wtorek, 27 listopada 2012

Rozdział 9 - Teenage Dream

        Dobry wieczór Pieszczochy ! W końcu mi się udało skończyć ten rozdział. I szczerze mówiąc jestem bardzo z siebie zadowolona. Ten rozdział to chyba mój ulubiony. Jestem z niego dumna, bo serio mi się podoba jako jeden z nielicznych. Jest w nim bardzo mało dialogów i dużo opisów co mnie niesamowicie jara. ;D Mam nadzieje, że Harry i Lou są dumni ze swojej szurniętej shiperki, która pisze o nich opowiadania, jest w stu procentach pewna, że oni każdą noc spędzają razem w łóżku uprawiając dziki i namiętny seks, a jej największym marzeniem jest to, by w końcu się odważyli powiedzieć światu, że się kochają. :)
      W zasadzie to nie mam Wam nic do powiedzenia ale muszę coś tu napisać, bo to by było nie w moim stylu ;)  Oczywiście zaraz po przeczytaniu komentujcie i zadawajcie pytania o tu --> x I to chyba tyle... ;)                

      ENJOY !!!




                                                          *Teenage Dream*


      Stał przy oknie i wpatrywał się w lecące gołębie, lądujące w parku, niedaleko jego domu, by ludzie je nakarmili. Odkąd pamiętał, zawsze chciał być ptakiem. One nie maja żadnych zmartwień, żadnych trosk czy problemów...są wolne. Nikt ich nie więzi dlatego, że kogoś kochają. Dlatego, że kochają swojego najlepszego przyjaciela, z którym przyjaźnią się od czasu kiedy uczyły się latać. Zawsze razem, zawsze gołąbki-nierozłączki. Nikomu nie przeszkadza, że kochają osobnika tej samej płci... Zaraz, gołębie mogą być homo ? Zagadnął sam siebie, po czym parsknął pod nosem, że myśli o takich rzeczach.

      Stał przy oknie i wpatrywał się w lecące gołębie, lądujące w parku, niedaleko jego domu, by ludzie je nakarmili. Zazdrościł im w tym momencie. Ptaki może i mózg maja ale czy rozum ? Raczej nie, raczej nie myślą o takich rzeczach jak ludzie. Nie miewają żadnych problemów rodzinnych czy miłosnych. Nie poszukują szczęścia, bo to że żyją i jak na razie nikt ich nie postrzelił jest ich szczęściem. Louis szukał szczęścia... Jakiś czas temu je znalazł ale ktoś bardzo mu bliski próbuje mu je odebrać z niewiadomych przyczyn. Dlaczego osoba, którą kocha musi tak mocno go ranić, jaki ma w tym cel ? Gołębie nie mają takich problemów.

        Stał przy oknie i wpatrywał się w lecące gołębie, lądujące w parku, niedaleko jego domu, by ludzie je nakarmili. Spojrzał przelotnie na kroplę deszczu spadającą w dół po czystej szybie. Sam nie wiedział czemu ale siebie porównał do tej kropli. Wokół niej było mnóstwo takich samych kropel ale ona jednak była inna, różniła się od reszty. Niby była w grupie, nie była sama, ale właśnie tak się czuła. Louis czuje to samo co ona ; otaczają go ludzie, wszyscy są tacy sami ale on się wyróżnia, jest inny. Mimo tego, że ludzie, przyjaciele go wspierają on czuje się samotny. Czuje się odrzucony. Czuje pustkę. Nie potrafi się pogodzić ze swoim życiem. Może ten ktoś na górze chciał wystawić go na próbę, chciał sprawdzić czy Lou zawalczy o swoje. Czy jest silny, czy potrafi być silny dla kogoś...

      Stał przy oknie i wpatrywał się w lecące gołębie, lądujące w parku, niedaleko jego domu, by ludzie je nakarmili. Przez chwilę pomyślał, że nie ma po co żyć, że nie ma powodu, że wszystko jest bez sensu... Krążył wzrokiem po Londynie; obserwował ludzi spacerujących gdzieś tam, dzieci skaczące po kałużach, gdyż dziś padało, zaczął czytać nazwy sklepów. Nagle, nieświadomie wtargnął mu uśmiech na twarz. W oko wpadł mu bardzo fajny sklep : Harry's. To dlatego się uśmiechnął, przypomniał sobie o swoim ukochanym. Jak w ogóle mógł o nim zapomnieć !? W jednej chwili uderzył się otwartą dłonią w czoło po czym zaśmiał po cichu. Przecież to właśnie dla Harry'ego chce żyć, on jest tym wiecznie szukanym powodem do szczęścia, sensem jego istnienia.

      Odepchnął się rękoma od parapetu po czym spojrzał na zegarek wiszący na ścianie zaraz nad telewizorem. Jeszcze tylko trzy godziny.Głupie 180 minut dzieli go od szczęścia, od wiecznego Paryża, miasta miłości, miejsca gdzie spędzi z Harrym swoje życie. Krótkie ale jednak z nim. Uśmiechnął się pod nosem zerkając dyskretnie na nową fotografię leżącą na stoliku. Zdjęcie sprzed kilku tygodni. On i Harry, nad Tamizą, trzymający się za ręce. Liam zrobił im to zdjęcie i dopiero niedawno dał. Hazz też takie ma. Ciekawe gdzie je trzyma ?

      Odepchnął się rękoma od parapetu po czym spojrzał na zegarek wiszący na ścianie zaraz nad telewizorem. Jeszcze tylko trzy godziny. Chwycił walizki już zapełnione najpotrzebniejszymi rzeczami i niosąc je bezgłośnie zszedł po schodach na dół. Postawił je przed kuchnią i wszedł do środka gdzie zastał ojca przy oknie a matkę przy stole. Nawet go nie zauważyli, pewnie byli pogrążeni w swoich myślach. Odchrząknął a obydwie pary oczy skierowały się na niego. Poczuł się dziwnie czując na sobie wzrok Jay. Było w niej coś...dziwnego.

      -Już ? - spytał Mark podchodząc do syna. Louis przytaknął i wyszedł z pomieszczenia.

      -Co już ? - zapytała wyraźnie zaskoczona ich zachowaniem Joanna - Czy ja o czymś nie wiem ?

      -Tak, i nie musisz wiedzieć. - skomentował krótko Tomlinson i wziął walizki syna.

      Louis żegnał się z siostrami. Przytulał je najmocniej i najczulej jak tylko mógł. W oczach miał łzy i z trudem powstrzymywał płacz. Widział w dziewczynkach to samo. One również były smutne, zawiedzione, już tęskniły za bratem. Ale Lou obiecał, że wróci a one przysięgły, że go odwiedzą. Zaufali sobie, uwierzyli.

      -Gdzie Wy się do jasnej cholery wybieracie ?! - krzyknęła wyraźnie zła Jay, kiedy Mark i Lou wychodzili z domu.

      -Do Paryża. - odpowiedział beznamiętnie Louis. Spojrzał na ojca a ten się do niego delikatnie uśmiechnął co dodało odwagi Louis'emu.

      -Do jakiego Paryża ?! O czym Ty mówisz ?! - krzyczała zdenerwowana ale i przestraszona. Louis nie mając zamiaru rozmawiania z nią po prostu wsiadł do samochodu i się zamknął. Natomiast Mark podjął się zadania.

      -Louis leci do Paryża czy Ci się to podoba czy nie. Leci razem z Harrym. - zaczął. Jay otworzyła usta w celu powiedzenia czegoś ale Mark szybko jej przerwał. - Doskonale wiesz, że Harry jest śmiertelnie chory. W Paryżu przejdzie operację. Lekarze przedłużą mu życie i zostanie na dłużej z Louis'im, by go uszczęśliwiać czego Ty nie potrafisz. Ale mam dla Ciebie pocieszenie; za kilka lat Harry i tak umrze, wtedy Louis wróci i już nigdy nie będzie się z nim spotykał, już nigdy nie wyjdzie z domu, już nigdy się nie uśmiechnie...a Ty chyba tego chcesz... - wydusił z siebie to co od dłuższego czasu go męczyło. W końcu powiedział jej to co o niej myślał, że po prostu jest wredną matką bez serca.

      Patrzył na nią chwilę, ona ptrzyła na niego. W oczach miała łzy ale Markowi nie było jej żal. W głębi serca cieszył się, że tak się stało, że Jay może w końcu przejrzała na oczy... Bo przejrzała. Stała teraz na progu domu, wpatrywała się w odjeżdżający samochód, łzy stróżką spływały po jej policzkach. Było jej zimno i cała się trzęsła chociaż był lipiec. Teraz sama sobie nie potrafiła wybaczyć tego co zrobiła. Zastanawiała się co ją do tego podkusiło, jaki miała w tym cel. Cierpiała przez samą siebie i teraz siebie ukarała...

                                                             
                                                                        ~~~*~~~


      Zdenerwowany Harry, krążył po całym domu. Powoli zbliżała się trzynasta a o czternastej trzydzieści przecież wylatują do Paryża. Strasznie się zamartwiał. Bał się, że Louis już nie przyjedzie, że coś go zatrzymało a raczej ktoś. W głowie wciąż pojawiały się najgorsze scenariusze. Skarcił sam siebie za to po czym wziął głęboki wdech i usiadł wygodnie na fotelu w salonie. Nerwowo spoglądał na zegarek stojący na półce przy oknie. Sekundnik co chwila zmieniał położenie wraz z rytmem bicia serca Harry'ego. Jego serce biło szybciej niż zwykle, biło inaczej niż przy Lou. Po prostu się denerwował. Ręce mu się trzęsły. Poczuł na ramieniu czyjąś dłoń. Spojrzał do góry i ujrzał uśmiechniętą Anne.

      -Zaraz przyjedzie, nie martw się. - uśmiechnęła się do niego czule i ucałowała w policzek.

      Harry'emu momentalnie zrobiło się cieplej na sercu. Uwierzył mamie. Ona przecież zawsze ma racje. Jednak teraz najbardziej potrzebował Gemmy. Niestety już jej nie ma. Dziś w nocy wyleciała do Paryża, stęskniona za Chrisem. Na pewno teraz siedzi w objęciach swojego ukochanego popijając gorącą czekoladę i nie myśli o chorym bracie, który strasznie się denerwuje i tęskni za nią. Jakby nie mogła poczekać tych kilku godzin i teraz być razem z nim i go wspierać. Ale nie, wolała już być z narzeczonym, który według Harry'ego w ogóle jej nie kocha...

      Przymknął oczy, by choć na chwilę odpłynąć z tego stresującego świata i rozmarzyć się o Louis'im. Nie trwało to jednak długo. Nawet nie zdążył się uśmiechnąć a po domu rozniósł się dzwonek. Zerwał się z fotela na równe nogi i szybkim krokiem pobiegł na korytarz otworzyć na pewno jego chłopakowi. Stanął przed drzwiami, wziął głęboki wdech, obrócił się jeszcze do tyłu spoglądając na Anne stojącą w progu kuchni, która z szerokim uśmiechem wpatrywała się w szczęśliwego syna, aż w końcu nacisnął klamkę i otworzył drzwi.

      Louis widząc Harry'ego uśmiechnął się szeroko po czym otworzył usta w celu przywitania się z nim, co jednak nie było mu dane, gdyż Hazz z ogromną pasją rzucił się na niego. Nogami objął go mocno w pasie a rękami oplótł jego szyję. Roześmiany ale i szczęśliwy szatyn wszedł do domu siadając w salonie na fotelu z chłopakiem na rękach, gdzie wcześniej siedział Loczek a Mark zaraz po nim wkroczył niosąc walizki syna. Poszedł z Robinem i Anne nie wiadomo gdzie pozwalając chłopakom pobyć razem sam na sam.

      I dobrze zrobili, bo Hazz i Lou nie szczędzili sobie czułości. Louis nieustannie szeptał Harry'emu do ucha co będą robić jak już będę w Paryżu przez co z policzków Hazzy nie schodziły dorodne rumieńce. Czuł się tak dobrze w objęciach swojego chłopaka, że teraz już nic się nie liczyło, tylko On, który w tym momencie wodził delikatnie nosem po jego szyi i czule muskał jego wrażliwą skórę. Dłoń Louis'ego znalazła się niebezpiecznie blisko jego krocza. Palcami zaczął subtelnie jeździć po wewnętrznej stronie ud a po ciele Harry'ego przechodziły ciepłe dreszcze, w brzuchu natomiast czuł motylki.

      Co dobre jednak kiedyś musi się skończyć. To zdanie chyba doskonale znała Anne, bo wpadła do salonu jak burza, przerywając chłopakom w tej intymnej sytuacji oznajmiając, żeby już się zbierali. Niechętnie ale jednak podnieśli się z fotela, ubrali na stopy obuwie i wyszli na świeże powietrze. Anne zamknęła dom, sprawdzając przy tym jeszcze kilka razy czy jednak na pewno, aż dopiero po trzech razach wsiadała do samochodu. Razem ze Stylesami pojechał Mark, który obiecał synowi odwieźć go na lotnisko i tam go pożegnać.

      Na miejscu czekali już chłopaki.Widząc Harry'ego i Lou idących za rękę Niall zaczął piszczeć z radości i skakać wokół Zayn'a, którego okropnie śmieszyło zachowanie jego przyjaciela. Liam natomiast nie zwracając uwagi na tą dwójkę ruszył do zakochanych. Pierwszego musiał przytulić oczywiście Harry'ego, no bo bądź co bądź to on przyjaźni się z nim dłużej niż Lou. Li traktuje Harry'ego jak swojego młodszego braciszka, o którego chciałby już zawsze dbać i robić wszystko, by jednak choroba minęła. Czasami nawet zastanawiał się czy nie zostać lekarzem, by potem móc wynaleźć jakiś lek na tą cholerna białaczkę. Jednak po częstych przemyśleniach na ten temat doszedł do wniosku, że nie miałoby to sensu, bo same studia zajęłyby mu cztery lata a potem przez kolejne cztery szukałby szczepionki czy czegoś takiego a Hazz przecież już by obserwował go z góry. Chociaż...gdyby stało się tak to w ten sposób pomógłby innym ludziom i pozwolił im zostać z ukochanymi osobami. Chyba jednak zostanę lekarzem.

      Po chwili jednak widząc zazdrosny wzrok Lou, odsunął się od jego chłopaka i w swoje ramiona wziął szatyna. Poczuł coś dziwnego w sercu, takie przyjemne ciepło. Był szczęśliwy i jednocześnie smutny. Szczęśliwy, iż jego przyjaciel jest szczęśliwy, ma wspaniałego chłopaka, który go kocha, leci z nim do Paryża...ale smutny, bo Harry leci do Paryża na długi czas. Jest pewne, że go odwiedzi ale jednak jest ten ból, że za kilka lat Twój przyjaciel odejdzie ze świata żywych. Sam nie wiedział co ma teraz czuć.

      Dalej w kolejce do mocnego uściskania był Zayn. Mulat objął Loczka bardzo czule a w jego czekoladowych oczach pojawiły się łzy. On podobnie jak Liam nie wiedział czy ma się cieszyć czy smucić. Za dużo tych emocji, aż człowiek sam nie wie co ma myśleć.

      Louis nie wytrzymał i oderwał Malika od Harry'ego a następnie sam go przytulił również ze łzami w oczach. Kiedy oni się tak tulili Loczka przytulił Niall, którego łzy swobodnie spływały po policzkach. On nie potrafi udawać i jest bardzo wrażliwy, podobnie jak Hazz. Horan odsunął od siebie przyjaciela na odległość ramion i uśmiechnął się do niego czule patrząc na niego zapłakanymi oczami. Teraz to i już Harry płakał. Nialler ponownie przytulił chłopaka jednak tym razem z zamiarem złożenia całusa na jego policzku co jednak nie zmienia faktu, że trochę się bał, bo obok stał chłopak Hazzy i ich pilnował. Lou jest bardzo zazdrosny ale i przezorny chociaż wiedział, że Harold kocha tylko jego, ale i tak był bardzo przewrażliwiony na jego punkcie. Tylko ja mam prawo go całować.

      Niall spojrzał przestraszony na Louis'ego a ten się do niego uśmiechnął i powiedział, że nie jest zły i rozumie. Blondyn po raz kolejny zwrócił swoje błękitne oczęta w kierunku Harry'ego i starł pojedynczą łzę z jego policzka a Hazz parsknął śmiechem.

      -Niall, obiecaj, że nas odwiedzicie... - szepnął Harry a obok niego zaraz pojawił Lou, który objął  go w pasie po czym ułożył głowę na jego ramion i musnął jego policzek a Hazz się zarumienił.

     -Obiecuję. - przyłożył dłoń do klatki piersiowej w miejsce gdzie znajdowało się serce w geście przysięgi. - Przyjedziemy wszyscy już niedługo. - spojrzał na Zayna i Liama a oni przytaknęli. - I zabierzemy kogoś jeszcze... - spojrzał na Lou, który wiedział o kogo chodzi.

      -Ale od razu ostrzegam, że Fizz to bardzo natrętna dziewczynka, której się podobasz...Zayn. - spojrzał na ciemnowłosego. Na policzkach Mulata pojawiły się rumieńce.

     -Wiem. - uśmiechnął się nieśmiało. - Dam sobie radę...

      Anne i Robin wrócili z odprawy bagaży. Stanęli od razu obok chłopaków i wtrącili się w ich dyskusję.

      -Liam, przypominaj proszę mamię, żeby zaglądała do naszego domu. - zwróciła się do Payna poprawiając kołnierzyk koszuli męża.

      -Oczywiście, proszę pani. - uśmiechnął się przyjaźnie. - Ja też chętnie tam zaglądnę.

     

      Powoli już zbierali się do lotu, słysząc na hali głos pani informującej, iż ich samolot odlatuje za dwadzieścia minut. Louis jeszcze pożegnał się z ojcem, który w ogóle nie krył łez. Mówił do syna niezrozumiałe rzeczy i nawzajem ale dobrze, że chociaż oni się rozumieli.

      -Dzwoń codziennie. - rzekł uśmiechnięty Mark a Louis przytaknął przy czym grzywka opadła mu na czoło. Oczywiście Harry ją poprawił.

      -No właśnie Hazz. - zwrócił się do Loczka Zayn. - Dzwoń codziennie.

      -Jasne. Do wszystkich. - potwierdził po czym jeszcze raz wszyscy mocno się uściskali a następnie Harry, Lou, Anne i Robin poszli już.

      Samolot oczywiście mieli pierwszej klasy, gdyż klinika im zasponsorowała. Chłopaki usiedli o kilka miejsc dalej od Styles'ów, by mieć odrobinę prywatności. To w końcu ponad dwie godziny lotu. Musieli przecież móc spokojnie się pocałować. Kiedy miła pani poprosiła, by zapięli pas, oni potulnie jej posłuchali, chwycili się za ręce, spojrzeli po sobie po czym ich usta się połączyły w delikatnym pocałunku. Harry ułożył swoja głowę na ramieniu Louis'ego, przymknął oczy i oboje, po chwili jazdy poczuli, że się unoszą go góry, bardzo wysoko.

      -No to lecimy do naszego Paryża. - rzekł uradowany Louis, po czym ucałował Harry'ego we włosy, a ten słodko zamruczał.




     No to lecimy do naszego Paryża...

środa, 14 listopada 2012

Rozdział 8. - Skyscraper

     
!!! WIEM, ŻE NIE WSZYSCY TO CZYTAJĄ WIEC INFORMUJĘ DUŻYMI I RÓŻOWYMI LITERAMI, ŻE TO NIŻEJ JEST WAŻNE !!!

      Hej Pieszczochy !!! Przepraszam, że tak długo czekaliście, aż miesiąc. Nie dość, że miałam problemy z komputerem to potem z internetem i jeszcze ta głupia szkoła, która mnie ogranicza...I'm so sorry. Dodaję dziś tak jak obiecałam pewnej osobie.
      Teraz chcę Was przeprosić za ten rozdział. Zjebałam go po całości. Jest krótki, okropnie nudny, nic się w nim nie dzieje i jestem pewna, że będzie Wam się strasznie go czytało. Po prostu masakracja jak to mówi młodzież... ( za dużo FIFY ;])

      Mam nadzieje, że następny będzie lepszy, bo wtedy Hazz i Lou lecą już do Paryża a potem to dopiero się dzieję !!! Jest tyle ciekawych, zajebistych, dramatycznych i romantycznych scen, że już z czystym sercem mogę powiedzieć, że na oko od...jedenastego rozdziału będzie lepiej ;)
      Teraz chcę poruszyć temat PDC. Jak na razie jest tylko pięć komentarzy a pisałam ,ze kolejny pojawi się po maksimum dziesięciu. Tak jak mówiłam to od Was zależy jak szybko będą się pojawiać rozdziały (nie bierzcie pod uwagę tego, to inna bajka). Jak Wam poświęcam przynajmniej godzinę tygodniowo na kompa, wieczorami piszę coś w zeszytach a w weekend staram się wszystko uporządkować i dodać. Jak dobrze znam matematykę to chyba dużo więc moglibyście odwdzięczyć się chociaż małym komentarzem. Wystarczy nawet jedno słowo ale udowodnijcie mi, że czytacie, bo nie wiem czy jest sens pisania. A pytania do postaci to inna sprawa, bo jestem po prostu nimi zasypywana (cool!) ale to głównie od
katie123445 (pozdrawiam Cię kochana) i anonim więc mogę wnioskować, że to tylko dwie osoby. Mam po prostu nadzieję, że się poprawicie, bo kocham dla Was pisać...      Ps. Myślę nad przeniesieniem obu blogów na tumblr'a. Napiszcie co o tym sądzicie ;)
      ENJOY!!!

                                                        *Skyscraper*         
                                                                                                   
                                     
      Niestety przyszedł najmniej oczekiwane dzień – czwartek. Niby chłopaki chcieli, żeby ten tydzień minął jak najszybciej, żeby jak najszybciej przyszła sobota i już we dwoje siedzieli w samolocie lecącym do Paryża ale chcieli ominąć czwartek i piątek. Żeby tak była sobie środa a za chwilę wskoczyła sobota. Niestety tak się nie da. Dziś wraca Jay i Louis z Markiem muszą wracać do domu. Ale dlaczego muszą ? Nikt im nie karze, nie są do tego zmuszani. Co Jay może zrobić kiedy nie zastanie ich w domu ? No nic. Nie może nimi rządzić. Jednak oboje zamierzali wrócić dziś do domu, choć nie chcieli. Może jedynym powodem była nadzieje… Nadzieja, że Joanna po tych krótkich wakacjach zrozumie jak krzywdzi swoje dziecko. Louis miał właśnie taką nadzieję. Wierzył w ojca, że Mark porozmawia z Jay, że spróbuje ją przekonać. Lou nienawidził jej za to jak ostatnio jego i Harry’ego traktowała. Ale to jego matka i jednocześnie ją kochał. Wierzył, że gdzieś tam głęboko w środku jest jego kochana mamusia, która poza nim świata nie widzi. Louis lubił być synkiem mamusi. Uwielbiał, kiedy ona się o niego martwiła i troszczyła. Tak w pewnym sensie, to jej zachowanie można przydzielić do opiekuńczości. Ona raczej martwi się o niego, bo jakie niby miałaby korzyści z tego więzienia Louis’ego ? No żadnych…
     
     

      Louis właśnie się pakował a Harry mu w tym pomagał. Nie był zadowolony z faktu, że jego ukochany znika na dwa dni. Wiedział, że będzie bardzo tęsknił dlatego coś sobie pożyczył.
Lou zauważył, że czegoś mu brakuje i zaczął się niespokojnie kręcić po pokoju, w którym mieszkał przez pięć dni. Harry troszkę przestraszony podszedł do niego.      
     

      -Louis, stało się coś ? – spytał.
    
     
     
-Gdzie jest moja biała bluzka w błękitne paski ? – zapytał Loczka krzyżując ręce na piersi i uśmiechając się zawadiacko.
     
     
     
- Bo…ona… - zaczął się jąkać.
     
     
      -Ej, spokojnie. – powiedział Lou po czym chwytając dwoma palcami jego brodą uniósł ją do góry gdyż Hazz spuścił głowę. – Pożyczyłeś ją sobie ?
     
     
     
-No tak, bo…będę tęsknił…a ta bluzka tak ładnie pachnie Tobą i… - Louis przerwał mu zatykając jego usta swoimi muskając je czule i delikatnie dotykając jego język swoim.
     
     
     
-To miłe, że aż tak będziesz tęsknił. – uśmiechnął się do niego kiedy ich usta odsunęły się od siebie. Przyłożył swoją dłoń do jego policzka i delikatnie muskał go kciukiem po czym ucałował go w czoło.
     
     
     
-A Ty nie będziesz tęsknił ? – spytał poważnie Hazz z nutką żartu.
     
     
     
-Słucham ?! – oburzył się Louis. – Ja już umieram z tęsknoty, Kochanie. Nie wiem czy wytrzymam tyle bez Ciebie. – powiedział żartobliwie.
     
     
     
-Ale to tylko dwa dni, Misiu. – zauważył Harry wpatrując się namiętnie w niebiesko-zielone oczy szatyna.
     
     
-Skoro to tylko dwa dni to oddaj moją koszulkę. – stwierdził pewnie Louis robiąc krok to przodu przez co Harry się lekko zachwiał kiedy tors Lou uderzył jego tors.
     
     
     
-Nie ma mowy. Oddam Ci w Paryżu. – odpowiedział Hazz robiąc krok do tyłu.
     
     
     
Louis chciał coś powiedzieć, jakoś zareagować na tekst chłopaka ale przerwał mu krzyk jego taty.
     
     
     
-Louis ! Szybciej, bo matka będzie za dwie godziny ! – krzyknął powodując tym samym smutną minę u Harry’ego.
     
     
     
Jak on może nam przerywać w takim momencie ?!
Louis na pocieszenie chwycił jego zimną i bladą rączkę po czym musnął czule jej wierch. Na twarzy Loczka pojawił się uroczy uśmiech a w jego policzkach pokazały się dołeczki na co serce Louis’ego zaczęło bić szybciej.
     
     
     
Szatyn, żeby nie denerwować ojca i nie narażać samego siebie chwycił mocno rękę Harry’ego, w drugą wziął walizkę z ubraniami i z uśmiechem ale też z żalem zszedł na dół. Nie chciał przekraczać progu Styles’ów.
     
     
     
Gemma wręcz rzuciła się na Lou kiedy ten znalazł się na dole z jej bratem. To nie mało być pożegnanie na zawsze a ciemnowłosa tak mocno uściskała młodego Tomlinsona, że to tak wyglądało. Chłopak zwrócił jej uwagę a ona wypuściła go ze zgrabnych ramion ze śmiechem. Harry popatrzył na nią krzywo kiedy trzymała jego ukochanego za rękę więc szybko ją puściła i upewniła Loczka, że nie ukradnie mu Louis’ego, po czym prychnęła śmiechem a Hazz strzelił focha dla żartu.
     
     
     
Oczywiście Louis’ego musiała jeszcze wytulić Anne. Kobieta naprawdę polubiła swojego zięcia. Uważa go za przyzwoitego, odpowiedzialnego, opiekuńczego, uroczego, grzecznego i idealnego chłopaka dla jej syna. Owszem, można się z tym zgodzić, ale jest jedno ale. Louis może i jest grzeczny ale jeśli chodzi o zachowanie wobec ludzi dorosłych i miłych dla niego, szanujących go i jego zdanie. Jednak w sto procentach grzecznym i przyzwoitym nie da się go nazwać. Żeby Anne wiedziała co on wyprawia z jej synem. Ileż to razy sprawiali sobie przyjemność, kiedy byli sami w pokoju lub podczas wspólnych kąpieli ? Albo szeptali sobie sprośne słówka na co drugiemu robiło się niebezpiecznie ciasno w spodniach. Tak, idealny chłopak dla jej syna…
     
     
     
Kiedy Mark i Robin wyściskali się, Harry chciał przytulić tatę swojego chłopaka. Mark objął go bardzo mocno swoimi dużymi ramionami i ucałował we włosy, po czym wzruszonemu Loczkowi szepnął Nie martw się, przywiozę go do Ciebie a po policzkach Harry’ego spłynęła mała łezka.
                                                                       
                                                        ~~~


Hazz nie wiedział co ma począć ze sobą. Mimo, że minęła dopiero godzina odkąd Lou wraz z Markiem wrócili do siebie, on już tęsknił. Nosiło go a jednocześnie nie miał na nic ochoty. Położył się w salonie na kanapie, wcisnął w uszy słuchawki, włączył iPhona i puścił
Read all about it Emili Sande. Ta piosenka świetnie opisuje ich sytuacje. Przykrył się kocem, przymknął oczy i starał się odpłynąć, by ten głupi dzień minął jak najszybciej.

      Emili właśnie śpiewała ostatni wers swojego utworu kiedy ktoś bezczelnie zerwał koc z Harry'ego. Chłopak automatycznie otworzył oczy wystraszony a obok niego gwałtownie usiadła Gemma potrząsając swoimi długimi czarnymi włosami wkurzając tym brata.

      -Co tam, młody ? - zapytała uśmiechnięta zaciskając palce na kocu, który chwilę temu okrywał zziębnięte ciało Loczka.

      -Daj mi spokój... - odburknął po czym odwrócił się do niej plecami stykając się nosem z oparciem kanapy.

      -Ej, Harry, co się stało ? - spytała ciekawska co było oczywiste. Ciekawość to normalka w ich rodzinie, a już szczególnie u kobiet. Jednak Gemmy jest to już przesadą.

      -Możesz sobie iść ? Chcę spać... - odpowiedział obrażonym tonem.

      -Ehh... - dziewczyna westchnęła głośno po czym pociągnęła Harry'ego za rękę a ten wkurzony usiadł splatając ręce na piersi. - Chodzi o Louis'ego ?

     Hazz wpatrywał się w siostrę przez chwilę a następnie rzucił jej się na szyję na co ona go tylko przytuliła. Głaskała go po plecach i ucałowała we włosy.

      -Tęsknię za nim. - powiedział w jej bluzkę zduszonym głosem, co wywołało przyjemne ciepło na skórze dziewczyny, wzmacniając uścisk.

      -Ale Harry...widziałeś go godzinę temu. - zauważyła roześmiana, bo nie ukrywając śmieszyło ją to.

      -I co z tego ? To bardzo długo... -odrzekł Hazz smutnym tonem.

      -Jeszcze tylko jutro i będziecie razem już zawsze. - powiedziała z radością a chłopak jej uwierzył.

      Gemma nie ukrywała, że bardzo zależy jej na szczęściu chorego brata. Sama kiedyś mówiła, że gdyby mogła to siłą zaciągnęła Lou do Harry'ego i wygarnęłaby jego matce to i owo. Ale nie mogła, bo honor i kultura jej tego zabraniały. I nie wiadomo czy odwaga by jej na to pozwoliła, bo dziewczyna jest dość nieśmiała. Jednak skrycie to jest jej marzenie. Byłoby wspaniale gdyby chociaż w połowie się spełniło i Harry mógłby normalnie być z Lou...

      Brunetka zaproponowała bratu maraton filmowy na rozluźnienie sytuacji. Przygotowała popcorn, oboje wybrali film Projekt X , który był idealny na tak smętny dzień po czym wciskając guzik PLAY na pilocie wcisnęła się pod koc i przytuliła Harry'ego.


      Film się skończył a Hazz prawie usypiał. Dziewczyna chciała już wyłączyć telewizję i iść do siebie ale Loczek namówił ją na jeszcze jeden. Wybrał opowieść W kosmosie nie ma uczuć. Gem jednak miała rację z zakończeniem seansu, bo chłopak już w połowie filmu usnął. Siostra ułożyła go na kanapie, bo nie miała serca go budzić, by szedł do siebie. Okryła go szczelnie kocem, ucałowała w czoło i wyłączyła telewizor po czym ruszyła do swojego pokoju.


      Harry obudził się koło północy kiedy usłyszał sygnał policji, karetki albo straży pożarnej. Nigdy nie potrafił ich odróżnić. Jednak było mu żal, że tak czy owak ktoś potrzebuje pomocy. Rozejrzał się do około. Było ciemno. Jedyne światło jakie panowało w pomieszczeniu to światło przydrożnych lamp widocznych z okna. Po chwili Harry uświadomił sobie, że nie jest u siebie. Przypomniało mu się, że wczoraj oglądał filmy z Gemma i zasnął. Okryty od czubka nosa po bose stopy kocem podreptał do swojego pokoju. Kocyk odłożył na krzesło i miał już iść położyć się spać na zaścielone łóżko ale w oko rzuciła mu się bluzka Lou leżąca na fotelu przy oknie. Bez namysłu chwycił ją i założył na siebie. W pachnącej Louis'im koszulce położył się, okrył kołdrą i przymknął zaspane oczy.

      -Przytul mnie Lou... - szepnął po czym obrócił się na bok i próbował zasnąć.


                                                              
                                                       
~~~ * ~~~     

                                                   *Change My Mind*

      -Przytul mnie Hazz... - szepnął po czym obrócił się na bok i próbował zasnąć.

      Lou czuł się cholernie przybity. Jeszcze kilka godzin temu jego rodzice okropnie się kłócili. Tak krzyczeli, że nie mógł zrozumieć o co im poszło. Jego siostry nie mogły tego wytrzymać i wszystkie cztery zapłakane przyszły do niego. Teraz, koło godziny pierwszej już spały...a on nie potrafił zmrużyć oka. Zastanawiał się jak to będzie, czy uda mu się polecieć z Harrym do Paryża, jak będzie wyglądało ich krótkie życie, czy będą szczęśliwi, czy da sobie radę po jego śmierci, czy będzie potrafił to przeżyć i czy Harry teraz też za nim tęskni. Na pewno.

     
  Miał dość tych wszystkich męczących go, pesymistycznych myśli. Stał z łóżka tak, by nie obudzić sióstr i zszedł na dół do kuchni. Wszedł do środka niezauważony przez Marka, który stał przy oknie i najwidoczniej popijał wodę. Przemknął się po cichu i stanął obok niego.

      -Nie śpisz Lou ? - spytał zauważając syna i nie odwracając wzroku od London Eye, które było widać z oddali. Myślał nad czymś i widocznie jak Louis był zdołowany.

      -Tak jakoś... - usiadł na blat i zerknął przelotnie na ojca. - Nie mogę... - dodał po chwili namysłu ledwo słyszalnie.

      Mark odwrócił się od okna, oparł się plecami o blat i uśmiechnął bardzo dziwnie z nieznanego powodu. Jakby przypomniało mu się coś miłego.


      -Kiedy byliśmy u nich te kilka dni... - zaczął Mark - uświadomiłem sobie.....pokazałeś mi jak bardzo Ci na nim zależy. Jak mocno kochasz Harry'ego. Wiesz, on jest świadomy tego, że niedługo odejdzie, że zostawi Cię samego ale nie pokazuje tego. Widzę to. To jak na niego patrzysz uśmiechnięty, on to odwzajemnia, potem odwracasz wzrok speszony a jego oczy są smutne. Boli go to, że umrze. Harry tak bardzo tego nie chce. Wie, że będzie Ci ciężko, że nie będziesz potrafił... - westchnął - nie dasz sobie rady. On tak bardzo nie chce Cię zostawić, Louis. - spojrzał na syna. W oczach Lou pojawiły się łzy. - Ale kiedy będzie tam, na górze będzie Twoim aniołem stróżem. Będzie pilnował, żeby nic Ci się nie stało, żebyś nie płakał. - po policzku Lou spłynęła pojedyncza łezka. - Ja też tego dopilnuję. - Mark uśmiechnął się ciepło przykładając dłoń do policzka syna po czym starł z niego kciukiem łzę. - Ja i Harry postaramy się, żebyś...wiesz o co mi chodzi... - Mark się rozpłakał, już nie dał rady powstrzymać łez.

      -Wiem, tato. - Louis mu wtórował po czym wpadł mu w ramiona a ojciec mocno go przytulił. - Tato, a mama mnie kocha ? - tym pytaniem zaskoczył Marka, który spojrzał na niego zdziwiony. - Wnioskuję to po jej zachowaniu. - przetarł policzki.

      -Louie, nawet tak nie mów. Mama Cię kocha. Daj jej czas. Ona jeszcze nie przyswoiła do siebie myśli, że Ty...

      -Jasne, że dam jej czas. - Louis przerwał tacie. - Polecę z Harrym do Paryża i już nigdy nie wrócę. Będzie jej łatwiej żyć bez syna geja. - łzy znów zaczęły napływać do jego oczu. Czuł, że mówi prawdę, że tak jest i jego matka o to prosi.

      -Louis ! - Mark zatrzymał go gdy ten chciał już wyjść z kuchni. - Posłuchaj mnie. - podszedł do niego i złapał za ramiona. - Chcę, żebyś był szczęśliwy. Żebyś był z Harrym na prawdę bardzo długo, najdłużej jak się da. - Louis przetarł oczy, by łzy się z nich nie wydostały. - Ale chcę, żebyś wrócił do Londynu. Jesteś moim synem. Kocham Cię i nie chcę, żeby ta sobota była ostatnim dniem, w którym Cię zobaczę. Chcę być przy Tobie kiedy będzie Ci ciężko... - urwał nie wiedząc co już powiedzieć. Przymknął oczy i westchnął głośno by się uspokoić.

      Louis widząc takiego ojca przytulił go. Chociaż w nim ma wsparcie. Chociaż on mu pomaga i go kocha, on chce dla niego jak najlepiej.

      -Wrócę, tato. Obiecuję... - szepnął wsłuchując się w bicie serca ojca.