poniedziałek, 25 listopada 2013

Rozdział 17. - Some Nights

No cześć. Co Wam powiedzieć? Niedługo zacznę pisać kolejny rozdział, z pewnością będzie w grudniu. Następny chyba w ferie świąteczne, pewnie jakoś tak pod koniec miesiąca. A epilog...? Szczerze nie wiem, bo planuję dość długi i to mi pewnie trochę zajmie.
Co o tym rozdziale? Louis zdecydowanie za dużo się śmieje. Ogólnie nie jest to za wybitnie napisane ale myślę, ze nie jest najgorzej. Mam nadzieję, że Was nie zawiodłam.
Liczę na komentarze, jak zawsze... Może kilka się pojawi.
No i to chyba tyle. Wiecie gdzie kierować pytania jakby co.
ENJOY!!! 






                                                                  *Some Nights*



      Po zakończonym zabiegu Harry, będąc nadal w śpiączce, przebywał krótki czas na sali pooperacyjnej. Jego organizm bardzo dobrze przyjął przeszczep. Od pół godziny był już w swojej sali gdzie nadal śpiącego obserwowali go rodzice, siostra, ciotka i jego Louis. Dostali oni informację od lekarza, mówiącą, że chłopak za szybko się nie obudzi. Powiedział, że będzie lepiej kiedy wrócą do domu, odpoczną. A kiedy chłopak się obudzi on zadzwoni do nich, by mogli wtedy przyjechać. Zgodzili się, jednak Louis został. Obiecał Harry'emu, że będzie przy nim kiedy się obudzi a mogło to nastąpić w każdej chwili tak więc został. Na szczęście nikt nie miał nic przeciwko.


      Minęła pełna godzina od kiedy Louis przebywał sam w sali gdzie leżał jego chłopak zawinięty w białą pościel. Szatyn siedział przy ukochanym i trzymając go za rękę szeptał mu coś do ucha na zmianę całując wierzch jego dłoni. Harry natomiast spał. Spał i zapewne szybko się nie obudzi.


       Tomlinson spojrzał na maszynę, która pokazywała bicie serca Harry'ego; rytmiczne pikanie to chyba dobry znak, pomyślał. Spojrzał ponownie na loczka, który nieco się poruszył. Jego usta wygięły się w lekkim uśmiechu, dłoń mocniej zacisnęła się na dłoni Louis'ego. Zmrużył oczy i kiedy zniecierpliwiony czekał na przebudzenie chłopaka, ten jedynie obrócił się na drugi bok, plecami do starszego. Louis przewrócił teatralnie oczami i uśmiechnął się pod nosem. Teraz już był pewien, że Harry Kocham Spać Zajebiście Długo I Reszta Mnie Nie Obchodzi Styles szybko się nie obudzi. Westchnął ciężko po czym wstał i ruszył w kierunku wyjścia na korytarz. Zamierzał kupić coś sobie do jedzenia.


      Otworzył drzwi po czym zrobił zaledwie dwa kroki i niespodziewanie wpadł na kogoś. Przeklął pod nosem tak by tylko on mógł usłyszeć. Minęła chwila kiedy zauważył, że ten ktoś... przytula go? Tak, nieznajomy obejmował go. Louis zdecydowanie czuł się dziwnie, nie wiedział o co w ogóle chodzi... Odważył się spojrzeć w górę a wtedy zdębiał. Uśmiechnął się do siebie po czym mocno wtulił w silne ramiona.


      - Tata. - jęknął zaciskając powieki, by łzy nie wydostały się spod nich. - Skąd się tu wziąłeś? - spytał odsuwając się od mężczyzny na nieznaczną odległość.


      - Przyjechaliśmy do ciebie i Harry'ego. Nie można? - Mark ciepło uśmiechnął się do syna.


      - Nie no, jasne, że można... czekaj. Jacy my...? - zdezorientowany Louis rozejrzał się po korytarzu i w momencie ujrzał jedną ze swoich sióstr, Lottie, która uśmiechała się do niego z lekko przechyloną głową.


      Momentalnie wyplątał się z objęć ojca i rzucił się w ramiona dziewczynie. Blondynka przyjęła go chętnie chichocząc pod nosem i obejmując go mocno. Bardzo tęsknił za tatą i za siostrami... a także za mamą. W momencie zrobiło mu się smutno. Zapragnął, by kobieta była tu razem z nim ale jednocześnie... nie chciał. To było zbyt skomplikowane.


      - A gdzie reszta? - spytał po chwili kiedy Lottie odepchnęła go ze śmiechem.


      - Reszta została w domu... to znaczy, są u ciotki Harry'ego. - odparł Mark. - Nie chcieliśmy się tu pchać całą chmarą.


      - Ale wzięliśmy ze sobą kogoś wyjątkowego. - wtrąciła się Lottie a w momencie drzwi na końcu korytarza uchyliły się. Do środka weszła średniego wieku kobieta o ciemnych włosach. Louis już wiedział kto to. Wpatrywał się w matkę przez kilka długich sekund kiedy ta szła wolnym krokiem stukając obcasami o szarą szpitalną posadzkę. Była coraz bliżej i gdy posłała synowi lekki, nieśmiały uśmiech chłopak rzucił się biegiem do niej i wpadł jej w ramiona. Wtulił się w nią mocno, twarz chowając w zagłębieniu jej szyi i rozpłakał się jak dziecko.


      Kobieta głaskała go uspokajająco po plecach i ucałowała mocno we włosy. Sama zacisnęła mocno powieki czując, że zaraz się rozpłacze. Nie mogła na to pozwolić, obiecała sobie, że nie będzie płakać. Teraz skupiała się na synu, nie na sobie. Zacisnęła więc mocniej ramiona wokół niego i ucałowała w skroń.


      - Przepraszam. - szepnęła mu na ucho drżącym głosem.


      - Już ci wybaczyłem - odparł Louis. - Nie przepraszaj.


      Na te słowa uśmiechnęła się ciepło. Nie mogła w to uwierzyć. Po tym wszystkim co mu zrobiła, po tym jak go skrzywdziła... napisała list i teraz przyleciała do niego, głupia, mając nadzieję, że syn jej wybaczy... może kiedyś. Jednak Louis już jej wybaczył. To było nierealne. Myślała, że śni. Chłopak jeszcze rzucił się jej w ramiona. Ona nienawidziła siebie za to wszystko... a on już jej wybaczył.


      - Tęskniłem. - mruknął po chwili ciszy.


      - Ja też tęskniłam, kochanie. Tak bardzo za Tobą tęskniłam. - odparła poluźniając uścisk. - Kocham cię. - dodała, a łzy, które do tej pory zatrzymywała w sobie wypłynęły w dół po policzkach. Jednak nie przejęła się. To przecież nic. Łzy nie są powodem do wstydu.


      - Też cię kocham, mamo. - szepnął w jej włosy. Zacisnął dłonie na jej karku i wypuścił drżący oddech. Tak, wybaczył jej. Już chyba wtedy kiedy przeczytał list. I na prawdę za nią tęsknił. To w końcu jego mama. Owszem, popełniła błąd, ale kto ich nie popełnia? Nie jest idealna, nikt nie jest. I za to Louis ją kochał.


      Po dłuższej chwili odsunęli się od siebie. Jay patrzyła na syna jakby go wieki nie widziała. Oboje uśmiechali się do siebie. Byli szczęśliwi i nic więcej dookoła się nie liczyło. W tamtym momencie skupiali się tylko i wyłącznie na sobie.


      Jay przesunęła kciukiem po mokrym policzku Lou i zaraz cmoknęła go delikatnie na co chłopak zachichotał. Tak bardzo brakowało mu mamy. Nadal wydawało mu się, że śni, że to nie prawda, że kobiety tutaj nie ma. A jednak była. Stała na przeciw niego i uśmiechała ciepło. Uśmiechnął się zawstydzony, spuszczając wzrok. Jay szybko uniosła jego brodę ku górze, by znów na nią patrzył.


      - Skarbie... - westchnęła. - Harry jeszcze śpi? - zapytała nagle a Louis wrócił do rzeczywistości. Przypomniał sobie, że jest w szpitalu, że jego tata i siostra też tu są, i że jego chłopak wciąż śpi po operacji.


      - Tak. Już długo. Zdaje się dwie godziny. Ale niedługo powinien się obudzić. - odparł trochę smutno. Chciałby, żeby Haz tyle nie spał. Tęsknił za nim i już chciał go przytulić, pocałować i powiedzieć, że bardzo mocno go kocha. A każda minuta czekania sprawiała, że zaczynał myśleć, że coś poszło nie tak.


      - Możemy go zobaczyć? - nagle zza pleców Louis'ego odezwała się Lottie. Pośpiesznie odwrócił się do niej i posłał lekki uśmiech.

   
      - Lekarz nic o tym nie mówił więc myślę, że tak. – odparł po czym zaprowadził ich do sali gdzie leżał jego chłopak.

      Louis zajął swoje wcześniejsze miejsce,  Lottie i Jay usiadły w nogach łóżka po przeciwnych stronach a Mark stał z tyłu za Louis’m. Wszyscy w milczeniu wpatrywali się w Harry’ego. Nikt przez długie minuty się nie odezwał. Byli zamyśleni i zmartwieni stanem zdrowia Harry’ego. Tyle przeszedł, tyle go jeszcze czekało, był na to wszystko za młody. Wszyscy doskonale o tym wiedzieli. Louis gdyby w jakikolwiek sposób mógł oczywiście zrobiłby wszystko, by to zdarzyło się jemu, nie jego chłopakowi. A on na dodatek jeszcze się o to obwiniał, twierdził, że ta choroba to jego wina. Louis nie potrafił przyjąć tego do wiadomości jak Harry mógł tak myśleć. To nie była jego wina, nikt nie mógł tego przewidzieć. Harry nie mógł obwiniać o to siebie.


      Louis już wcześniej postanowił, że kiedy loczek się obudzi, kiedy już wyjdzie z tego szpitala on zafunduje mu najwspanialsze lata jego życia. Będzie robił wszystko, by chłopak był szczęśliwy, by uśmiech zawsze gościł na jego ślicznej buzi. Będzie się starał, by Harry nigdy się nie smucił, by nigdy nie miał ku temu powodów. Będzie go uszczęśliwiaj jak tylko będzie mógł, będzie robił wszystko o co chłopak go poprosi, zabierze go tam gdzie będzie chciał, jeśli Harry tego zapragnie będą się kochać każdej nocy. Każdego ranka i każdego wieczora będzie mu mówił, że go kocha, bo nigdy nie wiadomo, które kocham cię może być ostatnie. Louis jest gotów kupić mu wszystko co tylko będzie chciał. Jeśli chłopak zażyczy sobie gwiazdki z nieba prawdopodobnie ją dostanie. Louis jest gotów zrobić wszystko dla Harry’ego.


      Tak, był tego pewien. Już postanowił. Ten chłopak musi być szczęśliwy a on się o to postara. Nie może inaczej. Teraz, kiedy tak patrzył na niego, śpiącego z uśmiechem na ustach czuł niesamowite ciepło w okolicy serca. Kochał go. Harry wyglądał niesamowicie uroczo kiedy spał. Jego skóra była wyraźnie blada, co spowodowała choroba, jednak włosy były nadal czekoladowe, lśniące i kręcone. Natomiast usta wciąż były pełne i malinowe. Był taki delikatny na zewnątrz jak i w środku.


      Nawet nie zauważył kiedy Jay zbliżyła się i w swojej dłoni trzymała dłoń Harry’ego. Louis wpatrywał się w nią zaciekawiony tak samo jak Lottie i Mark. Kobieta delikatnie gładziła kciukiem wierzch dłoni chłopaka i wpatrywała się w jego śpiącą twarz załzawionymi oczami. Louis westchnął głośno, czuł co zaraz się wydarzy i sam nie wiedział czy ma się z tego powodu cieszyć czy raczej nie bardzo. Niestety nie znał swojej reakcji na tę sytuację.


      - Przepraszam cię, Harry… - szepnęła Jay a łza spłynęła jej po policzku. Szybko jednak ją starła. – Tak bardzo cię przepraszam.


      - Mamo. - wtrącił się Louis.


      - Powiesz mu, dobrze? – zwróciła się do syna. – Powiesz mu, że tu byłam, że przeprosiłam. Mogę cię o to prosić?


      - Oczywiście. Powiem mu. – zgodził się z uśmiechem.


      Kobieta puściła dłoń Harry’ego po czym wstała. Wszyscy skierowali na nią swoje zdziwione spojrzenia na co ona uśmiechnęła się lekko. Przetarła policzki po czym odparła:


      - Myślę, że powinniśmy się zbierać. Harry może się w każdej chwili obudzić i pewnie będzie chciał być sam… z tobą. – spojrzała na syna, na co on lekko kiwnął głową. Jak zwykle miała rację.


      Louis pożegnał się z rodzicami i siostrą i kiedy oni zniknęli za drzwiami pokoju szybko zajął miejsce na łóżku Harry’ego. Tak jak wcześniej Jay, chwycił chłopaka za rękę po czym ucałował jej wierzch.


      - Mam nadzieje, że wszystko słyszałeś. – uśmiechnął się. – A jeśli nie to opowiem ci ze szczegółami kiedy tylko się obudzisz. Kocham cię. – szepnął. Nachylił się do chłopaka i lekko musnął jego chłodne wargi. Wydawało mu się, że usta chłopaka jakby drgnęły… ale pewnie tylko mu się wydawało. Pogładził go jeszcze po policzku, następnie ułożył swoja głowę ostrożnie na klatce piersiowej Harry’ego; tak, by mógł słyszeć bicie jego serca.



                                                                      ||IIWYB||


      Louis poczuł jak coś, lub ktoś, bawi się jego włosami. W pierwszej chwili zignorował to, gdyż bardzo dobrze mu się spało i nie miał najmniejszego zamiaru przerywać swojej drzemki. Westchnął jedynie i zamlaskał będąc jeszcze pod wpływem snu po czym starał się znów odpłynąć. Kiedy jednak ciąganie za włosy nie ustało, rozchylił powieki i spróbował zorientować się gdzie przebywa. Wszędzie było biało... przypomniał sobie; był w szpitalu, u Harry'ego, najprawdopodobniej zasnął, teraz się obudził, ktoś bawił się jego włosami. Po dłuższej chwili zorientował się kto to mógł być. Uśmiechnął się do siebie po czym powoli podniósł się do pozycji siedzącej, a w międzyczasie usłyszał jęk zawodu jakoś tak troszkę za nim. Usiadł wygodnie i przetarł piąstkami zaspane jeszcze oczy. Kiedy doszedł do siebie jego wzrok zatrzymał się na Harrym, szczerzącym się do niego. 
   
      - Dzień dobry, LouLou. - szepnął chłopak zmęczonym głosem, bardzo delikatnym, wyczerpanym.

      - Hazz... - westchnął Louis z uroczym uśmiechem po czym rzucił się na chłopaka, biorąc go w ramiona i mocno tuląc do siebie. - W końcu się obudziłeś. - szepnął w jego włosy. Zacisnął powieki, bo czuł, że łzy znowu się zbierają. Nie wiedział czemu ale miał ochotę się rozpłakać. To chyba ze szczęścia.

      - Udusisz mnie. - jęknął cicho Harry i zachichotał uroczo. Louis odwzajemnił gest i zaraz odsunął się od chłopaka ujmując w swoje dłonie jak zawsze zimne dłonie loczka.

      - Przepraszam. - odparł po czym ucałował chłopaka w nadgarstek.

      - Jak długo spałem? - spytał Harry powoli siadając.

      - No dość długo. Ale to chyba dobrze. Odzyskałeś siły, prawda?

      - Nie wiem. I tak jestem zmęczony. - jęknął sfrustrowany na co oboje cicho się zaśmiali. - No pocałuj mnie! - krzyknął zniecierpliwiony a odpowiedzią Louis'ego był ciepły chichot. Przeczesał swoja grzywkę i przysunął się bardziej do chłopaka. Odgarnął mu z czoła niesfornego loczka na co Harry przymknął oczy. Louis zetknął razem ich czoła, nosem trącił nos chłopaka, aż w końcu przycisnął swoje wargi do młodszego.

      Dłuższą chwilę pocałunek był nieruchomy. Dociskali tylko usta do siebie coraz mocniej do czasu kiedy Louis poruszył swoimi. Ujął miedzy zęby dolną wargę Harry'ego a chłopak cicho jęknął. Zatriumfował w duchu po czym wśliznął się z językiem między rozchyloną buzię loczka. Koniuszkiem musnął jego język a zaraz owinął go całego swoim. Pocałunek był delikatny ale namiętny. Louis chciał pokazać Harry'emu jak bardzo cieszy się, że chłopak jest tu z nim.

      W końcu oderwali się od siebie a Louis jeszcze raz lekko musnął usta młodszego. Uśmiechnęli się do siebie. Na policzkach Harry'ego zagościły dwa rumieńce, które szybko zakrył dłońmi. Louis ponownie dzisiejszego dnia zachichotał ciepło a w dłoni wciąż trzymał dłoń loczka.

      - Obiecałem, że będę pierwszą osobą, którą zobaczysz i dotrzymałem słowa. - szepnął gładząc kciukiem wierzch dłoni chłopaka i patrząc prosto w jego oczy.

      - Kocham cię. - odparł cicho Harry a Louis zaraz odpowiedział tym samym.

      Jeszcze chwilę napawali się swoja obecnością do czasu kiedy szatyn stwierdził, że powinien poinformować lekarza, iż Harry już się obudził. Wyszedł jednak niechętnie na szpitalny korytarz w poszukiwaniu lekarza prowadzącego. Chwilę się kręcił dopóki nie trafił na jakąś pielęgniarkę imieniem Sally. Powiedział jej co i jak a ta szybko gdzieś popędziła twierdząc, że musi znaleźć doktora Michaela.

      Louis jedynie wzruszył ramionami, obrócił się na pięcie i wrócił do sali Harry'ego. Był jednak wolniejszy niż ta pielęgniarka Sally i lekarz Harry'ego. Jakim w ogóle cudem oni znaleźli się tu przed nim? Przecież się nie mijali... Louis stwierdził, że to bardzo dziwne po czym podszedł bliżej i zaczął obserwować całą sytuację.

      Mężczyzna badał Harry'ego, słuchał jego bicia serca i co tam jeszcze innego lekarze robią a pielęgniarka pytała chłopaka o różne rzeczy a jego odpowiedzi zapisywała prawdopodobnie na jego karcie pacjenta. Doktor stwierdził, że wszystko jest w porządku po czym poinstruował blondynkę co ma zrobić i wyszedł wcześniej posyłając Louis'emu szczery uśmiech.

      Sally wymieniła kroplówkę, poprawiła Harry'emu poduszkę i poprosiła by usiadł wygodnie. Louis zaraz znalazł się obok niego po drugiej stronie łóżka kiedy dziewczyna chwyciła w dłoń strzykawkę czego loczek bardzo nie lubi. Starszy trzymał go mocno za dłoń w momencie gdy pielęgniarka pocierała ramię chłopaka mokrym wacikiem, by mniej bolało. Zaraz w to miejsce przyłożyła igłę a Harry zacisnął mocno powieki. Zanim się zorientował było już po. Nawet go nie bolało. Był z siebie dumny. Sally pochwaliła go, że był taki dzielny za co on szczerze podziękował a Louis śmiał się cicho w swoją dłoń. Harry zmroził go spojrzeniem, szatyn automatycznie ucichł. Jednak w środku śmiał się jak głupi.

      - Jesteście tacy uroczy. - westchnęła blondynka. Zaraz podała loczkowi białą pigułkę i kubek wody. Chłopak szybko to pochłonął i rozluźnił się w swoim łóżku. Osunął się i zakrył po sama szyję ciepłą kołdrą po czym przymknął powieki. Czuł, że zaraz znów zaśnie.

      - Harry, zadzwonić do twojej mamy, by przyjechała? - spytała pielęgniarka zanim wyszła. Harry tylko kiwnął twierdząco głową. Kiedy kobieta zamknęła za sobą drzwi on westchnął głośno i odwrócił się w stronę Louis'ego. Uśmiechnął się sennie a chłopak przeczesał jego włosy.

      - Nie zasypiaj, skarbie. Wszyscy chcą się z tobą zobaczyć. - zaczął Louis.

      - Jacy wszyscy? Tylko mama ma przyjechać. - zauważył Harry zamykając oczy.

      - Hazz... Posłuchaj. - rzekł szatyn bardzo poważnie co nie umknęło uwadze loczka. W jednej chwili rozbudził się i spojrzał na szatyna z zaciekawieniem.

      - Stało się coś?

      - Nie. Nie, tylko... jest coś o czym musisz wiedzieć. - odparł. Harry nie odpowiadał więc kontynuował. - Przyjechał mój tata, i dziewczynki, i...

     
- Twoja... Twoja mama?

      - Tak.

      - Skąd wiesz? - Harry usiadł.

      - Bo była tu. Przeprosiła cię.


      - A ciebie? Wybaczyłeś jej?

      - Um... pamiętasz jak rano dostałem list? - Harry lekko kiwnął głową. - To mama napisała. Kiedy ty miałeś operacje przeczytałem go. Tam wszystko mi wytłumaczyła. Już wtedy jej wybaczyłem...

      - Okej... wow. To... wow.

      - Wiem. - Louis uśmiechnął się delikatnie. Usiadł na łóżku i spojrzał uważnie na Harry'ego. - Jeśli chcesz to dam ci go, żebyś przeczytał zanim przyjedzie.

      - Dobrze... Była tu, tak?

      - Tak. Przeprosiła cię. Widziałem, że naprawdę żałuje. - odparł na co brunet pokiwał rozumiejąc. - Porozmawiasz z nią? Obiecaj mi, proszę.

      - Louis. Obiecuję. Skoro ty jej wybaczyłeś ja też to zrobię. - rzekł Harry spokojnie i bardzo pewnie. To była prawda. Skoro Louis jej wybaczył on też jest gotów to zrobić. Uśmiechnął się do starszego po czym nachylił po ciepły pocałunek. - A teraz daj mi ten list.


                                                                          ||IIWYB||

 
     
Harry przeczytał go. Jay na prawdę napisała ten list. Na prawdę wszystko im wytłumaczyła, przeprosiła. Harry dłuższą chwilę nie potrafił dojść do siebie. Na początku ogarnęła go złość, bo cholera!, ona to zrobiła z własnego egoizmu! Nie liczyła się z uczuciami swojego syna! Harry szczerze miał ochotę jej przywalić. Ale potem złość sobie poszła i przyszło współczucie?, żal?, coś co sprawiało, że Harry miał ochotę tym razem przytulić kobietę. Ona po prostu się bała. Bała się, że straci swojego syna. I potem Harry był pewien, że poczuł ogromne współczucie, bo właśnie tak się zachowując straciła go. Zrobiło mu się szkoda kobiety. Był pewien, że gdyby miał dzieci również chciałby dla nich jak najlepiej i równocześnie chciałby, by one były przy nim.

      Westchnął głośno. Chciała dobrze... ale nie wyszło jej. Trudno. Każdy popełnia błędy. Ona tego żałuje. Wiedział to. A skoro żałuje zasługuje na przebaczenie. Więc Harry przemyślał to wszystko jeszcze raz. Wyliczył za i przeciw... Louis już jej wybaczył. A ona tu była kiedy Harry spał. Przeprosiła go. Louis mówił, że widać, iż żałuje. Nie było innego wyjścia. W sumie to i tak chciał to zrobić. Louis wybaczył Jay więc on też nie ma nic do stracenia. Kiedy tylko się tu pojawi powie jej, że nie ma jej tego wszystkiego za złe. Jest tylko matką, która chciała zatrzymać przy sobie swoje dziecko.

      - I co? - spytał Louis obejmując chłopaka w ramionach. Harry nie wiedział co powiedzieć. Nie wiedział jakich słów użyć, jakie słowa będą odpowiednie.

      Więc dłuższą chwilę się nie odzywał. Po prostu myślał. Do czasu kiedy niecierpliwy Louis szturchnął go w ramię. Harry zachichotał cicho po czym w końcu się odezwał. - Okej.

      A Louis wiedział jakiego typu było to okej. Doskonale znał tłumaczenie tego słówka. W nim zawierały się wszystko słowa, nieskładne zdania, które panoszyły się w główce Harry'ego. To słowo mówiło wszystko o czym Harry myślał, co chciał powiedzieć ale nie potrafił. A Louis doskonale je rozumiał. Nic więcej mu nie było trzeba. I Harry podziękował mu za to uśmiechem.

      - Jest w porządku. - mruknął Louis po czym ucałował loczka w skroń. Chłopak odnalazł jego dłoń pod ciepłą kołdrą i splótł razem ich palce. Ich serca zabiły szybciej. Byli szczęśliwi, wszystko było w porządku, byli razem i nic im więcej do życia nie potrzeba.

      Nagle w pokoju rozległo się ciche pukanie. Harry momentalnie spiął się na ten dźwięk ale kiedy do środka weszła uśmiechnięta Anne całe zdenerwowanie odeszło w niepamięć a on przygotował się do przytulenia mamy. Kobieta wręcz rzuciła się na syna tym samym nieświadomie odtrącając Louis'ego na co chłopak cicho się zaśmiał. Ona też tęskniła i bardzo się bała, pomyślał i pozwolił matce nacieszyć się synem.

       
      Anne gładziła Harry'ego po jego lokowanej główce a on odwdzięczył się tym samym pocierając jej plecy. Zaraz odsunęła się od niego i ucałowała go w policzek. Zostało na nim trochę jej szminki więc szybko naśliniła kciuk i starła czerwoną pomadkę na co Harry się skrzywił. Louis znów cicho zachichotał. Uważnie przyglądał się poczynaniom matki i syna co według niego było bardzo urocze. Może i Haz denerwował się niektórymi rzeczami ale tak na prawdę kochał to. Bo kochał swoją mamę i wszystko co dla niego robiła. Louis także ją kochał. 
      

      W końcu brunetka usiadła na skraju łóżka gdy do sali wszedł Robin. Odsunęła się minimalnie, by i on mógł przytulić syna. Serce Louis'ego rosło na ten widok. Jednak za chwilę mina mu zrzedła. Wiedział, że zaraz pojawi się Jay. I co Harry wtedy zrobi? Jak się zachowa? Jak zachowa się jego mama? Jak to wszystko będzie wyglądać? Czy Harry na pewno jej wybaczy tak jak mówił jemu? Jednym słowem obawiał się tej konfrontacji. I nie potrafił tego ukryć.

      - Lou? Co jest? - spytał Harry widząc zmartwioną minę szatyna. Chłopak nie zdążył odpowiedzieć, bo do pokoju znów ktoś wszedł. Wszyscy spojrzeli w tamtym kierunku. Cztery pary oczu zatrzymały się na drobnej sylwetce Jay. Kobieta speszyła się i spuściła wzrok na podłogę. Nie wiedziała jak się zachować, co w tej sytuacji będzie odpowiednie.

      - Hej, mamo. - zaczął Louis, by jakoś ją uspokoić. Resztę również.

      Jay momentalnie uniosła głowę do góry słysząc te słowa. Spojrzała na syna, który uśmiechał się do niej więc ona też się uśmiechnęła. Zaraz jej wzrok powędrował na Harry'ego siedzącego na łóżku, owinięty był białą pościelą. Patrzyła na niego dłuższą chwilę i poczuła, że oczy zachodzą jej łzami. Harry'emu zrobiło się szkoda kobiety. Miał ogromna ochotę ją przytulić więc wyciągnął ramiona w jej kierunku. Patrzyła na niego niepewnie i kiedy chłopak zachęcił ją słodkim uśmiechem szybko do niego podeszła. Usiadła na wcześniejszym miejscu Anne i mocno wtuliła się w chłopaka. Harry objął ją ramionami wokół talii a ona wybuchła płaczem. Loczek zachichotał cicho, bo cholera!, ona na prawdę żałowała. Pogłaskał ją po włosach i zaczął szeptać.

      - Ciii... Już dobrze. Niech pani nie płacze... - uśmiechnął się do Louis'ego, który odwzajemnił jego gest.

      Kobieta chwilę uspokajała się w jego ramionach. Odsunęła się od niego po czym przetarła mokre policzki i spojrzała na Harry'ego. Uśmiechał się do niej. Więc i ona się uśmiechnęła.

      - Już dobrze? - spytał brunet. Jay pokiwała krótko głową.

      - Przepraszam. - odparła. - Tak bardzo cię przepraszam, Harry. - zakryła twarz dłońmi i poczuła, że zaraz znów się rozpłacze.

      - Już w porządku. - Harry ponowie ją objął. - Jest w porządku. Wybaczam.

      - Na prawdę?

      - Tak, na prawdę. Wszystko już wiem. Rozumiem i wybaczam. - odparł spokojnie i pewnie. Kobieta odsunęła się od niego na bezpieczną odległość i znowu zaczęła mu się przyglądać.

      - Dziękuje. - uśmiechnęła się. Harry nie odpowiedział więc odezwała się znów. - Jak się czujesz?

      - Całkiem dobrze. Są ze mną ludzie, których kocham - spojrzał na Louis'ego - wiec jest wspaniale.

      - Awwww! Harry. - jęknął Louis siadając obok chłopaka po czym chwycił jego dłoń i splótł razem ich palce. Ucałował go w policzek i przeczesał jego loki na co trójka dorosłych westchnęła cicho.

      Rozległa się dziwna cisza. Wszyscy spojrzeli po sobie i nagle wybuchnęli śmiechem. W momencie drzwi od pokoju się otworzyły i najpierw wpadły dwie małe blondyneczki, zaraz za nimi jedna większa a jako ostatnie najstarsza z sióstr i ciotka Harry'ego. Bliźniaczki wskoczyła na łóżko chłopaka krzycząc głośno jego imię i mocno się do niego przytuliły. Natomiast dwie starsze podeszły do brata, by się z nim przywitać. Jednym słowem w sali zapanował chaos.

      - Próbowałam je powstrzymać ale tak bardzo chciały zobaczyć Harry'ego i brata. - odparła Cheryl próbując się wybronić z sytuacji. Miała przynajmniej dwadzieścia minut posiedzieć z nimi w bufecie, by dorośli załatwili swoje sprawy.

      - W porządku. Nic się nie stało. - mruknął Harry teraz tuląc Fizzy i Lottie a bliźniaczki przykleiły się do Louis'ego.


                                                                    ||IIWYB||


     
Rozmawiali długo. Nawet bardzo długo. Ponad dwie godziny o tym jak Harry się czuję, jak przebiegła operacja, jak im się podoba w Paryżu, o tym co zamierzają później. Bliźniaczki interesowały się niemal wszystkim i chciały znać każdy szczegół. Nie mogły odkleić się od Harry'ego i jego kabli na klatce piersiowej.

      Louis natomiast cieszył się, że wszystko było w porządku. Ciągle tylko przyglądał się Harry'emu i swojej mamie i temu jak rozmawiali. Cieszył się, że między nimi było już dobrze. Uśmiechali się do siebie, wysyłali sobie porozumiewawcze spojrzenia. Tak, Louis był szczęśliwy. A kiedy Jay zwracała uwagę na niego cieszył się jeszcze bardziej, bo odzyskał swoją mamusię. Naprawdę nie mogło być lepiej.

      Ich radosna pogawędka nie mogła jednak trwać za długo. Powoli czas odwiedzin się kończył a Harry dawał oznaki zmęczonego i powoli usypiał na ramieniu Louis'ego. Zaraz pojawił się lekarz prowadzący i poprosił całą "drużynę" o opuszczenie sali. Louis jednak wybłagał, by doktor pozwolił mu zostać. Mężczyzna miał pewne wątpliwości ale Harry również bardzo tego chciał, więc się zgodził. Poprosił tylko, by nie rozrabiali za bardzo podczas ciszy nocnej. Nie wiedząc czemu Louis odebrał to jako podtekst choć mężczyzna nie miał tego na myśli.

      Wieczorem, kiedy Harry już odespał półtorej godziny, razem z Louis'm leżeli na szpitalnym łóżku loczka. Tulili się do siebie pod ciepłą białą kołdrą. Harry trzymał głowę na ramieniu starszego a on obejmował go mocno w pasie. Co jakiś czas składał ciepłe buziaki na jego czole i urocze pocałunki na ustach. Nie rozmawiali. Przez długi czas panowała łagodna cisza między nimi. Po prostu nie czuli potrzeby rozmowy. Wiedzieli wszystko i bez tego. Bez słów, spokojnie przeżywali dzisiejszy dzień. A wydarzyło się naprawdę dużo.

      Harry mruknął coś niewyraźnie po czym przewrócił się bardziej na bok i schował twarz w zagłębieniu szyi Louis'ego. Ucałował mokrymi ustami delikatną skórę chłopaka co wywołało przyjemne dreszcze u niego. Za chwilę ciepłą dłoń wsunął pod koszulkę Louis'ego i zaczął masować opuszkami delikatne mięśnie jego brzucha. Chłopak zamruczał przymykając powieki i uniósł brzuch, by lepiej poczuć palce Harry'ego, bo cholera!, to było takie dobre... Jednak nie mogli robić niczego niestosownego na szpitalnym łóżku w szpitalu!

      - Haz. - jęknął szatyn. - Co ty wyprawiasz?

      - Nie podoba ci się? - zasmucił się młodszy i zaprzestał ruchów dłonią.

      - Nie, skąd. Jest bardzo miło... Ale co ty... - urwał kiedy chłopak zaczął bawić się gumką jego bokserek.

      - Mam na ciebie ochotę, LouLou. - zamruczał Harry wprost do ucha chłopaka.

      Penis Louis'ego lekko drgnął na te słowa. Boże, dlaczego Harry to robił? Dlaczego starał się go podniecić w takim miejscu? Czuł, że robi mu się niebezpiecznie gorąco na całym ciele. Wydawało mu się, albo inaczej, był pewien, że jego policzki przyozdobiły dwa rumieńce. Robili to zaledwie wczoraj a już go pragnął. Jednak na sama myśl miał ochotę zakopać się pod kołdrą. Może dlatego, że to złe miejsce na takie rzeczy i... zaraz. Harry jeszcze nie może! Nie jest na siłach. Musi się oszczędzać, dbać o siebie. Trzy i pół godziny temu wybudził się po operacji, która zakończyła się jakieś siedem czy, osiem godzin wcześniej. Nie był do końca pewien. Ale był pewien jednego - nie mógł teraz tego robić z Harrym. Ani innych podobnych rzeczy.

      - Harry, nie możemy... - szepnął wciąż nie potrafiąc dojść do siebie. Z całych sił starał się uspokoić swój organizm.

      - Dlaczego? - chłopak ponownie się zasmucił jednak tym razem nie przerywając pieszczot. Znów ucałował Louis'ego w szyję ale szatyn się nie poddawał.

      - Po pierwsze, nie możesz, bo nie masz tyle sił, skarbie. Widzę, że powoli zasypiasz. A po drugie, jesteśmy w szpitalu. A lekarz prosił, żebyśmy nie rozrabiali. - wybronił się Louis. Był z siebie dumny w pewnym sensie.

      Po chwili Harry cofnął rękę i spojrzał obrażony na Louis'ego. Wydął dolną wargę i to było tak cholernie słodkie, że szatyn nie potrafił powstrzymać uśmiechu. Harry prychnął na to i odwrócił się do niego plecami. Tommo zachichotał cicho - Haz czasami naprawdę zachowywał się jak dziecko mimo tych siedemnastu lat.

      - Harry. - mruknął z uśmiechem obejmując chłopaka w pasie. - Nie obrażaj się. Przecież dobrze powiedziałem. - ucałował go we włosy.

      - Wiem... - odparł loczek wciąż obrażonym głosem. - Masz rację. - westchnął. - Chyba zaraz zasnę. - przyznał starszemu a Louis znów cicho się zaśmiał ale nic nie powiedział.

      - Ale obiecaj mi - zaczął Harry po chwili ciszy - że kiedy wrócę do domu to będziemy się kochać.

      - Calutką noc. - zgodził się Louis sunąc nosem po karku loczka.

      Młodszy westchnął na to doznanie i odprężył się. Naprawdę czuł, że zaraz zaśnie. Powieki opadały za każdym razem kiedy je otworzył a ciało odmawiało posłuszeństwa. A świadomość, że Louis, był obok niego, a konkretniej za nim, obejmował go mocno i muskał ustami jego kark jeszcze bardziej sprawiała, że powoli zasypiał. Było mu tak dobrze, że nie chciał, by ta chwila się kończyła.

      - Louis... - mruknął dopóki jeszcze był wstanie myśleć i mówić.

      - Hm? - Louis poprawił się na swoim miejscu i brodę oparł o głowę chłopaka. Harry troszkę posmutniał, bo naprawdę podobało mu się to co szatyn robił jednak nie odezwał się na ten temat. To było mało ważne, zawsze mogę to powtórzyć.

      - Jutro przedzwonię do chłopaków. Powinni wiedzieć, że wszystko jest w porządku.

      - Tak, masz rację. - zgodził się starszy sennym głosem. - A teraz już śpij. Musisz mieć jutro dużo siły.

      - Mhm. - mruknął chwytając dłoń Louis'ego na swoim brzuchu i splótł razem ich palce. - Dobranoc.

      - Tak, branoc. - było ostatnim zdaniem tej nocy dopóki Louis za chwilę nie poczuł potrzeby powiedzenia Harry'emu coś więcej. - Kocham cię. - powiedział cicho, ale bardzo wyraźnie. Harry mu nie odpowiedział, spał już. Jednak Louis nie przejął się tym. Chłopak pewnie i tak usłyszał.

sobota, 14 września 2013

Rozdział 16. - The only exception

Yo fam! :) Znów długo czekaliście ale już jest! Przełomowy rozdział :D ale następny będzie jeszcze lepszy. Mam nadzieje, że ten się spodoba i mnie nie zabijecie :)
Następny rozdział nie wiem kiedy, bo po pierwsze szkoła a po drugie nie mam napisanych reszty rozdziałów do końca razem z epilogiem i nie wiem jak mi to pójdzie. Mam tylko zaplanowane co będzie w tym rozdziale a nie tak jak poprzednie napisane w zeszycie. Do dupy, bo rok temu pisane ale przynajmniej wiedziałam jak się do tego odwołać ale teraz kompletnie nie mam nic prócz po dwa zdania do jednego rozdziału. Ale dam radę, mam nadzieję :)
I mam pytanie (pewnie i tak nikt nie odpowie ale co tam). Chcecie, żebym już do końca skupiła się na tym opowiadaniu (zostały trzy rozdziały i epilog) czy na przemian dodawać rozdziały PDC?
I niech teraz posypią się komentarze, bo one naprawdę mnie motywują.
No i przepraszam za możliwe błędy :)
ENJOY!!!





                                                          *The only exception*

     Po kilkugodzinnym śnie Louis powoli zaczął rozchylać powieki. Na szczęście w pokoju było ciemno z powodu okien zasłoniętych roletami - wczoraj nie zapomniał o tym jak prawie za każdym razem. Dziś więc obudził się z własnej woli. Kiedy po kilku sekundach doszedł do siebie zorientował się co się wydarzyło. Kochał się z Harrym. Wczoraj. Przez połowę nocy. A Harry'emu było tak dobrze. Słyszał to i widział. I był z siebie niesamowicie dumny. To on mu sprawiał tę przyjemność. To dzięki niemu Harry był taki szczęśliwy jak nigdy przedtem. Co i jemu sprawiało ogromną radość. I o tym właśnie marzył. Nie o samym seksie ale o szczęściu Harry'ego, które może mu podarować przez tę czynność. W tym czasie byli jednym ciałem o dwóch sercach i duszach mimo, iż czuli podobnie a prawie tak samo. To zdecydowanie było jedno z najpiękniejszych przeżyć. Bo nie chodziło wyłącznie o ten cały akt ale o uczucia, które im w tamtej chwili towarzyszyły. Oczywistym było, iż te uczucia były najpiękniejszymi uczuciami w ich życiu. Nie było piękniejszych i nie będzie. Tego Louis był pewny. Pierwszy raz jest... jest tym pierwszym i już nigdy więcej nie będzie pierwszy. Jednak będzie można go odtworzyć. Ale już nie będzie taki sam.

      Louis zaśmiał się cicho pod nosem uświadamiając sobie o czym i w jaki sposób myślał. Nigdy tak nad niczym nie refleksował. Na pewno nie w taki sposób... jak jakiś filozof. To Harry tak na niego działał. To on wprowadzał szatyna w taki stan. Był jego pierwszą, prawdziwą, największą i jedyną miłością. Więc nic dziwnego, że wytwarzał u niego takie zachowanie. Sprawiał, że Louis przez najbliższe dwadzieścia minut wspominał jak wspaniale było kiedy się kochali. A najgorsze było to, że o tym nie wiedział.

      Przeczesał palcami loczki Harry'ego po czym nachylił się lekko i uczesał jego czoło. Chłopak spał naprzeciwko niego, twarzą w twarz. Kiedy Louis odnalazł dłoń chłopaka i splótł razem ich palce, ten coś wymruczał pod nosem i przysunął się bliżej niego. Oparł brodę na ramieniu Lou i wtulił się w niego całym ciałem. Jakby był tego świadom a jednak spał. To urocze. - pomyślał Louis znów ucałowawszy czoło młodszego. Szepnął mu do ucha, iż go bardzo mocno kocha a Harry jak na zawołanie zaczął powoli się przebudzać.

      Leniwie rozchylił swoje powieki suwając ciepłą dłonią po brzuchu Louis'ego. Jęknął coś niewyraźnie wiercąc się w ramionach ukochanego. Uspokoił się na chwilę po czym przekręcił na plecy i westchnął głośno. Uśmiech na jego bladej buzi się powiększył kiedy spojrzał na swojego chłopaka. Posłał mu buziaka w powietrzy kiedy szatyn wyszeptał mu ciepłe dzień dobry.
     
      - Bardzo dobry - zgodził się Harry. Przymknął powieki odnajdując dłoń Louis'ego, która niedawno ściskała jego palce, i splótł je razem.

      Ponownie przysunął się do chłopaka i wtulił w jego pierś. Ucałował miejsce, w którym znajdowało się jego serce i na myśl przywrócił wspomnienia z dzisiejszej nocy. Rumieńce oblały jego twarz i pewnie nie tylko twarz. Wtulił się jeszcze bardziej w chłopaka i poczuł, że ma ochotę na jeszcze jeden raz.

      - Louis? My w nocy...? - szepnął Harry rozwierając powieki. - To nie był sen?

      - Tak, my w nocy. To nie był sen, kochanie - odparł z uśmiechem starszy wplatając ciepłe palce w loki ukochanego.

      - Mmmm - wymruczał loczek przysuwając się bliżej chłopaka o ile to było możliwe i jeszcze bardziej wtulił się w jego bok. - To było piękne - przyznał.

      - Wiem. Mi też się podobało - mruknął Louis. Obrócił się na bok delikatnie spychając Harry'ego z siebie. Przysunął się do niego i oparł czoło o jego a dłoń ułożył na jego boku. Harry wpatrywał się w jego niebieskie tęczówki myśląc o tym, iż to niemożliwe, że ten cudowny chłopak leży właśnie koło niego, nagi.

      - Kochaliśmy się - stwierdził po chwili przymykając z powrotem powieki i uśmiechając uroczo.

      - Kocham Cię - odparł Louis po czym przywarł ustami do ust młodszego. Harry wytknął koniuszek języka, by liznąć dolną wargę szatyna po czym chwytając go za ramiona pchnął go na plecy i usiadł na nim okrakiem. Język wepchnął do środka ust Louis'ego, który wyszedł mu na przeciw ściskając delikatnie dłońmi jego pośladki.

      Harry pisnął cicho po czym oderwał się od chłopaka. Nagle go zamroczyło. Zacisnął powieki czując jak kręci mu się w głowie. Palce jego dłoni wbiły się w ramiona Louis'ego kiedy starał się głęboko oddychać i zatrzymać zawroty. Tomlinson patrzył na niego zszokowany i zmartwiony zaciskając dłonie na jego biodrach. Harry otworzył oczy w jednej chwili się chwiejąc. Tracił równowagę. Szatyn złapał go mocno w pasie po czym siadając wziął go w swoje ramiona a on wtulił się w niego wciskając nos w zagłębienie jego szyi.

      - Haz, co się dzieje? - spytał Louis z szybko bijącym sercem. Bał się.

      - Nie wiem, kręci mi się w głowie - odparł Harry zgodnie z prawdą.

      Louis trzymał go w ramionach jeszcze przez dłuższą chwilę dopóki ten się nie uspokoił i odsunął od niego. Harry spojrzał na niego uspokajająco po czym uśmiechnął się delikatnie. Już było dobrze.

      - Lepiej? - Lou spytał zmartwiony gładząc policzek Harry'ego.

      - Mhm - mruknął młodszy po czym cmoknął chłopaka w policzek. - Wracajmy do leżenia i przytulania, okej? - zaproponował schodząc z ud Louis'ego i kładąc się z powrotem na łóżku.

      - Na pewno dobrze się czujesz, skarbie? - spytał szatyn kładąc się obok i przypatrując uważnie loczkowi.

      - Tak, Lou. To tylko chwilowe. Nic mi nie jest - zapewnił go Harry więc przytaknął po czym przytulił do siebie chłopaka ucałowawszy go we włosy.

                                                     
                                                                  ||IIWYB||


      - Wstawać chłopaki! Za pół godziny musimy wychodzić! - krzyknęła Anne pukając w drzwi do pokoju Harry'ego i Lou i wybudzając ich obojga z dwugodzinnego przysypiania i przytulania się.

      - Po co mamy wychodzić? - jęknął Harry niezadowolony, przewracając się na prawy bok tyłem do Louis'ego.

      - Bo za jakieś trzy godziny masz operacje, Haz - szepnął Louis oplatając ciało chłopaka ramionami. - Zapomniałeś?

      - Ugh! Boje się... - jęknął Styles chwytając dłonie Louis'ego na swoim brzuchu.

      - Już to przerabialiśmy, kochanie. Nie ma czego. Będzie dobrze - Louis starał się go zapewnić po czym złożył ciepły pocałunek na jego łopatce a za chwilę drugi na karku.

      - Obiecujesz?

      - Obiecuję.

       Więc Harry już się nie bał. Louis mówił... obiecał, że będzie dobrze a to znaczy, że musi być. Nie ma innej możliwości. On by nie kłamał a obietnicy musi dotrzymać. I tego Harry się trzymał wygrzebując się spod ciepłej kołdry i stawiając stopy na zimnych kafelkach. Przeszedł go nieprzyjemny dreszcz ale zignorował to a Louis mógł w tej chwili podziwiać jego nagie pośladki kiedy on chciał zrobić pierwszy krok.

      Znów to samo. Zamroczyło go. Ponownie zacisnął powieki ponownie czując zawroty. Obiema dłońmi dotknął skroni czując, że ponownie traci równowagę.

      - Haz? - szepnął zlękniony Louis. - Harry, kochanie, co się dzieje? - spytał wygrzebując się z łóżka. W ostatniej chwili znalazł się przy chłopaku obejmują go ramionami kiedy ten miał zamiar się przewrócić. - Znów kręci ci się w głowie? - spytał dla pewności. Harry przytaknął. - Zawołam twoja ciocię.

      - Nie - zaprzeczył szybko młodszy.  Louis przez chwilę nie wiedział czemu ale zaraz zrozumiał - oboje  byli nadzy.

     - Okej. Więc... usiądź - poprosił ostrożnie cofając chłopaka do tyłu po czym pomógł mu usiąść. - Zaraz coś ci przyniosę - odparł ucałowawszy go w czoło po czym zniknął w łazience.

      Po chwili wrócił z rudo-czerwoną pigułką i szklanką wody. Usiadł obok chłopaka po czym podał mu leki, które połknął popijając. Westchnął głośno odchylając głowę do tyłu kiedy Louis przyglądał mu się ze zmartwieniem. Chwycił jego chłodną i bladą dłoń po czym złożył na niej delikatny pocałunek. Harry spojrzał na niego z uśmiechem a wtedy starszy objął go ramieniem tuląc do swojej piersi ucałowawszy go wcześniej we włosy.

      - Już lepiej, kochanie? - spytał troskliwie. Wiedział, że Harry'emu zdarzały się takie zawroty głowy ale ostatnio już ich nie miewał tak więc Louis naprawdę się zaniepokoił.

      - Tak. A zaraz będzie jeszcze lepiej po lekach - odparł spokojnie wiedząc, że naprawdę tak będzie. Zawsze po lekach mu przechodziło a Louis nie śmiał wątpić.

      - Dobrze - zgodził się się. - To ubierz się, Skarbie - poprosił na co młodszy przytaknął głową kiedy ten podał mu czystą parę bokserek i sam również przydział bieliznę na swoje biodra.

      Louis pomógł wstać Harry'emu i przytrzymał go chwile widząc, że jeszcze troszkę się chwieje. Ponownie objął go ramieniem mocno tuląc do siebie. Mruknął mu we włosy ciche "wszystko bezie dobrze" kiedy ktoś zapukał do ich pokoju i wszedł zaraz do środka.

      - Aw. A co tu się dzieję? - spytała dociekliwie Cheryl uśmiechając się ciekawsko.

      - Nic takiego - odparł Louis powoli odsuwając od siebie bruneta. - Harry po prostu... zakręciło mu się w głowie na chwilę... - szepnął a widząc przestraszoną minę kobiety szybko dodał: Ale dostał leki i już jest dobrze.

      - Harry, dziecko - szepnęła podchodząc do chłopaka i biorąc go w ramiona. - Ale na pewno już lepiej? - dodała odsuwając bratanka na odległość ramion. Harry uśmiechnął się do niej ciepło.

      - Tak, na pewno - odparł wracając do Louis'ego. Szatyn przyjął go z powrotem w swoje ramiona.

      - Okej - odwróciła się z uśmiechem z zamiarem wyjścia z pokoju. Kiedy naciskała klamkę przypomniała coś sobie - Aa! Louis, bo... przyszłam to... mam coś dla Ciebie - rzekła podając mu białą kopertę. - To od mamy - dodała kiedy chłopak ja przyjął.

      Louis zdecydowanie się zdziwił, że mam do niego napisała. Szczerze nie spodziewał się tego. Uśmiechnął się pod nosem przyglądając się czystej kartce i nawet nie zauważył kiedy kobieta wyszła. Harry przyglądał mu się uważnie. Widząc jego uśmiechnięte oczy sam się uśmiechnął.

      - Lou? - mruknął cicho wybudzając go z 'transu'.

      - Później go przeczytam - odparł jakby wiedział, że Harry chce go o to zapytać. - Dobra, zbierajmy się już. - dodał już żwawiej przeszukując szafy, by znaleźć odpowiedni strój na dziś a Harry siedział na łóżku przyglądając mu się ciepło. Ten chłopak dawał mu nadzieję.


                                                                            ||IIWYB||


      Spakowawszy bagaże Harry'ego, w których były rzeczy najbardziej potrzebne mu do życia w szpitalu przez mniej więcej dwa tygodnie cała piątką odjechali nowiutkim Land Roverem Robina. Po pół godzinie zatrzymali się przed dużym, białym budynkiem z mnóstwem okien i zapewne dużym ogrodem na tyłach. Harry wstrzymał oddech. Dopiero teraz uświadomił sobie co zaraz miało się stać. Przez cały ranek w ogóle o tym nie myślał ale teraz już to czuł. To zaraz miało się stać. A on ponownie zaczął się bać.

      Wszyscy wolnym krokiem ruszyli w kierunku szpitala po czym przekraczając próg zatrzymali się na chwilę w recepcji gdzie miła starsza pani odesłała ich do gabinetu doktora Micheala na pierwszym piętrze.
Ciemnoskóry mężczyzna opowiedział im w skrócie cały przebieg operacji. Na początek zrobią Harry'emu badania i pobiorą krew. Gdy już wszystko będzie w najlepszym porządku od razu przejdą do zabiegu wcześniej poddając młodego Stylesa narkozie. Wszystko potrwa jakieś pięć, sześć godzin. Oczywiście doktor zapewnił, że będzie dobrze, obiecywał zrobić wszystko co w jego mocy i kazał być dobrej myśli. Chyba wszyscy lekarze klepią w kółko tę samą formułkę.

      Louis wraz z rodzicami Harry'ego i ciotką zostali na korytarzy kiedy Harry'ego zabrano na badania. Chłopa stresował sie coraz bardziej. Miał ogromną ochotę po prostu stąd wybiec i nigdy nie wracać. Jednak bieganie wiązało sie z tym, że szybko sie męczył po czym kręciło mu się w głowie, tracił przytomność a w najgorszym przypadku mdlał. Więc ucieczka odpadała. Musiał pokazać wszystkim, a w szczególności Louis'emu, że jest silny i da radę i przetrwa tę operację. Louis mówił, że będzie dobrze. Więc musi być. I tego się trzymał.

      Kiedy on był już w sali operacyjnej i starał sie rozluźnic czekajac na zabieg doktor Micheal zaprosił do siebie Anne. Wskazał na fotel przed nią sugerując, by usiadła więc tak uczyniła. Mężczyzna odchrząknął splatając dłonie na biurku po czym po chwili się odezwał.

      - Zrobiliśmy chłopcu badania. Wszystko jest w normie. Nic nie wskazuje na to, bym był zmuszony odwołać lub przełożyć operację. Jednak jest jedno "ale". Chłopak jest osłabiony więc podaliśmy mu kroplówkę i na zabieg musimy poczekać około godziny zanim dojdzie do siebie.

      - Jak to osłabiony? - zdziwiła się Anne. - Owszem, rano kręciło mu się w głowie ale nie sądzę by był osłabiony.

      - Ale badania na to wskazują. Pani syn najwyraźniej dzień wcześniej musiał zużyć bardzo dużo energii więc to jest powodem jego zasłabnięcia. Nie wypoczął dokładnie i dlatego tak się stało. Ale mam też drugą wersję; chłopak może po prostu za bardzo się tym wszystkim denerwuje. To również może być tego powodem.

      - Dobrze. Ale wszystko jest w porządku, tak? Operacja się odbędzie? - wystraszyła się Anne.

      - Oczywiście. Tak jak mówiłem; nic nie wskazuje na to, bym musiał odwołać lub przełożyć operacje. Pani syn jedynie jest osłabiony więc czekamy, aż wróci do normy. Wtedy poddamy go narkozie i za jakąś godzinę będziemy mogli przeprowadzić zabieg.

      - Dobrze, dziękuję - brunetka uśmiechnęła się podając dłoń doktorowi po czym wyszła z gabinetu kierując się do wyczekujących ją męża, Cheryl i Louis'ego. Im również posłała przyjazny uśmiech i zaraz kiedy wygodnie usiadła opowiedziała im to czego dowiedziała się od doktora.

       Louis wiedział czym było spowodowane osłabienie Harry'ego. Jednak nic nie mówił. Wstydził się? Bał? Coś z tego. I właśnie to nie pozwalało mu się odezwać w tej sprawie. Przecież... mógł odmówić Harry'emu. Mógł wszystko odwołać i przełożyć na czas po operacji. Jednak uległ chłopakowi. I stało się. Teraz przez niego Harry musi czekać godzinę na operacje. To jego wina. Czuł się okropnie.

      Po pół godzinie podeszła do nich pielęgniarka informując, iż zaraz poddadzą Harry'ego narkozie i na te pięć minut może wejść do niego jedna osoba. Wszyscy zgodnie ustalili, że będzie to Louis. Chłopak czym prędzej ruszył za drobną brunetką i już za chwilę siedział na łóżku obok Harry'ego ubranego w jakąś białą piżamkę w czarne, drobne kółeczka, wiązana na plecach więc cały jego tył bym nagi. Harry ewidentnie nie czuł się komfortowo a Louis widział jak jego policzki co chwila robią się coraz bardziej czerwone kiedy pielęgniarki chodziły po sali przygotowując wszystko.
   
      - Jak sie czujesz? - Louis odezwał się pierwszy delikatnie ściskając bladą dłoń chłopaka.
   
      - Boję się. - jęknął brunet tak cicho by tylko Louis go usłyszał. - I jestem zmęczony. Wiesz o co chodzi z tym, że się tak ociągają? - spytał zaciekawiony.

      - No właśnie o to, że jesteś zmęczony. - odparł spokojnie po czym nachylił się, by szeptać mu do ucha. - To przez nas. To przez to, że my... w nocy... kochaliśmy się. I dlatego jesteś osłabiony. Bo masz słabszy organizm i...

      - Dobra, okej, kapuję - zaśmiał sie chicho Harry wcześniej przerywając chłopakowi. Louis spojrzał na niego zdziwionym wzrokiem. - No co? Chyba nie beziesz sie o to obwiniał, huh? Po prostu dłużej poczekam na operację. - odparł spoglądając na pięlęgniarkę, która odłącząła mu kroplówkę.

      - Zadziwiasz mnie - pokręcił niedowierzająco głową na co Harry wytknął mu język a on cmoknął go w skroń.

      - Proszę to połknąć - przerwała im ruda pielęgniarką podając Harry'emu jakąś białą tabletkę i plastikowy kubek wody. Ten szybko od niej to wziął i pochłonął po czym oddał kobiecie kubeczek. - Czyli zaraz zasnę? - spytał kobietę.

      - Tak. Więc za chwilę będzie pan musiał opuścić salę - zwróciła sie do Louis'ego na co on kiwnał twierdząco głową.

      Harry już położył się na łóżku czująć jak powieki mu opadają a Tomlinson dosiadł się obok wciaż trzymajac go za dłoń.

      - Ja też sie denerwuję, skarbie. Ale wszystko będzie dobrze - Louis starał sie zapewnić ukochanego.

      - Wiem, Lou. Tylko... mam do Ciebie małą prośbę. - szepnął a Louis nie odzywał sie czekaja na kontynuację. - Jak się obudzę... chciałbym... żebyś był pierwszą osobą jaką zobaczę. - poprosił śpiącym tonem.

      - Obiecuję, kochanie - odparł najczulej jak potrafił ucałowawszy go w czoło i cieplutkie usta po czym po chwili został wyproszony kiedy Harry zasnął i puścił jego dłoń.


                                                                       ||IIWYB||


        Minęły już jakieś cztery i pół godziny a Louis naprawdę się niecierpliwił. Doskonale wiedział, że zabieg potrwa od pięciu do sześciu godzin ale co z tego? On sobie wmówił, że wszystko skończy się szybciej. A teraz cholernie się denerwował. Wiercił się na krześle, siadał pod ścianą, wstawał po czym kręcił się w tę i z powrotem po korytarzu, znikał na pięć minut w łazience po czym ponownie siadał na krześle i ponownie zaczynał się wiercić. I tak w kółko.

      Powoli zaczynał tracić cierpliwość. Wstał chowając dłonie do kieszeni spodni i ruszył w kierunku wyjścia.

      - Gdzie idziesz? - spytała Anne.

      - Muszę odetchnąć - odparł kontynuując stąpanie po szarych kafelkach.

      W drzwiach minał sie z Gemmą. Dziewczyna uścisneła go na powitanie i cmoknęła w policzek. Poprosiła jeszcze, by się nie denerwował, Harry jest silny. Rozczochrała mu jeszcze włosy uśmiechajac sie ciepło po czym ruszyła do rodziców.

      Louis od dobrych trzydziestu minut krążył wokół szpitala myślami uciekając do Harry'ego i do wszystkiego co z nim związane. Sam nie wiedział czemu ale wspomniał niektóre momenty z ich życia przy których się wzruszał. Naprawdę kochał tego chłopaka. Bardzo mocno. Nie wyobrażał sobie życia bez niego i nawet nie chciał myśleć co będzie jeśli operacja się nie uda. Więc starał się myśleć pozytywnie. W duchu modlił się, by wszystko było dobrze. Bo nie mogło być inaczej.

      W końcu przysiadł na ławce w ogrodzie za szpitalem. Kręciło sie tu kilkoro ludziu. Niektórzy pewnie tak jak on czekali na zakończenie operacji a niektórzy to pacjenci spacerujący z bliskimi. Uśmiechnał się pod nosem. Po wszystkim i on jutro albo po jutrze wyjdzie tu z Harrym i zasiadą właśnie na tej ławeczce. I opowie mu jak bardzo przeżywał te pięć czy sześć godzin.

      Dłonie włożył do kieszeni letniej bluzy i czując pod palcami coś papierowego przypomniał sobie o liście od mamy. Miał go przeczytać w czasie operacji. I teraz chyba właśnie przyszedł ten czas. Wyciągnął go i przyjrzał mu się dokładnie. Pismem jego mamy był zaadresowany do... Cheryl? No tak, przecież ona tu mieszka, nie on. Ale odwracając list zobaczył na środku napisane jego imię. Poczuł jak łzy zbierają mu się w kącikach oczu. Było naprawdę ładnie napisane, najbardziej starannym pismem Jay więc to na pewno nie były złe wiadomości. Przyjrzał się jeszcze nadawcy po czym delikatnie rozdarł papier u góry koperty i wyją kartkę w kratkę złożoną trzy razy bodajże. Rozłożył ją a jego oczy ponownie uderzyło staranne pismo jego mamy. Pierwsza kropla już popłynęła a przecież jeszcze nie zaczął czytać. Zaśmiał się pod nosem po czym przetarł policzki i zaczął chłonąć pierwsze zdania.

Louie.
Zapewne zdziwił Cię list ode mnie. To chyba dobrze. A może i źle? Bo raczej nie powinien Cię dziwić list od matki. Ale sama na to zasłużyłam. Przeze mnie dziwi Cię mój uśmiech skierowany do Ciebie, bo... tak. Uśmiecham się teraz do Ciebie, Louis. Bo czytasz to co do Ciebie napisałam. W końcu mamy jakiś kontakt. Nareszcie Ci wytłumaczę o co tak naprawdę mi chodziło. Wytłumaczę Ci moje karygodne zachowanie, którego każda matka powinna się wstydzić.
Dlaczego zachowywałam się tak jak się zachowywałam? Nie dlatego, że wstydziłam się czy brzydziłam syna geja. To nie prawda. Możesz to wykluczyć, bo mi wcale nie przeszkadza Twoja orientacja, kochanie. To nie ma nic do rzeczy. Kocham Cię bez względu na wszystko, bo jesteś moim synkiem i zawsze nim będziesz.
Jednak mojego zachowania nie da się wytłumaczyć tym, że po prostu nie chciałam byś dorósł, chociaż tak właśnie było. Ja nie potrafiłam pogodzić się z myślą, że jesteś dorosły, sam podejmujesz decyzje, ja już nie mam wpływu na Twoje życie... mama już Ci nie jest potrzebna do opatrzenia rany czy wykąpania się. Czułam się nie potrzebna.
Druga kwestia; jesteś zakochany. A ja bałam się właśnie tego, że będzie osoba, która mi Ciebie odbierze. Taką osobą jest Harry. Wiem, że ten chłopak jest dla Ciebie wszystkim. I w głębi serca nie przeszkadza mi Wasz związek. Jestem też w stanie sobie wyobrazić, że kochasz Harry'ego bardziej ode mnie, od taty, od dziewczynek. 
Po prostu nie chcę stracić mojego małego Louis'ego. Tego właśnie chciałam uniknąć - straty. Ale jestem świadoma tego, że właśnie takim zachowaniem do tego doprowadziłam.
Nie myśl sobie , że nie pozwalam Ci kochać Harry'ego. Ja po prostu nie chcę byś tak po prostu odszedł, ułożył sobie z nim życie, zamieszkał z nim a potem już nigdy więcej do mnie się nie odezwał. Tak, wiem. Jestem cholernie głupia, że tak myślałam, bo Ty byś nigdy tego nie zrobił. Kiedy zachowywałam się tak jak się zachowywałam Ty potrafiłeś do mnie podejść, powiedzieć "mamusiu" i prosić bym Cię przytuliła. A ja to ignorowałam, bo byłam na Ciebie zła. Byłam zła o to... o to wszystko co sobie uroiłam. Sama sobie wmówiłam, że mnie zostawisz a potem ślepo w to wierzyłam. I dlatego Cię odtrącałam. Byłam taka głupia.
A teraz siedząc sama w domu, bez Ciebie przemyślałam to wszystko i zdecydowałam się do Ciebie napisać. I chcę Cię tylko powiedzieć, że jest mi bardzo przykro.
Mam jeszcze tylko nadzieję, że operacja się udała i z Harrym wszystko w porządku. Jeśli będziesz chciał to pozdrów go ode mnie. Chciałabym osobiście przeprosić jego i Ciebie za moje zachowanie ale na razie przepraszam tu. Wiem, że ciężko Ci będzie mi wybaczyć jeśli w ogóle będziesz chciał to zrobić ale cieszę się, że  powiedziałam Ci to wszystko i już nie zastanawiasz się nad tym dlaczego tak Ciebie traktowałam. To chyba wszystko co chciałam powiedzieć. Już wszystko wyjaśniłam więc teraz tylko czekam na jakikolwiek znak od Ciebie.
Kocham Cię. Przepraszam, mama.

     
Łzy strużką spłynęły Louis'emu po policzkach. Nie mógł złapać oddechu. Z powrotem złożył kartkę i schował ja do kieszeni bluzy po czym lodowatymi dłońmi przetarł gorące policzki. Odchylił się na ławce odrzucając głowę do tyłu i czując przyjemne ciepło rozlewające się po jego ciele. Tak jakby mama była tuż obok. Nie wiedział co o tym wszystkim myśleć; o liście, o jej zachowaniu, głupim myśleniu. Ale czuł, że już jej wybaczył. Bo przecież tylko się pomyliła. A pomyłki każdemu się zdarzają. Nie potrafił już dłużej być na nią zły.

      Westchnął głośno. Już powoli się uspokajał. Znów przetarł twarz dłoń i poczuł jak ktoś się dosiada i go obejmuje. Spojrzał w bok i ujrzał długie, ciemne włosy a zaraz zielone oczy przypatrujące mu się ze współczuciem.

      - Mama? - spytała Gemma na co pokiwał twierdząco. Dziewczyna potarła pocieszająco jego ramię po czym ucałowała go we włosy i odparła: - Chodźmy. Operacja już się skończyła.


____________________________

>>zapytaj autorkę<<
>>zapytaj postaci<<

niedziela, 18 sierpnia 2013

Rozdział 15. - The only hope for me is you.

Yo fam! (od dziś będę tak do Was mówić ^^) A wiec skończyłam rozdział mimo, że miałam małe przeszkody. Ale udało się :) Mam nadzieje, że Wam się spodoba, bo chociaż jest moim ulubionym to jakoś chyba mi za wspaniale nie wyszedł. Ale do dupy nie jest. Po prostu denerwuje mnie fakt, że w punkcie kulminacyjnym nie wiedziałam co więcej dopisać. Nie chciałam już tego za bardzo psuć, bo chyba nie jest najgorzej (później skapniecie się o co chodzi xD) więc zostawiłam to jak jest i daję Wam do oceny. Oby się spodobało :) Więc już nie przedłużam. Liczę na opinię nieważne jakie by one nie były. Dużo komentarzy proszę ^^
ENJOY!!!






                                                   *The only hope for me is you*
                       
     Było już grubo po południu. Pogoda w Paryżu była wspaniała. O wiele lepsza niż w Londynie. Na zewnątrz było naprawdę znośnie ciepło. Słońce świeciło na czystym, błękitnym niebie a Louis wraz z rodzicami Harry'ego i jego chrzestną przebywali w kuchni i zastanawiali się jak się czuje Gemma.

      Wczoraj, zaraz jak się tylko uspokoiła, ona wraz z Harrym poszła do swojego tymczasowego pokoju. Musieli wyjaśnić sobie parę spraw związanych z Andersonem. Haz również chciał pocieszyć siostrę. W końcu to oni się najbardziej rozumieli, byli zżytym rodzeństwem. A na dodatek Chris skrzywdził właśnie tę dwójkę.

      Powoli dochodziła godzina pierwsza a Louis już nie wytrzymywał psychicznie. Bał się przyznać przed samym sobą ale brakowało mu Harry'ego. Naprawdę za nim tęsknił. Całą noc przespał sam, bez niego. Wstał kilka godzin temu a Harry'ego dalej dla niego nie było. Naprawdę go potrzebował. Naprawdę chciał, by loczek był teraz przy nim. Chciał go przytulić, pocałować. Ale nie mógł. I to doprowadzało go do szału.

      - Pójdę do nich zobaczyć - powiedział dopijając kawę z mlekiem. Przetarł górna wargę dłonią po czym wstał od stołu i ruszył w kierunku sypialni Gem.

      Robin i Cheryl wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Rozumieli się jak Harry z Gemmą i wiedzieli o co chodzi Louis'emu. Po prostu chciał się zobaczyć ze swoim chłopakiem.

      Kiedy dotarł do mahoniowych drzwi zapukał po czym bez zbędnego czekania na proszę nacisnął delikatnie klamkę i wszedł do pokoju. W pomieszczeniu zastał Gemma siedzącą na podłodze przy łóżku, która przywitała go miłym uśmiechem. Na kolanach miała laptopa, w którym coś przeglądała a obok niej stał kubek, zapewne herbaty malinowej. Dziewczyna wyglądała jakby nie pamiętała tego co stało się wczoraj.

      - Jak się czujesz? - spytał cicho Louis podchodząc do niej i siadając obok.

      - Dobrze. Naprawdę dobrze - odpowiedziała ściszonym głosem za chwilę obracając głowę za siebie a szatyn poszedł w jej ślady. Na jej posłaniu słodko spał Harry. Dziwne, że Louis wcześniej go nie zauważył.

      Nie zastanawiając się dłużej usiadł na skraju łóżka i odgarnął chłopakowi z czoła kręcona grzywkę. Ujął w swoja dłoń jak zwykle chłodną dłoń Harry'ego i ucałował jej wierzch. Brunet wyglądał tak niewinnie i uroczo kiedy spał, zakryty cienką kołdrą i pochrapując cichutko. Louis dopiero teraz uświadomił sobie jak bardzo mu go brakowało przez te kilkanaście godzin.

      Poczuł jak obok łóżko się delikatnie zapada. Spojrzał przelotnie na Gemmę po czym wrócił wzrokiem na loczka.

       - Kochasz go? - brunetka raczej stwierdziła niż spytała.

      - Bardzo mocno - Louis uśmiechnął się pod nosem. - Wiesz, Twój brat jest najważniejszą osobą w moim życiu - urwał na chwilę. Wziął głęboki wdech czując jak łzy napływają mu do oczu po czym kontynuował. - A jak sobie pomyślę, że za kilka lat go zabraknie, że już nigdy więcej go nie przytulę, nie pocałuję, nie powiem mu jak bardzo mocno go kocham, to... - słone krople spłynęły po jego policzkach. Nie był już w stanie mówić dalej. Gemma szybko zareagowała i natychmiast go przytuliła.

      - Wiem. Mi też będzie go brakować. I to tak cholernie mocno - dziewczyna zacisnęła powieki pocierając ramiona chłopaka. - Ale jak to mówi Harry; żyj chwilą. Trzeba cieszyć się tym, że jeszcze z nami jest i musimy robić wszystko by był szczęśliwy - Gemma odsunęła od siebie chłopak i spojrzała na niego. - A ty to potrafisz, Lou. Przy Tobie jest szczęśliwy - posłała mu uśmiech, który odwzajemnił. Louis przetarł policzki po czym spojrzał na Harry'ego, który zaczął się wiercić.

      - Chyba się budzi. Przywitaj się z nim - Gemma szturchnęła go w bok.

      Szatyn przysunął się bliżej chłopaka i poczekał, aż ten przewróci się na plecy. Przybliżył się na łóżku i kiedy Harry zaczął powoli się przebudzać on nachylił się do niego i złączył razem ich wargi. Loczek nie pozwolił mu się odsunąć. Pogłębił pocałunek ujmując w dłonie twarz Louis'ego a Gemma siedziała cicho i obserwowała tę dwójkę.

      - Uwielbiam takie pobudki - stwierdził Haz przeciągając się kiedy zakończyli pocałunek. Louis posłał mu uśmiech i pogładził po policzku.

      - Pamiętasz kiedy obiecałem ci, że będę tak cię budził każdego ranka? Zamierzam dotrzymać obietnicy - Louis musnął jego wargi.

      - Dobra, chłopaki - Gemma klasnęła w dłonie na co oboje się wzdrygnęli. - Jest już, o ile mój zegarek dobrze chodzi, po pierwszej. Więc trzeba coś zjeść, Haroldzie - przypomniała mu. Zawsze dbała o to, by jej braciszek jadł pożywne śniadania. Harry jęknął przewracając teatralnie oczami. Brunetka tylko cmoknęła go w policzek i wyszła z pokoju z zamiarem przygotowania coś dla Harry'ego.

      - Ona jest świadoma tego, że wczoraj zakończyła swój trzyletni związek? - spytał Louis zdecydowanie zdziwiony zachowaniem Gemmy.

      - Nom. I jest bardzo szczęśliwa z tego powodu - odparł loczek chwytając szatyna za dłoń. Wstał z łóżka i pociągnął Louis'ego do góry, by wstał. Chłopa objął go i posłał pytające spojrzenie. - Tak mi wczoraj powiedziała - szepnął wtulając się w ukochanego. - A teraz chodźmy na śniadanie.

      Louis przytaknął po czym oboje udali się do kuchni gdzie Gemma już coś pichciła. Wspólnie zjedli śniadanie rozmawiając o wszystkim i o niczym. A Haz i Lou wcale nie krępowali się całować przy dziewczynie.


                                                                   ||IIWYB||


      
Harry oglądał jakiś film, którym był najwidoczniej pochłonięty więc Louis miał czas, by zrealizować swój plan. Wstał z kanapy niezauważony i skierował się na balkon do Cheryl. Blondynka najwyraźniej się opalała zaciągając się papierosem. Odkaszlnął cicho wdychając dym ale kobieta zdawała się tego nie usłyszeć.

      Louis przysiadł się obok niej na leżaku i zaczął nerwowo bawić się swoimi palcami. Cheryl dopiero zwróciła na niego uwagę. Spojrzała na jego zdenerwowaną twarz i uśmiechnęła się pod nosem gasząc peta w popielniczce. Odgarnęła długie fale z ramion i spojrzała przed siebie na bezchmurne niebo.

      - Więc, Louis, o co chodzi? - spytała znienacka zapalając kolejnego papierosa.

      - Bo... bo ja mam taką, um... sprawę do pani - szatyn odparł cicho zdenerwowanym głosem, jakby chciał, by nikt go nie usłyszał.

      - Słucham - kobieta zaciągnęła się dymem, by po chwili wypuścić go z ust.

      - No bo...wszyscy dzisiaj wychodzicie wieczorem, tak?

      - Zgadza się. I co w związku z tym? - spojrzała na Louis'ego, który był okropnie zainteresowany swoimi bosymi stopami.

      - Chodzi o Harry'ego... - odparł cicho a kiedy Cheryl zareagowała zwykłym przytaknięciem głowy kontynuował - No i też o mnie. Więc... to chyba będzie jedyna noc kiedy będziemy w domu sami. Ja z Harrym. Jutro operacja a on się bardzo denerwuję. I ja też. I jego rodzice... Haz po operacji spędzi jakiś tydzień w szpitalu, tak? - Louis spojrzał na blondynkę a ona ponownie przytaknęła. - A Harry... on nie chce długo czekać. Odkąd tu jesteśmy widzę, że tylko na to czeka. A teraz jest okazja i...

      - Och, Louis! Przejdź w końcu do rzeczy – kobieta ponagliła chłopaka szczerym uśmiechem.

      - Chcę dziś, po raz pierwszy, kochać się z Harrym - wymamrotał na jednym wdechu. Znów spuścił wzrok na swoje stopy a Cheryl uśmiechnęła się sama do siebie.

      - Hmm... A co ja mam do tego? - spytała po chwili.

      - Bo chodzi o to... Haz nie wie, że to planuję i chcę, żeby pani pomogła mi wszystko przygotować - odparł Louis spoglądając na blondynkę spod grzywki.

      - Um... a co mam robić?

     - Ja zabiorę Harry'ego na miasto na kilka godzin. A pani mogłaby w tym czasie przygotować pokój.

      - Przygotować pokój?

      - No tak. Żeby było... no, um... romantycznie. Czy coś - wymamrotał Tomlinson uśmiechając się pod nosem. Miał już plan. Wiedział jak chce, żeby to wszystko wyglądało, jak ma się potoczyć. Wszystko ma być dla Harry'ego. Żeby on dobrze się czuł.

      - Romantycznie czy coś? - kobieta zaśmiała się delikatnie. - Myślę, że... potrafię coś takiego - posłała Louis'emu ciepły uśmiech, który odwzajemnił. - A Ty postarasz się, by ta noc była najpiękniejszą w jego życiu?

      - Obiecuję - odparł pewnie a jego policzki oblały się rumieńcem.

       
                                                                 ||IIWYB||

       Dzisiejsza pogoda w Paryżu była tak piękna, że grzechem byłoby przesiedzieć ją w domu więc Louis i Harry przebywali na balkonie bujając się na dużej huśtawce. Loczek cały czas wtulał się w swojego chłopaka a dłonią suwał po jego udzie co wywoływało przyjemne dreszcze u szatyna. Mogliby tak cały czas. Taki stan rzeczy jak najbardziej im odpowiadał. Cisza, spokój, tylko oni, wtuleni w siebie. Harry kochał swoje życie za chwile takie jak ta. Za chwilę, w których był tylko z Lou. Z chłopakiem, którego bardzo mocno kochał, i który odwzajemniał jego uczucie. I to właśnie dla niego chciał żyć. To właśnie dla niego zdecydował się na jutrzejszą operację. Gdyby nie ten przeuroczy szatyn odpuściłby ją sobie. Bo przecież nie byłaby mu do niczego potrzebna. I tak by przecież kiedyś umarł. A jednak chciał żyć. Dla ukochanego. By spędzić z nim te ostatnie kilka lat. Chciał, by te lata były najpiękniejsze w jego jak i w życiu Lou.

      Operacja. To już jutro - Pomyślał Harry. Bał się. Cholernie się bał tego zabiegu. Wszystko ma trwać od trzech do pięciu godzin. Niby wszystko jest zaplanowane. Lekarze wiedzą co mają robić i jak. Są przygotowani. Jest dawca czyli jest szpik. Po prostu w jakiś sposób przekażą go Harry'emu a on dzięki temu pożyje jeszcze kilka lat. Ale gdyby zdecydował się na badania wcześniej... wszystko byłoby inaczej. Pewnie już od dawna byłoby po operacji a on żyłby ze świadomością, że umrze po sześćdziesiątce, że zestarzeje się z ukochanym. Ale Harry wiedział lepiej. Mimo, że Anne już od dawna mu powtarzała, że chłopak nie czuje się i nie wygląda najlepiej on był przekonany, że wszystko jest w porządku. Do czasu kiedy zemdlał. Wtedy się okazało, że ma białaczkę i jest już za późno na leczenie. Można jedynie przedłużyć mu życie o kilka lat. I o to wszystko obwiniał siebie. Obwiniał siebie o to, że już niedługo zostawi rodziców, ciotkę, siostrę i swojego chłopaka, który na pewno będzie bardzo tęsknił. A przecież mógł po prostu iść do lekarza i się zbadać a nie uciekać od problemu. Wtedy wszystko byłoby inaczej. To jego wina.

     W momencie posmutniał i miał ochotę dać sobie w twarz. Przez swoja głupotę ranił najbliższych a to go bardzo bolało. Nie mógł znieść myśli, że oni będą cierpieć po jego odejściu. Że przez jakiś czas nie będą potrafili sobie z tym poradzić. Miał do siebie wielki żal o to. W tej chwili pragnął czegoś takiego co się zwie wehikuł czasu. Przeniósłby się w przeszłość i od razu, kiedy tylko jego mama zauważyłaby, że Harry nie jest sobą, poszedłby do lekarza. To by zmieniło wszystko. Niestety nie ma czegoś takiego. Nie można cofnąć się w czasie i naprawić błędów. A Harry cholernie tego pragnął.

      Chciał teraz przeprosić Louis'ego za to. Za to, że nie zrobił tego co do niego należało. Za to, że teraz go ranił. Za to, że Louis cierpiał wewnętrznie mimo, że tego nie pokazywał. Mimo to, Harry był tego pewny. Chciał przeprosić jednak nie miał ochoty na rozdrapywanie ran, na łzy, na jeszcze większe cierpienie. Więc siedział cicho i udawał, że wszystko jest w porządku.

      - Lou... - szepnął wtulając się w chłopaka jeszcze bardziej. Zorientował się, że jednak głośno myśli i szybko zastanowił się nad zmianą tematu.

      - Hm...? - mruknął szatyn zaczesując loki chłopaka do tyłu.

      - Boję się - odparł przymykając oczy. Czuł łzy pod powiekami.

      - Czego, kochanie? - Louis ujął w dwa palce podbródek chłopaka i nakierował go, by patrzył mu w oczy. - Czego się boisz? - spytał ponownie szeptem widząc jak oczy Harry'ego się błyszczą.

      - Operacji - westchnął chowając twarz w zagłębieniu szyi ukochanego. - A jak coś pójdzie nie tak? - nagle czarne myśli związane z jutrzejszym zabiegiem zalały jego umysł.

      - Ale co ma pójść nie tak? - Louis rozsiadł się wygodniej w huśtawce i zgarnął Harry'ego w ciepły uścisk. Loczek wzruszył ramionami. - Wszystko będzie dobrze, skarbie. Zobaczysz. Operacja jest zaplanowana od pół roku. Szpik na dziewięćdziesiąt procent się przyjmie. Co ma pójść nie tak?

      - No właśnie te dziesięć procent - westchnął Haz czując jak łzy spływają mu po policzkach i moczą szyję Louis'ego.

      - Ale Harry... trzeba myśleć pozytywnie. Musisz wierzyć, że operacja się uda. Ja wierzę - odparł cicho szatyn wplatając palce w loki młodszego.

      - Wierzysz? - Harry zadarł głowę do góry, by spojrzeć na chłopaka, który uroczo się do niego uśmiechał.

      - Oczywiście, że tak. I Ty też powinieneś. Bo ja jestem pewny, że wszystko się uda. Musi - Louis uśmiechnął się delikatnie do chłopaka po czym musnął jego wargi co Harry odwzajemnił.

      I za to go kochał. Louis sprawiał, że Harry się uśmiechał nawet w najmniej szczęśliwej chwili. Sprawiał, że zapominał o wszystkim co smutne czy złe i cieszył się tym co jest teraz. Bo Louis taki był. Wiedział, że Harry'ego niedługo zabraknie, mimo tego, starał się o tym nie myśleć i cieszył się tym, że teraz był obok niego. I Styles starał się być taki jak on.

      - Tu jesteście! Wszędzie was szukałam - na balkonie pojawiła się Anne. Usiadła obok Harry'ego i posłała obojgu szeroki uśmiech.

      - Mamo, a nie pomyślałaś, że może chcielibyśmy być sami? - spytał zdenerwowany loczek.

      - Jakoś nie przyszło mi to do głowy - zaśmiała się perliście - Ale pomyślałam... może byście poszli z nami na miasto rozerwać się przed jutrem? Wszyscy tacy spięci... Poszlibyśmy potańczyć czy coś - rzekła z uśmiechem zerkając to na jednego to na drugiego.

      - Louis? - Harry zerknął na szatyna. Nie zamierzał się nigdzie ruszać jeśli on tego nie chce. Prawie zawsze decyzje podejmowali wspólnie.

      - Um... Bardzo chętnie ale mamy już plany - odparł Louis splatając razem ich palce.

      - Och. To szkoda - Anne posmutniała - To... ja już wam nie przeszkadzam - posłała im uśmiech po czym wstała z huśtawki i zostawiła chłopaków samych.

      - Mamy jakieś plany? - spytał po chwili Harry. Podniósł się z ramienia Louis'ego i usiadł tak jak należy a szatyn podążył za nim. Kiedy Tomlinson przytaknął brunet wdrapał mu się na kolana. Wsunął dłonie pod koszulkę i zaczął suwać opuszkami palców po brzuchu starszego.

      - A jakie? - szepnął mu prosto w usta. Louis wpatrywał się w niego lekko zdziwiony więc Haz szybko wpił się w jego wargi. Rękoma objął jego szyję a dłonie Tomlinsona zniknęły pod cienką koszulką młodszego. Nawzajem pieścili swoje usta kiedy Harry zaczął się wiercić na kolanach Louis'ego i ocierał się kroczem o krocze chłopaka. Styles nagle zrobił się bardzo odważny co lekko zirytowało Lou. To wyglądało jakby do czegoś zmierzał a przecież Louis miał już plany.

      Loczek zaprzestał pocałunków po czym oparł swoje czoło o czoło ukochanego i spojrzał mu prosto w oczy oddychając głośno.

      - Chodźmy do pokoju - szepnął brunet przymykając powieki.

      - Harry... - westchnął Lou wyciągając dłonie spod koszulki chłopaka. Spojrzał na niego z nadzieja, że zrozumie kiedy on otworzył oczy.

      - Eh... Okej - odparł cicho Harry ześlizgując się z kolan szatyna. Z powrotem ułożył się na huśtawce kładąc głowę na uda starszego. Wyraźnie posmutniał.

      - Ale...

      - Nie, Lou. Jest w porządku - przerwał mu Haz odnajdując jego dłoń i splatając razem ich palce.

      - Na pewno?

      - Na pewno. Przecież nie będę cię zmuszał - uśmiechnął się delikatnie do szatyna co jednak zadziałało na niego pozytywnie. Wolał kiedy Harry był szczęśliwy choć wiedział, że uśmiech był wymuszony.

       Louis wolną dłoń wplótł w loki chłopaka i zaczął się nimi bawić. Delikatnie masował jego głowę co wywołało szczery uśmiech u chłopaka a co za tym idzie, Louis odetchnął. Zawsze potrafił pocieszyć ukochanego.

      Sześcioletni Harry siedział w swoim pokoju i bawił się samochodzikami wraz z najlepszym przyjacielem, którym był Louis Tomlinson. Jeździli po całym dywanie i buzią wydawali odgłosy przypominające prawdziwy warkot silnika. Poustawiali różne przeszkody, by było im trudniej odegrać wyścig po czym postawili swoje resoraki na starcie. Już mięli zaczynać kiedy weszła Gemma.
     
      - Bądźcie ciszej! Ja tu oglądam! - krzyknęła. Pech chciał, że dziewczyna nadepnęła na ulubiony, plastikowy samochodzik swojego brat.

      Zabrała nogę gdy poczuła coś pod stopą i usłyszała trzask. Zielone oczka sześciolatka ujrzały ukochaną zabawkę w kilku częściach i momentalnie zalały się łzami. Gemma tylko prychnęła po czym wyszła z pokoju a Harry wybuchł płaczem. Louis od razu rzucił się do niego, by pochwycić go w swoje ramiona.

      - Nie płacz. To tylko samochodzik - szatyn próbował go pocieszyć.

      - Mój ulubiony samochodzik - zauważył młodszy pociągnąwszy nosem.

      - Jak chcesz to kupię Ci nowy - zaproponował Lou głaskając przyjaciela po plecach.

      - Naprawdę? - spytał Haz zadzierając główkę do góry, by spojrzeć na chłopaka.

     - Mhm - potwierdził ścierając łzy z rozpalonych policzków Harry'ego po czym ucałował jeden z nich.

      - W takim razie to ten od ciebie będzie moim ulubionym - ucieszył się i znów wtulił w przyjaciela.

      
                                                               ||IIWYB||


      
Szli, jak to nazwali, aleją kwiatów. Louis niedawno postanowił sobie, że zabierze tu Harry'ego i właśnie realizował swój plan. Loczek podziwiał budynki obrośnięte kwiatami zadzierając głowę do góry czy okręcając ją w niemożliwych kątach. Nie mógł się nadziwić jak to pięknie wszystko wyglądało.

      Pasowało im, że dziś było mało ludzi. Pewnie wszyscy w tak piękną pogodę wybrali się do centrum. A oni mogli spokojnie przechadzać się między budynkami. Tylko co jakiś czas mijali różnych ludzi i wymijali się z biegającymi dziećmi. Było naprawdę miło.

      Przysiedli na małej, zielonej ławeczce. Louis objął Harry'ego ramieniem w pasie a on ułożył głowę w zagłębieniu jego szyi. Przymknął oczy i napawał się obecnością swojego chłopaka. W końcu przestał myśleć o jutrzejszej operacji. Odprężył się i cieszył tym co jest teraz. Wszelkie obawy wyparowały z jego myśli i pozostał przy tym, że wszystko się uda.

      Louis natomiast zastanawiał się co zrobić, by zobaczyć śliczny uśmiech ukochanego. Zastanawiał się nad czymś romantycznym. Rozglądał się dookoła i kiedy jego wzrok zatrzymał się na różowym kwiatku, konkretnie na frezji, wiedział już co zrobić. Wychylił się trochę do tyłu po czym wyciągnął rękę i zerwał go, lekko szturchając Harry'ego.

      - Co robisz? - spytał przyglądając się chłopakowi, który obrywał zbędne liście z kwiatka. Louis w odpowiedzi posłał mu jedynie ciepłe spojrzenie.

      Za chwilę sięgnął wolną dłonią do ucha brunet i odgarnął mu za nie loczki po czym wetknął tam kwiatka. Teraz frezja różowa pięknie prezentowała się z jasną twarzą Harry'ego. Louis dłuższą chwilę przyglądał sięzdezorientowanemu chłopakowi i wciąż ciepło uśmiechał. W momencie Styles zauważył, że oczy szatyna się zaszkliły. Kiedy jedna łza spłynęła po jego policzku szybko ją starł kciukiem i przyłożył do niego całą dłoń a Louis wtulił się w nią przymykając powieki.

      - Co się stało, Lou? - spytał zmartwiony Harry.

      - Jesteś taki piękny - westchnął szatyn otwierając oczy.

      - Przestań - żachnął się młodszy szturchając ukochanego w ramię i zachichotał cicho.

      - Musisz się nauczyć przyjmować komplementy, skarbie, wiesz? - odparł Louis wpatrując się uważnie w chłopaka. Harry na chwilę się zamyślił poważniejąc po czym odwzajemnił uśmiech i powiedział krótkie dziękuję.



    
      
Czas nieubłaganie leciał. Godzina osiemnasta zbliżała się coraz bardziej. Bawili się naprawdę dobrze ale niestety co dobre szybko się kończy. Obiecali Anne, że wrócą zanim oni wyjdą na miasto a wychodzili za niecałe pół godziny więc musieli dotrzymać obietnicy.

      Wolnym krokiem zbliżali się do domu i myśli Louis'ego nagle uciekły do Cheryl i do tego co ta kobieta zrobiła z ich pokojem. Automatycznie serce mu przyśpieszyło i zacisnął dłoń w dłoni Harry'ego. Ten ważny moment cały czas się zbliżał a niczego nieświadomy Harry szczerzył się do niego co chłopak musiał odwzajemniać. Nie mógł mu pokazać, że czymś się przejmuje więc zdenerwowanie starał się ukrywać jak najlepiej się da.

      Będąc już w domu pożegnali się ze wszystkimi i udali do salonu kiedy dom opustoszał. Rozsiedli się na kanapie; Harry, jak zwykle między nogami Lou, oparł głowę na jego ramieniu a chłopak objął go w pasie. Zdecydowali się na telewizję. Kiedy Harry z zapartym tchem oglądał 50 pierwszych randek, Louis zastanawiał się czy Cheryl urządziła ich pokój tak jak on to sobie wymarzył, czy będą świeczki zapachowe, płatki róż na łóżku, piękny zapach w pomieszczeniu i muzyka w tle. Nie rozmawiał z nią na ten temat. Nie powiedział jej jak chce, żeby to wyglądało więc nie mógł oczekiwać, że będzie tak jak sobie wymarzył. Kobieta pewnie miała inna koncepcję.

     Westchnął. Mógł jej powiedzieć czego oczekuje. On wiedział co spodoba się Harry'emu a on to nie koniecznie. Ale już trudno. Choć nie mógł wątpić w umiejętności blondynki. Na pewno się postarała i będzie romantycznie.

      - Co jest, Lou? - usłyszał przejęty głos ukochanego. Przeniósł na niego wzrok i dopiero teraz zorientował się jak bardzo jest zdenerwowany. Poczuł jak i usłyszał przyśpieszone bicie swojego serca. Nagle ręce zaczęły mu się trząść a on kompletnie nie wiedział co robić, co myśleć, jak się zachować. W końcu uświadomił sobie co dziś zamierzał.

      - Hm? - mruknął do Harry'ego przeczesując jego loki, by jakoś zamaskować drżenie rąk.

      - Jakoś dziwnie się zachowujesz - odparł Haz; wyglądał na bardzo zmartwionego.

      - Ja? Nie, skąd - wymruczał za bardzo nie wiedząc co powiedzieć. Harry to zauważył. - Wydaje ci się, skarbie - dodał szybko po czym musnął usta chłopaka. Jednak brunet nie pozwolił na zwykłego całusa. Pogłębił pocałunek wpychając swój język do buzi Louis'ego. Nie opierał się. Już czas to zacząć.

      Uniósł się powoli powodując, że Harry zaczął się kłaść na kanapie; przez cały ten czas nie przerywali wymiany płynów ustrojowych. Ułożył głowę na podłokietniku i pozwolił Louis'emu dominować. Starszy wsunął swoje dłonie pod jego koszulkę i zaczął nimi suwać po jego brzuchu, delikatnie pieszcząc skórę opuszkami palców. Ręce loczka wylądowały na pośladkach jego chłopaka, za które co chwila przybliżał go do siebie coraz bardziej.

      Louis z pocałunkami przeniósł się na szyję Harry'ego, który cichutko wzdychał z każdym muśnięciem. Przyssał się do jego szyi na co młodszy jęknął przeciągle. Szatyn uśmiechnął się pod nosem po czym oderwał usta od ciepłej skóry z głośnym mlaśnięciem pozostawiając na niej czerwony ślad.

      Znów wrócił do jego ust, pocałunek rozpoczynając muśnięciami. Lizał jego wargi na zmianę z językiem. Po dłuższej chwili objął go swoim i ukrył w ich ustach. Rozpoczęli dziki taniec a Harry poczuł, że robi się coraz twardszy z kroczem Louis'ego na swoim. Nie mógł już dłużej wytrzymać więc odsunął od siebie chłopaka i spojrzał na niego zamglonymi oczami ciężko dysząc.

      - Louie - westchnął. - Chodźmy do sypialni - poprosił przymykając powieki.

      Louis wiedział, że już nie ma odwrotu. Skoro już zaczęli to teraz muszą skończyć. Więc nie zastanawiając się dłużej jeszcze raz musnął usta chłopaka po czym chwycił go za łydki i owinął sobie jego nogi wokół pasa.

      - Trzymaj się mocno - szepnął kiedy Haz objął jego szyję i wtulił się w ramię.

      Wstał powoli a Harry zawisnął na jego ciele. Powoli ruszył do ich pokoju. Po chwili już wchodzili do środka a Louis zamarł. Wszystko wyglądało tak jak sobie zamarzył; na podłodze ustawione były świeczki zapachowe, prawdopodobnie o zapachu jabłka z cynamonem, tworząc ogromne serce. Świeczki były również na każdej możliwej półce a wszystko zostało obsypane różowymi jak i herbacianymi płatkami róż. Na łóżku było ich najwięcej czyli tak jak chciał a w tle leciała piosenka My chemical Romance. Było idealnie.

      Lekkim kopniakiem zamknął drzwi po czym podszedł do łóżka. Powoli wdrapał się na nie z Harrym a następnie położył go delikatnie. Chłopak dopiero otworzył oczy, które tylko jak zobaczyły co zostało przygotowane zapełniły się łzami.

      - Lou, jak... jak Ty...

      - Podziękuj cioci - odparł z uśmiechem Tomlinson i wpił się w jego usta.

      Pocałunek był czuły i bardzo delikatny. Louis dawał mu tyle miłości ile tylko był wstanie. Przez ten gest chciał pokazać Harry'emu jak bardzo go kocha i jak bardzo go pragnie w tej chwili. Czule muskał wargi ukochanego, który oddawał każdy pocałunek i pozwolił sobie na wsunięcie dłoni pod koszulkę starszego.

      Chłodne palce położył na skórze a przez ciało Louis'ego przeszedł przyjemny dreszcz. Kochał to tak samo jak kochał dotyk Harry'ego. Uwielbiał to jak jego ciało reaguje na jego opuszki. Bo w jego dotyku było coś... niezwykłego, coś niesamowitego, magicznego. Coś co sprawiało, że Louis przez ten gest odczuwał miłość jaką obdarzał go loczek. I tak było także tym razem. Jego ciało drżało kiedy Harry przesuwał chłodnymi palcami po jego plecach. Czuł tą miłość całując go i starając się mu pokazać to samo co on mu pokazywał tym gestem.

      Musnął jego wargi ostatni raz po czym oderwał się i spojrzał na niego zdyszany. Oczy Harry’ego niesamowicie błyszczały. Louis widział w nich to czego nigdy nie widział - pożądanie. Jego usta wygięły się w delikatnym uśmiechu a palce delikatnie wbijały się w plecy szatyna. Loczek był taki uroczy i jednocześnie seksowny i Louis wiedział, że chce z nim to zrobić. Doskonale wiedział, że chce się z nim kochać, bo chłopak był miłością jego życia. I to właśnie jemu chciał się oddać.

      Harry zahaczył palcami o rąbek koszulki Louis'ego a ten spojrzał na niego podejrzliwie. Młodszy uśmiechnął się do niego słodko po czym jednym ruchem ściągnął z niego bluzkę i odkrył opalony tors chłopaka. Położył chłodne dłonie na jego piersi i wyczuł przyśpieszony puls. Znów się do niego uśmiechnął po czym przyciągnął go za ramiona bliżej siebie.

      - Jesteś taki piękny - przyznał Harry przypatrując się Louis'emu i głaszcząc wierzchem dłoni jego policzek.

      - Dziękuję - odparł szatyn po czym wpił się w jego usta.

      Tym razem pocałunek był zachłanny i pełen pożądania. Prawie się połykali ocierając się językami. Louis zamierzał się odwdzięczyć chłopakowi i już za chwilę zdarł z niego jego białą koszulkę przerywając pocałunek. Zatrzymał wzrok na nagim torsie Harry'ego i niemalże pożerał go wzrokiem. Miliony razy widział chłopaka bez górnej części garderoby ale teraz wydawał się mu jeszcze bardziej piękniejszy i seksowniejszy.

      W momencie Louis nachylił się do niego i musnął jego wargi po czym zszedł niżej i zaczął składać ciepłe i mokre pocałunki na jego szyi i obojczykach a on cicho wzdychał unosząc co chwila ciało do góry, by jeszcze bardziej poczuć usta Louis'ego na swojej skórze.

      Szatyn przyssał się do miejsca gdzie było serce Harry'ego i pozostawił na nim czerwony ślad. Louis ostatni raz ucałował zaczerwienione miejsce po czym językiem przesunął w dół po mostku chłopaka na co on cicho jęknął. Przesunął nim w górę i potem znów w dół a Harry zacisnął palce na pościeli i pisnął niczym mała dziewczynka. Louis zachichotał po czym objął ustami sutek loczka i zassał go co spowodowało kolejny jęk Harry'ego.

      Starszy oderwał się od jego piersi i rozpoczął ścieżkę pocałunków w dół poczynając od obojczyka a kończąc na brzuchu. Oblizał jego pępek i zjechał na podbrzusze. Przygryzł je delikatnie po czym gdy usłyszał stłumiony krzyk bruneta uniósł na niego spojrzenie. Chłopak zaciskał powieki i najwidoczniej było mu bardzo przyjemnie. Oddychał ciężko a palce zaciskał na pościeli. Nie wahając się dłużej ostatni raz ucałował jego gorące podbrzusze po czym odpiął guzik jego spodni i powoli zsunął je z jego bioder. Ponownie spojrzał na chłopaka. Wyglądał tak samo jak chwilę temu. Zaśmiał się cicho podnosząc się do góry. Oparł się dłońmi po obu stronach głowy Harry'ego i nachylił do niego kiedy ten otworzył oczy. Uśmiechnął się po czym przywarł ustami do jego. Pocałunek trwał chwilę i zaraz wrócił z wargami na jego podbrzusze.

      Problem w bokserkach Harry'ego stawał sie coraz większy i twardszy a Louis postanowił w końcu mu ulżyć; jednym ruchem zdjął z niego bieliznę. Przed oczami ukazał mu się na wpół sterczący penis loczka całkiem niezłej okazałości. Louis przełknął głośno ślinę po czym spojrzał na chłopaka. Harry wyraźnie domagał się pieszczot wiercąc się niespokojnie pod szatynem. Wzdychał i unosił biodra do góry, by starszy mu ulżył. Uśmiechnął się pod nosem po czym pewnie chwycił jego członka u podstawy co wywołało przeciągły jęk ze strony bruneta. Po raz pierwszy poczuł jego dotyk w tym miejscu. Jego opuszki były niesamowicie miękkie i ciepłe i już samo to sprawiało mu mnóstwo przyjemności jednak starał sie to ukrywać.

      Kiedy Louis objął jego wilgotną główkę swoimi ciepłymi ustami zacisnął mocno wargi tłumiąc jęk. Starał się pohamować emocje. To jeszcze nie czas na krzyki. Uśmiechnął się pod nosem i w momencie przestał myśleć kiedy jego ukochany pochłonął go prawie całego. Poczuł niesamowite ciepło i wydawało mu się, że nie ma nic lepszego od tego uczucia.

      Louis wysunął go z gardła sunąc językiem po grubej żyle. Zacisnął wargi na główce a wtedy Harry krzyknął. Ze świadomością, że robi wszystko dobrze przekręcił nadgarstkiem u podstawy i znów go pochłonął. Penis Harry'ego stawał sie coraz grubszy i twardszy a Louis coraz szybciej poruszał głową co sprawiało, że członek uderzał o ściankę jego gardła.

      Ponownie go zassał prawie, że do końca, zacisnął dłoń tam gdzie nie dosięgał i powoli wysunął go na powierzchnię przesuwając po nim zębami. Harry wygiął się w łuk wypychając biodra do góry. Louis znów go pochłonął nadal kręcąc nadgarstkiem u podstawy i czuł się okropnie dumny czując go w ustach tak nabrzmiałego.

      - Nie dochodź jeszcze - poprosił kiedy go wysunął z ust - Chcę, żebyś to zrobił kiedy będę w Tobie - szepnął gładząc jego biodra i muskając brzuch.

      Harry westchnął głośno przytakując i starał się odprężyć. Louis rozchylił jego uda robiąc sobie miejsce po czym chwycił jego biodra unosząc je lekko do góry i oparł je na swoich. Pochylił się do niego i musnął delikatnie jego wargi, by dodać mu otuchy.

      - Oprzyj nogi na moich ramionach - odparł cicho chwyciwszy nogi chłopaka za kostki i oparł je na swoim ciele a Harry stopami muskał jego uszy.

      Louis sięgnął do szafki nocnej po naszykowany już lubrykant a następnie wycisnął odrobinę na palce i nasmarował wejście ukochanego delikatnie wpychając opuszek.

      - Ugh! Zimne - jęknął młodszy zaciskając powieki.

      - Zaraz cię rozgrzeję - zapewnił go Louis po czym odłożył tubkę na jej wcześniejsze miejsce i wytarł palce o pościel. Nachylił się do chłopaka prostując jego nogi pod swoim ciałem i oparł sie dłońmi po obu stronach jego głowy. Ucałował go w czoło i szepnął ciche spokojnie a już za chwilę Harry mógł poczuć główkę jego penisa przy swoim wejściu. Zacisnął powieki czując wargi ukochanego na swoich, w momencie Louis powoli się w niego wsunął. Młodszy jęknął w jego usta po czym odsunął się wciągając łapczywie powietrze. Louis zatrzymał się w połowie.

      - Boli - jęknął Harry wracając spojrzeniem na chłopaka. Szatyn posłał mu ciepłe spojrzenie i cmoknął go w policzek.

      - Możemy chwilę poczekać - zaproponował na co Haz przytaknął.

      Żeby jeszcze bardziej odprężyć i uspokoić ukochanego, by zapomniał o bólu przywarł ustami do jego szyi. Przesunął wilgotnym językiem po rozpalonej skórze po czym zassał ją tworząc kolejny czerwony ślad. Usłyszawszy ciche już Harry'ego wrócił na niego wzrokiem i uśmiechnął się uroczo. Musnął jego usta i ponownie się w nim zanurzył. Brunet znów zacisnął powieki i wypuścił wcześniej wstrzymywane powietrze.

      Louis oparł czoło o jego i wszedł do końca. Cmoknął nos chłopaka a wtedy on uniósł powieki. Oczy błyszczały mu się zapewne tak samo jak Louis'emu i nerwowo przygryzał wargę. Po chwili posłał starszemu delikatny uśmiech na co Tomlinson odetchnął z ulgą. Było dobrze.


      - Lou... - szepnął czule. - Czuję cię... w sobie - znów przymknął oczy. - Tak idealnie cię czuję - przekręcił głowę na bok i musnął palce dłoni chłopaka. Louis uśmiechnął się do niego i pozwolił na pierwszy ruch. Pchnął delikatnie i momentalnie dłonie loczka znalazły sie na jego plecach. Chłopak wrócił na niego spojrzeniem.

      Musnął jego usta i pchnął ponownie na co Harry odchylił głowę w tył wyginając się w łuk, a ciepłe wargi Louis'ego przywarły do jego szyi. Czuł pod nimi szybko bijącą tętnicę. Wykonał kolejny, tym razem trochę mocniejszy ruch wyrywając tym samym głośny jęk z gardła młodszego. Wrócił ustami do ust ukochanego i starał się jak tylko mógł, by chłopak nie myślał o bólu i niemiłym pieczeniu a zaczął odczuwać przyjemność.

      Louis czuł dokładnie każdy fragment skóry loczka, słyszał jego przyśpieszone tętno i gorący oddech na wargach. Jego ciepło przyprawiało go o przyjemne dreszcze. Podobało mu sie to jak Haz był wilgotny jednak jego ciasnota mu przeszkadzała i Harry'emu zapewne też. Pchnął więc ponownie tym razem delikatniej i wolniej, a loczek wbił paznokcie w gorącą skórę na plecach starszego. Przyjemności na razie brakowało ale też nie było najgorzej. Ból powoli mijał kiedy Louis czekał na znak młodszego, by wykonać kolejny ruch.

      Szatyn wysunął się z niego prawie cały zostając w nim tylko główką, na co Styles jęknął cicho na brak chłopaka. Za chwilę wszedł ponownie rozciągając go bardziej, a Harry krzyknął przeciągle przyciągając Louis'ego bliżej siebie. Zacisnął dłonie na jego biodrach i był w stanie poczuć w sobie całą długość penisa chłopaka. Nieprzyjemne pieczenie ustało, a starszy pchnął ponownie. Harry cicho westchnął jednak nadal czując lekki ból.

      Louis wykonał kolejny delikatny ruch, a wtedy brunet poczuł jedynie przyjemność. Zabrał ręce z pleców chłopaka i objął jego kark. Mocno przywarł wargami do jego i jęknął kiedy starszy ponownie się z niego wysunął. Louis chcąc pokazać mu jak bardzo go kocha chwycił jego dłonie i splótł razem ich palce przyciskając je do pościeli po obu stronach głowy loczka. Wsunął się z powrotem do jego ciepłego wnętrza co Harry skwitował głośnym krzykiem. Spróbował wsunąć się głębiej i docisnął główką prostatę młodszego co wywołało kolejny, ochrypły szloch Harry'ego i wiedział, że to było to.

      Ruchy Louis'ego za każdym razem stawały się coraz pewniejsze i sprawiały coraz więcej przyjemności Harry'emu. Chłopak z każdym mocniejszym pchnięciem krzyczał i zaciskał dłonie w dłoniach starszego, a łagodniejszy ruch wywoływał ciche sapnięcie czy, przyjemny dla uszu szatyna, jęk. On również wzdychał czując ogarniające go ciepło i słysząc przyjemność wydobywającą się z gardła jego ukochanego.

      Oboje przymknęli oczy opierając się o siebie czołami i oddając się przyjemności.

_____________________________________
>>zapytaj autorkę<<
>>zapytaj postaci<<