niedziela, 24 lutego 2013

Rozdział 11 - Love is forever

Hej Pieszczochy! Znów muszę Was przeprosić, że tak długo czekaliście. Ogólnie to brak weny, albo raczej jakaś blokada, bo wiedziałam co pisać ale nie wiedziałam jak :P No czasami tak bywa, wybaczcie. :)
Ten rozdział jest, hmmm... myślę, że fajny, bo jest coś co wręcz kochacie!! Scena +18 ! Szczerze mówiąc to mi się podoba wyjątkowo :) Ten rozdział w ogóle mi się podoba.. Ale już nic nie poprawiam, bo mi się nie chcę no i tak długo czekacie więc.. Może jutro poprawię jakieś błędy..
Teraz wezmę się za prolog do BMPD, potem niespodzianka na PDC a potem ujrzycie zapowiedź do nowego opowiadania. :D Jak na razie nic nie zdradzam. :))
A jak przeczytacie to od razu pytania do postaci proszę :D A jakieś pytania, zażalenia czy inne takie to tutaj proszę..
Kolejny rozdział po 20 komentarzach. Dacie radę, Pieszczochy! :))
ENJOY!!

                                                   
                                                           *Love is forever*

      Lot dobiegł końca. Przyszedł czas by wysiąść z samolotu. Harry bardzo ucieszył się z tego powodu, gdyż jeszcze nigdy nie zjeżdżał z takiej dużej 'ślizgawki'. Louis śmiał się cicho pod nosem, bo do tej pory nie widział, żeby jego Harry zachowywał się tak dziecinnie. No przynajmniej do czasu kiedy nie skończył piętnastu lat. Tego dnia, kiedy wylądowali w Paryżu, Harry czuł się jak siedmioletnie dziecko. Opuszczając samolot i zjeżdżając po tej dużej 'ślizgawce', krzyczał jakby jechał jakąś kolejką górską i wymachiwał rękoma. Nie trwało to jednak długo, ponieważ już po pięciu sekundach stanął na nogi i wpadł w ramiona swojemu chłopakowi, który od razu przytulił go mocno. Oboje zaśmiali się ciepło przyciskając swoje ciała do siebie.


      Harry po chwili odsunął się od chłopaka. Spojrzał na niego tymi swoimi dużymi oczyma z radosną iskierką po czym musnął delikatnie jego wargi. Louis speszył się a na jego policzkach pojawiły się delikatne rumieńce. Odsunął od siebie delikatnie Harry'ego i rozejrzał się dookoła.


      -Co ? Coś nie tak ? - spytał Hazz zsuwając swoją dłoń z pleców chłopaka na jego pośladek po czym włożył ją do jego tylnej kieszeni bordowych rurek.


      -Nie... - Lou wzdrygnął się na ten gest a kącik ust uniósł się delikatnie do góry. - Ale...nie przy wszystkich, Hazz. - szepnął do niego obserwując innych ludzi.


      -Słucham ? Jeszcze niedawno całowałeś mnie przy zupełnie obcej dziewczynie a teraz nie chcesz, żeby inni widzieli, jak się przytulamy ? - zapytał dość zszokowany Hazz patrząc uważnie na Louis'ego.


      -Nie o to mi chodzi, ja po prostu... - urwał zastanawiając się co powiedzieć.


      -Lou... - zaczął spokojnie Harry. - Jesteśmy we Francji, w Paryżu, mieście miłości. Nie wiem czy dobrze myślę ale chociaż tu możemy się spokojnie przytulić publicznie. Nie sądzisz ? - stwierdził Loczek wtulając się w szatyna. Louis po chwili namyślenia uśmiechnął się po czym bardziej przytulił chłopaka, chowając twarz w jego lokach i przymknął oczy.


      -Masz rację. Niech wszyscy wiedzą, że Cie kocham. - szepnął obejmując mocniej Harry'ego. Chłopak odsunął się od niego by zobaczyć jego reakcję na wypowiedziane przez niego słowa. Szatyn uśmiechał się ciepło. Harry odwzajemnił to po czym musnął jego usta.


      W momencie Louis chwycił Loczka w pasie po czym obrócił go naprzód. Jego zielone oczka ujrzały rodziców, którzy machali im uśmiechając się szeroko. Harry westchnął głośno z niezadowolenia widząc mamę zachęcającą ich do podejścia. Nie miał teraz na to ochoty. Szczerze mówić, to wolał teraz sobie postać na lotnisku z Louis'im co swoja drogą było niedorzeczne. Przecież musieli już jechać do domu ciotki Cheryl.


      Lou oparł brodę o ramię Harry'ego po czym przysunął usta do jego ucha a ręce oplótł wokół jego pasa.


      -Chodźmy, Harry. Potem będziemy mięli czas tylko dla siebie. - szepnął do niego a młodszy zadrżał na dźwięk jego głosu. Poczuł lekki uścisk w żołądku przymykając delikatnie oczy.


      -Mhmm... - zgodził się będąc w lekkim transie.


      Louis chwycił jego chłodną i bladą dłoń splatając ich palce. Zrobił krok w stronę rodziców Harry'ego a on podążył za nim. Już po chwili siedzieli w taksówce jadącej prosto do domu siostry Robina.


      Nie minęło więcej niż trzydzieści minut a cała czwórka właśnie wchodziła do willi Cheryl. Kobiety akurat nie było w domu. Pracowała w firmie modelingu jako wizażystka i aktualnie była w delegacji. Pewien projektant miał pokaz mody w Marsylii i Cheryl jako najlepsza make-up'istka musiała jechać. W ten sposób zostawiła pod opiekę Stylesów swój ogromny dom.


      Louis i Harry byli pod ogromnym wrażeniem widząc jaką sumką dysponuje ta kobieta, bo dom mówił sam za siebie. Nie musieli wiedzieć ile zer jest na jej karcie kredytowej albo ile trzyma pieniędzy w sejfie czy na koncie w banku. To widać jak tylko stanie się na schodach przed jej domem.


      Na początek rozgościli się w kuchni. Odłożyli bagaże gdzieś w kąt, porozsiadali się wygodnie przy stole a Anne zrobiła wszystkim coś do picia.


      -Hazz, gdzie jest Twoja ciocia? - szepnął Lou do Harry'ego obejmując go mocno.


     -W delegacji. - odpowiedział kładąc głowę na jego ramieniu.


     -W czym ? - zapytał szatyn nie rozumiejąc za bardzo.

    
      -W delegacji, kochanie. - powtórzyła Anne podając im dwa kubki z pomarańczowym sokiem. - Cheryl jest makijażystką. Ogólnie pracuje w modelingu przy różnego rodzaju sesjach. No wiesz, maluje modelki, a teraz jest w delegacji. Pojechała na pokaz mody z jakimś tam projektantem. - wyjaśniła chłopakowi przyglądając się synowi, który rozkoszował się obecnością swojego chłopaka.

      -Mmmm...modelki. - rozmarzył się Louis.


      -Ej! Czuję się zazdrosny! - oburzył się Harry podnosząc się z ramienia chłopaka po czym lekko szturchnął go łokciem.


      -Oj, Słońce. Wiesz, że kocham tylko Ciebie. - wybronił się Lou robiąc maślane oczka. Hazz nie potrafił się gniewać o taka błahostkę. Odwzajemnił uśmiech po czym musnął delikatnie usta Louis'ego.


      Odsunęli wzrok od siebie i zauważyli, że Anne i Robin patrzą na siebie podejrzanie. Wykonywali dziwne gesty dłońmi i mimika twarzy również się zmieniała co chwilę. Harry podejrzewał najgorsze co według jego rodziców było wspaniałe. Troszkę się przejął, iż Louie dziś tego doświadczy. Ale nie będzie zabraniał tego rodzicom, w końcu są dorośli.


      Nie minęła minuta a Anne i Robin już zniknęli. Harry pokręcił głową z dezaprobatą śmiejąc się cicho pod nosem.


      -O co chodzi? - spytał Louis gładząc chłopaka po udzie.


      -O nic. - stwierdził Harry po czym wstał z krzesła i wystawił chłopakowi dłoń. - Idziesz? Musimy się rozpakować.


      Louis uśmiechnął się do chłopaka a następnie chwycił jego bladą rączkę. Była chłodna, może i nawet zimna. Szatyn nie lubił tego uczucia. Zawsze kojarzyło mu się z tą chorobą. Nie lubił o tym myśleć. To odbierało mu jakiekolwiek chęci do czegokolwiek. Ta świadomość, że.. Nienawidził tego. Zawsze w takich momentach, kiedy pojawiała się ta myśl starał się ją wyrzucić z głowy wpatrywaniem się w uśmiechniętego Harry'ego. To zdecydowanie poprawiało mu humor. A dziś Harry był na prawdę szczęśliwy więc Louis nie mógł tracić czasu na zamartwianie się tym. Teraz musi pomóc Harry'emu się rozpakować.


      Hazz trzymając mocno chłopaka za rękę szedł z nim na górę po schodach w poszukiwaniu ich pokoju a on targał za sobą dwie duże torby wolną ręką. Harry był ciekaw jak to możliwe ale Tomlinson nie chciał zdradzić swej tajemnicy.  Uważał to za zabawne, że Loczek co chwila się obracał, by spojrzeć na niego. Był taki słodki z tą swoja ciekawością a Louis'emu się to podobało.


      Ciocia Cheryl powiedziała, że do nich należy pokój z największym łóżkiem. Trzeba przyznać, że ten pomysł spodobał się Harry'emu. Od razu, kiedy ciotka powiedziała mu o tym przez telefon pomyślał o jednym. Zaczął sobie wyobrażać jak to będzie leżeć z Louis'im na jednym łóżku, spędzać tam wieczory, noce i poranki, jeść razem śniadania i oczywiście kochać się z nim. To jak na razie było jego największe marzenie. Ostatnio ten obraz nie potrafił usunąć się z jego głowy. Cały czas miał przed oczami nagiego Louis'ego leżącego na nim. Ale trzeba było żyć rzeczywistością. A rzeczywistość była taka, że właśnie byli w swoim pokoju i musieli się rozpakować.


      Harry usiadł na ogromnym łóżku zaścielonym turkusową narzutą. Louis natomiast postawił torby koło kilku szaf i sam rozejrzał się po pokoju. Był na prawdę dość obszerny i wydawał się jakby nic w nim nie było prócz łóżka, okna zaraz po lewej błękitnego, puchatego dywanu na środku i szaf na przeciwko łóżka. Ani telewizora, ani żadnych obrazów czy kwiatów. Wyglądało no ta, że Cheryl dała im wolną rękę w urządzeniu tego pokoju.

      Szatyn spojrzał na swojego chłopaka, który wręcz rozwalił się na łóżku i z przymkniętymi oczami wyglądał jakby właśnie spał. Louis pokręcił głową z dezaprobatą po czym rozbawiony usiadł bok Harry'ego. A łóżko było na prawdę wygodne więc nic dziwnego, że Hazz tak się rozmarzył.

      -Tylko mi nie mów, że zaraz pójdziesz spać. - stwierdził poważnie Lou jednak uśmiechając się do Harry'ego.     

      -A masz coś przeciwko? - zapytał Loczek przekręcając się na bok i wsuwając dłonie pod głowę.

      -Tak. Mam. Bo prawie przez cały lot spałeś i teraz znowu będziesz spał. A mnie zostawisz samego w tym wielkim domu. - oburzył się Louis splatając ręce na piersi po czym wypchnął dolną wargę do przodu udając, że się obraża.

      -Jej, przepraszam, kochanie.. - szepnął Harry smutnym tonem siadając za Louis'im i obejmując go w pasie.

      -Nie gniewam się, Kocie. Tylko chcę spędzić trochę czasu z Tobą nieśpiącym... - odparł z uśmiechem Lou chwytając Harry'ego za dłoń po czym splótł ich dłonie.

 
      -Okej, no to spędzamy razem czas. - odparł Hazz całując szatyna w ramię. - A jak? Będziemy się rozpakowywać? - spytał nieco zniechęcony. Nie miał ochoty na rozpakowywanie.

      -Nie, mam na myśli coś lepszego...  - odparł Lou po czym odwrócił do Harry'ego sprawiając, iż ten opadł bezwładnie na łóżko.

      Usiadł na nim okrakiem i zaczął obcałowywać jego szyję zostawiając na niej kilka malinek. Harry nie potrafił nazwać tego uczucia, które w tej chwili nim zawładnęło. To ciepło w podbrzuszu było nie do opisania. Nigdy wcześniej się tak nie czuł. Wzdrygnął się lekko kiedy cieplutkie dłonie Louis'ego wślizgnęły się pod jego letnią koszulkę. Chłopak zaczął suwać nimi w górę i w dół podrażniając sutki Loczka i w międzyczasie całował go wzdłuż szczęki. Hazz przymknął oczy a jego ciało stało się bezwładne. Nie ruszał nawet palcem, nie był wstanie. Ale Louis nie zwracał na to uwagi. To mu odpowiadało, że chłopak nie protestuje.

      Szatyn z twarzy Harry'ego przeniósł się na jego usta. Wsunął do środka swój język i owinął nim język ukochanego. Zaczął go delikatnie muskać by Hazz się odprężył i powoli podsuwał jego kremową koszulkę do góry. Loczek uniósł się ku górze a wtedy ubranie zniknęło z jego ciała. Otworzył oczy kiedy Louis zaprzestał pocałunków, poczuł coś mokrego na brzuchu.


      Louie suwał językiem w górę i w dół zupełnie tak jak to robił jeszcze nie dawno dłońmi. To było coś zdecydowanie innego. Harry przez chwilę czuł się dziwnie ale zaraz szok minął. Znów przymknął oczy i pozwolił Louis'emu robić co tylko mu się wymarzy, na co tylko będzie miał ochotę. A Loczek liczył na jedno o czym z pewnością Tomlinson wiedział. Tak więc nie przerywając swoich czynności jedną ręką starając się odpiąć guzik od spodni chłopaka. Zachowywał się tak jakby był profesjonalistą gdyż wyszło mu to całkiem sprawnie.

      W momencie zaprzestał lizania ciała Harry'ego. Spojrzał na niego prostując się. Hazz wyglądał jakby spał jednak szatyn wiedział, że tak nie jest. On po prostu oddał się czekając na najważniejsze. Chciał tego bardzo jednak w głębi czuł, że Lou tego nie zrobi choć oddychał z ogromną nadzieją.

      Louis nie mógł dłużej powstrzymywać się od tego. On chciał tego co Harry a to co robił teraz, to przedłużanie to tak zwana gra wstępna. Nie chciał by to wszystko działo się za szybko. Czasami lepiej jest poczekać a na ten moment zdecydowanie warto czekać. Więc nie tracąc już więcej czasu zsunął spodnie z bioder ukochanego zdejmując je z jego nóg po czym to samo zrobił ze skarpetkami a najlepsze zostawił na koniec. Oparł się dłońmi po obu stronach ciała chłopaka po czym podsunął się wyżej i musnął nosem nos Harry'ego. Loczkowaty otworzył powoli oczy po czym jego wzrok napotkał turkusowe oczy Louis'ego, w których tańczyły iskierki. Uśmiechnął się do niego czule, po czym widząc tą chęć naparł ustami na malinowe wargi bruneta po chwili osuwając się w dół.

      Louis chwilę przypatrywał się jeszcze niepełnej erekcji Harry'ego ukrytą za materiałem bokserek, z ogromnym pożądaniem. W głowie już sobie układał co z nim zrobi choć jeszcze nigdy nie miał tego zaszczytu. To będzie jego pierwszy raz, po raz pierwszy zrobi coś takiego. I nie ukrywał, że trochę się bał jednak ciekawość i chęć zrobienia tego przeważały.

      Jeszcze raz zerknął na Harry'ego, który wręcz domagał się tej pieszczoty wypychając co chwila biodra ku górze, a następnie wsunął dwa palce za gumkę od bokserek chłopaka. Jednym powolnych ale skutecznym ruchem zdjął je a jego oczom ukazał się sterczący i dość duży jak na tego chłopaka, penis. Louis oblizał się na sam widok po czym schylił ku niemu i złożył mokry pocałunek na główce. Harry jęknął cichutko. Nigdy czegoś takiego nie czuł. Było to zdecydowanie lepsze uczucie od języka Louis'ego na brzuchu. Wolał by ten mięsień zajmował się jego męskością.

      Szatyn przymknął oczy i zdał się na intuicję. Przesunął językiem po całej długości przyrodzenia Harry'ego. On ponownie jęknął. Louis uśmiechnął się na ten dźwięk po czym już pewniej zaczął go lizać. Jeździł koniuszkiem języka w górę i w dół a Hazz wydawał z siebie ciche odgłosy przyjemności. Obawiali się jedynie tego, że ktoś w każdej chwili mógł wejść do pokoju. Jednak nie zamierzali przerywać. Nie teraz.
 
      To uczucie w brzuchu Loczka, z każdą sekundą rosnące nie dawało mu ani chwili wytchnienia. Jęczał i sapał coraz głośniej. Louis suwał ręką po jego biodrze wciąż sprawiając mu przyjemność ustami. Kiedy drugą ręką lekko ścisnął jądra chłopaka ten prawie, że krzyknął. Za każdym razem przesuwając językiem po całej długości czuł, że Harry jest coraz bliżej spełnienia. W końcu już bez zbędnych zabaw pochłonął go prawie niemalże całego a wtedy Loczek wytrysnął białą, klejącą się spermą wprost do ust Louis'ego. Słodki płyn był dla niego wystarczającą nagrodą.

      Zlizał resztki ściekające po brodzie po czym usatysfakcjonowany położył się obok chłopaka. Obserwował go chwilę zmęczonego i sapiącego, powtarzającego Louis jak litanię. Kolejna nagroda powodująca uśmiech na ustach Tomlinsona. Przybliżył twarz do policzka Harry'ego po czym ucałował go zaczesując mokrą grzywkę do tyłu. Uniósł się jeszcze do góry by ucałować go w wilgotne czoło.

      -Lou, jesteś wspaniały... - szepnął po dłuższej chwili Harry kiedy szatyn muskał wargami jego ucho.

      -Dziękuję, kochanie. Starałem się. - odpowiedział mu równie cicho wprost do ucha a po ciele Loczka przeszedł przyjemny dreszcz.

      -Nie sądziłem, że potrafisz coś takiego. - odparł przewracając się na bok, tak, że teraz oboje stykali się nosami.

      -Przyznam Ci się, że ja też. Ale to Twoja zasługa. Jesteś taki smaczny.. - szepnął Lou przymykając oczy. Położył rękę na boku chłopaka a sam ułożył się wygodnie na plecach przyciągając go do siebie. Hazz westchnął kładąc głowę na torsie ukochanego i wtulił się w niego. Louis chwycił jakiś koc poskładany w kostkę, leżący na końcu łóżka i zakrył ich, by było im cieplej.

      -Oj przestań.. - zawstydził się Harry chowając twarz w zagłębieniu szyi Louis'ego. - Ej! Słyszysz? - zapytał nagle wsłuchując się w głuchą ciszę..

      -Um... Twoja mama... - odparł zmieszany Lou pocierając ramię Loczka.

      -Nom. Ona... - urwał nie wiedząc co powiedzieć.

      -Hazz, Twoi rodzice chyba uprawiają seks. Nie? - stwierdził Louis uśmiechając się szczerze.

      -Tak, niestety tak.. - westchnął młodszy znów wtulając się w bok Louis'ego a chłopak objął go mocno i ucałował we włosy. - A teraz pójdę spać, dobrze? Jestem na prawdę zmęczony. - jęknął ledwo zrozumiale przymykając powoli oczy.

      -No dobrze. Wyśpij się kochanie..