Dobry wieczór Pieszczochy ! W końcu mi się udało skończyć ten rozdział. I szczerze mówiąc jestem bardzo z siebie zadowolona. Ten rozdział to chyba mój ulubiony. Jestem z niego dumna, bo serio mi się podoba jako jeden z nielicznych. Jest w nim bardzo mało dialogów i dużo opisów co mnie niesamowicie jara. ;D Mam nadzieje, że Harry i Lou są dumni ze swojej szurniętej shiperki, która pisze o nich opowiadania, jest w stu procentach pewna, że oni każdą noc spędzają razem w łóżku uprawiając dziki i namiętny seks, a jej największym marzeniem jest to, by w końcu się odważyli powiedzieć światu, że się kochają. :)
W zasadzie to nie mam Wam nic do powiedzenia ale muszę coś tu napisać, bo to by było nie w moim stylu ;) Oczywiście zaraz po przeczytaniu komentujcie i zadawajcie pytania o tu --> x I to chyba tyle... ;)
ENJOY !!!
*Teenage Dream*
Stał przy oknie i wpatrywał się w lecące gołębie, lądujące w parku, niedaleko jego domu, by ludzie je nakarmili. Odkąd pamiętał, zawsze chciał być ptakiem. One nie maja żadnych zmartwień, żadnych trosk czy problemów...są wolne. Nikt ich nie więzi dlatego, że kogoś kochają. Dlatego, że kochają swojego najlepszego przyjaciela, z którym przyjaźnią się od czasu kiedy uczyły się latać. Zawsze razem, zawsze gołąbki-nierozłączki. Nikomu nie przeszkadza, że kochają osobnika tej samej płci... Zaraz, gołębie mogą być homo ? Zagadnął sam siebie, po czym parsknął pod nosem, że myśli o takich rzeczach.
Stał przy oknie i wpatrywał się w lecące gołębie, lądujące w parku, niedaleko jego domu, by ludzie je nakarmili. Zazdrościł im w tym momencie. Ptaki może i mózg maja ale czy rozum ? Raczej nie, raczej nie myślą o takich rzeczach jak ludzie. Nie miewają żadnych problemów rodzinnych czy miłosnych. Nie poszukują szczęścia, bo to że żyją i jak na razie nikt ich nie postrzelił jest ich szczęściem. Louis szukał szczęścia... Jakiś czas temu je znalazł ale ktoś bardzo mu bliski próbuje mu je odebrać z niewiadomych przyczyn. Dlaczego osoba, którą kocha musi tak mocno go ranić, jaki ma w tym cel ? Gołębie nie mają takich problemów.
Stał przy oknie i wpatrywał się w lecące gołębie, lądujące w parku, niedaleko jego domu, by ludzie je nakarmili. Spojrzał przelotnie na kroplę deszczu spadającą w dół po czystej szybie. Sam nie wiedział czemu ale siebie porównał do tej kropli. Wokół niej było mnóstwo takich samych kropel ale ona jednak była inna, różniła się od reszty. Niby była w grupie, nie była sama, ale właśnie tak się czuła. Louis czuje to samo co ona ; otaczają go ludzie, wszyscy są tacy sami ale on się wyróżnia, jest inny. Mimo tego, że ludzie, przyjaciele go wspierają on czuje się samotny. Czuje się odrzucony. Czuje pustkę. Nie potrafi się pogodzić ze swoim życiem. Może ten ktoś na górze chciał wystawić go na próbę, chciał sprawdzić czy Lou zawalczy o swoje. Czy jest silny, czy potrafi być silny dla kogoś...
Stał przy oknie i wpatrywał się w lecące gołębie, lądujące w parku, niedaleko jego domu, by ludzie je nakarmili. Przez chwilę pomyślał, że nie ma po co żyć, że nie ma powodu, że wszystko jest bez sensu... Krążył wzrokiem po Londynie; obserwował ludzi spacerujących gdzieś tam, dzieci skaczące po kałużach, gdyż dziś padało, zaczął czytać nazwy sklepów. Nagle, nieświadomie wtargnął mu uśmiech na twarz. W oko wpadł mu bardzo fajny sklep : Harry's. To dlatego się uśmiechnął, przypomniał sobie o swoim ukochanym. Jak w ogóle mógł o nim zapomnieć !? W jednej chwili uderzył się otwartą dłonią w czoło po czym zaśmiał po cichu. Przecież to właśnie dla Harry'ego chce żyć, on jest tym wiecznie szukanym powodem do szczęścia, sensem jego istnienia.
Odepchnął się rękoma od parapetu po czym spojrzał na zegarek wiszący na ścianie zaraz nad telewizorem. Jeszcze tylko trzy godziny.Głupie 180 minut dzieli go od szczęścia, od wiecznego Paryża, miasta miłości, miejsca gdzie spędzi z Harrym swoje życie. Krótkie ale jednak z nim. Uśmiechnął się pod nosem zerkając dyskretnie na nową fotografię leżącą na stoliku. Zdjęcie sprzed kilku tygodni. On i Harry, nad Tamizą, trzymający się za ręce. Liam zrobił im to zdjęcie i dopiero niedawno dał. Hazz też takie ma. Ciekawe gdzie je trzyma ?
Odepchnął się rękoma od parapetu po czym spojrzał na zegarek wiszący na
ścianie zaraz nad telewizorem. Jeszcze tylko trzy godziny. Chwycił walizki już zapełnione najpotrzebniejszymi rzeczami i niosąc je bezgłośnie zszedł po schodach na dół. Postawił je przed kuchnią i wszedł do środka gdzie zastał ojca przy oknie a matkę przy stole. Nawet go nie zauważyli, pewnie byli pogrążeni w swoich myślach. Odchrząknął a obydwie pary oczy skierowały się na niego. Poczuł się dziwnie czując na sobie wzrok Jay. Było w niej coś...dziwnego.
-Już ? - spytał Mark podchodząc do syna. Louis przytaknął i wyszedł z pomieszczenia.
-Co już ? - zapytała wyraźnie zaskoczona ich zachowaniem Joanna - Czy ja o czymś nie wiem ?
-Tak, i nie musisz wiedzieć. - skomentował krótko Tomlinson i wziął walizki syna.
Louis żegnał się z siostrami. Przytulał je najmocniej i najczulej jak tylko mógł. W oczach miał łzy i z trudem powstrzymywał płacz. Widział w dziewczynkach to samo. One również były smutne, zawiedzione, już tęskniły za bratem. Ale Lou obiecał, że wróci a one przysięgły, że go odwiedzą. Zaufali sobie, uwierzyli.
-Gdzie Wy się do jasnej cholery wybieracie ?! - krzyknęła wyraźnie zła Jay, kiedy Mark i Lou wychodzili z domu.
-Do Paryża. - odpowiedział beznamiętnie Louis. Spojrzał na ojca a ten się do niego delikatnie uśmiechnął co dodało odwagi Louis'emu.
-Do jakiego Paryża ?! O czym Ty mówisz ?! - krzyczała zdenerwowana ale i przestraszona. Louis nie mając zamiaru rozmawiania z nią po prostu wsiadł do samochodu i się zamknął. Natomiast Mark podjął się zadania.
-Louis leci do Paryża czy Ci się to podoba czy nie. Leci razem z Harrym. - zaczął. Jay otworzyła usta w celu powiedzenia czegoś ale Mark szybko jej przerwał. - Doskonale wiesz, że Harry jest śmiertelnie chory. W Paryżu przejdzie operację. Lekarze przedłużą mu życie i zostanie na dłużej z Louis'im, by go uszczęśliwiać czego Ty nie potrafisz. Ale mam dla Ciebie pocieszenie; za kilka lat Harry i tak umrze, wtedy Louis wróci i już nigdy nie będzie się z nim spotykał, już nigdy nie wyjdzie z domu, już nigdy się nie uśmiechnie...a Ty chyba tego chcesz... - wydusił z siebie to co od dłuższego czasu go męczyło. W końcu powiedział jej to co o niej myślał, że po prostu jest wredną matką bez serca.
Patrzył na nią chwilę, ona ptrzyła na niego. W oczach miała łzy ale Markowi nie było jej żal. W głębi serca cieszył się, że tak się stało, że Jay może w końcu przejrzała na oczy... Bo przejrzała. Stała teraz na progu domu, wpatrywała się w odjeżdżający samochód, łzy stróżką spływały po jej policzkach. Było jej zimno i cała się trzęsła chociaż był lipiec. Teraz sama sobie nie potrafiła wybaczyć tego co zrobiła. Zastanawiała się co ją do tego podkusiło, jaki miała w tym cel. Cierpiała przez samą siebie i teraz siebie ukarała...
~~~*~~~
Zdenerwowany Harry, krążył po całym domu. Powoli zbliżała się trzynasta a o czternastej trzydzieści przecież wylatują do Paryża. Strasznie się zamartwiał. Bał się, że Louis już nie przyjedzie, że coś go zatrzymało a raczej ktoś. W głowie wciąż pojawiały się najgorsze scenariusze. Skarcił sam siebie za to po czym wziął głęboki wdech i usiadł wygodnie na fotelu w salonie. Nerwowo spoglądał na zegarek stojący na półce przy oknie. Sekundnik co chwila zmieniał położenie wraz z rytmem bicia serca Harry'ego. Jego serce biło szybciej niż zwykle, biło inaczej niż przy Lou. Po prostu się denerwował. Ręce mu się trzęsły. Poczuł na ramieniu czyjąś dłoń. Spojrzał do góry i ujrzał uśmiechniętą Anne.
-Zaraz przyjedzie, nie martw się. - uśmiechnęła się do niego czule i ucałowała w policzek.
Harry'emu momentalnie zrobiło się cieplej na sercu. Uwierzył mamie. Ona przecież zawsze ma racje. Jednak teraz najbardziej potrzebował Gemmy. Niestety już jej nie ma. Dziś w nocy wyleciała do Paryża, stęskniona za Chrisem. Na pewno teraz siedzi w objęciach swojego ukochanego popijając gorącą czekoladę i nie myśli o chorym bracie, który strasznie się denerwuje i tęskni za nią. Jakby nie mogła poczekać tych kilku godzin i teraz być razem z nim i go wspierać. Ale nie, wolała już być z narzeczonym, który według Harry'ego w ogóle jej nie kocha...
Przymknął oczy, by choć na chwilę odpłynąć z tego stresującego świata i rozmarzyć się o Louis'im. Nie trwało to jednak długo. Nawet nie zdążył się uśmiechnąć a po domu rozniósł się dzwonek. Zerwał się z fotela na równe nogi i szybkim krokiem pobiegł na korytarz otworzyć na pewno jego chłopakowi. Stanął przed drzwiami, wziął głęboki wdech, obrócił się jeszcze do tyłu spoglądając na Anne stojącą w progu kuchni, która z szerokim uśmiechem wpatrywała się w szczęśliwego syna, aż w końcu nacisnął klamkę i otworzył drzwi.
Louis widząc Harry'ego uśmiechnął się szeroko po czym otworzył usta w celu przywitania się z nim, co jednak nie było mu dane, gdyż Hazz z ogromną pasją rzucił się na niego. Nogami objął go mocno w pasie a rękami oplótł jego szyję. Roześmiany ale i szczęśliwy szatyn wszedł do domu siadając w salonie na fotelu z chłopakiem na rękach, gdzie wcześniej siedział Loczek a Mark zaraz po nim wkroczył niosąc walizki syna. Poszedł z Robinem i Anne nie wiadomo gdzie pozwalając chłopakom pobyć razem sam na sam.
I dobrze zrobili, bo Hazz i Lou nie szczędzili sobie czułości. Louis nieustannie szeptał Harry'emu do ucha co będą robić jak już będę w Paryżu przez co z policzków Hazzy nie schodziły dorodne rumieńce. Czuł się tak dobrze w objęciach swojego chłopaka, że teraz już nic się nie liczyło, tylko On, który w tym momencie wodził delikatnie nosem po jego szyi i czule muskał jego wrażliwą skórę. Dłoń Louis'ego znalazła się niebezpiecznie blisko jego krocza. Palcami zaczął subtelnie jeździć po wewnętrznej stronie ud a po ciele Harry'ego przechodziły ciepłe dreszcze, w brzuchu natomiast czuł motylki.
Co dobre jednak kiedyś musi się skończyć. To zdanie chyba doskonale znała Anne, bo wpadła do salonu jak burza, przerywając chłopakom w tej intymnej sytuacji oznajmiając, żeby już się zbierali. Niechętnie ale jednak podnieśli się z fotela, ubrali na stopy obuwie i wyszli na świeże powietrze. Anne zamknęła dom, sprawdzając przy tym jeszcze kilka razy czy jednak na pewno, aż dopiero po trzech razach wsiadała do samochodu. Razem ze Stylesami pojechał Mark, który obiecał synowi odwieźć go na lotnisko i tam go pożegnać.
Na miejscu czekali już chłopaki.Widząc Harry'ego i Lou idących za rękę Niall zaczął piszczeć z radości i skakać wokół Zayn'a, którego okropnie śmieszyło zachowanie jego przyjaciela. Liam natomiast nie zwracając uwagi na tą dwójkę ruszył do zakochanych. Pierwszego musiał przytulić oczywiście Harry'ego, no bo bądź co bądź to on przyjaźni się z nim dłużej niż Lou. Li traktuje Harry'ego jak swojego młodszego braciszka, o którego chciałby już zawsze dbać i robić wszystko, by jednak choroba minęła. Czasami nawet zastanawiał się czy nie zostać lekarzem, by potem móc wynaleźć jakiś lek na tą cholerna białaczkę. Jednak po częstych przemyśleniach na ten temat doszedł do wniosku, że nie miałoby to sensu, bo same studia zajęłyby mu cztery lata a potem przez kolejne cztery szukałby szczepionki czy czegoś takiego a Hazz przecież już by obserwował go z góry. Chociaż...gdyby stało się tak to w ten sposób pomógłby innym ludziom i pozwolił im zostać z ukochanymi osobami. Chyba jednak zostanę lekarzem.
Po chwili jednak widząc zazdrosny wzrok Lou, odsunął się od jego chłopaka i w swoje ramiona wziął szatyna. Poczuł coś dziwnego w sercu, takie przyjemne ciepło. Był szczęśliwy i jednocześnie smutny. Szczęśliwy, iż jego przyjaciel jest szczęśliwy, ma wspaniałego chłopaka, który go kocha, leci z nim do Paryża...ale smutny, bo Harry leci do Paryża na długi czas. Jest pewne, że go odwiedzi ale jednak jest ten ból, że za kilka lat Twój przyjaciel odejdzie ze świata żywych. Sam nie wiedział co ma teraz czuć.
Dalej w kolejce do mocnego uściskania był Zayn. Mulat objął Loczka bardzo czule a w jego czekoladowych oczach pojawiły się łzy. On podobnie jak Liam nie wiedział czy ma się cieszyć czy smucić. Za dużo tych emocji, aż człowiek sam nie wie co ma myśleć.
Louis nie wytrzymał i oderwał Malika od Harry'ego a następnie sam go przytulił również ze łzami w oczach. Kiedy oni się tak tulili Loczka przytulił Niall, którego łzy swobodnie spływały po policzkach. On nie potrafi udawać i jest bardzo wrażliwy, podobnie jak Hazz. Horan odsunął od siebie przyjaciela na odległość ramion i uśmiechnął się do niego czule patrząc na niego zapłakanymi oczami. Teraz to i już Harry płakał. Nialler ponownie przytulił chłopaka jednak tym razem z zamiarem złożenia całusa na jego policzku co jednak nie zmienia faktu, że trochę się bał, bo obok stał chłopak Hazzy i ich pilnował. Lou jest bardzo zazdrosny ale i przezorny chociaż wiedział, że Harold kocha tylko jego, ale i tak był bardzo przewrażliwiony na jego punkcie. Tylko ja mam prawo go całować.
Niall spojrzał przestraszony na Louis'ego a ten się do niego uśmiechnął i powiedział, że nie jest zły i rozumie. Blondyn po raz kolejny zwrócił swoje błękitne oczęta w kierunku Harry'ego i starł pojedynczą łzę z jego policzka a Hazz parsknął śmiechem.
-Niall, obiecaj, że nas odwiedzicie... - szepnął Harry a obok niego zaraz pojawił Lou, który objął go w pasie po czym ułożył głowę na jego ramion i musnął jego policzek a Hazz się zarumienił.
-Obiecuję. - przyłożył dłoń do klatki piersiowej w miejsce gdzie znajdowało się serce w geście przysięgi. - Przyjedziemy wszyscy już niedługo. - spojrzał na Zayna i Liama a oni przytaknęli. - I zabierzemy kogoś jeszcze... - spojrzał na Lou, który wiedział o kogo chodzi.
-Ale od razu ostrzegam, że Fizz to bardzo natrętna dziewczynka, której się podobasz...Zayn. - spojrzał na ciemnowłosego. Na policzkach Mulata pojawiły się rumieńce.
-Wiem. - uśmiechnął się nieśmiało. - Dam sobie radę...
Anne i Robin wrócili z odprawy bagaży. Stanęli od razu obok chłopaków i wtrącili się w ich dyskusję.
-Liam, przypominaj proszę mamię, żeby zaglądała do naszego domu. - zwróciła się do Payna poprawiając kołnierzyk koszuli męża.
-Oczywiście, proszę pani. - uśmiechnął się przyjaźnie. - Ja też chętnie tam zaglądnę.
Powoli już zbierali się do lotu, słysząc na hali głos pani informującej, iż ich samolot odlatuje za dwadzieścia minut. Louis jeszcze pożegnał się z ojcem, który w ogóle nie krył łez. Mówił do syna niezrozumiałe rzeczy i nawzajem ale dobrze, że chociaż oni się rozumieli.
-Dzwoń codziennie. - rzekł uśmiechnięty Mark a Louis przytaknął przy czym grzywka opadła mu na czoło. Oczywiście Harry ją poprawił.
-No właśnie Hazz. - zwrócił się do Loczka Zayn. - Dzwoń codziennie.
-Jasne. Do wszystkich. - potwierdził po czym jeszcze raz wszyscy mocno się uściskali a następnie Harry, Lou, Anne i Robin poszli już.
Samolot oczywiście mieli pierwszej klasy, gdyż klinika im zasponsorowała. Chłopaki usiedli o kilka miejsc dalej od Styles'ów, by mieć odrobinę prywatności. To w końcu ponad dwie godziny lotu. Musieli przecież móc spokojnie się pocałować. Kiedy miła pani poprosiła, by zapięli pas, oni potulnie jej posłuchali, chwycili się za ręce, spojrzeli po sobie po czym ich usta się połączyły w delikatnym pocałunku. Harry ułożył swoja głowę na ramieniu Louis'ego, przymknął oczy i oboje, po chwili jazdy poczuli, że się unoszą go góry, bardzo wysoko.
-No to lecimy do naszego Paryża. - rzekł uradowany Louis, po czym ucałował Harry'ego we włosy, a ten słodko zamruczał.
No to lecimy do naszego Paryża...
Smutne to pożegnanie... Jak większość... Mam nadzieję, że teraz wszystko się ułoży... Nie na długo, ale chłopakom należy się szczęście...
OdpowiedzUsuńPo co ja robię tyle kropek?? Hahaha...
Czekam na następny rozdział tutaj, lub na PDC:D
Zapraszam do mnie: http://flight-do-harm-larry.blogspot.com/
aaaaaa!!! tak się cieszę ,że jest już kolejny rozdział! :D jak zwykle świetny. zajebiscie piszesz dziewczyno :D kiedy wstawisz następny? ^^ i kiedy będzie rozdział na please don't crying?
OdpowiedzUsuńaaa pożegnanie z chłopakami. huhu świetne i wzruszony Niall. xd hahahah zajebiście wymyśliłaś jak Niall skakał i piszczał gdy zobaczył Hazze i Lou xd. :D
Chce mi się płakać ;( to takie smutne... ale jeśli Harry umrze to ja naprawdę oszaleję... To nie fair w stosunku do Lou
OdpowiedzUsuńWow ...trochę smutne , ale pożegnania są przeważnie smutne ...
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział tu i na PDC :D
Smutne pożegnanie ...ale miejmy nadzieję , że od teraz już wszystko się poukłada :)
OdpowiedzUsuńCzekam na kolejny rozdział :D
Super ...najlepszy był Niall :D No i co ja jeszcze mogę napisać ...po prostu jest przecudny :D
OdpowiedzUsuńAaaa super ... Boże naprawdę cudny :) Czytałam na tumblrze , że napiszesz jakiś One-Shot ...extra
OdpowiedzUsuńCzekam niecierpliwie :D
Boże dziewczyno co ty ze mną robisz ... normalnie się wzruszyłam , żeby nie powiedzieć , że zaczęłam płakać..
OdpowiedzUsuńKocham to opowiadanie i mam nadzieję , że teraz już wszystko się ułoży. No i cieszę się , że Jay , w końcu przejrzała na oczy ...
Czekam na kolejny rozdział tu i na PDC :D
Ooo Jezu ...to jest przecudne ! Takie pełne uczuć:) Niecierpliwie czekam na kolejny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńOuuuuu nie wiem co powiedzieć,strasznie mnie to wzruszyło. Masz przeogromny talent ,zdajesz sobie z tego sprawę ? czekam na następny z niecierpliwością :)
OdpowiedzUsuńGenialne! Uwielbiam jak piszesz.
OdpowiedzUsuńBardzo wzruszające ...
Czekam na next :P
Akcja się rozkręca ...już nie mogę się doczekać tego kiedy chłopcy wylądują w Paryżu ...ale w tedy będzie :D
OdpowiedzUsuńTylko mam nadzieję , że Hazz nie umrze ...nie nie możesz tego zrobić !!! Lou i Hazz muszą być razem jak najdłużej ... :)
Zajebisty ...tylko taki trochę smutny.
OdpowiedzUsuńNareszcie Jay zrozumiała co robi Louisemu :)
Czekam na kolejny
Masz ogromny talent i wszystkie rozdziały , które piszesz są po prostu cudowne ...nie ważne czy byłby on krótki czy długi ..w twoim wykonaniu wszystko jest idealne :D A rozdział zajebisty :P
OdpowiedzUsuńPrzecudowny , taki uczuciowy.
OdpowiedzUsuńNajfajniejszy był Niall , jak zaczął skakać :D
Czekam na kolejny ;)
Zaczęłam czytać bloga wczoraj . Jest świetny ! Uwielbiam Larry'ego <3
OdpowiedzUsuńjak zwykle rozdział świetn! już widzę jak rozkręcasz akcje w Paryżu *-*
OdpowiedzUsuńmam nadzieję że już niedługo następny! xx
Mam nadzieję, że będzie niezłe rozkręcenie akcji w Paryżu :3 Nie mogę się doczekać następnego rozdziału!
OdpowiedzUsuń