sobota, 11 maja 2013

Rozdział 12. - C'est la mort.

Hej Pieszczochy! Tak, wiem. Długo mnie tu nie było. Bardzo przepraszam. Byłam niesamowicie zajęta. W szczególności szkołą. Przygotowania do egzaminu i inne takie. Naprawdę nas męczyli i nie miałam praktycznie wgl czasu na pisanie. Wybaczcie. W wakacje postaram się Wam to zrekompensować.
Najpierw dodaje rozdział tu, bo ostatni był w lutym więc naprawdę długo czekaliście. Przepraszam za to. Ostatnio też wgl źle ze mną. Nie miejcie mi tego za złe. Teraz tylko cierpliwie czekajcie na rozdział PDC.
I oczywiście proszę o dużo komentarzy. Tak na zachętę :)
ENJOY!!!






                                                               *C'est la mort*

   
  Dochodziła godzina dziewiąta a pokój Harry'ego i Lou zaczęło wypełniać światło słoneczne powodując, iż loczkowaty zaczął się powoli przebudzać. Delikatnie uchylił powieki po chwili jednak je zamknął gdyż promienie oślepiły jego oczy. Przetarł powieki piąstkami po czym przeniósł się do pozycji siedzącej. Teraz już pewniej otworzył oczy i rozejrzał się dookoła. Zatrzymał wzrok na prawie nagim chłopaku. Louis leżał na brzuchu mając głowę ułożoną na dużej, białej poduszce a dłonie wsunięte pod nią. Grzywka opadała mu na nosek. Usta miał lekko rozchylone pochrapując cichutko. Miał na sobie jedynie czarne bokserki a jego opalona skóra idealnie kontrastowała z białą pościelą. Kołdra była skopana w sam kraniec łóżka, więc Harry stwierdził, iż Louis'emu było gorąco w nocy. W tym momencie dla niego chłopak wyglądał przesłodko.


      Czując lekki uścisk w żołądku nie czekając ani chwili dłużej ucałował Louis'ego w czoło zaczesując jego grzywkę za ucho po czym w samych bokserkach, jedynie mając na stopach puchate kapcie wyszedł z pokoju kierując się do kuchni.

      Znając swoich rodziców i wiedząc, że wstają bardzo wcześnie, zrezygnował z kuchni na własnym piętrze i zszedł na parter z nadzieję, że ich zastanie. Louis spał a on nie chciał siedzieć sam przy śniadaniu. Zawsze wolał chociażby posiedzieć z tą drugą osobą chociażby w ciszy. Dobra, tak naprawdę to Harry był bardzo gadatliwy i musiał mieć kogoś obok, do kogo mógłby gębę otworzyć. A skoro nie Lou to rodziców pomęczy.

      Wszedł do kuchni a w niej zastał ojca przy oknie popijającego kawę. Stanął przy nim ze świadomością, że tata go nie zauważył po czym szturchnął go lekko łokciem a Robin drgnął. Na szczęście kubek był zapełniony kawą jedynie do połowy więc nic się nie wylało. Mężczyzna odłożył naczynie na blat, o który się opierał i spojrzał na syna.

      -Co Ty wyprawiasz?! Chcesz, żebym zszedł na zawał?! - oburzył się patrząc na Harry'ego lekko zdenerwowany.

      -Tak w ogóle to dzień dobry, tato. - odparł z uśmiechem Haz ignorując uwagę ojca.

      -Taa, dzień dobry... - odpowiedział po czym usiadł do stołu. - Usiądź. - poprosił Harry'ego a kiedy ten wykonał polecenie zaczął. - Akurat o Tobie myślałem.

      -Tak?

      -Tak. A konkretniej o Tobie i Louis'im. - sprostował.

      -O mnie i Lou? - uśmiechnął się na wspomnienie swojego chłopaka. - Dlaczego?

      -Bo jakoś tak...wspominałem... I samo wyszło. - odparł miotajac sie trochę.

      -A o czymś konkretnym?

      -No o Tobie i Louis'im... Czy Wy...no, ten...o tym... No wiesz... - Robin jąkał się lekko zdenerwowany. To pierwsza taka rozmowa z Harrym na ten temat.

      -Nie, nie wiem. - zachichotał brunet. - Możesz jaśniej?

      -No, czy Wy...kochacie się? To znaczy, uprawiacie seks? - zapytał w końcu odwracajac wzrok. Nie wiedział, że to będzie takie trudne.

      -Nie! - Harry parsknął śmiechem. - Jeszcze nie...

      -No więc...posłuchaj. - mężczyzna westchnął głośno by po chwili kontynuować. - W życiu rodzica przychodzi taki moment, że musi porozmawiać o tym z dzieckiem. Więc chcę Ci powiedzieć...ja...nie wiem jak robi to dwóch chłopaków...ale wiem, że...będzie bolało...no i jeszcze trzeba...wiesz, zabezpieczyć się... No i...spokojnie, bo wtedy...

      -Tako, teraz Ty posłuchaj. - przerwał mu Harry śmiejąc się pod nosem. - Doceniam, że się troszczysz i w ogóle. To naprawdę miłe z Twojej strony, że chcesz pomóc, ale my; ja i Lou, wiemy jak sie kochać. Jesteśmy do tego przygotowani. Wiemy, że trzeba się zabezpieczyć, że trzeba podejść do tego spokojnie. - wytłumaczył ojcu Harry. - I chcę, żebyś wiedział, że w najbliższym czasie, jeszcze przed operacją, planujemy nasz pierwszy raz, chcemy sie kochać. - dodał z dumnym uśmiechem.

      -Aaa... - Robin chciał coś jeszcze dodać jednak powstrzymał się kiedy do kuchni wszedł Lou.

      -Dobry. - przywitał się z ojcem Harry'ego a mężczyzna kiwnął głową. - Hej, kochanie. - ucałował loczkowatego w policzek i usiadł obok niego. - Dlaczego zostawiłeś mnie samego? - spytał z pretensją.

      No bo...byłem głodny a chciałem Cię budzić. - wybrnił się. - No właśnie! Głodny! - przypomniał sobie po co tu przyszedł i od razu zajrzał do lodówki a Louis zachichotał cicho.

      Robin wstał od stołu i oznajmił chłopakom, że wraca do żony. Harry wyciągnął na blat cztery tosty po czym ruszył za ojcem doganiając go.

      -Tato. - zaczął. - Ale jeśli chodzi o te sprawy to widzę, że nieźle sobie radzisz mimo wieku. - uśmiechnął się łobuzersko.

      -O czym Ty mówisz? - spytał zdezorientowany.

      -O dzisiejszej nocy. Mamie się chyba podobało. - uniósł lewą brew ku górze a Robin rumieniąc się szturchnął syna w ramię i poszedł dalej.

      Harry wrócił do kuchni i dokończył robienie tostów w czasie kiedy Lou popijał ciepłą herbatę. Włożył tosty do opiekacza i usiadł obok chłopaka.

      -Wiesz, Skarbie. Podoba mi się tu. - przyznał Louis obracajac prawie już pusty kubek w dłoniach. Harry zerkając to na opiekacz to na Louis'ego, objął w pasie jego nagie ciało a głowę ułożył na ramieniu. Nie odzywajac się ani słowem pozwolił chłopakowi kontynuować. - Jest...naprawdę ładna pogoda. I jestem tutaj z Tobą, w Paryżu. Jest idealnie. - uśmiechnął się wtykając nos w loki chłopaka. - Chcę, żeby już zawsze tak było. - dodał szeptem. Momentalnie Harry odsunął się od niego. Spojrzał na niego oburzony, z żalem...w zasadzie to nie wiadomo jak na to zareagował tyle, że zareagował źle. To było widać. - Co? - spytał Lou nie wiedząc o co chodzi.

       -Nic - odburknął Hazz po czym wstał od stołu i wyszedł z kuchni szurając po podłodze swoimi puchatymi kapciami.
 
      -A tosty...? - zawołał za nim szatyn.

      -Zjesz sobie sam. Nie mam ochoty - odkrzyczał wyraźnie zdenerwowany.

      Louis jedynie westchnął na zachowanie ukochanego. Oparł się dłońmi o stół i spojrzał w dal zastanawiając się co go tak wkurzyło. Przecież nie powiedział niczego złego. To, że mu się tu podoba i chciałby, żeby już zawsze tak było wcale nie powinno go urazić. Przecież to miłe. Chociaż... Chcę, żeby już zawsze tak było. Powtórzył sobie to zdanie w głowie. I faktycznie. Mógł tym urazić Harry'ego. I to bardzo. Zawsze. Niepotrzebnie użył tego słowa. W tej sytuacji było nieodpowiednie. Ale przecież tego chciał. Miał skłamać? To też by było. Chociaż mógł inaczej to sformułować. Tak by nie skrzywdzić tym Harry'ego.

      Westchnął ponownie po czym wyłączył opiekacz. Nie zamierzał jeść tostów. Nawet nie był głodny. Po prostu, po chwili namyślenia ruszył do ich sypialni z nadzieją, że właśnie tam zastanie Harry'ego. Powinien go przeprosić. W pewien sposób skrzywdził go. A to nie dobrze. Bo Loczek jest bardzo wrażliwym chłopakiem. Louis wie, że każde, źle wypowiedziane słowo jest w stanie go urazić.

      Zapukał cicho i nie słysząc żadnej odpowiedzi wszedł do środka. Harry siedział skulony na łóżku i łkał cichutko. Przerażony Lou szybko znalazł się obok ukochanego. Przytulił go do siebie a on wcale nie protestował. Ucałował go we włosy i zaczął głaskać delikatnie po plecach.

      -Shhh... - szepnął do niego ponownie składając ciepły pocałunek na jego lokatej główce.

      -Przecież wiesz, że długo mnie tu nie będzie - odparł tuląc się do piersi chłopaka.

      -Wiem. Przepraszam kochanie. Nie pomyślałem...że to tak zabrzmi. Wcale nie to miałem na myśli. Naprawdę przepraszam - odsunął od siebie Harry'ego i starł łzy z jego policzków.

      -Mhmm... - odszeptał Hazz po czym uśmiechnął się delikatnie - Ale to zabolało.

      -Prze... - Lou ponownie chciał przeprosić ale Harry przerwał mu zatykając jego usta swoimi.

      -Wybaczam - odparł w przerwie loczkowaty po czym znów wpił się w usta chłopaka.

      Naparł na niego całym ciałem co sprawiło, że Lou upadł na plecy a on na niego. Nie przerywając pocałunku usiadł na nim okrakiem i począł delikatnie suwać opuszkami po jego brzuchu. Louis westchnął cicho w jego wargi. Objął Harry'ego rękoma w pasie i przyciągnął bliżej siebie. Jedna dłoń powędrowała do góry i palce wplotły się w jego loki. Kiedy zachłannie się całowali ręka Louis'ego momentalnie znalazła się na  pupie Harry'ego a palce delikatnie zacisnęły na krągłym pośladku. Hazz jęknął zadziornie i zassał skórę na szyi chłopaka kiedy jego dłoń wsunęła się pod czarne bokserki Stylesa.

      -Lou, chyba nie zamierzasz teraz... - zaczął Harry ale ktoś mu niespodziewani przerwał. Drzwi do ich sypialni otworzyły sie z hukiem.

      -Chłopaki, zamierzacie później... - do pokoju weszła Anne urywając swoja wypowiedź na widok chłopaków. Harry momentalnie zszedł z Louis'ego i zakrył się kołdrą - Ja... Przepraszam - zarumieniła się po czym zakrywając dłonią oczy wyszła z pokoju.

      Hazz nadal nie wychodził spod pierzyny. Zawstydzony ukrywał się mimo, że Louis ze śmiechem prosił go by przestał się wygłupiać. Próbował zedrzeć z niego nakrycie ale Loczek był za silny dla niego.

      -Harry. Przestań. Przecież nic takiego się nie stało - zauważył szatyn potrząsając chłopakiem i śmiejąc się po nosem.

      -Moja mama nas widziała - odarł Harry coraz mocniej ściskając w dłoniach kołdrę.

      -I co z tego? Pewnie jeszcze nie raz zobaczy - zapewnił go Louis w końcu zdejmując z niego pościel - No weź - chwycił go w swoje ramiona i przytulił mocno - To nic strasznego. Wiem, że teraz nie łatwo Ci się będzie jej pokazać ale takie życie, Skarbie - zaśmiał się dźwięcznie całując go ramię.

      -Nie mów tak - oburzył się Loczek wyrywając się z jego uścisku.

      -Jak?

      -Takie życie. Co to w ogóle znaczy? Jakie życie? - zaczął wymachiwać rękoma.

      -No takie właśnie - odparł Lou uśmiechając się ciepło.

      -Oj przestań - Harry wstał z łóżka i ruszył do drzwi z zamiarem opuszczenia pokoju. Nie było mu to dane gdyż Louis za chwilę pobiegł za nim i zatrzymał go obejmując go w pasie. Położył podbródek na jego ramieniu i ucałował w miejsce za uchem na co Harry delikatnie zamruczał.

      -Ja pójdę spytać się Twojej mamy co chciała  - wyszeptał - a Ty się ubierz i zejdź za chwilę na dół. Dobrze? - poprosił a brunet delikatnie przytaknął głową.


      Powoli zbliżała się godzina osiemnasta. Po obiedzie Harry zadzwonił do chłopaków a Louis do swoich sióstr. Zayn, którego numer Hazz wybrał jako pierwszy, powiedział, że bardzo tęskni, najbardziej ze wszystkich. Następnie był Niall, który nie chciał się rozłączać. Zaszantażował Harry'ego, że się rozpłacze a wszystko skończyło się śmiechem i słowami, że oboje tęsknią. Na końcu był Liam. Chłopak kazał przekazać pozdrowienia wszystkim od niego i Danielle. Poprosił by Harry przekazał Louis'emu by ten dbał o Loczka. Styles jednak zapewnił Payne'a, że Lou doskonale o tym wie.

      Louis natomiast zadzwonił do Lottie, która zebrała wszystkie dziewczynki. Siostry płakały i wciąż powtarzały, że tęsknią i czekają aż brat wróci. Mówiły, że jest strasznie nudno bez niego. A Louis nie mógł powstrzymać łez, które wręcz cisnęły mu się do oczu. On również tęsknił. Bardzo mocno. Na szczęście obok znalazł się Harry, który od razu przytulił do siebie chłopaka. Brunet pozdrowił dziewczynki od całej rodziny a one pozdrowiły jego. Loczek zapewnił je, że zajmie się Louis'im i poprosił by spokojnie czekały na niego.

      Po kolacji natomiast Harry i Louis wybrali się na miasto. Postanowili zwiedzić Paryż, tak jak chciała Anne, wieczorem. Oczywiście ona i Robin chcieli im towarzyszyć. Jednak Louis szybko wybił im to z głowy, zapewnieniami, że mają zamiar przejść całe miasto i więc małżeństwo z pewnością szybko się zmęczy.
Przekonało ich to i postanowili, że zrobią sobie romantyczną kolację w domu.    
   
      -Louis, jesteś niesamowity - stwierdził Harry kiedy oboje wyszli z domu - Mi nigdy by się to nie udało.

      -Musiałem coś wymyślić, żeby z nami nie szli. Chcę ten czas spędzić z Tobą. Twoi rodzice nie są nam do tego potrzebni - uśmiechnął się delikatnie całując Harry'ego w policzek. Ujął jego dłoń kiedy weszli w ruch uliczny.

      -Lou... - szepnął Harry spoglądając na Louis'ego, który dumnie szedł do przodu ze swoim chłopakiem.

      -Chyba się mnie nie wstydzisz? - spytał szatyn zatrzymując się na chodniku. Kilkoro ludzi spojrzało na nich niemiło, gdyś torowali przejście.

      -Nie - Styles szybko zaprzeczył.

      -Więc... - przeciągnął samogłoskę. Rozejrzał się dookoła po czym wzruszył ramionami a następnie przybliżył się do Harry'ego i musnął jego wargi swoimi - Więc chodź - dokończył pociągnąwszy chłopaka za sobą.

      Oboje stanęli przed wieżą Eiffla. Ich głowy automatycznie zadarły się do góry. Żaden nie mógł wydobyć z siebie słowa. Nocą wieża wyglądała niesamowicie cała oświetlona. Z ust Louis'ego wydobyło się ciche westchnięcie. Londyn uważał za naprawdę piękne miasto. Mieszkał tam od urodzenia ale jednak wciąż zdarzało mu się zachwycać tym miastem. Jednak teraz był pewien, że Paryż jest piękniejszy. Przynajmniej dla niego. W końcu nigdy tu nie był. To jego pierwszy raz...przed wieża Eiffla.

      Poczuł jak Harry wtula się w niego. Szybko odwrócił się w jego stronę i szybko objął ramionami. Ucałował go we włosy po czym wetknął nos w zagłębienie jego szyi. Musnął wrażliwą skórę po czym odsunął od siebie chłopaka. Spojrzał na niego uśmiechając się ciepło. Wierzchem dłoni przejechał po policzku Harry'ego następnie wpijając się w jego malinowe wargi. Kiedy chłopak rozchylił delikatnie wargi by zaczerpnąć powietrza Lou wykorzystał moment i wsunął do środka język. Harry jęknął cicho i wplótł palce we włosy Louis'ego. Szatyn momentalnie odsunął się od chłopaka kiedy ktoś szturchnął go w ramię. Odwrócił się i spojrzał złośliwie na niechcianego osobnika.

      -Przepraszam - zaczął mężczyzna w czarnym garniturze i granatową muszką pod szyją pod kolor kwiatka w kieszeni marynarki po lewej - Pan Styles i pan Tomlinson? - spytał a Harry i Lou wciąż nie wiedząc o co chodzi przytaknęli - W takim razie zapraszam za mną - odparł ostatni raz po czym odwrócił sie na pięcie i ruszył w stronę wieży.

      Harry zdenerwowany i lekko przestraszony spojrzał na Louis'ego. Chłopak tylko się uśmiechnął i chwyciwszy dłoń ukochanego pociągnął go za sobą.

      -Lou, ale ja się boję - jęknął przestraszony.

      -Czego, Skarbie...? - spytał obejmując chłopaka w pasie.

      -Tego gościa. Skąd wie jak się nazywamy? A jeśli to jakiś bandzior? - zatrzymał się zerkając na faceta, który czekał na nich pod wieżą.

      -Bandzior? Harry, przesadzasz. On mi wygląda co najmniej na kelnera. Założę się, że Twoi rodzice to ukartowali - uśmiechnął się do ukochanego a ten westchnął jedynie - No chodź - ucałował go delikatnie w dłoń i ponownie pociągnął za sobą.

      Będąc już prawie na samej górze kelner zaprosił ich do stołu. Usiedli na przeciwko siebie a kiedy spojrzeli po sobie mężczyzna nalał im do kieliszków czerwonego wina.

      -Przepraszam - Lou zwrócił się do faceta - O co tu chodzi?

      -Rodzice pana Stylesa zorganizowali na dla panów kolacje. A ja będę panom usługiwał - odparł grzecznie kelner.

      -Ale po co? - wtrącił się Harry.

      -Niestety z takimi pytaniami to już nie do mnie. Przykro mi - odparł po czym odszedł.

      -Mówiłem, że to Twoi rodzice? - zauważył Lou uśmiechając się dumnie.

      -Tak, tak - Harry machnął ręką po czym chwycił kieliszek zapełniony do połowy czerwonym trunkiem i uniósł go do góry - Za nas?

      -Za nas - zgodził się Lou z uśmiechem po czym stuknął się szkłem z Harrym a następnie upił łyk wina. Odstawił kieliszek na stół, odsunął się z krzesłem, wstał i podszedł do Loczka. W jednej chwili chłopak pomyślał, że Louis ma zamiar się mu oświadczyć ale szybko wybił sobie to z głowy kiedy szatyn wystawił w jego kierunku swoją dłoń. Chwycił ją po czym wstał i ruszył za chłopakiem.

       Louis zatrzymał się przed poręczą. Natomiast Harry zatrzymał się troszkę dalej. Miał lęk wysokości a tu było naprawdę wysoko. Bał się podejść. Spojrzał przerażonym wzrokiem na ukochanego po czym odwrócił głowę. Szatyn westchnąwszy podszedł do chłopaka. Obszedł go od tyłu i objął rękoma w pasie. Podbródek położył na jego ramieniu i ucałował w ucho.

      -Nie bój się, Skarbie. Ja cały czas jestem obok. Po prostu...chodź - poprosił szeptem muskając delikatnie wargami szyję chłopaka.

      -Boję się... - jęknął Harry chwytając ręce Lou na jego pasie.

       -Nie ma czego - ucałował go w policzek - Zamknij oczy - poprosił a po chwili Harry przymknął powieki - Nie bój się. Jestem tutaj. Przytulam Cię więc nic Ci się nie stanie - odparł robiąc razem z chłopakiem krok do przodu - Spokojnie - wyszeptał ciepło kiedy już oboje stali przy poręczy. Lou zabrał ręce z pasa chłopaka po czym ujął w dłonie jego i położył je na metalowej rurze - A teraz otwórz oczka - poprosił a Harry go posłuchał. Kiedy obrzucił spojrzeniem widok Paryża z kilkuset metrów jęknął przestraszony po czym próbował się wyrwać z uścisku Louis'ego - Kochanie, spokojnie. Jestem tutaj. Nic Ci nie grozi - powiedział ciepło Lou próbując uspokoić chłopaka. Kiedy Harry rzucił się w ramiona Louis'ego ten zachichotał cicho. Pogłaskał go po plecach i ponownie odwrócił w stronę Paryża - Proszę. Zrób to dla mnie - tym razem rzekł bardzo poważnie a wtedy Harry już spokojnie stanął przed poręczą. Lou znów objął go w pasie i spojrzał na miasto - Otwórz, proszę, oczy - szepnął. Harry rozchylił powieki. Rozejrzał się po Paryżu wciąż się uspokajając. Westchnął a po chwili się uśmiechnął - I co? Chyba nie było tak źle...? - szepnął a Hazz zaprzeczył głową - Pięknie, prawda?  - spytał a Loczek odchylił głowę do tyłu kładąc ją na ramieniu Louis'ego.

      -Jest cudownie - odparł a po chwili szatyn musnął delikatnie jego wargi - Naprawę cudownie.

>>zapytaj postaci<<
>>zapytaj autorkę<<