czwartek, 27 grudnia 2012

Rozdział 10. - Somewhere only we know.

      No dobra Pieszczochy ! Skończyłam rozdział i mam ogromną nadzieje, że spodoba się Wam tak jak mi, bo szczerze mówiąc jestem z niego dumna. Na prawdę mi się podoba jak poprzedni. Jest taki pełen...Larry'ego. Taki kochany i przesłodzony, ale w końcu o to mi chodziło. ;)
      Jak przeczytacie to od razu komentarz, bo pamiętajcie, że to od Was zależy co będzie następnym razem. Im więcej komentarzy tym ja mam większą ochotę do pisania. Błagam, komentujcie !!!  A zaraz po tym na tumblra zadawać pytania chłopakom ! ;3
      Jak większość zauważyła może i nawet przeczytała - napisałam ONE-SHOTA. Będzie on miał trzy części, jeśli w ogóle chcecie go czytać - to od Was zależy. Więcej informacji na ten temat zdobędziecie na moim tumblr'erze i jeśli będziecie pytać ;) Zaplanowałam też kolejnego ONE-SHOTA  Ja zawsze pozwolę Ci wrócić. Tylko nie wiem czy za trzecim razem jeszcze będę… Napiszę go jak skończę They don't know about us i I think I wanna marry you. Mam nadzieje, ze Wam się podoba i jesteście ze mnie dumni. Ja, nie chwaląc się, jestem zajebiście dumna !!! ;)
      No to chyba tyle co miałam Wam do przekazania. Jeśli chcecie się o czymś dowiedzieć to wpadajcie wiecie gdzie. Informacje macie w INFO po prawej stronie ;) A teraz
      ENJOY !!!




                                                       *Somewhere only we know*
     
       Chłopki usiedli w dogodnym dla siebie miejscu, z dala od rodziców oczywiście. Nie mięli problemu z doborem miejsca, gdyż Anne i Robin usiedli na samym początku a wolnych zostało jedno miejsce na przodzie, dwa na środku i jedno z tyłu. To wiadome, że wybrali to z tyłu. Idealne miejsce. Nikt nie przeszkadza, nie zagląda, żadnych intruzów, którym przeszkadzałoby, że Hazz i Lou trzymają się za ręce. Mogli spokojnie być sobą przez najbliższe ponad dwie godziny.

      Rozsiedli się wygodnie. Louis przy oknie, Harry zaraz za nim, a ostanie miejsce pozostało wolne. Na wypadek gdyby ktoś chciałby się dosiąść. No i oczywiście też dlatego, że po lewej stronie samolotu były po trzy fotele a ich było tylko dwóch. Mogliby oczywiście zastawić miejsce obok nich bagażami ale żadnych nie mięli. Stwierdzili, że nic nie będzie im potrzebne przez czas lotu tylko oni sami. Więc wszystko co zabrali ze sobą do Paryża jest w dolnej części pokładu, w magazynie na bagaże. Teraz żałowali tego, bo w każdej chwili może tam usiąść jakiś gbur, który będzie się na nich krzywo patrzył albo w ogóle nie będzie patrzył tylko zrobi aferę na cały samolot. A może jednak dosiądzie się jakaś miła staruszka z pieskiem. Albo dwudziestoletnia blondynka w pastelowej sukience. Albo jeszcze jakiś emo lub punk. Jednak Harry wciąż był przekonany, że będzie to z pewnością homofob. Nie chciał by taka osoba przy nim siedziała. Wolałby już siedzieć przy oknie, chociaż to nie był dobry pomysł, bo przy oknie robi mu się niedobrze.

      Usiadł na swoje miejsce zdenerwowany i cały roztrzęsiony. Nie mógł ogarnąć myśli. Bał się, że jak ktoś z pasażerów lub obsługi zauważy, że on i Louis są razem, że to para gejów to wyrzucą ich z pokładu. W jego głowie pojawiały się najczarniejsze scenariusze. Sam nie był do końca pewien dlaczego tak myśli. Czemu coś takiego gości jego wyobraźnie. Może to nie chodziło o strach przed ludźmi, którzy ich nie tolerują a może jednak strach przed samym lotem. W końcu Harry po raz pierwszy leciał samolotem. Albo może jednak to był strach przed operacją, która czekała go za jakiś tydzień. Nie wiadomo. W każdym razie czegoś się bał i chciał by Louis go uspokoił.

      Wziął głęboki wdech. Chwycił pas po swojej lewej stronie i zaciągnął go w prawo w calu zapięcia go. Najpierw pas się zaciął gdyż Harry za mocno ciągnął. Potem zwolnił i wyciągnął go już bez problemów. Ale za to kłopot pojawił się gdy chciał trafić w uziemienie. No właśnie nie mógł trafić. Ręce mu się trzęsły i nie potrafił. Za dużo tego wszystkiego. Za dużo stresu jak na takiego młodego chłopaka, na dodatek chorego. Natłok głupich myśli zaczął go denerwować. W momencie jego oczy stały się przeszklone a broda zaczęła się trząść. Wciąż starał się zapiąć. Louis zauważył zły stan ukochanego i szybko chwycił go za nadgarstki. Harry momentalnie się uspokoił i przestał na chama wpychać zapięcie. Spojrzał na szatyna, który z uśmiechem wyjął pas z jego, jak zawsze zimnej dłoni jednak nie patrząc na niego. To dobrze, gdyż inaczej zauważyłby łzy, które pojawiły się w ochach Loczka.

      -Spokojnie. - szepnął uśmiechnięty Louis zapinając chłopaka. Spojrzał na niego przelotnie, następnie na pas po czym wrócił wzrokiem na twarzyczkę młodszego. Patrzył na niego z ogromnym zatroskaniem i przerażeniem. Chwycił go za zimną dłoń i spojrzał w jego mokre oczy. - Co się stało, Słońce? Czemu płaczesz ? - zapytał przytulając jego główkę do piersi i gładząc dłonią jego plecy. Cały drżał a Louis na prawdę bał się o niego. - Hym ? Hazz, stało się coś ? - ponowił pytanie a loczkowaty odsunął się od niego. Rękawem wytarł łzy spływające po jego czerwonym policzku. Jego broda znów zadrżała a usta ułożyły się w podkówkę.- No, Harry, powiedz mi. -szeptał by nikt go nie usłyszał ale za to Styles słyszał go idealnie. Spuścił głowę w dół ale Louis za chwilę przyłożył dwa palce do jego brody i uniósł ja do góry tak, że młodszy spoglądał w jego zmartwione oczy. Nie wolno pominąć faktu, iż żaden z nich nie chciał aby ktokolwiek zauważył tą zaistniałą sytuacje. - Harry, proszę Cię. - znów szepnął a Hazz westchnął głośno na znak poddania się.

      -Ja... - ponownie westchnął jak i ponownie spuścił głowę.

      -Hazz, nie ma się czego bać. - odpowiedział Lou jakby czytał w jego myślach. Skąd wiedział, że Loczek się czegoś boi. Chłopak momentalnie uniósł głowę do góry słysząc jego słowa, które go zadziwiły. - Na prawdę. - uśmiechnął się i przetarł kciukami jeszcze mokre policzki Harry'ego.

      -Skąd Ty... - zaczął ale Lou przerwał mu przykładając palec wskazujący do jego ust. Uśmiechnął się zadziornie i przybliżył swoją twarz do jego.

      -Ja wiem wszystko, Kocie. - szepnął bardzo cicho przykładając wargi do jego ucha tak, że ich policzki się dotykały po czym zabrał palec z ust chłopaka i musnął je delikatnie. Odsunął się od niego, spojrzał w jego oczy a następnie znów musnął jego usta, tym razem troszkę dłużej.

      -Przepraszam. - słysząc wysoki kobiecy głosik natychmiastowo oderwali się od siebie. Spojrzeli na kobietę ; Louis z ciekawością a Harry natomiast ze strachem.

      Dziewczyna okazała się być stewardessą. Była to wysoka blondynka o niesamowicie błękitnych oczach. Choć Louis i tak był pewien, że z pewnością nie miała piękniejszych oczy od Nialla. Dziewczyna miała na sobie granatowy uniform a na szyi związaną żółtą chustkę. Zaynowi z pewnością wpadłaby w oko, była w jego typie. Uśmiechała się słodko do chłopaków lekko zawstydzona, iż przyłapała ich na pocałunku. Zdradziły ją te rumieńce, które wyraźnie odznaczały się na jej bladej cerze. Louis'emu zrobiło się tak przyjemnie w środku, Harry natomiast był przerażony.

      -Tak ? - spytał szatyn odwzajemniając uśmiech i mocno ściskając już cieplejszą dłoń ukochanego.

      -Podać coś do picia ? - wskazała dłonią na stolik na kółkach. Stały na nim plastikowe kubki włożone jeden w drugi, na oko było ich ze trzydzieści.  Za kubkami stało sześć butelek. Były zapełnione co rusz innymi napojami o kolorach tęczy.

      -Nie, chyba nie. Ale mam ochotę na ciasto, a Ty Hazz ? - odpowiedział z niekrytym uśmiechem na pytanie Vanessy, bo takie imię widniało na jej srebrzystej plakietce na prawej piersi i od razu zagadnął zestresowanego Harry'ego.

      -Um...ja też. Yyyy...szarlotkę. - odparł odwracając głowę w stronę Lou i wbił wzrok w jego place mocno trzymające jego dłoń. Louis spojrzał na niego i uśmiechnął się pod nosem widząc jak się zawstydził. Lubił go takiego, takiego słodkiego, uroczego z rumieńcami na policzkach - tak jak dziś, jak w tej chwili.

      Wolną dłoń położył na jego głowie palce wplatając w jego loki i położył ją na swoim ramieniu po czym ucałował go we włosy. Vanessa przyglądała sie temu z niezwykłym zaskoczeniem ale i z fajnym uczuciem na sercu. Pracuje jako
stewardessa od sześciu lat ale pierwszy raz widziała taki uroczy widok. Jeszcze nigdy nie widziała, żeby pary hetero okazywały sobie uczucia tak jak oni a co dopiero homo. Wciąż uśmiechała się i spoglądała na nich nie mogąc oderwać od nich wzroku.

      -No to dwie szarlotki poprosimy. - odparł Lou głaskając Harry'ego po plecach. Mocniej ścisnął jego dłoń a dziewczyna przytaknęła po czym odeszła pchając przed siebie wózek z napojami.

     


      Lecieli już dosyć długo. Harry zasnął na ramieniu Lou i nawet nie zjadł swojej szarlotki. Louis ja dokończył, gdyż wiedział, że jego chłopak nigdy nie jest głodny kiedy się obudzi. Gdyby ją zostawił to po prostu to dobre ciasto by się tylko zmarnowało. Nie mógł by na to pozwolić. Niall go tego nauczył - nie marnuj jedzenia, jedz wszystko co jadalne.

      Louis wpatrywał się w śpiącego chłopaka jak w obrazek, jak w jakieś dzieło sztuki wykonane przez Boga. Prawdę mówiąc szatyn go za to uważał. Był on dla niego najpiękniejszą istotą żyjącą na tym durnym świecei. Nie mógł oderwać od niego wzroku. Położył głowę na jego kręconej czuprynie i przymknął oczy. Harry poruszył sie lekko i uwolnił swoją dłoń z uścisku Louis'ego po czym owinął ja sobie wokół brzucha a szatyn położył rękę na jego kolanie.

      Czuł, że też jak Hazz, zaraz zaśnie. Powoli odpływał mając przy sobie miłość swojego życia, czując ten słodki zapach jego loków. Chciał się wybudzić ale powieki robiły się takie ciężkie, że za nic nie mógł ich podnieść. To przez Harry'ego. Z błogim uśmiechem na ustach już prawie zasypiał., jednak ktoś musiał to przerwać.

      -Przepraszam. Brat mi dokucza. Mogę się dosiąść na chwilę ? - zapytała niziutka brunetka, na oko w wieku Harry'ego. Louis drgnął słysząc ją po czym zerwał się i spojrzał na nią. Była tak uracza zarkając do przodu i wytykając język, zapewne bratu, że Louis nie miał serce jej odmówić. Kiwnał głową na wolny trzeci fotel a dziewczyna usiadła z ogromną ulgą i uśmiechem na ustach.

      -Dzięki. Jestem Kate. - przywitała się szepcząc, widząc, że chłopak w lokach śpi. Podobnie jak Vanessa uśmiechnęła się uroczo widząc taki słodki widok.

      -Louis. - odpowiedział szatyn. Spojrzał na Harry'ego jakby się nad czymś zastanawiał po czym wrócił wzrokiem na dziewczynę i spojrzał w jej wyraziście czekoladowe oczy. - A to Harry. - poprawił dłoń na jego kolanie. - Mój... - urwał nie widząc co powiedzieć. Zastanawiał się czy przyznać obcej dziewczynie, że jest gejem.

      -Brat. - zasugerowała Kate spoglądając na śpiącego chłopaka. Jednak czuła, że się myli widząc dłoń Louis'ego na jego kolanie.

      -Nie...chłopak. - musnął palcami rękę Harry'ego po czym splótł ich dłonie.

      -Dziwne. - dziewczyna zrobiła śmieszną minę a Louis nie widział czy się zaśmiać czy może jednak bać. Wiadomo, że dziewczyny są nie do odgadnięcia. Po prsotu nie wiedział jak zareagować i spuścił wzrok. - Mogłabym przysiąc, że jesteście braćmi... - uśmiechnęła się szeroko
pocierajac placami brodę jakby się nad czymś zastanawiała oczwyiście w geście rozbawienia Louis'ego, gdyż zauważyła, że powiedziała coś nie tak, bo szatyn szatyn się zadumał.

      -Heh...czemu ? - zapytał Louis uśmiechając się nieśmiało.

      -Jak dla mnie jesteście do siebie podobni.

      -Podobni ? Czy ja wiem... - odpowiedział ze szczerym uśmiechem. Wiedział, że dziewczyna kłamie i od razu wiedziała, że nie sa braćmi. Nie mogła przecież stwierdzić, że są do siebie podobni gdyż nie widziała twarzy Harry'ego. Louis jednak pominął to, bo dziewczyna była dla niego miła. Nie mógł tego popsuć.

      Minęła dłuższa chwila a Hazz zaczął się wiercić
. Był to znak, iż się budzi. Otworzył powoli oczy, podniósł głowę z ramienia chłopaka i jeszcze zaspanym wzrokiem spojrzał na niego. Przysunał twarz do twarzy Lou i jeszcze raz spoglądając w jego niebiesko-zielone źrenice wpił się z tęsknotą w jego wąziutkie i malinowe usta, niezauważając koleżanki siedzącej obok niego, która z fascynacją przyglądała się zaistniałej sytuacji.

      -Chciałabym, żeby mój chłopak tak mnie witał, zawsze kiedy się obudzę. - westchnąęła głośno Kate. Hazz nieco przestraszony odkleił się od warg Louis'ego i odwrócił się. Zrobił duże oczy a jego serce zaczęło bić szybciej. Louis ścisnął mocniej jego dłoń, by dodać mu otuchy. Ten gest mówił Spokojnie, Harry.

     
-Hej, Harry. Jestem Kate. - zachichotała i podała mu rękę. Hazz już trochę uspokojony przez ukochanego, który oparł głowę na jego ramieniu i szepnął, że to koleżanka, ścisnął jej dłoń.

      -Skąd znasz moje imię ? - zapytał zaskoczony kurczowo trzymając się Louis'ego.

      -Louis Cię przedstawił. - wskazała na szatyna a uśmiech za nic nie chciał zejść z jej twarzy. Jej pogoda ducha zaraziła Harry'ego, który już za chwilę szeroko się uśmiechnął.

      -Tak ? - odwrócił się do Lou a on ucałował go w policzek. - To ile ja spałem ?

      -No trochę. Ale spokojnie, szarlotka się nie zmarnowała. - wyszczerzył do niego białe ząbki a Harry zachichotał przypominając sobie Nialla.

      Proszę zapiąć pasy. Zbliżamy się do lądowania.

     
Usłyszeli miły i ciepły głos z pewnością pilota samolotu. Kate musiała już wrócić do sibie. Pożegnała się z chłopakami i pobiegła na swoje miejsce śmiejąc się głośno. To na prawdę zwariowana dziewczyna. Louis natomiast zapiął pasy jak prosił kapitan a Harry już od początku był zapięty przez swojego chłopaka. W momencie oboje spojrzęli na siebie uśmiechając się uroczo jeden do drugiego.

      -Zaraz będziemy w Paryżu. - stwierdził uradowany Harry mocno ściskając dłoń ukochanego. Przybliżył swoją twarz do twarzy Lou, który zrobił to samo i złączyli swoje usta w długim i czułym pocałunku. Paryż kilka albo i kilkanaście kilometrów pod nimi czekał na tą niezwykłą parę. Czekał, aż ta dwójka nim zawładnie i pokaże innym mieszkańcom miasta miłości co to znaczy kochać, co to znaczy żyć...


___________________
Tak wiem, trochę krótki ale co tam. Ważne, że jest, prawda ? ;3
   

wtorek, 27 listopada 2012

Rozdział 9 - Teenage Dream

        Dobry wieczór Pieszczochy ! W końcu mi się udało skończyć ten rozdział. I szczerze mówiąc jestem bardzo z siebie zadowolona. Ten rozdział to chyba mój ulubiony. Jestem z niego dumna, bo serio mi się podoba jako jeden z nielicznych. Jest w nim bardzo mało dialogów i dużo opisów co mnie niesamowicie jara. ;D Mam nadzieje, że Harry i Lou są dumni ze swojej szurniętej shiperki, która pisze o nich opowiadania, jest w stu procentach pewna, że oni każdą noc spędzają razem w łóżku uprawiając dziki i namiętny seks, a jej największym marzeniem jest to, by w końcu się odważyli powiedzieć światu, że się kochają. :)
      W zasadzie to nie mam Wam nic do powiedzenia ale muszę coś tu napisać, bo to by było nie w moim stylu ;)  Oczywiście zaraz po przeczytaniu komentujcie i zadawajcie pytania o tu --> x I to chyba tyle... ;)                

      ENJOY !!!




                                                          *Teenage Dream*


      Stał przy oknie i wpatrywał się w lecące gołębie, lądujące w parku, niedaleko jego domu, by ludzie je nakarmili. Odkąd pamiętał, zawsze chciał być ptakiem. One nie maja żadnych zmartwień, żadnych trosk czy problemów...są wolne. Nikt ich nie więzi dlatego, że kogoś kochają. Dlatego, że kochają swojego najlepszego przyjaciela, z którym przyjaźnią się od czasu kiedy uczyły się latać. Zawsze razem, zawsze gołąbki-nierozłączki. Nikomu nie przeszkadza, że kochają osobnika tej samej płci... Zaraz, gołębie mogą być homo ? Zagadnął sam siebie, po czym parsknął pod nosem, że myśli o takich rzeczach.

      Stał przy oknie i wpatrywał się w lecące gołębie, lądujące w parku, niedaleko jego domu, by ludzie je nakarmili. Zazdrościł im w tym momencie. Ptaki może i mózg maja ale czy rozum ? Raczej nie, raczej nie myślą o takich rzeczach jak ludzie. Nie miewają żadnych problemów rodzinnych czy miłosnych. Nie poszukują szczęścia, bo to że żyją i jak na razie nikt ich nie postrzelił jest ich szczęściem. Louis szukał szczęścia... Jakiś czas temu je znalazł ale ktoś bardzo mu bliski próbuje mu je odebrać z niewiadomych przyczyn. Dlaczego osoba, którą kocha musi tak mocno go ranić, jaki ma w tym cel ? Gołębie nie mają takich problemów.

        Stał przy oknie i wpatrywał się w lecące gołębie, lądujące w parku, niedaleko jego domu, by ludzie je nakarmili. Spojrzał przelotnie na kroplę deszczu spadającą w dół po czystej szybie. Sam nie wiedział czemu ale siebie porównał do tej kropli. Wokół niej było mnóstwo takich samych kropel ale ona jednak była inna, różniła się od reszty. Niby była w grupie, nie była sama, ale właśnie tak się czuła. Louis czuje to samo co ona ; otaczają go ludzie, wszyscy są tacy sami ale on się wyróżnia, jest inny. Mimo tego, że ludzie, przyjaciele go wspierają on czuje się samotny. Czuje się odrzucony. Czuje pustkę. Nie potrafi się pogodzić ze swoim życiem. Może ten ktoś na górze chciał wystawić go na próbę, chciał sprawdzić czy Lou zawalczy o swoje. Czy jest silny, czy potrafi być silny dla kogoś...

      Stał przy oknie i wpatrywał się w lecące gołębie, lądujące w parku, niedaleko jego domu, by ludzie je nakarmili. Przez chwilę pomyślał, że nie ma po co żyć, że nie ma powodu, że wszystko jest bez sensu... Krążył wzrokiem po Londynie; obserwował ludzi spacerujących gdzieś tam, dzieci skaczące po kałużach, gdyż dziś padało, zaczął czytać nazwy sklepów. Nagle, nieświadomie wtargnął mu uśmiech na twarz. W oko wpadł mu bardzo fajny sklep : Harry's. To dlatego się uśmiechnął, przypomniał sobie o swoim ukochanym. Jak w ogóle mógł o nim zapomnieć !? W jednej chwili uderzył się otwartą dłonią w czoło po czym zaśmiał po cichu. Przecież to właśnie dla Harry'ego chce żyć, on jest tym wiecznie szukanym powodem do szczęścia, sensem jego istnienia.

      Odepchnął się rękoma od parapetu po czym spojrzał na zegarek wiszący na ścianie zaraz nad telewizorem. Jeszcze tylko trzy godziny.Głupie 180 minut dzieli go od szczęścia, od wiecznego Paryża, miasta miłości, miejsca gdzie spędzi z Harrym swoje życie. Krótkie ale jednak z nim. Uśmiechnął się pod nosem zerkając dyskretnie na nową fotografię leżącą na stoliku. Zdjęcie sprzed kilku tygodni. On i Harry, nad Tamizą, trzymający się za ręce. Liam zrobił im to zdjęcie i dopiero niedawno dał. Hazz też takie ma. Ciekawe gdzie je trzyma ?

      Odepchnął się rękoma od parapetu po czym spojrzał na zegarek wiszący na ścianie zaraz nad telewizorem. Jeszcze tylko trzy godziny. Chwycił walizki już zapełnione najpotrzebniejszymi rzeczami i niosąc je bezgłośnie zszedł po schodach na dół. Postawił je przed kuchnią i wszedł do środka gdzie zastał ojca przy oknie a matkę przy stole. Nawet go nie zauważyli, pewnie byli pogrążeni w swoich myślach. Odchrząknął a obydwie pary oczy skierowały się na niego. Poczuł się dziwnie czując na sobie wzrok Jay. Było w niej coś...dziwnego.

      -Już ? - spytał Mark podchodząc do syna. Louis przytaknął i wyszedł z pomieszczenia.

      -Co już ? - zapytała wyraźnie zaskoczona ich zachowaniem Joanna - Czy ja o czymś nie wiem ?

      -Tak, i nie musisz wiedzieć. - skomentował krótko Tomlinson i wziął walizki syna.

      Louis żegnał się z siostrami. Przytulał je najmocniej i najczulej jak tylko mógł. W oczach miał łzy i z trudem powstrzymywał płacz. Widział w dziewczynkach to samo. One również były smutne, zawiedzione, już tęskniły za bratem. Ale Lou obiecał, że wróci a one przysięgły, że go odwiedzą. Zaufali sobie, uwierzyli.

      -Gdzie Wy się do jasnej cholery wybieracie ?! - krzyknęła wyraźnie zła Jay, kiedy Mark i Lou wychodzili z domu.

      -Do Paryża. - odpowiedział beznamiętnie Louis. Spojrzał na ojca a ten się do niego delikatnie uśmiechnął co dodało odwagi Louis'emu.

      -Do jakiego Paryża ?! O czym Ty mówisz ?! - krzyczała zdenerwowana ale i przestraszona. Louis nie mając zamiaru rozmawiania z nią po prostu wsiadł do samochodu i się zamknął. Natomiast Mark podjął się zadania.

      -Louis leci do Paryża czy Ci się to podoba czy nie. Leci razem z Harrym. - zaczął. Jay otworzyła usta w celu powiedzenia czegoś ale Mark szybko jej przerwał. - Doskonale wiesz, że Harry jest śmiertelnie chory. W Paryżu przejdzie operację. Lekarze przedłużą mu życie i zostanie na dłużej z Louis'im, by go uszczęśliwiać czego Ty nie potrafisz. Ale mam dla Ciebie pocieszenie; za kilka lat Harry i tak umrze, wtedy Louis wróci i już nigdy nie będzie się z nim spotykał, już nigdy nie wyjdzie z domu, już nigdy się nie uśmiechnie...a Ty chyba tego chcesz... - wydusił z siebie to co od dłuższego czasu go męczyło. W końcu powiedział jej to co o niej myślał, że po prostu jest wredną matką bez serca.

      Patrzył na nią chwilę, ona ptrzyła na niego. W oczach miała łzy ale Markowi nie było jej żal. W głębi serca cieszył się, że tak się stało, że Jay może w końcu przejrzała na oczy... Bo przejrzała. Stała teraz na progu domu, wpatrywała się w odjeżdżający samochód, łzy stróżką spływały po jej policzkach. Było jej zimno i cała się trzęsła chociaż był lipiec. Teraz sama sobie nie potrafiła wybaczyć tego co zrobiła. Zastanawiała się co ją do tego podkusiło, jaki miała w tym cel. Cierpiała przez samą siebie i teraz siebie ukarała...

                                                             
                                                                        ~~~*~~~


      Zdenerwowany Harry, krążył po całym domu. Powoli zbliżała się trzynasta a o czternastej trzydzieści przecież wylatują do Paryża. Strasznie się zamartwiał. Bał się, że Louis już nie przyjedzie, że coś go zatrzymało a raczej ktoś. W głowie wciąż pojawiały się najgorsze scenariusze. Skarcił sam siebie za to po czym wziął głęboki wdech i usiadł wygodnie na fotelu w salonie. Nerwowo spoglądał na zegarek stojący na półce przy oknie. Sekundnik co chwila zmieniał położenie wraz z rytmem bicia serca Harry'ego. Jego serce biło szybciej niż zwykle, biło inaczej niż przy Lou. Po prostu się denerwował. Ręce mu się trzęsły. Poczuł na ramieniu czyjąś dłoń. Spojrzał do góry i ujrzał uśmiechniętą Anne.

      -Zaraz przyjedzie, nie martw się. - uśmiechnęła się do niego czule i ucałowała w policzek.

      Harry'emu momentalnie zrobiło się cieplej na sercu. Uwierzył mamie. Ona przecież zawsze ma racje. Jednak teraz najbardziej potrzebował Gemmy. Niestety już jej nie ma. Dziś w nocy wyleciała do Paryża, stęskniona za Chrisem. Na pewno teraz siedzi w objęciach swojego ukochanego popijając gorącą czekoladę i nie myśli o chorym bracie, który strasznie się denerwuje i tęskni za nią. Jakby nie mogła poczekać tych kilku godzin i teraz być razem z nim i go wspierać. Ale nie, wolała już być z narzeczonym, który według Harry'ego w ogóle jej nie kocha...

      Przymknął oczy, by choć na chwilę odpłynąć z tego stresującego świata i rozmarzyć się o Louis'im. Nie trwało to jednak długo. Nawet nie zdążył się uśmiechnąć a po domu rozniósł się dzwonek. Zerwał się z fotela na równe nogi i szybkim krokiem pobiegł na korytarz otworzyć na pewno jego chłopakowi. Stanął przed drzwiami, wziął głęboki wdech, obrócił się jeszcze do tyłu spoglądając na Anne stojącą w progu kuchni, która z szerokim uśmiechem wpatrywała się w szczęśliwego syna, aż w końcu nacisnął klamkę i otworzył drzwi.

      Louis widząc Harry'ego uśmiechnął się szeroko po czym otworzył usta w celu przywitania się z nim, co jednak nie było mu dane, gdyż Hazz z ogromną pasją rzucił się na niego. Nogami objął go mocno w pasie a rękami oplótł jego szyję. Roześmiany ale i szczęśliwy szatyn wszedł do domu siadając w salonie na fotelu z chłopakiem na rękach, gdzie wcześniej siedział Loczek a Mark zaraz po nim wkroczył niosąc walizki syna. Poszedł z Robinem i Anne nie wiadomo gdzie pozwalając chłopakom pobyć razem sam na sam.

      I dobrze zrobili, bo Hazz i Lou nie szczędzili sobie czułości. Louis nieustannie szeptał Harry'emu do ucha co będą robić jak już będę w Paryżu przez co z policzków Hazzy nie schodziły dorodne rumieńce. Czuł się tak dobrze w objęciach swojego chłopaka, że teraz już nic się nie liczyło, tylko On, który w tym momencie wodził delikatnie nosem po jego szyi i czule muskał jego wrażliwą skórę. Dłoń Louis'ego znalazła się niebezpiecznie blisko jego krocza. Palcami zaczął subtelnie jeździć po wewnętrznej stronie ud a po ciele Harry'ego przechodziły ciepłe dreszcze, w brzuchu natomiast czuł motylki.

      Co dobre jednak kiedyś musi się skończyć. To zdanie chyba doskonale znała Anne, bo wpadła do salonu jak burza, przerywając chłopakom w tej intymnej sytuacji oznajmiając, żeby już się zbierali. Niechętnie ale jednak podnieśli się z fotela, ubrali na stopy obuwie i wyszli na świeże powietrze. Anne zamknęła dom, sprawdzając przy tym jeszcze kilka razy czy jednak na pewno, aż dopiero po trzech razach wsiadała do samochodu. Razem ze Stylesami pojechał Mark, który obiecał synowi odwieźć go na lotnisko i tam go pożegnać.

      Na miejscu czekali już chłopaki.Widząc Harry'ego i Lou idących za rękę Niall zaczął piszczeć z radości i skakać wokół Zayn'a, którego okropnie śmieszyło zachowanie jego przyjaciela. Liam natomiast nie zwracając uwagi na tą dwójkę ruszył do zakochanych. Pierwszego musiał przytulić oczywiście Harry'ego, no bo bądź co bądź to on przyjaźni się z nim dłużej niż Lou. Li traktuje Harry'ego jak swojego młodszego braciszka, o którego chciałby już zawsze dbać i robić wszystko, by jednak choroba minęła. Czasami nawet zastanawiał się czy nie zostać lekarzem, by potem móc wynaleźć jakiś lek na tą cholerna białaczkę. Jednak po częstych przemyśleniach na ten temat doszedł do wniosku, że nie miałoby to sensu, bo same studia zajęłyby mu cztery lata a potem przez kolejne cztery szukałby szczepionki czy czegoś takiego a Hazz przecież już by obserwował go z góry. Chociaż...gdyby stało się tak to w ten sposób pomógłby innym ludziom i pozwolił im zostać z ukochanymi osobami. Chyba jednak zostanę lekarzem.

      Po chwili jednak widząc zazdrosny wzrok Lou, odsunął się od jego chłopaka i w swoje ramiona wziął szatyna. Poczuł coś dziwnego w sercu, takie przyjemne ciepło. Był szczęśliwy i jednocześnie smutny. Szczęśliwy, iż jego przyjaciel jest szczęśliwy, ma wspaniałego chłopaka, który go kocha, leci z nim do Paryża...ale smutny, bo Harry leci do Paryża na długi czas. Jest pewne, że go odwiedzi ale jednak jest ten ból, że za kilka lat Twój przyjaciel odejdzie ze świata żywych. Sam nie wiedział co ma teraz czuć.

      Dalej w kolejce do mocnego uściskania był Zayn. Mulat objął Loczka bardzo czule a w jego czekoladowych oczach pojawiły się łzy. On podobnie jak Liam nie wiedział czy ma się cieszyć czy smucić. Za dużo tych emocji, aż człowiek sam nie wie co ma myśleć.

      Louis nie wytrzymał i oderwał Malika od Harry'ego a następnie sam go przytulił również ze łzami w oczach. Kiedy oni się tak tulili Loczka przytulił Niall, którego łzy swobodnie spływały po policzkach. On nie potrafi udawać i jest bardzo wrażliwy, podobnie jak Hazz. Horan odsunął od siebie przyjaciela na odległość ramion i uśmiechnął się do niego czule patrząc na niego zapłakanymi oczami. Teraz to i już Harry płakał. Nialler ponownie przytulił chłopaka jednak tym razem z zamiarem złożenia całusa na jego policzku co jednak nie zmienia faktu, że trochę się bał, bo obok stał chłopak Hazzy i ich pilnował. Lou jest bardzo zazdrosny ale i przezorny chociaż wiedział, że Harold kocha tylko jego, ale i tak był bardzo przewrażliwiony na jego punkcie. Tylko ja mam prawo go całować.

      Niall spojrzał przestraszony na Louis'ego a ten się do niego uśmiechnął i powiedział, że nie jest zły i rozumie. Blondyn po raz kolejny zwrócił swoje błękitne oczęta w kierunku Harry'ego i starł pojedynczą łzę z jego policzka a Hazz parsknął śmiechem.

      -Niall, obiecaj, że nas odwiedzicie... - szepnął Harry a obok niego zaraz pojawił Lou, który objął  go w pasie po czym ułożył głowę na jego ramion i musnął jego policzek a Hazz się zarumienił.

     -Obiecuję. - przyłożył dłoń do klatki piersiowej w miejsce gdzie znajdowało się serce w geście przysięgi. - Przyjedziemy wszyscy już niedługo. - spojrzał na Zayna i Liama a oni przytaknęli. - I zabierzemy kogoś jeszcze... - spojrzał na Lou, który wiedział o kogo chodzi.

      -Ale od razu ostrzegam, że Fizz to bardzo natrętna dziewczynka, której się podobasz...Zayn. - spojrzał na ciemnowłosego. Na policzkach Mulata pojawiły się rumieńce.

     -Wiem. - uśmiechnął się nieśmiało. - Dam sobie radę...

      Anne i Robin wrócili z odprawy bagaży. Stanęli od razu obok chłopaków i wtrącili się w ich dyskusję.

      -Liam, przypominaj proszę mamię, żeby zaglądała do naszego domu. - zwróciła się do Payna poprawiając kołnierzyk koszuli męża.

      -Oczywiście, proszę pani. - uśmiechnął się przyjaźnie. - Ja też chętnie tam zaglądnę.

     

      Powoli już zbierali się do lotu, słysząc na hali głos pani informującej, iż ich samolot odlatuje za dwadzieścia minut. Louis jeszcze pożegnał się z ojcem, który w ogóle nie krył łez. Mówił do syna niezrozumiałe rzeczy i nawzajem ale dobrze, że chociaż oni się rozumieli.

      -Dzwoń codziennie. - rzekł uśmiechnięty Mark a Louis przytaknął przy czym grzywka opadła mu na czoło. Oczywiście Harry ją poprawił.

      -No właśnie Hazz. - zwrócił się do Loczka Zayn. - Dzwoń codziennie.

      -Jasne. Do wszystkich. - potwierdził po czym jeszcze raz wszyscy mocno się uściskali a następnie Harry, Lou, Anne i Robin poszli już.

      Samolot oczywiście mieli pierwszej klasy, gdyż klinika im zasponsorowała. Chłopaki usiedli o kilka miejsc dalej od Styles'ów, by mieć odrobinę prywatności. To w końcu ponad dwie godziny lotu. Musieli przecież móc spokojnie się pocałować. Kiedy miła pani poprosiła, by zapięli pas, oni potulnie jej posłuchali, chwycili się za ręce, spojrzeli po sobie po czym ich usta się połączyły w delikatnym pocałunku. Harry ułożył swoja głowę na ramieniu Louis'ego, przymknął oczy i oboje, po chwili jazdy poczuli, że się unoszą go góry, bardzo wysoko.

      -No to lecimy do naszego Paryża. - rzekł uradowany Louis, po czym ucałował Harry'ego we włosy, a ten słodko zamruczał.




     No to lecimy do naszego Paryża...

środa, 14 listopada 2012

Rozdział 8. - Skyscraper

     
!!! WIEM, ŻE NIE WSZYSCY TO CZYTAJĄ WIEC INFORMUJĘ DUŻYMI I RÓŻOWYMI LITERAMI, ŻE TO NIŻEJ JEST WAŻNE !!!

      Hej Pieszczochy !!! Przepraszam, że tak długo czekaliście, aż miesiąc. Nie dość, że miałam problemy z komputerem to potem z internetem i jeszcze ta głupia szkoła, która mnie ogranicza...I'm so sorry. Dodaję dziś tak jak obiecałam pewnej osobie.
      Teraz chcę Was przeprosić za ten rozdział. Zjebałam go po całości. Jest krótki, okropnie nudny, nic się w nim nie dzieje i jestem pewna, że będzie Wam się strasznie go czytało. Po prostu masakracja jak to mówi młodzież... ( za dużo FIFY ;])

      Mam nadzieje, że następny będzie lepszy, bo wtedy Hazz i Lou lecą już do Paryża a potem to dopiero się dzieję !!! Jest tyle ciekawych, zajebistych, dramatycznych i romantycznych scen, że już z czystym sercem mogę powiedzieć, że na oko od...jedenastego rozdziału będzie lepiej ;)
      Teraz chcę poruszyć temat PDC. Jak na razie jest tylko pięć komentarzy a pisałam ,ze kolejny pojawi się po maksimum dziesięciu. Tak jak mówiłam to od Was zależy jak szybko będą się pojawiać rozdziały (nie bierzcie pod uwagę tego, to inna bajka). Jak Wam poświęcam przynajmniej godzinę tygodniowo na kompa, wieczorami piszę coś w zeszytach a w weekend staram się wszystko uporządkować i dodać. Jak dobrze znam matematykę to chyba dużo więc moglibyście odwdzięczyć się chociaż małym komentarzem. Wystarczy nawet jedno słowo ale udowodnijcie mi, że czytacie, bo nie wiem czy jest sens pisania. A pytania do postaci to inna sprawa, bo jestem po prostu nimi zasypywana (cool!) ale to głównie od
katie123445 (pozdrawiam Cię kochana) i anonim więc mogę wnioskować, że to tylko dwie osoby. Mam po prostu nadzieję, że się poprawicie, bo kocham dla Was pisać...      Ps. Myślę nad przeniesieniem obu blogów na tumblr'a. Napiszcie co o tym sądzicie ;)
      ENJOY!!!

                                                        *Skyscraper*         
                                                                                                   
                                     
      Niestety przyszedł najmniej oczekiwane dzień – czwartek. Niby chłopaki chcieli, żeby ten tydzień minął jak najszybciej, żeby jak najszybciej przyszła sobota i już we dwoje siedzieli w samolocie lecącym do Paryża ale chcieli ominąć czwartek i piątek. Żeby tak była sobie środa a za chwilę wskoczyła sobota. Niestety tak się nie da. Dziś wraca Jay i Louis z Markiem muszą wracać do domu. Ale dlaczego muszą ? Nikt im nie karze, nie są do tego zmuszani. Co Jay może zrobić kiedy nie zastanie ich w domu ? No nic. Nie może nimi rządzić. Jednak oboje zamierzali wrócić dziś do domu, choć nie chcieli. Może jedynym powodem była nadzieje… Nadzieja, że Joanna po tych krótkich wakacjach zrozumie jak krzywdzi swoje dziecko. Louis miał właśnie taką nadzieję. Wierzył w ojca, że Mark porozmawia z Jay, że spróbuje ją przekonać. Lou nienawidził jej za to jak ostatnio jego i Harry’ego traktowała. Ale to jego matka i jednocześnie ją kochał. Wierzył, że gdzieś tam głęboko w środku jest jego kochana mamusia, która poza nim świata nie widzi. Louis lubił być synkiem mamusi. Uwielbiał, kiedy ona się o niego martwiła i troszczyła. Tak w pewnym sensie, to jej zachowanie można przydzielić do opiekuńczości. Ona raczej martwi się o niego, bo jakie niby miałaby korzyści z tego więzienia Louis’ego ? No żadnych…
     
     

      Louis właśnie się pakował a Harry mu w tym pomagał. Nie był zadowolony z faktu, że jego ukochany znika na dwa dni. Wiedział, że będzie bardzo tęsknił dlatego coś sobie pożyczył.
Lou zauważył, że czegoś mu brakuje i zaczął się niespokojnie kręcić po pokoju, w którym mieszkał przez pięć dni. Harry troszkę przestraszony podszedł do niego.      
     

      -Louis, stało się coś ? – spytał.
    
     
     
-Gdzie jest moja biała bluzka w błękitne paski ? – zapytał Loczka krzyżując ręce na piersi i uśmiechając się zawadiacko.
     
     
     
- Bo…ona… - zaczął się jąkać.
     
     
      -Ej, spokojnie. – powiedział Lou po czym chwytając dwoma palcami jego brodą uniósł ją do góry gdyż Hazz spuścił głowę. – Pożyczyłeś ją sobie ?
     
     
     
-No tak, bo…będę tęsknił…a ta bluzka tak ładnie pachnie Tobą i… - Louis przerwał mu zatykając jego usta swoimi muskając je czule i delikatnie dotykając jego język swoim.
     
     
     
-To miłe, że aż tak będziesz tęsknił. – uśmiechnął się do niego kiedy ich usta odsunęły się od siebie. Przyłożył swoją dłoń do jego policzka i delikatnie muskał go kciukiem po czym ucałował go w czoło.
     
     
     
-A Ty nie będziesz tęsknił ? – spytał poważnie Hazz z nutką żartu.
     
     
     
-Słucham ?! – oburzył się Louis. – Ja już umieram z tęsknoty, Kochanie. Nie wiem czy wytrzymam tyle bez Ciebie. – powiedział żartobliwie.
     
     
     
-Ale to tylko dwa dni, Misiu. – zauważył Harry wpatrując się namiętnie w niebiesko-zielone oczy szatyna.
     
     
-Skoro to tylko dwa dni to oddaj moją koszulkę. – stwierdził pewnie Louis robiąc krok to przodu przez co Harry się lekko zachwiał kiedy tors Lou uderzył jego tors.
     
     
     
-Nie ma mowy. Oddam Ci w Paryżu. – odpowiedział Hazz robiąc krok do tyłu.
     
     
     
Louis chciał coś powiedzieć, jakoś zareagować na tekst chłopaka ale przerwał mu krzyk jego taty.
     
     
     
-Louis ! Szybciej, bo matka będzie za dwie godziny ! – krzyknął powodując tym samym smutną minę u Harry’ego.
     
     
     
Jak on może nam przerywać w takim momencie ?!
Louis na pocieszenie chwycił jego zimną i bladą rączkę po czym musnął czule jej wierch. Na twarzy Loczka pojawił się uroczy uśmiech a w jego policzkach pokazały się dołeczki na co serce Louis’ego zaczęło bić szybciej.
     
     
     
Szatyn, żeby nie denerwować ojca i nie narażać samego siebie chwycił mocno rękę Harry’ego, w drugą wziął walizkę z ubraniami i z uśmiechem ale też z żalem zszedł na dół. Nie chciał przekraczać progu Styles’ów.
     
     
     
Gemma wręcz rzuciła się na Lou kiedy ten znalazł się na dole z jej bratem. To nie mało być pożegnanie na zawsze a ciemnowłosa tak mocno uściskała młodego Tomlinsona, że to tak wyglądało. Chłopak zwrócił jej uwagę a ona wypuściła go ze zgrabnych ramion ze śmiechem. Harry popatrzył na nią krzywo kiedy trzymała jego ukochanego za rękę więc szybko ją puściła i upewniła Loczka, że nie ukradnie mu Louis’ego, po czym prychnęła śmiechem a Hazz strzelił focha dla żartu.
     
     
     
Oczywiście Louis’ego musiała jeszcze wytulić Anne. Kobieta naprawdę polubiła swojego zięcia. Uważa go za przyzwoitego, odpowiedzialnego, opiekuńczego, uroczego, grzecznego i idealnego chłopaka dla jej syna. Owszem, można się z tym zgodzić, ale jest jedno ale. Louis może i jest grzeczny ale jeśli chodzi o zachowanie wobec ludzi dorosłych i miłych dla niego, szanujących go i jego zdanie. Jednak w sto procentach grzecznym i przyzwoitym nie da się go nazwać. Żeby Anne wiedziała co on wyprawia z jej synem. Ileż to razy sprawiali sobie przyjemność, kiedy byli sami w pokoju lub podczas wspólnych kąpieli ? Albo szeptali sobie sprośne słówka na co drugiemu robiło się niebezpiecznie ciasno w spodniach. Tak, idealny chłopak dla jej syna…
     
     
     
Kiedy Mark i Robin wyściskali się, Harry chciał przytulić tatę swojego chłopaka. Mark objął go bardzo mocno swoimi dużymi ramionami i ucałował we włosy, po czym wzruszonemu Loczkowi szepnął Nie martw się, przywiozę go do Ciebie a po policzkach Harry’ego spłynęła mała łezka.
                                                                       
                                                        ~~~


Hazz nie wiedział co ma począć ze sobą. Mimo, że minęła dopiero godzina odkąd Lou wraz z Markiem wrócili do siebie, on już tęsknił. Nosiło go a jednocześnie nie miał na nic ochoty. Położył się w salonie na kanapie, wcisnął w uszy słuchawki, włączył iPhona i puścił
Read all about it Emili Sande. Ta piosenka świetnie opisuje ich sytuacje. Przykrył się kocem, przymknął oczy i starał się odpłynąć, by ten głupi dzień minął jak najszybciej.

      Emili właśnie śpiewała ostatni wers swojego utworu kiedy ktoś bezczelnie zerwał koc z Harry'ego. Chłopak automatycznie otworzył oczy wystraszony a obok niego gwałtownie usiadła Gemma potrząsając swoimi długimi czarnymi włosami wkurzając tym brata.

      -Co tam, młody ? - zapytała uśmiechnięta zaciskając palce na kocu, który chwilę temu okrywał zziębnięte ciało Loczka.

      -Daj mi spokój... - odburknął po czym odwrócił się do niej plecami stykając się nosem z oparciem kanapy.

      -Ej, Harry, co się stało ? - spytała ciekawska co było oczywiste. Ciekawość to normalka w ich rodzinie, a już szczególnie u kobiet. Jednak Gemmy jest to już przesadą.

      -Możesz sobie iść ? Chcę spać... - odpowiedział obrażonym tonem.

      -Ehh... - dziewczyna westchnęła głośno po czym pociągnęła Harry'ego za rękę a ten wkurzony usiadł splatając ręce na piersi. - Chodzi o Louis'ego ?

     Hazz wpatrywał się w siostrę przez chwilę a następnie rzucił jej się na szyję na co ona go tylko przytuliła. Głaskała go po plecach i ucałowała we włosy.

      -Tęsknię za nim. - powiedział w jej bluzkę zduszonym głosem, co wywołało przyjemne ciepło na skórze dziewczyny, wzmacniając uścisk.

      -Ale Harry...widziałeś go godzinę temu. - zauważyła roześmiana, bo nie ukrywając śmieszyło ją to.

      -I co z tego ? To bardzo długo... -odrzekł Hazz smutnym tonem.

      -Jeszcze tylko jutro i będziecie razem już zawsze. - powiedziała z radością a chłopak jej uwierzył.

      Gemma nie ukrywała, że bardzo zależy jej na szczęściu chorego brata. Sama kiedyś mówiła, że gdyby mogła to siłą zaciągnęła Lou do Harry'ego i wygarnęłaby jego matce to i owo. Ale nie mogła, bo honor i kultura jej tego zabraniały. I nie wiadomo czy odwaga by jej na to pozwoliła, bo dziewczyna jest dość nieśmiała. Jednak skrycie to jest jej marzenie. Byłoby wspaniale gdyby chociaż w połowie się spełniło i Harry mógłby normalnie być z Lou...

      Brunetka zaproponowała bratu maraton filmowy na rozluźnienie sytuacji. Przygotowała popcorn, oboje wybrali film Projekt X , który był idealny na tak smętny dzień po czym wciskając guzik PLAY na pilocie wcisnęła się pod koc i przytuliła Harry'ego.


      Film się skończył a Hazz prawie usypiał. Dziewczyna chciała już wyłączyć telewizję i iść do siebie ale Loczek namówił ją na jeszcze jeden. Wybrał opowieść W kosmosie nie ma uczuć. Gem jednak miała rację z zakończeniem seansu, bo chłopak już w połowie filmu usnął. Siostra ułożyła go na kanapie, bo nie miała serca go budzić, by szedł do siebie. Okryła go szczelnie kocem, ucałowała w czoło i wyłączyła telewizor po czym ruszyła do swojego pokoju.


      Harry obudził się koło północy kiedy usłyszał sygnał policji, karetki albo straży pożarnej. Nigdy nie potrafił ich odróżnić. Jednak było mu żal, że tak czy owak ktoś potrzebuje pomocy. Rozejrzał się do około. Było ciemno. Jedyne światło jakie panowało w pomieszczeniu to światło przydrożnych lamp widocznych z okna. Po chwili Harry uświadomił sobie, że nie jest u siebie. Przypomniało mu się, że wczoraj oglądał filmy z Gemma i zasnął. Okryty od czubka nosa po bose stopy kocem podreptał do swojego pokoju. Kocyk odłożył na krzesło i miał już iść położyć się spać na zaścielone łóżko ale w oko rzuciła mu się bluzka Lou leżąca na fotelu przy oknie. Bez namysłu chwycił ją i założył na siebie. W pachnącej Louis'im koszulce położył się, okrył kołdrą i przymknął zaspane oczy.

      -Przytul mnie Lou... - szepnął po czym obrócił się na bok i próbował zasnąć.


                                                              
                                                       
~~~ * ~~~     

                                                   *Change My Mind*

      -Przytul mnie Hazz... - szepnął po czym obrócił się na bok i próbował zasnąć.

      Lou czuł się cholernie przybity. Jeszcze kilka godzin temu jego rodzice okropnie się kłócili. Tak krzyczeli, że nie mógł zrozumieć o co im poszło. Jego siostry nie mogły tego wytrzymać i wszystkie cztery zapłakane przyszły do niego. Teraz, koło godziny pierwszej już spały...a on nie potrafił zmrużyć oka. Zastanawiał się jak to będzie, czy uda mu się polecieć z Harrym do Paryża, jak będzie wyglądało ich krótkie życie, czy będą szczęśliwi, czy da sobie radę po jego śmierci, czy będzie potrafił to przeżyć i czy Harry teraz też za nim tęskni. Na pewno.

     
  Miał dość tych wszystkich męczących go, pesymistycznych myśli. Stał z łóżka tak, by nie obudzić sióstr i zszedł na dół do kuchni. Wszedł do środka niezauważony przez Marka, który stał przy oknie i najwidoczniej popijał wodę. Przemknął się po cichu i stanął obok niego.

      -Nie śpisz Lou ? - spytał zauważając syna i nie odwracając wzroku od London Eye, które było widać z oddali. Myślał nad czymś i widocznie jak Louis był zdołowany.

      -Tak jakoś... - usiadł na blat i zerknął przelotnie na ojca. - Nie mogę... - dodał po chwili namysłu ledwo słyszalnie.

      Mark odwrócił się od okna, oparł się plecami o blat i uśmiechnął bardzo dziwnie z nieznanego powodu. Jakby przypomniało mu się coś miłego.


      -Kiedy byliśmy u nich te kilka dni... - zaczął Mark - uświadomiłem sobie.....pokazałeś mi jak bardzo Ci na nim zależy. Jak mocno kochasz Harry'ego. Wiesz, on jest świadomy tego, że niedługo odejdzie, że zostawi Cię samego ale nie pokazuje tego. Widzę to. To jak na niego patrzysz uśmiechnięty, on to odwzajemnia, potem odwracasz wzrok speszony a jego oczy są smutne. Boli go to, że umrze. Harry tak bardzo tego nie chce. Wie, że będzie Ci ciężko, że nie będziesz potrafił... - westchnął - nie dasz sobie rady. On tak bardzo nie chce Cię zostawić, Louis. - spojrzał na syna. W oczach Lou pojawiły się łzy. - Ale kiedy będzie tam, na górze będzie Twoim aniołem stróżem. Będzie pilnował, żeby nic Ci się nie stało, żebyś nie płakał. - po policzku Lou spłynęła pojedyncza łezka. - Ja też tego dopilnuję. - Mark uśmiechnął się ciepło przykładając dłoń do policzka syna po czym starł z niego kciukiem łzę. - Ja i Harry postaramy się, żebyś...wiesz o co mi chodzi... - Mark się rozpłakał, już nie dał rady powstrzymać łez.

      -Wiem, tato. - Louis mu wtórował po czym wpadł mu w ramiona a ojciec mocno go przytulił. - Tato, a mama mnie kocha ? - tym pytaniem zaskoczył Marka, który spojrzał na niego zdziwiony. - Wnioskuję to po jej zachowaniu. - przetarł policzki.

      -Louie, nawet tak nie mów. Mama Cię kocha. Daj jej czas. Ona jeszcze nie przyswoiła do siebie myśli, że Ty...

      -Jasne, że dam jej czas. - Louis przerwał tacie. - Polecę z Harrym do Paryża i już nigdy nie wrócę. Będzie jej łatwiej żyć bez syna geja. - łzy znów zaczęły napływać do jego oczu. Czuł, że mówi prawdę, że tak jest i jego matka o to prosi.

      -Louis ! - Mark zatrzymał go gdy ten chciał już wyjść z kuchni. - Posłuchaj mnie. - podszedł do niego i złapał za ramiona. - Chcę, żebyś był szczęśliwy. Żebyś był z Harrym na prawdę bardzo długo, najdłużej jak się da. - Louis przetarł oczy, by łzy się z nich nie wydostały. - Ale chcę, żebyś wrócił do Londynu. Jesteś moim synem. Kocham Cię i nie chcę, żeby ta sobota była ostatnim dniem, w którym Cię zobaczę. Chcę być przy Tobie kiedy będzie Ci ciężko... - urwał nie wiedząc co już powiedzieć. Przymknął oczy i westchnął głośno by się uspokoić.

      Louis widząc takiego ojca przytulił go. Chociaż w nim ma wsparcie. Chociaż on mu pomaga i go kocha, on chce dla niego jak najlepiej.

      -Wrócę, tato. Obiecuję... - szepnął wsłuchując się w bicie serca ojca.        
     



     

piątek, 12 października 2012

Rozdział 7. - I'm yours.

      Hej Pieszczochy ! Jak widać jest nareszcie rozdział 7. Pisałam go cały tydzień, bo wiedziałam, że nie będę miała zbyt dużo czasu wiec każdego dnia tygodnia poświęcałam na to jakąś godzinę i JEST !!! Cieszycie się ? Ja bardzo... :D   
      Od razu chcę Was przeprosić za możliwe błędy, bo nie chce mi się sprawdzać jak zwykle i chcę Wam od razu dodać moje wypociny. :)
      Massive thank you  za tyle komentarzy ! You're guys absolutely incredible ! I czekam na więcej oczywiście !!! :D A szybkość dodawania rozdziałów zależy oczywiście od Was ; im więcej komentarzy tym bardziej motywuje mnie to do pisania :D
      Jeśli macie do MNIE jakieś pytania to tradycyjnie gg albo tumblr lub jeśli są jakieś pytania do bohaterów opowiadań zapraszam TU !!!
      To chyba tyle na dziś. Czekajcie cierpliwe na kolejne rozdziały, bo oczywiście będą się pojawiać :D Rozdział 3. na PDC postaram się dodać jeszcze w ten weekend ale nie obiecuję... No to
      ENJOY !!!   
                                 




                                                                *I'm yours*

      Nastał kolejny nowy dzień. Louis powoli otworzył oczy dochodząc do siebie i przygotowując mózg do pracy. Jego wzrok napotkał biały sufit, gdyż leżał na plecach. Górna ściana była tak biała, że aż raziła, na co Lou przymknął oczy, bo jej blask drażnił jego źrenice. Przydałby się tu remont.

     
      Poruszył się nieznacznie i dopiero wtedy uświadomił sobie, że jest w pokoju Harry'ego, głowa jego chłopaka spoczywa na jego torsie a loczki delikatnie łaskoczą jego skórę. Uśmiechnął się na samą myśl, bo o tym właśnie marzył; żeby zawsze budzić się obok Niego.

      Wyciągnął ciepłą dłoń spod kołdry po czym zaczął palcami delikatnie pieścić policzek Harry'ego. Miał taką cieplutką skórę. Pod wpływem dotyku Lou nieświadomie, przez sen się uśmiechnął. Szatyn z policzka przemieścił swoją dłoń na loki chłopaka. Chciał wpleść w nie palce ale Hazz gwałtownie się podniósł. Szatyn był w niemałym szoku i sam przeniósł się do pozycji siedzącej. Spojrzał zatroskany na Loczka i objął jego chłodne ciało ramionami sprawiając, że młodszy się w niego wtulił. Nie minęła chwila kiedy usłyszał chlipnięcie i poczuł coś mokrego na swojej nagiej skórze.


      -Harry...Co jest ? Stało się coś ? - spytał przestraszony mocniej tuląc chłopaka do piersi i całując go co chwila we włosy.


      Hazz się nie odzywał. Trwał w tym uścisku jakby napawając się nim i obecnością Lou. Jakby nie chciał, by ta chwila się kończyła. Chciał by trwała wiecznie, by Louis zawsze przy nim był. Nie chcę Cię opuszczać.


      -Miałem bardzo głupi sen. - zaczął trzęsącym się głosem. Louis czuł, że ciało Harry'ego zrobiło się jeszcze zimniejsze niż było. To nie był naturalny chłód ciała...


      Louie milczał pozwalając tym samym kontynuować Harry'emu. Jednak on nie miał nawet najmniejszego zamiaru powiedzieć co mu się przyśniło. Widocznie chciał zakomunikować Louis'emu, by się nie martwił jego teraźniejszym stanem, gdyż jest on spowodowany jawą, która pojawiła się w jego głowie gdy spał.


       -Co to był za sen ? - spytał, gdy upewnił się, że z ust chłopaka nie usłyszy kontynuacji wcześniejszej wypowiedzi.


       Harry nadal milczał ale tym razem nie z powodu braku ochoty opowiedzenia o śnie ale zastanawiając się jak ująć w słowa to co przed chwilą realizowało się w jego umyśle.


       -Śniło mi się, że Cię opuściłem. - zaczął bardzo cicho. - Opuściłem Cię Loueh, słyszysz ? - wyrwał się z uścisku chłopaka i spojrzał na niego zapłakanymi oczami.


       -Słyszę Skarbie. - Harry znów wpadł w jego ramiona. - Ale Ty tu jesteś, wiesz ? Nadal tu jesteś. - uśmiechnął się gładząc nagie i chłodne plecy ukochanego.


       -Ale nie o to chodzi. - rzekł już spokojniejszym tonem. - Wiem, że za kilka lat... - wziął głęboki oddech. - Ale to nie zmienia faktu, że i tak się z tym nie pogodziłem. Nie chcę odchodzić, a tym bardziej nie chcę zostawić Ciebie. - znów zaczął cichutko szlochać. - To nic, że umrę ale wiem, że to będzie ciężkie dla Ciebie. Nie chcę Cie zranić moim odejściem, nie chcę byś też stąd odchodził... Właśnie To mi się śniło.


       -Nie zranisz. - powiedział Louis z uśmiechem starając się złagodzić sytuację.


       -Nie kłam Lou. - odparł pewnie Harry - Wiem, że nie będzie Ci łatwo jak Cię zostawię. I to mnie najbardziej boli - że przeze mnie będziesz cierpiał. A wtedy możesz... - nie dokończył, bo rozpłakał się


      -Harry... - Lou szepnął łagodnie jego imię nie mając argumentów na stwierdzenie chłopaka. Wiedział, że Hazz ma racje. Wiedział też, że kiedy on odejdzie Louis nie będzie potrafił normalnie funkcjonować. Nie będzie potrafił wstać z łóżka i zacząć kolejnego dnia. Nie będzie potrafił niczego przełknąć. Nie będzie Harry'ego, nie będzie niczego. Wtedy życie straci sens.


      -Louis. Obiecaj mi coś. - rzekł Hazz odsuwając się od Lou na niewielką odległość. Nadal był bardzo blisko niego, nie potrafił się od niego odsunąć nawet na metr. Zawsze musiał mieć go obok.


      -Wszystko Kochanie. Absolutnie wszystko - powiedział pewnie Louis nie wiedząc co za obietnice każe mu przysiąc Harry.


      -Obiecaj, że kiedy odejdę, kiedy zostawię Cię samego, Ty tu zostaniesz. Zostaniesz i  będziesz

dalej żył nie myśląc o mnie i nie będziesz chciał do mnie dołączyć. - powiedział Harry oczekując na potwierdzającą odpowiedź ukochanego.

      -Ale Harry... - Lou się zawahał wiedząc co młodszy ma na myśli. Właściwie to kiedyś myślał nad tym by dołączyć do Harry'ego kiedy on już stąd zniknie.


      Zdenerwowany  Hazz usiadł okrakiem na jego udach wlepiając swoje seledynowe oczka w błękitne oczy szatyna.


      -Obiecaj mi. Proszę. - szepnął Loczek prosto w usta chłopaka. - Obiecaj.


      -Postaram się... - jedyne co zdołał powiedzieć Louis, bo już po chwili poczuł na swoich spierzchniętych wargach mięciutkie i cieplutkie usta Harry'ego.

     
      Zakochani pieścili na wzajem swoje języki uśmiechając się przy tym delikatnie. Hazz usadowił się wygodniej  na nogach ukochanego i uniósł się nieco wyżej a Louis ułożył swoje dłonie na jego pośladkach po czym lekko je ścisnął. Harry pisnął w jego usta i owinął rękami jego szyję, tak, że teraz byli jeszcze bliżej siebie.

      W pewnej chwili usłyszeli czyjeś kroki. Harry mieszkając w tym domu od osiemnastu lat wiedział, że ten ktoś kieruje się właśnie do jego pokoju. Louis'emu natychmiast skoczyło ciśnienie i chciał zakończyć te pieszczoty ale Harry nie miał nawet najmniejszego zamiaru. Chciał pokazać domownikowi co łączy go z Louis'im.  Kiedy szatyn chciał zabrać ręce z pupy loczkowatego ten szybko chwycił jedną dłonią jego dłoń i zatrzymał na swoim jednym pośladku nadal zachłannie go całując.


      -Harry, zaraz ktoś wejdzie. - powiedział szybko Lou gdy zdołał oderwać usta od zielonookiego.


      -Nie przerywaj. - szepnął Hazz jedną ręką nadal zatrzymując dłoń Louis'ego na swoim pośladku a drugą wplótł w jego włosy.


      -Ale... - Louis nie dokończył, bo Hazz znów zachłannie wpił siew jego usta.


      Louis chyba zrozumiał co miał na celu jego chłopak. Mimo, że był cholernie zdenerwowany starał się oddawać pocałunki co wychodziło mu doskonale i Hazz nie zauważył tego stresu. On właśnie chciał wykonać swój plan. Teraz Louis bez pomocy ukochanego ściskał jego pupę więc ten wolną ręką zaczął sunąć po jego torsie.


      Drzwi do pokoju Harry'ego się otworzyły. Teraz Loczkowatego zżerała ciekawość kto chce im przerwać.


      -Harry !Wstawaj śpiochu ! - chłopaki usłyszeli kobiecy głos. To zdecydowanie był głos Gemmy.


      Harry był z siebie dumny, że ta go nakryła i nie zamierzał przerywać pieszczot a Louis'emu nerwy opadły gdy niechcianym gościem okazała się siostra jego chłopaka. Niech dziewczyna widzi, że potrafi sprawić przyjemność jej bratu.


      -Ojej. Przepraszam. - Gem zawstydzona szybko wycofała się i zamknęła drzwi.


      Hazz odkleił się od razu od Lou a na jego twarz wtargnął dumny i zarazem uroczy uśmieszek.


      -A więc o to Ci chodziło... - stwierdził Louis a Hazz ucałował go w policzek po czym zeskoczył z jego kolan i poszedł do swojej garderoby.


      -Tak, właśnie o to. - wyszedł z małego pomieszczenia uśmiechając się do Louis'ego, w ręku trzymając dwa szlafroki. - Ubierz się, idziemy na śniadanko.


      Louis posłuchał Harry'ego i zarzucił na siebie podomkę jak to miewał mówić. Włożył ręce w kieszenie i mimowolnie poczuł zapach Harry'ego, którym szlafrok był przesiąknięty. Zaciągnął się tym zapachem. Zaczął wręcz wąchać materiał. Hazz rzucił mu krzywe spojrzenie.


      -Co Ty robisz ? - spytał nieco zdziwiony i rozbawiony


      -Ja...nic...Ten szlafrok pachnie Tobą. - uśmiechnął się do niego.


      -Ty głuptasie. Przecież ja jestem obok. Nie musisz tego wąchać. Wystarczy, że mnie przytulisz. - podszedł do niego i musnął jego usta.


      Odwrócił się na pięcie i ruszył przed siebie do wyjścia. Louis ruszył za nim. Mięli już wychodzić, kiedy szatyn zauważył biała kartkę na szafce przy drzwiach, a na niej mnóstwo słów bardzo mocno ściśniętych obok siebie. Niektóre nawet poskreślane.


      -Harry, co to jest ? - chwycił chłopaka za rękę i pokazał skinieniem głowy na kartkę.


      Hazz odwrócił się do Lou, uśmiechnął i złożył delikatny pocałunek na jego policzku. Louis nie dał się, był nieugięty.


      -No więc ? - spytał wyczekująco.


      -To jest...ja... - wziął głęboki wdech. - Nie mialeś sie o tym dowiedzieć. - Lou spojrzał na niego zmieszany. - Przynajmniej nie teraz. To jest piosenka...dla Ciebie. - wziął kartkę w dłoń.


      -Dla mnie ?

   
      -Tak, dla Ciebie. Miałeś ją dostać jak ją skończę i jak ja...no wiesz...

      -Jeju. - Louis przytulił Harry'ego - Jak ja nie lubię kiedy o tym wspominasz. - zabrał mu kartkę i położył ją na jej wcześniejszym miejscu. - Zapomnijmy o tym, dobrze ? Nie było tej rozmowy.


      -Dobrze. - Hazz musnął palcami dłoń Lou i ucałował jego usta. Chwycił go pewnie za jego rękę i zeszli na dół.


      Lou w pewnym stopniu miał do siebie żal, że jest taki ciekawski. To przez niego nów rozmawialiby o tym nieprzyjemnym temacie, którego oboje wręcz nie cierpią.


      W kuchni o dziwo nikogo nie było, ale za to co się działo w salonie; na jednaj kanapie pod kocem spał John a na drugiej Mark.


      -Pewnie przegadali całą noc.


      Harry miał rację. Przegadali całą noc. Na początku ich rozmowy krążyły wokół ich synów a potem powoli, stopniowo, tematem stawały się dawne czasy, jak to się przyjaźnili.


      Hazz wyciągnął z szafki dwa kubki, wsypał do każdego po dwie łyżeczki kawy a z lodówki wyciągnął mleko. Pamiętał doskonale, że jego chłopak piję kawę z mlekiem. W podzięce za pamięć otrzymał od Lou piękny uśmiech.


      -Co chcesz na śniadanie ? - spytał szatyna.


      Ten wstał z krzesła i oparł się o blat regału obserwując każdy ruch Harry'ego, który aktualnie nalewał wody do czajnika.


      -Nie jestem głodny. Ty mi wystarczasz. - Louis pocałował ukochanego w policzek.

      Hazz jednak chciał więcej i obracając głowę trafił na usta Lou i w ten sposób pogłębił pocałunek. Podszedł do niego bliżej i przywarł go mocniej do szafki. Ręce oparł po obu stronach ciała Louis'ego na brzegu blatu. Szatyn powoli zaczął odwiązywać pasek szlafroka Harry'ego jednak nie zdjął go z niego. Ręce wsunął pod materiał i ułożył je na jego plecach. Powoli jeździł dłońmi i górę i w dół wzdłuż jego kręgosłupa. Tak zajęli się sobą, że nawet nie zwrócili uwagi, że woda w czajniku zaczęła się gotować, w skutek czego obudził się ojciec Harry'ego. Bez problemu usłyszał ten charakterystyczny pisk, bo kuchni jest połączona z salonem, nie dzieli ich żadna ściana.

   
      -Ej ! Woda ! - krzyknął Robin.

      Louis natychmiast odkleił się od Harry'ego, który od razu słysząc krzyk ojca rzucił się do czajnika.Wyłączył gaz i spokojnie zalał kawę. Styles zszedł z kanapy i przyszedł do kuchni.

      -Chłopaki...powstrzymajcie się chociaż w kuchni. - usiadł do stołu ze szklanką mleka jak to miał w zwyczaju na śniadanie. - Bo następnym razem będzie pożar. - zaśmiał się perliście.

      -Sorry, tato. - powiedział Harry jakby zażenowany tą całą sytuacją. Jemu, tak samo jak Lou było teraz głupio.

      -Nie, ja się nie gniewam. Tylko...

      -Okej. - Harry przerwał tacie uśmiechając się pod nosem.

       Kolejne chwile mijały w ciszy. Żaden z chłopaków nie miał ochoty by rozmawiać, a Robin uśmiechał się jak głupi do sera. Jednak te beztroskie momenty przerwała Gemma jak zwykle schodząc ze schodów w bardzo głośny sposób. Dziewczyna weszła do kuchni i widząc siedzącego brata obok Lou, tak, że prawie nie było przestrzeni między nimi i ojca na przeciwko chłopaków zaniemówiła na chwilę, stając przed wejściem do kuchni jak zamurowana ale w sekundę opamiętała się i zachowywała spokój. Nie dała po sobie poznać, że jest lekko zszokowana, no i na dodatek ojciec Louis'ego śpi w salonie na kanapie. Tylko ja o niczym nie wiem ?

      -Cześć wszystkim. - przywitała się z nimi.

      Robin nadal zachowywał się jakby ktoś mu coś do mleka dosypał, Harry jedynie machnął ręką a Louis jako, że jest gościem odpowiedział szwagierce.

      -Tato, powiedz swojemu kochanemu synkowi, żeby drzwi zamykał. - powiedziała jakby Harry popełnił jakieś przestępstwo.

      -Harry ! Przecież Ci mówiłem. - Robin powiedział dosyć głośno ale nadal przyjaźnie się uśmiechał.

      -Ale zaraz. Ja przecież wczoraj zamykałem drzwi. - Louis skojarzył fakty.

      -No tak, ale mi się w nocy siusiu zachciało. - Hazz zrobił minę zbitego kociaka.

      -Oj, głuptasie. - szatyn ucałował go w policzek a ten się zarumienił.

      Gemma tylko przewróciła oczami i zaczęła przygotowywać sobie śniadanie. Harry i Louis wzięli swoje kubki i ruszyli do salonu, gdzie aktualnie budził się Mark. Louis usiadł wygodnie na fotelu a Harry wcisnął mu się na kolana. Lou objął chłopaka a ten wepchnął swoją rękę pod jego szlafrok i zaczął masować jego tors.

      -Harry ! - mruknął do niego cicho, by tylko on usłyszał. W odpowiedzi dostał całusa w szyję. Ten buziak i opuszki palców Harry'ego na jego brzuchu sprawiło mu tyle przyjemności, że pozwolił mu na to.

      Mark przywitał się z synem i jego chłopakiem, po czym owijając się kocem poszedł do kuchni jak poprosił go Robin. W czasie gdy chłopaki zajmowali się sobą ich ojcowie prowadzili zaciętą dyskusję. Pan Styles prosił przyjaciela, by ten został u nich z synem aż do powrotu Jay, wtedy chłopaki będą dłużej razem co właśnie jest im winien Tomlinson z żoną. Po dosyć krótkiej namowie zgodził się i już po południu razem z Lou i Harrym pojechali do ich domu po najważniejsze rzeczy na te kilka dni. Zakochani chcieli się jakoś odwdzięczyć rodzicom za taki miły gest i zabrali ich na miasto. Tak po prostu, bez żadnego wyznaczonego celu podróży, żeby się rozerwać i...zbliżyć i poznać się nawzajem.

_____________
To do tej pory mój najdłuższy rozdział !!! ;3