czwartek, 27 grudnia 2012

Rozdział 10. - Somewhere only we know.

      No dobra Pieszczochy ! Skończyłam rozdział i mam ogromną nadzieje, że spodoba się Wam tak jak mi, bo szczerze mówiąc jestem z niego dumna. Na prawdę mi się podoba jak poprzedni. Jest taki pełen...Larry'ego. Taki kochany i przesłodzony, ale w końcu o to mi chodziło. ;)
      Jak przeczytacie to od razu komentarz, bo pamiętajcie, że to od Was zależy co będzie następnym razem. Im więcej komentarzy tym ja mam większą ochotę do pisania. Błagam, komentujcie !!!  A zaraz po tym na tumblra zadawać pytania chłopakom ! ;3
      Jak większość zauważyła może i nawet przeczytała - napisałam ONE-SHOTA. Będzie on miał trzy części, jeśli w ogóle chcecie go czytać - to od Was zależy. Więcej informacji na ten temat zdobędziecie na moim tumblr'erze i jeśli będziecie pytać ;) Zaplanowałam też kolejnego ONE-SHOTA  Ja zawsze pozwolę Ci wrócić. Tylko nie wiem czy za trzecim razem jeszcze będę… Napiszę go jak skończę They don't know about us i I think I wanna marry you. Mam nadzieje, ze Wam się podoba i jesteście ze mnie dumni. Ja, nie chwaląc się, jestem zajebiście dumna !!! ;)
      No to chyba tyle co miałam Wam do przekazania. Jeśli chcecie się o czymś dowiedzieć to wpadajcie wiecie gdzie. Informacje macie w INFO po prawej stronie ;) A teraz
      ENJOY !!!




                                                       *Somewhere only we know*
     
       Chłopki usiedli w dogodnym dla siebie miejscu, z dala od rodziców oczywiście. Nie mięli problemu z doborem miejsca, gdyż Anne i Robin usiedli na samym początku a wolnych zostało jedno miejsce na przodzie, dwa na środku i jedno z tyłu. To wiadome, że wybrali to z tyłu. Idealne miejsce. Nikt nie przeszkadza, nie zagląda, żadnych intruzów, którym przeszkadzałoby, że Hazz i Lou trzymają się za ręce. Mogli spokojnie być sobą przez najbliższe ponad dwie godziny.

      Rozsiedli się wygodnie. Louis przy oknie, Harry zaraz za nim, a ostanie miejsce pozostało wolne. Na wypadek gdyby ktoś chciałby się dosiąść. No i oczywiście też dlatego, że po lewej stronie samolotu były po trzy fotele a ich było tylko dwóch. Mogliby oczywiście zastawić miejsce obok nich bagażami ale żadnych nie mięli. Stwierdzili, że nic nie będzie im potrzebne przez czas lotu tylko oni sami. Więc wszystko co zabrali ze sobą do Paryża jest w dolnej części pokładu, w magazynie na bagaże. Teraz żałowali tego, bo w każdej chwili może tam usiąść jakiś gbur, który będzie się na nich krzywo patrzył albo w ogóle nie będzie patrzył tylko zrobi aferę na cały samolot. A może jednak dosiądzie się jakaś miła staruszka z pieskiem. Albo dwudziestoletnia blondynka w pastelowej sukience. Albo jeszcze jakiś emo lub punk. Jednak Harry wciąż był przekonany, że będzie to z pewnością homofob. Nie chciał by taka osoba przy nim siedziała. Wolałby już siedzieć przy oknie, chociaż to nie był dobry pomysł, bo przy oknie robi mu się niedobrze.

      Usiadł na swoje miejsce zdenerwowany i cały roztrzęsiony. Nie mógł ogarnąć myśli. Bał się, że jak ktoś z pasażerów lub obsługi zauważy, że on i Louis są razem, że to para gejów to wyrzucą ich z pokładu. W jego głowie pojawiały się najczarniejsze scenariusze. Sam nie był do końca pewien dlaczego tak myśli. Czemu coś takiego gości jego wyobraźnie. Może to nie chodziło o strach przed ludźmi, którzy ich nie tolerują a może jednak strach przed samym lotem. W końcu Harry po raz pierwszy leciał samolotem. Albo może jednak to był strach przed operacją, która czekała go za jakiś tydzień. Nie wiadomo. W każdym razie czegoś się bał i chciał by Louis go uspokoił.

      Wziął głęboki wdech. Chwycił pas po swojej lewej stronie i zaciągnął go w prawo w calu zapięcia go. Najpierw pas się zaciął gdyż Harry za mocno ciągnął. Potem zwolnił i wyciągnął go już bez problemów. Ale za to kłopot pojawił się gdy chciał trafić w uziemienie. No właśnie nie mógł trafić. Ręce mu się trzęsły i nie potrafił. Za dużo tego wszystkiego. Za dużo stresu jak na takiego młodego chłopaka, na dodatek chorego. Natłok głupich myśli zaczął go denerwować. W momencie jego oczy stały się przeszklone a broda zaczęła się trząść. Wciąż starał się zapiąć. Louis zauważył zły stan ukochanego i szybko chwycił go za nadgarstki. Harry momentalnie się uspokoił i przestał na chama wpychać zapięcie. Spojrzał na szatyna, który z uśmiechem wyjął pas z jego, jak zawsze zimnej dłoni jednak nie patrząc na niego. To dobrze, gdyż inaczej zauważyłby łzy, które pojawiły się w ochach Loczka.

      -Spokojnie. - szepnął uśmiechnięty Louis zapinając chłopaka. Spojrzał na niego przelotnie, następnie na pas po czym wrócił wzrokiem na twarzyczkę młodszego. Patrzył na niego z ogromnym zatroskaniem i przerażeniem. Chwycił go za zimną dłoń i spojrzał w jego mokre oczy. - Co się stało, Słońce? Czemu płaczesz ? - zapytał przytulając jego główkę do piersi i gładząc dłonią jego plecy. Cały drżał a Louis na prawdę bał się o niego. - Hym ? Hazz, stało się coś ? - ponowił pytanie a loczkowaty odsunął się od niego. Rękawem wytarł łzy spływające po jego czerwonym policzku. Jego broda znów zadrżała a usta ułożyły się w podkówkę.- No, Harry, powiedz mi. -szeptał by nikt go nie usłyszał ale za to Styles słyszał go idealnie. Spuścił głowę w dół ale Louis za chwilę przyłożył dwa palce do jego brody i uniósł ja do góry tak, że młodszy spoglądał w jego zmartwione oczy. Nie wolno pominąć faktu, iż żaden z nich nie chciał aby ktokolwiek zauważył tą zaistniałą sytuacje. - Harry, proszę Cię. - znów szepnął a Hazz westchnął głośno na znak poddania się.

      -Ja... - ponownie westchnął jak i ponownie spuścił głowę.

      -Hazz, nie ma się czego bać. - odpowiedział Lou jakby czytał w jego myślach. Skąd wiedział, że Loczek się czegoś boi. Chłopak momentalnie uniósł głowę do góry słysząc jego słowa, które go zadziwiły. - Na prawdę. - uśmiechnął się i przetarł kciukami jeszcze mokre policzki Harry'ego.

      -Skąd Ty... - zaczął ale Lou przerwał mu przykładając palec wskazujący do jego ust. Uśmiechnął się zadziornie i przybliżył swoją twarz do jego.

      -Ja wiem wszystko, Kocie. - szepnął bardzo cicho przykładając wargi do jego ucha tak, że ich policzki się dotykały po czym zabrał palec z ust chłopaka i musnął je delikatnie. Odsunął się od niego, spojrzał w jego oczy a następnie znów musnął jego usta, tym razem troszkę dłużej.

      -Przepraszam. - słysząc wysoki kobiecy głosik natychmiastowo oderwali się od siebie. Spojrzeli na kobietę ; Louis z ciekawością a Harry natomiast ze strachem.

      Dziewczyna okazała się być stewardessą. Była to wysoka blondynka o niesamowicie błękitnych oczach. Choć Louis i tak był pewien, że z pewnością nie miała piękniejszych oczy od Nialla. Dziewczyna miała na sobie granatowy uniform a na szyi związaną żółtą chustkę. Zaynowi z pewnością wpadłaby w oko, była w jego typie. Uśmiechała się słodko do chłopaków lekko zawstydzona, iż przyłapała ich na pocałunku. Zdradziły ją te rumieńce, które wyraźnie odznaczały się na jej bladej cerze. Louis'emu zrobiło się tak przyjemnie w środku, Harry natomiast był przerażony.

      -Tak ? - spytał szatyn odwzajemniając uśmiech i mocno ściskając już cieplejszą dłoń ukochanego.

      -Podać coś do picia ? - wskazała dłonią na stolik na kółkach. Stały na nim plastikowe kubki włożone jeden w drugi, na oko było ich ze trzydzieści.  Za kubkami stało sześć butelek. Były zapełnione co rusz innymi napojami o kolorach tęczy.

      -Nie, chyba nie. Ale mam ochotę na ciasto, a Ty Hazz ? - odpowiedział z niekrytym uśmiechem na pytanie Vanessy, bo takie imię widniało na jej srebrzystej plakietce na prawej piersi i od razu zagadnął zestresowanego Harry'ego.

      -Um...ja też. Yyyy...szarlotkę. - odparł odwracając głowę w stronę Lou i wbił wzrok w jego place mocno trzymające jego dłoń. Louis spojrzał na niego i uśmiechnął się pod nosem widząc jak się zawstydził. Lubił go takiego, takiego słodkiego, uroczego z rumieńcami na policzkach - tak jak dziś, jak w tej chwili.

      Wolną dłoń położył na jego głowie palce wplatając w jego loki i położył ją na swoim ramieniu po czym ucałował go we włosy. Vanessa przyglądała sie temu z niezwykłym zaskoczeniem ale i z fajnym uczuciem na sercu. Pracuje jako
stewardessa od sześciu lat ale pierwszy raz widziała taki uroczy widok. Jeszcze nigdy nie widziała, żeby pary hetero okazywały sobie uczucia tak jak oni a co dopiero homo. Wciąż uśmiechała się i spoglądała na nich nie mogąc oderwać od nich wzroku.

      -No to dwie szarlotki poprosimy. - odparł Lou głaskając Harry'ego po plecach. Mocniej ścisnął jego dłoń a dziewczyna przytaknęła po czym odeszła pchając przed siebie wózek z napojami.

     


      Lecieli już dosyć długo. Harry zasnął na ramieniu Lou i nawet nie zjadł swojej szarlotki. Louis ja dokończył, gdyż wiedział, że jego chłopak nigdy nie jest głodny kiedy się obudzi. Gdyby ją zostawił to po prostu to dobre ciasto by się tylko zmarnowało. Nie mógł by na to pozwolić. Niall go tego nauczył - nie marnuj jedzenia, jedz wszystko co jadalne.

      Louis wpatrywał się w śpiącego chłopaka jak w obrazek, jak w jakieś dzieło sztuki wykonane przez Boga. Prawdę mówiąc szatyn go za to uważał. Był on dla niego najpiękniejszą istotą żyjącą na tym durnym świecei. Nie mógł oderwać od niego wzroku. Położył głowę na jego kręconej czuprynie i przymknął oczy. Harry poruszył sie lekko i uwolnił swoją dłoń z uścisku Louis'ego po czym owinął ja sobie wokół brzucha a szatyn położył rękę na jego kolanie.

      Czuł, że też jak Hazz, zaraz zaśnie. Powoli odpływał mając przy sobie miłość swojego życia, czując ten słodki zapach jego loków. Chciał się wybudzić ale powieki robiły się takie ciężkie, że za nic nie mógł ich podnieść. To przez Harry'ego. Z błogim uśmiechem na ustach już prawie zasypiał., jednak ktoś musiał to przerwać.

      -Przepraszam. Brat mi dokucza. Mogę się dosiąść na chwilę ? - zapytała niziutka brunetka, na oko w wieku Harry'ego. Louis drgnął słysząc ją po czym zerwał się i spojrzał na nią. Była tak uracza zarkając do przodu i wytykając język, zapewne bratu, że Louis nie miał serce jej odmówić. Kiwnał głową na wolny trzeci fotel a dziewczyna usiadła z ogromną ulgą i uśmiechem na ustach.

      -Dzięki. Jestem Kate. - przywitała się szepcząc, widząc, że chłopak w lokach śpi. Podobnie jak Vanessa uśmiechnęła się uroczo widząc taki słodki widok.

      -Louis. - odpowiedział szatyn. Spojrzał na Harry'ego jakby się nad czymś zastanawiał po czym wrócił wzrokiem na dziewczynę i spojrzał w jej wyraziście czekoladowe oczy. - A to Harry. - poprawił dłoń na jego kolanie. - Mój... - urwał nie widząc co powiedzieć. Zastanawiał się czy przyznać obcej dziewczynie, że jest gejem.

      -Brat. - zasugerowała Kate spoglądając na śpiącego chłopaka. Jednak czuła, że się myli widząc dłoń Louis'ego na jego kolanie.

      -Nie...chłopak. - musnął palcami rękę Harry'ego po czym splótł ich dłonie.

      -Dziwne. - dziewczyna zrobiła śmieszną minę a Louis nie widział czy się zaśmiać czy może jednak bać. Wiadomo, że dziewczyny są nie do odgadnięcia. Po prsotu nie wiedział jak zareagować i spuścił wzrok. - Mogłabym przysiąc, że jesteście braćmi... - uśmiechnęła się szeroko
pocierajac placami brodę jakby się nad czymś zastanawiała oczwyiście w geście rozbawienia Louis'ego, gdyż zauważyła, że powiedziała coś nie tak, bo szatyn szatyn się zadumał.

      -Heh...czemu ? - zapytał Louis uśmiechając się nieśmiało.

      -Jak dla mnie jesteście do siebie podobni.

      -Podobni ? Czy ja wiem... - odpowiedział ze szczerym uśmiechem. Wiedział, że dziewczyna kłamie i od razu wiedziała, że nie sa braćmi. Nie mogła przecież stwierdzić, że są do siebie podobni gdyż nie widziała twarzy Harry'ego. Louis jednak pominął to, bo dziewczyna była dla niego miła. Nie mógł tego popsuć.

      Minęła dłuższa chwila a Hazz zaczął się wiercić
. Był to znak, iż się budzi. Otworzył powoli oczy, podniósł głowę z ramienia chłopaka i jeszcze zaspanym wzrokiem spojrzał na niego. Przysunał twarz do twarzy Lou i jeszcze raz spoglądając w jego niebiesko-zielone źrenice wpił się z tęsknotą w jego wąziutkie i malinowe usta, niezauważając koleżanki siedzącej obok niego, która z fascynacją przyglądała się zaistniałej sytuacji.

      -Chciałabym, żeby mój chłopak tak mnie witał, zawsze kiedy się obudzę. - westchnąęła głośno Kate. Hazz nieco przestraszony odkleił się od warg Louis'ego i odwrócił się. Zrobił duże oczy a jego serce zaczęło bić szybciej. Louis ścisnął mocniej jego dłoń, by dodać mu otuchy. Ten gest mówił Spokojnie, Harry.

     
-Hej, Harry. Jestem Kate. - zachichotała i podała mu rękę. Hazz już trochę uspokojony przez ukochanego, który oparł głowę na jego ramieniu i szepnął, że to koleżanka, ścisnął jej dłoń.

      -Skąd znasz moje imię ? - zapytał zaskoczony kurczowo trzymając się Louis'ego.

      -Louis Cię przedstawił. - wskazała na szatyna a uśmiech za nic nie chciał zejść z jej twarzy. Jej pogoda ducha zaraziła Harry'ego, który już za chwilę szeroko się uśmiechnął.

      -Tak ? - odwrócił się do Lou a on ucałował go w policzek. - To ile ja spałem ?

      -No trochę. Ale spokojnie, szarlotka się nie zmarnowała. - wyszczerzył do niego białe ząbki a Harry zachichotał przypominając sobie Nialla.

      Proszę zapiąć pasy. Zbliżamy się do lądowania.

     
Usłyszeli miły i ciepły głos z pewnością pilota samolotu. Kate musiała już wrócić do sibie. Pożegnała się z chłopakami i pobiegła na swoje miejsce śmiejąc się głośno. To na prawdę zwariowana dziewczyna. Louis natomiast zapiął pasy jak prosił kapitan a Harry już od początku był zapięty przez swojego chłopaka. W momencie oboje spojrzęli na siebie uśmiechając się uroczo jeden do drugiego.

      -Zaraz będziemy w Paryżu. - stwierdził uradowany Harry mocno ściskając dłoń ukochanego. Przybliżył swoją twarz do twarzy Lou, który zrobił to samo i złączyli swoje usta w długim i czułym pocałunku. Paryż kilka albo i kilkanaście kilometrów pod nimi czekał na tą niezwykłą parę. Czekał, aż ta dwójka nim zawładnie i pokaże innym mieszkańcom miasta miłości co to znaczy kochać, co to znaczy żyć...


___________________
Tak wiem, trochę krótki ale co tam. Ważne, że jest, prawda ? ;3