąganie za włosy nie ustało, rozchylił powieki i spróbował zorientować się gdzie przebywa. Wszędzie było biało... przypomniał sobie; był w szpitalu, u Harry'ego, najprawdopodobniej zasnął, teraz się obudził, ktoś bawił się jego włosami. Po dłuższej chwili zorientował się kto to mógł być. Uśmiechnął się do siebie po czym powoli podniósł się do pozycji siedzącej, a w międzyczasie usłyszał jęk zawodu jakoś tak troszkę za nim. Usiadł wygodnie i przetarł piąstkami zaspane jeszcze oczy. Kiedy doszedł do siebie jego wzrok zatrzymał się na Harrym, szczerzącym się do niego. 
   
      - Dzień dobry, LouLou. - szepnął chłopak zmęczonym głosem, bardzo delikatnym, wyczerpanym.

      - Hazz... - westchnął Louis z uroczym uśmiechem po czym rzucił się na chłopaka, biorąc go w ramiona i mocno tuląc do siebie. - W końcu się obudziłeś. - szepnął w jego włosy. Zacisnął powieki, bo czuł, że łzy znowu się zbierają. Nie wiedział czemu ale miał ochotę się rozpłakać. To chyba ze szczęścia.

      - Udusisz mnie. - jęknął cicho Harry i zachichotał uroczo. Louis odwzajemnił gest i zaraz odsunął się od chłopaka ujmując w swoje dłonie jak zawsze zimne dłonie loczka.

      - Przepraszam. - odparł po czym ucałował chłopaka w nadgarstek.

      - Jak długo spałem? - spytał Harry powoli siadając.

      - No dość długo. Ale to chyba dobrze. Odzyskałeś siły, prawda?

      - Nie wiem. I tak jestem zmęczony. - jęknął sfrustrowany na co oboje cicho się zaśmiali. - No pocałuj mnie! - krzyknął zniecierpliwiony a odpowiedzią Louis'ego był ciepły chichot. Przeczesał swoja grzywkę i przysunął się bardziej do chłopaka. Odgarnął mu z czoła niesfornego loczka na co Harry przymknął oczy. Louis zetknął razem ich czoła, nosem trącił nos chłopaka, aż w końcu przycisnął swoje wargi do młodszego.

      Dłuższą chwilę pocałunek był nieruchomy. Dociskali tylko usta do siebie coraz mocniej do czasu kiedy Louis poruszył swoimi. Ujął miedzy zęby dolną wargę Harry'ego a chłopak cicho jęknął. Zatriumfował w duchu po czym wśliznął się z językiem między rozchyloną buzię loczka. Koniuszkiem musnął jego język a zaraz owinął go całego swoim. Pocałunek był delikatny ale namiętny. Louis chciał pokazać Harry'emu jak bardzo cieszy się, że chłopak jest tu z nim.

      W końcu oderwali się od siebie a Louis jeszcze raz lekko musnął usta młodszego. Uśmiechnęli się do siebie. Na policzkach Harry'ego zagościły dwa rumieńce, które szybko zakrył dłońmi. Louis ponownie dzisiejszego dnia zachichotał ciepło a w dłoni wciąż trzymał dłoń loczka.

      - Obiecałem, że będę pierwszą osobą, którą zobaczysz i dotrzymałem słowa. - szepnął gładząc kciukiem wierzch dłoni chłopaka i patrząc prosto w jego oczy.

      - Kocham cię. - odparł cicho Harry a Louis zaraz odpowiedział tym samym.

      Jeszcze chwilę napawali się swoja obecnością do czasu kiedy szatyn stwierdził, że powinien poinformować lekarza, iż Harry już się obudził. Wyszedł jednak niechętnie na szpitalny korytarz w poszukiwaniu lekarza prowadzącego. Chwilę się kręcił dopóki nie trafił na jakąś pielęgniarkę imieniem Sally. Powiedział jej co i jak a ta szybko gdzieś popędziła twierdząc, że musi znaleźć doktora Michaela.

      Louis jedynie wzruszył ramionami, obrócił się na pięcie i wrócił do sali Harry'ego. Był jednak wolniejszy niż ta pielęgniarka Sally i lekarz Harry'ego. Jakim w ogóle cudem oni znaleźli się tu przed nim? Przecież się nie mijali... Louis stwierdził, że to bardzo dziwne po czym podszedł bliżej i zaczął obserwować całą sytuację.

      Mężczyzna badał Harry'ego, słuchał jego bicia serca i co tam jeszcze innego lekarze robią a pielęgniarka pytała chłopaka o różne rzeczy a jego odpowiedzi zapisywała prawdopodobnie na jego karcie pacjenta. Doktor stwierdził, że wszystko jest w porządku po czym poinstruował blondynkę co ma zrobić i wyszedł wcześniej posyłając Louis'emu szczery uśmiech.

      Sally wymieniła kroplówkę, poprawiła Harry'emu poduszkę i poprosiła by usiadł wygodnie. Louis zaraz znalazł się obok niego po drugiej stronie łóżka kiedy dziewczyna chwyciła w dłoń strzykawkę czego loczek bardzo nie lubi. Starszy trzymał go mocno za dłoń w momencie gdy pielęgniarka pocierała ramię chłopaka mokrym wacikiem, by mniej bolało. Zaraz w to miejsce przyłożyła igłę a Harry zacisnął mocno powieki. Zanim się zorientował było już po. Nawet go nie bolało. Był z siebie dumny. Sally pochwaliła go, że był taki dzielny za co on szczerze podziękował a Louis śmiał się cicho w swoją dłoń. Harry zmroził go spojrzeniem, szatyn automatycznie ucichł. Jednak w środku śmiał się jak głupi.

      - Jesteście tacy uroczy. - westchnęła blondynka. Zaraz podała loczkowi białą pigułkę i kubek wody. Chłopak szybko to pochłonął i rozluźnił się w swoim łóżku. Osunął się i zakrył po sama szyję ciepłą kołdrą po czym przymknął powieki. Czuł, że zaraz znów zaśnie.

      - Harry, zadzwonić do twojej mamy, by przyjechała? - spytała pielęgniarka zanim wyszła. Harry tylko kiwnął twierdząco głową. Kiedy kobieta zamknęła za sobą drzwi on westchnął głośno i odwrócił się w stronę Louis'ego. Uśmiechnął się sennie a chłopak przeczesał jego włosy.

      - Nie zasypiaj, skarbie. Wszyscy chcą się z tobą zobaczyć. - zaczął Louis.

      - Jacy wszyscy? Tylko mama ma przyjechać. - zauważył Harry zamykając oczy.

      - Hazz... Posłuchaj. - rzekł szatyn bardzo poważnie co nie umknęło uwadze loczka. W jednej chwili rozbudził się i spojrzał na szatyna z zaciekawieniem.

      - Stało się coś?

      - Nie. Nie, tylko... jest coś o czym musisz wiedzieć. - odparł. Harry nie odpowiadał więc kontynuował. - Przyjechał mój tata, i dziewczynki, i...

     
- Twoja... Twoja mama?

      - Tak.

      - Skąd wiesz? - Harry usiadł.

      - Bo była tu. Przeprosiła cię.


      - A ciebie? Wybaczyłeś jej?

      - Um... pamiętasz jak rano dostałem list? - Harry lekko kiwnął głową. - To mama napisała. Kiedy ty miałeś operacje przeczytałem go. Tam wszystko mi wytłumaczyła. Już wtedy jej wybaczyłem...

      - Okej... wow. To... wow.

      - Wiem. - Louis uśmiechnął się delikatnie. Usiadł na łóżku i spojrzał uważnie na Harry'ego. - Jeśli chcesz to dam ci go, żebyś przeczytał zanim przyjedzie.

      - Dobrze... Była tu, tak?

      - Tak. Przeprosiła cię. Widziałem, że naprawdę żałuje. - odparł na co brunet pokiwał rozumiejąc. - Porozmawiasz z nią? Obiecaj mi, proszę.

      - Louis. Obiecuję. Skoro ty jej wybaczyłeś ja też to zrobię. - rzekł Harry spokojnie i bardzo pewnie. To była prawda. Skoro Louis jej wybaczył on też jest gotów to zrobić. Uśmiechnął się do starszego po czym nachylił po ciepły pocałunek. - A teraz daj mi ten list.


                                                                          ||IIWYB||

 
     
Harry przeczytał go. Jay na prawdę napisała ten list. Na prawdę wszystko im wytłumaczyła, przeprosiła. Harry dłuższą chwilę nie potrafił dojść do siebie. Na początku ogarnęła go złość, bo cholera!, ona to zrobiła z własnego egoizmu! Nie liczyła się z uczuciami swojego syna! Harry szczerze miał ochotę jej przywalić. Ale potem złość sobie poszła i przyszło współczucie?, żal?, coś co sprawiało, że Harry miał ochotę tym razem przytulić kobietę. Ona po prostu się bała. Bała się, że straci swojego syna. I potem Harry był pewien, że poczuł ogromne współczucie, bo właśnie tak się zachowując straciła go. Zrobiło mu się szkoda kobiety. Był pewien, że gdyby miał dzieci również chciałby dla nich jak najlepiej i równocześnie chciałby, by one były przy nim.

      Westchnął głośno. Chciała dobrze... ale nie wyszło jej. Trudno. Każdy popełnia błędy. Ona tego żałuje. Wiedział to. A skoro żałuje zasługuje na przebaczenie. Więc Harry przemyślał to wszystko jeszcze raz. Wyliczył za i przeciw... Louis już jej wybaczył. A ona tu była kiedy Harry spał. Przeprosiła go. Louis mówił, że widać, iż żałuje. Nie było innego wyjścia. W sumie to i tak chciał to zrobić. Louis wybaczył Jay więc on też nie ma nic do stracenia. Kiedy tylko się tu pojawi powie jej, że nie ma jej tego wszystkiego za złe. Jest tylko matką, która chciała zatrzymać przy sobie swoje dziecko.

      - I co? - spytał Louis obejmując chłopaka w ramionach. Harry nie wiedział co powiedzieć. Nie wiedział jakich słów użyć, jakie słowa będą odpowiednie.

      Więc dłuższą chwilę się nie odzywał. Po prostu myślał. Do czasu kiedy niecierpliwy Louis szturchnął go w ramię. Harry zachichotał cicho po czym w końcu się odezwał. - Okej.

      A Louis wiedział jakiego typu było to okej. Doskonale znał tłumaczenie tego słówka. W nim zawierały się wszystko słowa, nieskładne zdania, które panoszyły się w główce Harry'ego. To słowo mówiło wszystko o czym Harry myślał, co chciał powiedzieć ale nie potrafił. A Louis doskonale je rozumiał. Nic więcej mu nie było trzeba. I Harry podziękował mu za to uśmiechem.

      - Jest w porządku. - mruknął Louis po czym ucałował loczka w skroń. Chłopak odnalazł jego dłoń pod ciepłą kołdrą i splótł razem ich palce. Ich serca zabiły szybciej. Byli szczęśliwi, wszystko było w porządku, byli razem i nic im więcej do życia nie potrzeba.

      Nagle w pokoju rozległo się ciche pukanie. Harry momentalnie spiął się na ten dźwięk ale kiedy do środka weszła uśmiechnięta Anne całe zdenerwowanie odeszło w niepamięć a on przygotował się do przytulenia mamy. Kobieta wręcz rzuciła się na syna tym samym nieświadomie odtrącając Louis'ego na co chłopak cicho się zaśmiał. Ona też tęskniła i bardzo się bała, pomyślał i pozwolił matce nacieszyć się synem.

       
      Anne gładziła Harry'ego po jego lokowanej główce a on odwdzięczył się tym samym pocierając jej plecy. Zaraz odsunęła się od niego i ucałowała go w policzek. Zostało na nim trochę jej szminki więc szybko naśliniła kciuk i starła czerwoną pomadkę na co Harry się skrzywił. Louis znów cicho zachichotał. Uważnie przyglądał się poczynaniom matki i syna co według niego było bardzo urocze. Może i Haz denerwował się niektórymi rzeczami ale tak na prawdę kochał to. Bo kochał swoją mamę i wszystko co dla niego robiła. Louis także ją kochał. 
      

      W końcu brunetka usiadła na skraju łóżka gdy do sali wszedł Robin. Odsunęła się minimalnie, by i on mógł przytulić syna. Serce Louis'ego rosło na ten widok. Jednak za chwilę mina mu zrzedła. Wiedział, że zaraz pojawi się Jay. I co Harry wtedy zrobi? Jak się zachowa? Jak zachowa się jego mama? Jak to wszystko będzie wyglądać? Czy Harry na pewno jej wybaczy tak jak mówił jemu? Jednym słowem obawiał się tej konfrontacji. I nie potrafił tego ukryć.

      - Lou? Co jest? - spytał Harry widząc zmartwioną minę szatyna. Chłopak nie zdążył odpowiedzieć, bo do pokoju znów ktoś wszedł. Wszyscy spojrzeli w tamtym kierunku. Cztery pary oczu zatrzymały się na drobnej sylwetce Jay. Kobieta speszyła się i spuściła wzrok na podłogę. Nie wiedziała jak się zachować, co w tej sytuacji będzie odpowiednie.

      - Hej, mamo. - zaczął Louis, by jakoś ją uspokoić. Resztę również.

      Jay momentalnie uniosła głowę do góry słysząc te słowa. Spojrzała na syna, który uśmiechał się do niej więc ona też się uśmiechnęła. Zaraz jej wzrok powędrował na Harry'ego siedzącego na łóżku, owinięty był białą pościelą. Patrzyła na niego dłuższą chwilę i poczuła, że oczy zachodzą jej łzami. Harry'emu zrobiło się szkoda kobiety. Miał ogromna ochotę ją przytulić więc wyciągnął ramiona w jej kierunku. Patrzyła na niego niepewnie i kiedy chłopak zachęcił ją słodkim uśmiechem szybko do niego podeszła. Usiadła na wcześniejszym miejscu Anne i mocno wtuliła się w chłopaka. Harry objął ją ramionami wokół talii a ona wybuchła płaczem. Loczek zachichotał cicho, bo cholera!, ona na prawdę żałowała. Pogłaskał ją po włosach i zaczął szeptać.

      - Ciii... Już dobrze. Niech pani nie płacze... - uśmiechnął się do Louis'ego, który odwzajemnił jego gest.

      Kobieta chwilę uspokajała się w jego ramionach. Odsunęła się od niego po czym przetarła mokre policzki i spojrzała na Harry'ego. Uśmiechał się do niej. Więc i ona się uśmiechnęła.

      - Już dobrze? - spytał brunet. Jay pokiwała krótko głową.

      - Przepraszam. - odparła. - Tak bardzo cię przepraszam, Harry. - zakryła twarz dłońmi i poczuła, że zaraz znów się rozpłacze.

      - Już w porządku. - Harry ponowie ją objął. - Jest w porządku. Wybaczam.

      - Na prawdę?

      - Tak, na prawdę. Wszystko już wiem. Rozumiem i wybaczam. - odparł spokojnie i pewnie. Kobieta odsunęła się od niego na bezpieczną odległość i znowu zaczęła mu się przyglądać.

      - Dziękuje. - uśmiechnęła się. Harry nie odpowiedział więc odezwała się znów. - Jak się czujesz?

      - Całkiem dobrze. Są ze mną ludzie, których kocham - spojrzał na Louis'ego - wiec jest wspaniale.

      - Awwww! Harry. - jęknął Louis siadając obok chłopaka po czym chwycił jego dłoń i splótł razem ich palce. Ucałował go w policzek i przeczesał jego loki na co trójka dorosłych westchnęła cicho.

      Rozległa się dziwna cisza. Wszyscy spojrzeli po sobie i nagle wybuchnęli śmiechem. W momencie drzwi od pokoju się otworzyły i najpierw wpadły dwie małe blondyneczki, zaraz za nimi jedna większa a jako ostatnie najstarsza z sióstr i ciotka Harry'ego. Bliźniaczki wskoczyła na łóżko chłopaka krzycząc głośno jego imię i mocno się do niego przytuliły. Natomiast dwie starsze podeszły do brata, by się z nim przywitać. Jednym słowem w sali zapanował chaos.

      - Próbowałam je powstrzymać ale tak bardzo chciały zobaczyć Harry'ego i brata. - odparła Cheryl próbując się wybronić z sytuacji. Miała przynajmniej dwadzieścia minut posiedzieć z nimi w bufecie, by dorośli załatwili swoje sprawy.

      - W porządku. Nic się nie stało. - mruknął Harry teraz tuląc Fizzy i Lottie a bliźniaczki przykleiły się do Louis'ego.


                                                                    ||IIWYB||


     
Rozmawiali długo. Nawet bardzo długo. Ponad dwie godziny o tym jak Harry się czuję, jak przebiegła operacja, jak im się podoba w Paryżu, o tym co zamierzają później. Bliźniaczki interesowały się niemal wszystkim i chciały znać każdy szczegół. Nie mogły odkleić się od Harry'ego i jego kabli na klatce piersiowej.

      Louis natomiast cieszył się, że wszystko było w porządku. Ciągle tylko przyglądał się Harry'emu i swojej mamie i temu jak rozmawiali. Cieszył się, że między nimi było już dobrze. Uśmiechali się do siebie, wysyłali sobie porozumiewawcze spojrzenia. Tak, Louis był szczęśliwy. A kiedy Jay zwracała uwagę na niego cieszył się jeszcze bardziej, bo odzyskał swoją mamusię. Naprawdę nie mogło być lepiej.

      Ich radosna pogawędka nie mogła jednak trwać za długo. Powoli czas odwiedzin się kończył a Harry dawał oznaki zmęczonego i powoli usypiał na ramieniu Louis'ego. Zaraz pojawił się lekarz prowadzący i poprosił całą "drużynę" o opuszczenie sali. Louis jednak wybłagał, by doktor pozwolił mu zostać. Mężczyzna miał pewne wątpliwości ale Harry również bardzo tego chciał, więc się zgodził. Poprosił tylko, by nie rozrabiali za bardzo podczas ciszy nocnej. Nie wiedząc czemu Louis odebrał to jako podtekst choć mężczyzna nie miał tego na myśli.

      Wieczorem, kiedy Harry już odespał półtorej godziny, razem z Louis'm leżeli na szpitalnym łóżku loczka. Tulili się do siebie pod ciepłą białą kołdrą. Harry trzymał głowę na ramieniu starszego a on obejmował go mocno w pasie. Co jakiś czas składał ciepłe buziaki na jego czole i urocze pocałunki na ustach. Nie rozmawiali. Przez długi czas panowała łagodna cisza między nimi. Po prostu nie czuli potrzeby rozmowy. Wiedzieli wszystko i bez tego. Bez słów, spokojnie przeżywali dzisiejszy dzień. A wydarzyło się naprawdę dużo.

      Harry mruknął coś niewyraźnie po czym przewrócił się bardziej na bok i schował twarz w zagłębieniu szyi Louis'ego. Ucałował mokrymi ustami delikatną skórę chłopaka co wywołało przyjemne dreszcze u niego. Za chwilę ciepłą dłoń wsunął pod koszulkę Louis'ego i zaczął masować opuszkami delikatne mięśnie jego brzucha. Chłopak zamruczał przymykając powieki i uniósł brzuch, by lepiej poczuć palce Harry'ego, bo cholera!, to było takie dobre... Jednak nie mogli robić niczego niestosownego na szpitalnym łóżku w szpitalu!

      - Haz. - jęknął szatyn. - Co ty wyprawiasz?

      - Nie podoba ci się? - zasmucił się młodszy i zaprzestał ruchów dłonią.

      - Nie, skąd. Jest bardzo miło... Ale co ty... - urwał kiedy chłopak zaczął bawić się gumką jego bokserek.

      - Mam na ciebie ochotę, LouLou. - zamruczał Harry wprost do ucha chłopaka.

      Penis Louis'ego lekko drgnął na te słowa. Boże, dlaczego Harry to robił? Dlaczego starał się go podniecić w takim miejscu? Czuł, że robi mu się niebezpiecznie gorąco na całym ciele. Wydawało mu się, albo inaczej, był pewien, że jego policzki przyozdobiły dwa rumieńce. Robili to zaledwie wczoraj a już go pragnął. Jednak na sama myśl miał ochotę zakopać się pod kołdrą. Może dlatego, że to złe miejsce na takie rzeczy i... zaraz. Harry jeszcze nie może! Nie jest na siłach. Musi się oszczędzać, dbać o siebie. Trzy i pół godziny temu wybudził się po operacji, która zakończyła się jakieś siedem czy, osiem godzin wcześniej. Nie był do końca pewien. Ale był pewien jednego - nie mógł teraz tego robić z Harrym. Ani innych podobnych rzeczy.

      - Harry, nie możemy... - szepnął wciąż nie potrafiąc dojść do siebie. Z całych sił starał się uspokoić swój organizm.

      - Dlaczego? - chłopak ponownie się zasmucił jednak tym razem nie przerywając pieszczot. Znów ucałował Louis'ego w szyję ale szatyn się nie poddawał.

      - Po pierwsze, nie możesz, bo nie masz tyle sił, skarbie. Widzę, że powoli zasypiasz. A po drugie, jesteśmy w szpitalu. A lekarz prosił, żebyśmy nie rozrabiali. - wybronił się Louis. Był z siebie dumny w pewnym sensie.

      Po chwili Harry cofnął rękę i spojrzał obrażony na Louis'ego. Wydął dolną wargę i to było tak cholernie słodkie, że szatyn nie potrafił powstrzymać uśmiechu. Harry prychnął na to i odwrócił się do niego plecami. Tommo zachichotał cicho - Haz czasami naprawdę zachowywał się jak dziecko mimo tych siedemnastu lat.

      - Harry. - mruknął z uśmiechem obejmując chłopaka w pasie. - Nie obrażaj się. Przecież dobrze powiedziałem. - ucałował go we włosy.

      - Wiem... - odparł loczek wciąż obrażonym głosem. - Masz rację. - westchnął. - Chyba zaraz zasnę. - przyznał starszemu a Louis znów cicho się zaśmiał ale nic nie powiedział.

      - Ale obiecaj mi - zaczął Harry po chwili ciszy - że kiedy wrócę do domu to będziemy się kochać.

      - Calutką noc. - zgodził się Louis sunąc nosem po karku loczka.

      Młodszy westchnął na to doznanie i odprężył się. Naprawdę czuł, że zaraz zaśnie. Powieki opadały za każdym razem kiedy je otworzył a ciało odmawiało posłuszeństwa. A świadomość, że Louis, był obok niego, a konkretniej za nim, obejmował go mocno i muskał ustami jego kark jeszcze bardziej sprawiała, że powoli zasypiał. Było mu tak dobrze, że nie chciał, by ta chwila się kończyła.

      - Louis... - mruknął dopóki jeszcze był wstanie myśleć i mówić.

      - Hm? - Louis poprawił się na swoim miejscu i brodę oparł o głowę chłopaka. Harry troszkę posmutniał, bo naprawdę podobało mu się to co szatyn robił jednak nie odezwał się na ten temat. To było mało ważne, zawsze mogę to powtórzyć.

      - Jutro przedzwonię do chłopaków. Powinni wiedzieć, że wszystko jest w porządku.

      - Tak, masz rację. - zgodził się starszy sennym głosem. - A teraz już śpij. Musisz mieć jutro dużo siły.

      - Mhm. - mruknął chwytając dłoń Louis'ego na swoim brzuchu i splótł razem ich palce. - Dobranoc.

      - Tak, branoc. - było ostatnim zdaniem tej nocy dopóki Louis za chwilę nie poczuł potrzeby powiedzenia Harry'emu coś więcej. - Kocham cię. - powiedział cicho, ale bardzo wyraźnie. Harry mu nie odpowiedział, spał już. Jednak Louis nie przejął się tym. Chłopak pewnie i tak usłyszał.