wtorek, 7 stycznia 2014

Rozdział 18. - Marry you.

Hej wszystkim. W końcu dodaję rozdział. Mam nadzieję, że się Wam spodoba. Powiem tylko, że dużo się dzieję. Jeszcze tylko ostatni rozdział i epilog... mam nadzieję, że do końca roku skończę tę historię haha xD nie gniewajcie się, że tak długo. Jak wiecie mam kiepsko z kompem. Pisałam wszystko na tel i chciałam też z niego dodać ale nie wyszło - za długi tekst. Jakoś udało mi się dotrzeć na kompie i proszę - jest! Cieszcie się!
Ten rozdział chcę zadedykować kochanej Justynie za pomoc! Bez Ciebie by się nie udało, dziękuję! <3
Z góry przepraszam za błędy. Pewnie nie wygląda najlepiej stylistycznie ale to nie moja wina x
ENJOY!!!



                                                                Marry you.

      Zsunął bose stopy z łóżka na chłodne panele. Westchnął, przeciągając swoje ciało po śnie, po czym odwrócił się lekko za siebie, by spojrzeć na chłopaka nadal leżącego na łóżku i śpiącego spokojnie. Był do połowy zakryty białą kołdrą, a szara koszulka lekko podwinęła się do góry, ukazując delikatną, opaloną skórę na jego brzuchu. Wygląda tak słodko, kiedy śpi - pomyślał Louis. Sięgnął dłonią do jego głowy, by zaciągnąć bardziej chustę, która przez noc trochę się zsunęła, ukazując jasną skórę głowy.

      Louis momentalnie posmutniał. Tak bardzo tęsknił za lśniącymi loczkami Harry'ego. Za tym, jak uroczo podskakiwały, kiedy się śmiał lub za tym, jak bardzo poplątane były, kiedy się budził. I za tym, że musiał je myć co dwa dni, również tęsknił. Bo to przeważnie on je pieścił pod strumieniem wody. A teraz już ich nie ma...

      Hej! Przecież odrosną! - Louis krzyknął sam sobie w myślach. Uśmiechnął się do siebie, po czym nachylił do chłopaka i złożył ciepłego buziaka na jego odsłoniętym ramieniu. Zaciągnął kołdrę na cały jego brzuch i po chwili wstał z łóżka. Podszedł do okna lekko rozchylić zasłony tak, by zrobiło się jasno, ale też by promienie nie obudziły Harry'ego.

      Rozejrzał się po Paryżu. Sądząc po tym, ile ludzi się kręciło po deptakach i ile samochodów jeździło po ulicy, było dobrze po godzinie dziesiątej. Louis spojrzał na budzik ustawiony przez Harry'ego na ramie łóżka, była dokładnie godzina za dwadzieścia jedenasta. Uśmiechnął się do siebie, bo jak zwykle miał rację. Życie w Paryżu nauczyło go odgadywać czas po stanie miasta. W ogóle życie w tym miejscu nauczyło go bardzo dużo. Ale teraz nie miał czasu na rozmyślanie, musiał umyć zęby.

      Usiadł na brzegu wanny ze szczoteczką w dłoni, po czym zaczął szorować swoje ząbki. Trwało to tradycyjnie dwie minuty. Następnie wypłukał jamę ustną wodą, a potem zimnym strumieniem ochlapał twarz. Sięgnął po ręcznik, by ją przetrzeć i kiedy go odłożył, przyjrzał się sobie w lustrze. Postarzał się. Nie za dużo ale jednak. O dwa lata. Na czole pojawiły się delikatne kreski a wokół oczu zmarszczki, widzialne już nie tylko kiedy się uśmiechał. Już nie był nastolatkiem. Miał dwadzieścia dwa lata, był dorosły. A Harry nadal go kochał, a on kochał jego. I to się liczyło.

      Z głupim uśmiechem wrócił do sypialni. Odruchowo spojrzał na Harry'ego. Chłopak już nie spał. Jednak nadal leżał na łóżku, przykryty kołdrą po samą szyję i swoimi dużymi ślepkami wpatrywał się w szatyna idącego ku niemu w samych czarnych bokserkach. Uśmiechał się do niego uroczo, co starszy odwzajemnił. Podszedł do łóżka i usiadł na jego brzegu, a Harry podniósł się do pozycji siedzącej, poprawiając chustę na głowie.

      - Dzień dobry. - mruknął Louis, składając ciepłego buziaka w kąciku ust młodszego. - Wyspałeś się?

      - Nie wiem, może... - odpowiedział sennym głosem Harry. - Byłoby lepiej gdybym był choć trochę zmęczony... - mruknął, figlarnie poruszając brwiami, na co Louis zachichotał.

      - Niegrzeczny. - skwitował Tomlinson, tarmosząc delikatnie policzek Harry'ego.

      Cmoknął go jeszcze w policzek, po czym podniósł się z łóżka i ruszył w kierunku okna by bardziej je odsłonić. Zanim zdążył się obrócić, poczuł jak silne ramiona oplatają go w pasie a chłodny nos sunie po jego gorącej szyi. Zamruczał na to doznanie i oparł się całymi plecami o tors młodszego. Za chwilę poczuł jego ciepłe usta pod uchem i na złość ukochanemu, obrócił się w jego ramionach, a ręce zarzucił na jego szyję. Harry zrobił obrażoną minkę, na co Louis zachichotał i schował twarz w zagłębieniu jego szyi.

      Harry teraz był wyższy. O kilka, a może i nawet o kilkanaście centymetrów. To wcale mu nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie - podobało mu się. Ale czasami też dołowało, bo Haz potrafił się z niego nabijać, oczywiście w żartach, co jednak nie zmienia faktu, że go to bolało. Musiał też się wspinać na palce, by pocałować chłopaka, a to Harry najbardziej kochał. Mówił mu wtedy, że jest uroczy. A jeśli chodzi o sprawy łóżkowe... Styles w ostatnim czasie zaczął dominować! To zdecydowanie było najlepsze, co mogło wyniknąć z diametralnego wzrostu chłopaka. To Louis kochał najbardziej. Boże! Co Harry potrafił! Ale o tym kiedy indziej.

      Styles zmienił się również jeśli chodzi o budowę ciała. Barki się rozszerzyły, nabrał też mięśni. Nie byk już drobnym siedemnastolatkiem ale dobrze zbudowanym i męskim dziewiętnastolatkiem. Powoli stawał się mężczyzną.

      - Lou... - szepnął po chwili Harry. Szatyn zamrugał i spojrzał na niego. - Gapisz się. - Styles wyszczerzył się.

      - No bo jesteś taki piękny. - przyznał Louis, po czym złożył ciepły pocałunek na ustach młodszego.

      - W porządku. Więc... Wybieramy chustę! - zażądał Haz, unosząc ręce do góry, wcześniej odsuwając się od chłopaka.

      Louis uśmiechnął się do siebie na ten widok i ruszył do szafy, w której schowane były wszystkie chusty Harry'ego. Otworzył szufladę i przesunął wzrokiem po kolorowych materiałach.

      Momentalnie zrobiło mu się smutno. One przecież każdego dnia zakrywały... No, łysinę chłopaka. Loczków już nie było. A to tylko przypominało mu o chorobie.

      - Louis! - krzyknął Styles, by zwrócić na siebie uwagę chłopaka. Louis wzdrygnął się.

      - Już, już. - mruknął, po czym zaczął przebierać w bandanach. Wyjął szarą w czarne wzorki i pokazał Harry'emu. Chłopak tylko pokiwał przecząco głową, więc Lou szukał dalej. - A ta? - spytał machając taką samą, tylko granatową.

      - Nie. - odparł młodszy, splatając ręce na piersi. - Chcę różową. - postanowił.

      - Różową? - zdziwił się szatyn. - Ale to...

      - Różową! - obruszył się Haz, jak małe dziecko. Louis westchnął głośno. Przewrócił oczami z uśmiechem i podszedł do chłopaka. Teraz musi ją założyć.

      Stanął między jego nogami, a w dłonie ujął jego twarz. Uniósł ją do góry, by chłopak mógł na niego spojrzeć. Harry uśmiechnął się do niego czule. Więc Louis wziął głęboki wdech. Denerwował się, jak zwykle. Zawsze kiedy miał to zrobić, założyć Harry'emu chustę, jego serce przyspieszyło, a ręce zaczynały się trząść. Dlaczego? Bo jeszcze nie przyzwyczaił się do tego widoku. Nie chodzi o sam brak loczków na głowie chłopaka, tylko o to, co to mówi. Że Harry jest chory, nieuleczalnie. I to go tak bardzo bolało.

      Drżącymi palcami odwiązał z tyłu głowy młodszego błękitny supełek i zdjął chustę tego samego koloru. Jego oczom ukazała się naga skóra, w momencie w jego oczach zebrały się łzy. Zacisnął mocno powieki, by nie pozwolić im się uwolnić. Dłonie trzymał na uszach chłopaka i poczuł, jak jego chłodne palce owijają się wokół nadgarstków szatyna.

      -Louis... - szepnął Harry, na co chłopak pociągnął nosem. - Wszystko w porządku?

      - Nie. - mruknął Louis, zaraz wybuchając płaczem.

      - Oh, kochanie... - Harry objął starszego w pasie i pozwolił mu się w niego wtulić. Louis owinął ramiona wokół szyi ukochanego, a policzek ułożył na nagiej głowie. - Nie płacz. Nie lubię kiedy płaczesz... - wymamrotał Harry w nagi brzuch starszego.

      - Ale... to boli - szepnął Louis, starając się uspokoić.

      - Wiem, skarbie. Ale dasz radę. Jesteś silny, wiem to.
Harry odsunął od siebie chłopaka, by na niego spojrzeć. Louis klęknął między nogami chłopaka. Chwycili się za dłonie i spletli razem swoje palce. Szatyn oparł swoje czoło o czoło młodszego i przymknął oczy.

      - Kocham Cię. - szepnął Harry.

      - Ja Ciebie też. - odparł Louis, muskając lekko chłodne wargi Harry'ego.

      - Więc już nie płacz, kochanie. Uśmiechnij się, dla mnie - poprosił Haz, gładząc kciukiem policzek ukochanego. Chłopak uśmiechnął się. - I załóż mi tą chustę. - zachichotał, co Louis odwzajemnił.

      I założył różową bandanę na głowę Harry'ego. Potem się ubrali i poszli zjeść wspólnie śniadanie. Mieli w sumie kuchnię tylko dla siebie. To tak, jakby ich kuchnia. Więc robili w niej, co chcieli.

      Harry siedział na stole po turecku i zajadał tosta z masłem w czasie, kiedy Louis smażył im jajecznice i mamrotał do chłopaka, by nie wyjadał wszystkich albo najlepiej poczekał na jajka. Ale on nic sobie z tego nie robił, jadł dalej.

      Kiedy Louis skończył przysiadł się do Harry'ego na stół i razem jedli z patelni. W międzyczasie skradali sobie słone pocałunki i wymieniali uśmiechy. Po skończonym śniadaniu posprzątali bałagan jaki narobili i już mieli wracać do sypialni, kiedy telefon Harry'ego rozbrzmiał na blacie koło lodówki. Westchnął głośno, bo nie miał najmniejszej ochoty odbierać. Ale kiedy na dotykowym ekranie widniał napis "mamusia", musiał odebrać.

      - Co jest? - zapytał miłym głosem.

      - Chodźcie na dół, szybko. - odparła Anne zdenerwowana, ale też podekscytowana.

      - Po co? - zdziwił się Harry, dreptając za szatynem do ich pokoju.

      - Oj, zobaczysz jak przyjdziesz. No już, szybko. - po tych słowach się rozłączyła.

      Harry spojrzał na telefon, marszcząc nos i unosząc lewą brew ku górze. Nie rozumiał, o co chodziło jego mamie. Co to za pilna sprawa?

      Louis obrócił się do niego, kiedy byli już w sypialni i zachichotał, widząc takiego chłopaka. Podszedł do niego i objął go ramionami w pasie, dłonie kładąc u dole jego pleców.

      - Co jest? - mruknął, trącając nosem szczękę Harry'ego.

      - Mama chce, żebyśmy zeszli na dół. Podobno to coś ważnego - odparł powoli młodszy, jakby nie był pewny tego, co mówi.

      I nawet się nie zorientował, kiedy Louis ciągnął go w dół schodów na parter. Wkroczyli do salonu, skąd dochodziło mnóstwo głosów jak gdyby mieli gości. Spodziewali się wszystkiego, ale nie tego co zastali. Na kanapie obok Anne siedział... Tak, to był Liam. Dwa lata starszy, ale Liam. Po przeciwnej stronie natomiast obok Robina siedział Zayn, a w fotelu w kącie Niall, który już zajadał świeżo upieczone ciasto.

      Haz i Lou wpatrywali się w nich wszystkich z ogromnym zdziwieniem. A oni zdawali się ich nie zauważyć. Dopiero Niall, kiedy podniósł wzrok z murzynka na talerzu na swoich kolanach uśmiechnął się szeroko, po czym odłożył jedzenie na podłogę i rzucił się biegiem do chłopaków.
Najpierw mocno objął Harry'ego, a potem dołączyli się Zayn i Liam. Mulat tulił się razem z blondynem i Harrym, a Payne ściskał Lou. Potem się zamienili. Nawet nie zauważyli, kiedy Anne i Robin wymknęli się z pokoju.

      - Tęskniłem. - pierwszy odezwał się Harry.

      Coś chlipnęło i wszyscy skierowali swoje spojrzenia na Zayna. Chłopak płakał, tak najprościej w świecie płakał. Harry podszedł do niego, by go przytulić.

      - Co jest? - spytał obejmując go ciasno. Zayn wtulił twarz w ramię chłopaka. Liam tylko pilnował, żeby Louis stał spokojnie.

      - Nie masz już loczków... - westchnął mulat.

      - Zee, przecież już wcześniej wiedziałeś.
      -Ale teraz widzę na żywo. - odsunął się od Harry'ego na odległość ramion. - To takie okropne. - Harry zaśmiał się cicho. Nic już nie powiedział, przytulił go z powrotem.


                                                                        |IIWYB|

      
      - Niall, kretynie, wracaj już! - krzyknął rozwścieczony Louis.

      Cała czwórka zmieściła się na jednej kanapie w salonie na górze. Tomlinson siedział na brzegu ciasno obejmując Harry'ego, który ułożył swoją głowę na ramieniu chłopaka. Obok siedział Zayn a na końcu Liam i między nimi było jeszcze miejsce dla blondyna. Ale jego nie było. Od dziesięciu minut oglądali pierwszą część Władcy Pierścieni, a on wciąż siedział w kuchni, szykując sobie jedzenie. Wcale nie mieli zamiaru na niego czekać. Mimo wszystko Louis trochę się denerwował.
Nawet nie zauważył, kiedy przyjaciele jego chłopaka stali się też jego przyjaciółmi. To stało się tak nagle. Przez ostatnie dwa lata prawie każdego wieczoru (prawie, bo Louis i Haz chcieli też mieć noc dla siebie) rozmawiali ze sobą na skype. O wszystkim. Po miesiącu znali już siebie na pamięć. Ostatni raz widzieli się dwa lata temu. I teraz w końcu mieli okazję się przytulić. Po siedmiuset trzydziestu dniach.

      - Niall, do kurwy nędzy! Film się już dawno zaczął! - tym razem krzyknął Zayn.

      - No już idę - doszedł ich rozbawiony głos irlandczyka. 

      Po sekundzie w końcu pojawił się w pokoju. Taszczył ze sobą dwie michy popcornu, dwie wielkie cole a w kieszeniach dresów miał jakieś paczki, chyba żelek.

      - Masz zamiar to wszystko pochłonąć? - spytał zdziwiony Liam.

      - Nie, głupku. To też dla was. - odparł uśmiechnięty blondyn, stawiając wszystko na małym stoliku, po czym wcisnął się na miejsce między Zaynem, a Harrym. Sięgnął jeszcze po michy popcornu. Jedną podał Tomlinsonowi a drugą trzymał u siebie na kolanach tak, by Zayn i Liam mogli spokojnie sięgać po prażoną kukurydzę.

      Chwilę jeszcze się wiercił dopóki nie siedział wygodnie, co spotykało się ze zdenerwowanymi spojrzeniami chłopaków w jego stronę. Kiedy w końcu znalazł idealną pozycję, wtulił się w Zayna, a głowę położył na jego ramieniu. Louis spojrzał na nich z zaciekawieniem. Wtedy jego wzrok spotkał się ze spojrzeniem Liama. Niemo spytał, o co chodzi skinieniem głowy, pokazując na mulata i blondyna. Payne tylko wzruszył ramionami z uśmiechem. Louis zrozumiał. Okej, jeśli tych dwóch ma się ku sobie, to w porządku. Słodka będzie z nich para. Pomyślał i wrócił do oglądania filmu.

      Mniej więcej po trzech godzinach oglądania, musieli zejść na dół na kolację. Przeważnie Harry i Louis jedli u siebie, na górze. Ale teraz to był wyjątek. Oczywiście wszyscy myśleli, że to dlatego, że są chłopaki. Niestety się mylili.

      W jadalni Zayn, Niall i Liam poznali ciotkę Harry'ego. Była dla nich bardzo miła i wzajemnie. Uścisnęła mocno całą trójkę. I tak jak Louis zauważyła, że słodki blondynek i ten mulat bardzo się lubią.

      Po długiej chwili śmiechów i rozmów, Niall chciał w końcu zasiąść do kolacji. Jednak Anne go powstrzymała.

      - Jeszcze nie. Czekamy na kogoś. - uśmiechnęła się do blondyna.

      - Na kogo? - zaciekawił się Harry, upijając łyk soku pomarańczowego. On też czekał, aż w końcu coś zje. Naprawdę był głodny.

      - Zobaczysz, jak przyjdą.

      Przyjdą? Czyli, że więcej ich będzie? Kto taki ma przyjść? O co chodzi?
I dowiedzieli się, kiedy w końcu ktoś zapukał do drzwi.

      Do środka weszła Gemma... z jakimś chłopakiem. Troszkę wyższy od niej ciemny blondyn w czarnych rurkach i czarnej koszulce bez rękawów. Jak jakiś rockman. Ale ze słodkim uśmiechem wydawał się być sympatyczny. Podszedł razem z blondynką do Anne i Robina ale Harry nie słuchał, co mówią. Był zbyt zszokowany.

      - Haz, to Ashton, mój chłopak. - powiedziała Gemma, kiedy stanęła przed Harrym. - Ash, to mój brat - przedstawiła ich sobie z uśmiechem.

      - Miło mi Cię poznać, Harry. - chłopak wyciągnął do niego dłoń, którą niechętnie uścisnął. - Gemma dużo mi o Tobie mówiła. Jesteś bardzo silny. - stwierdził. W jego oczach naprawdę było widać podziw, a z ust nie schodził uroczy uśmiech.

      Harry tylko lekko się uśmiechnął w odpowiedzi. Nie był co do niego przekonany. Nie chciał, żeby jego siostra znów cierpiała. I nie miał też pewności, czy on wie, że Harry jest gejem. A jeśli tak, jak Chris jest homofobem? Ale Gemma mówiła mu o Harrym. Więc może jednak wie... Ale Styles nadal nie był przekonany.

      Patrzył na niego bykiem kiedy reszta się z nim witała. Poczuł jak silne ramiona owijają się wokół jego pasa, a ciepły oddech owiewa szyję. Potem mięciutkie usta lądują na jego policzku.

      - Spokojnie, skarbie. On wie. - szepnął mu na ucho Louis.

      - Mhm. - mruknął Haz. - I tak nie jestem, co do niego pewny. - odparł, po czym wyrwał się z objęć chłopaka i ruszył do stołu.

      Zasiadł obok Liama, a obok niego przysiadł się Louis. Chwycił go za dłoń i ścisnął ją lekko dla otuchy. Harry spojrzał na niego zaniepokojony, więc Louis nachylił się i złożył czuły pocałunek na jego ustach. W jadalni nagle rozbrzmiało ciche awww, na co Harry się uśmiechnął, kiedy się od siebie odsunęli. Spojrzał na wszystkich i wszyscy patrzyli na nich czule. Nawet Ashton się uśmiechał. Harry się zarumienił i spuścił wzrok na swój talerz z jedzeniem. Doszedł go cichy śmiech chłopaka Gemmy i Zayna. Taki przyjemny śmiech, przyjazny. I teraz chyba Haz zmienił nastawienie do Asha.

      Po posiłku Gemma pożegnała się z Ashem. Szczerze mówiąc, to Harry odetchnął, bo bał się, że zabierze siostrę do siebie i będzie z nią robił nie wiadomo co. I nieważne, że miała dwadzieścia jeden lat. To była jego siostrzyczka. I nieważne, że on robił to samo z Lou. To była jego siostrzyczka.

      - Harry? Możemy pogadać? - spytała Gem, obejmując brata za szyję i prowadząc do swojego tymczasowego pokoju.

      - Jasne. - odparł dopiero po chwili.

      Usiedli na łóżku dziewczyny. Gemma spojrzała na niego z uśmiechem. Takim dziwnym, że Harry nie wiedział, co o tym myśleć.

      - Nie lubisz go? - Gemma bardziej stwierdziła, niż spytała.

      - Jest... - Harry nie wiedział, co ma powiedzieć, czy w ogóle coś powiedzieć.

      - Słuchaj, Haz. Ash wie o chorobie i że Ty z Lou jesteście razem. Nie przeszkadza mu to. Jego przyjaciel też jest gejem. Przecież wiesz, że nie zrobiłabym niczego przeciwko tobie. Jesteś moim braciszkiem. - powiedziała Gemma, tuląc do siebie chłopaka.

      - Ja wiem... - westchnął Harry. - Ale nie chcę też, żeby skrzywdził Ciebie.

      - Nie skrzywdzi. Znam go od dawna. To mój przyjaciel jeszcze z liceum.

      - To jak się tu znalazł?

      - Jest w Paryżu od pół roku. Dla mnie. I jakoś się tak stało, że mnie pocałował, no i wiesz...

      - Taa... - Harry uśmiechnął się, bo wie jak to jest. Siostra ucałowała go w głowę i odsunęła od siebie na odległość ramion.

      - To jak? Już w porządku?

      - W porządku. - zgodził się chłopak.

      - Ash przyjdzie jutro. Pogadasz z nim?

      - O czym?

      - No... Żeby wiedzieć, jaki jest. Gra w zespole... - Gemma zaczęła wymieniać, ale chłopak szybko jej przerwał.

      - W jakim zespole? - zaciekawił się, podskakując na miejscu. Dziewczyna zaśmiała się cicho. Wiedziała, że to podziała na jej brata.

      - Rockowym. To chyba widać nie? - wyszczerzyła się.
      - Już go lubię! - krzyknął Harry, a Gemma zaśmiała się perliście. Była pewna, że się zaprzyjaźnią.



Dwa lata później.
      Gemma miała rację. Harry i Ash szybko się zaprzyjaźnili. Zayn, Liam i Niall jak i Haz oraz Lou poznali członków zespołu Ashtona, czyli Caluma, Luka i Michaela. I to właśnie z ostatnim Harry zaprzyjaźnił się najbardziej. Oczywiście Louis był cholernie zazdrosny, kiedy jego chłopak przytulał się z tym emo-kolesiem. Wtedy pojawiał się Luke i odciągał Clifforda od Stylesa. Bo to on i Louis zaprzyjaźnili się najbardziej. Nialla najbardziej ciągnęło do Caluma, co niesamowicie denerwowało Zayna. Ale nie, oni nic do siebie nie czuli. Malik wcale nie podkochiwał się w blondynie i na odwrót. Skąd.

      Liam natomiast starał się mieć świetne kontakty ze wszystkimi, a Zayn zakumplował się z Ashtonem. Co jednak nie oznacza, że Malik, Payne, Horana, Styles i Tomlinson przestali się przyjaźnić. Oczywiście, że nie. Oni po prostu zaczęli być bardzo zaprzyjaźnioną paczką dziewięciu chłopaków.

      Potem Luke przedstawił im swoją ulubioną kuzynkę, Jessy Nelson, a ona zapoznała ich ze swoimi przyjaciółkami - Perrie, Leigh-Anne i Jade. Dziewczyny szybko wpasowały się w paczkę chłopaków. Perrie bardzo polubiła Zayna, ale on jak najłagodniej starał się jej pokazać, że to Niall jest tą osobą, którą on lubi najbardziej. I wtedy Perrie, jako wspaniała przyjaciółka pomogła mu. Zayn i Niall byli parą.

      Po ponad roku znajomości Gemmy i Ashtona, Irwin oświadczył się dziewczynie. Oczywiście, że się zgodziła. Nie było innej opcji. Teraz była z nim w siódmym miesiącu ciąży. Od poczęcia zaczęli planować ślub, który teraz zbliżał się wielkimi krokami, bo już za parę godzin.

      Gemma stała w pięknej sukni ślubnej przed lustrem. Przyjrzała się sobie. Wyglądała dziś niesamowicie. Farbowane na blond, długie włosy, ciotka Cheryl upięła jej w pięknego koka, którego, oczywiście, nikt nie wiedział jak zrobiła. Jak on się trzyma?, Jak jest upięty, gdzie? - brzmiały pytania wszystkich. Ale kobieta nie chciała zdradzić swojej tajemnicy.

      Z koka wychodził praktycznie przezroczysty welon, zasłaniający twarz dziewczyny, sięgający jej za piersi. I wtedy jej wzrok spoczął na zaokrąglonym brzuszku. Nosiła w sobie życie. Potomka jej i jej przyszłego męża. Chodziła na badania, ale nie chciałam wiedzieć, jaka jest płeć. Chciała, by to była niespodzianka. Jednak czuła, że to będzie chłopiec. I miała już imię. Bardzo ważne dla niej. Ale nikomu go nie zdradziła, jeszcze nie.

      Potem przyjrzała się makijażowi, również zrobiony przez ciotkę. Był delikatny ale wyrazisty. Taki, by podkreślał urodę dziewczyny. Idealny.

      Poczuła jak silne ramiona oplatają ją w pasie, a ciepłe usta lądują na policzku. W lustrze widziała tylko już dłuższe ciemne loki i uśmiechnęła się do siebie. Bardzo zmężniał przez te dwa lata. A jego włosy przyciemniały.

      - Ślicznie wyglądasz - mruknął jej Harry do ucha.

      - Dziękuję. - odparła z uśmiechem.

      - Jak się czujesz? - spytał, przyglądając się jej w lustrze.

      - Dobrze - przyznała. - Trochę się denerwuję, to oczywiste. Ale staram się uspokoić, ze względu na małego. - odruchowo przyłożyła dłoń do brzucha.

      - Właśnie! Zdradzisz mi w końcu imię? - obruszył się Harry, splatając ręce na piersi. Dziewczyna zaśmiała się głośno.

      - Nie ma takiej opcji. Musisz jeszcze poczekać trzy miesiące. - Gemma wytknęła bratu język.

      - Ale ty jesteś! - Harry udał, że się obraża. Nastała chwila ciszy, po której dwójka rodzeństwa wybuchła śmiechem.

      - Gem! Jesteś gotowa? - zza drzwi wyłoniła się głowa Anne.

      - Tak, już idę. Chwilka. - odparła z uśmiechem córka.

      - Harry? Tu się podziewasz. Louis cię szuka. Już zaczynał panikować - Anne weszła do pokoju i splotła ręce na piersi, uśmiechając się ciekawsko. Harry zachichotał.

      - Da sobie radę. - machnął Haz. - Teraz prowadzę poważną rozmowę z moją kochaną siostrzyczką.

      Anne tylko przytaknęła z uśmiechem i opuściła pokój. Harry spojrzał na Gemmę, a ona na niego. Chwilę badali się wzrokiem.

      - Co? - spytała dziewczyna, nie wiedząc czemu brat tak jej się przygląda.

      - Naprawdę ślicznie wyglądasz - odparł loczek.

      - Naprawdę dziękuję - uśmiechnęła się i znów dojrzała w lustro.

      - Jesteś gotowa? - spytał, podchodząc do niej.

      - Hmm? - nie słuchała.

      - Jesteś tego pewna? - Harry zmienił pytanie.

      - Nigdy niczego nie byłam tak pewna, jak tego, Haz. - przyznała, obracając się twarzą do brata. Posłał jej ciepły uśmiech, który odwzajemniła.


                                                                     |IIWYB|
      - Proszę powtarzać za mną. - kapłan zwrócił się do Gemmy. Para młoda trzymała się za dłonie, które owinięte były stułą księdza. - Ja, Gemma Styles...

      Harry stał za Ashtonem jako świadek, a obok niego, za Gemmą, stała Perrie. Haz lekko obrócił się do tyłu, by spojrzeć na Lou siedzącego obok jego mamy. Chłopak uśmiechnął się do niego, co od razu odwzajemnił i wrócił spojrzeniem na parę młodą.

      -...biorę sobie ciebie, Ashtonie...

      Harry nie słuchał. Przyglądał się swojej siostrze. Dziś była wyjątkowo piękna. Oczywiście zawsze jest, pomijając poranki ale to szczegół, ale tego wyjątkowego dnia wyglądała inaczej. Tak... zakochanie...

      Uśmiechnął się do siebie. Praktycznie cały czas wpatrywał się w przepełnione miłością do Ashtona oczy dziewczyny. Były podobne to tych jego, kiedy patrzył na Lou.

      Przemknęła mu przysięga siostry, jak i Asha, ponieważ myślami był gdzie indziej. Wstyd się przyznać, ale myślał o weselu. O tym jak zatańczy z Lou przy tych wszystkich ludziach. A było ich sporo. Narzeczeni zaprosili jakąś setkę.

      Nawet nie zauważył kiedy bliźniaczki, Phoebe i Daisy, podawały obrączki. Ash sięgnął po jedną, po czym założył ją na serdeczny palec prawej ręki swojej przyszłej żonie. A ona uczyniła to samo z obrączką dla niego.

      - Możesz pocałować pannę młodą. - usłyszał głos kapłana, a wtedy Irwin chwycił za końce welonu dziewczyny, pociągnął go do góry, odsłaniając jej twarz i za chwilę pochylił się, by przylgnąć ustami do ust narzeczonej.

      Harry wcześniej zauważył łzy w oczach siostry.

      Ludzie w kościele nagle wstali i zaczęli wiwatować. Ashton wziął w ramiona swoją żonę, która zaczęła się głośno śmiać, a Harry i Perrie jej wtórowali.

      Ash niósł ukochaną przez całą długość kościoła do póki nie wyszli na zewnątrz, a świadkowie podążali za nimi. Perrie ujęła ramię Harry'ego, ale puściła je, kiedy obok pojawił się Louis i porwał ukochanego.

      Nagle wokół małżeństwa utworzył się krąg ludzi. Oczywiście po to, by złożyć im życzenia, gratulacje i podarować jakiś upominek. Pierwsi byli rodzice obu małżonków, a następnie Harry wraz z Lou. Loczek ujął dłoń Ashtona i kazał mu dbać o siostrę, po czym poklepali się po plecach. Natomiast Gemmę przytulił mocno i szepnął jej, że ją kocha oraz życzył szczęścia z "tym idiotą".

      W końcu przyszedł czas na wesele, którego Harry tak długo wyczekiwał. Mieli już za sobą pierwszy taniec świeżego małżeństwa. Teraz wszyscy siedzieli przy ogromnym stole i popijali alkohol. Dało się słyszeć śmiechy, rozmowy i skrzypce grające w tle.

      Na parkiecie teraz panoszyły się małe dzieci. Biegały trzymając się za ręce, pewnie bawiły się w pociąg. Harry siedział oczywiście obok Lou i w duchu modlił się tylko, by szatyn poprosił go do tańca. On teraz nie zamierzał interweniować.

      Chłopak mocno trzymał go za dłoń. Harry spojrzał na jego profil. Wyglądał jakby się denerwował. Loczek pociągnął go lekko za rękaw garnituru, by zwrócić na siebie jego uwagę.

      - Louis, co jest? - spytał kiedy chłopak spojrzał na niego.

      - Ja... - teraz albo nigdy Louis, pomyślał. - Zatańczymy? - spytał wstając i wyciągnął dłoń do Harry'ego. Styles tylko uśmiechnął się słodko, po czym ujął dłoń ukochanego.
Stanęli na środku parkietu, dzieci się usunęły się im z drogi, rozmowy ucichły i dało się wyraźnie słyszeć grające skrzypce.

      Louis położył swoje dłonie na biodrach chłopaka, a Harry swoje owinął wokół szyi starszego. Przysunął się bliżej niego i wtulił twarz w jego ramię. Westchnął głośno w jego szyję i musnął ją swoimi ustami. Byli przy sobie bardzo blisko, tak blisko, że chyba bardziej się nie dało. Bujali się w rytm delikatnej muzyki.

      - Kocham cię. - mruknął ciepło Harry.

      - Też Cię kocham. - odparł czule Louis po czym spojrzał na Gemmę. Tylko ona wiedziała co planował. Uśmiechnęła się do niego i pokiwała głową.

      Louis westchnął głośno i kiedy stwierdził, że jest pewny odsunął od siebie chłopaka. Harry spojrzał na niego zdezorientowany i kiedy miał spytać, o co chodzi, Louis kleknął przed nim i wtedy zamarł. Cała sala zamarła. Nawet muzyka ucichła, co trochę wkurzyło Tomlinsona, ale nie mógł teraz się tym przejmować. Musiał kontynuować.

      - Kurcze, teraz wszyscy będą słyszeć... - wypuścił z ust nerwowy śmiech, ale nikt się nie zaśmiał. Westchnął ponownie i przymknął oczy. - Dobra. - powiedział do siebie. - Harry, słoneczko, tak bardzo cię kocham - w końcu zaczął, Haz przytknął dłoń do ust, a w oczach pojawiły się łzy. - Harry Edwardzie Styles, jeśli będzie taka możliwość, wyjdziesz za mnie? - Louis wyjął z kieszeni czerwone pudełeczko, przeklinając siebie w myślach, że powinien zrobić to wcześniej, po czym otworzył je, a oczom Stylesa ukazała się srebrna obrączka. Wtedy pierwsza łza spłynęła po jego policzkach, a szatyn nie musiał długo czekać na odpowiedź - Harry tylko pokiwał energicznie głową.

      Louis uśmiechnął się do siebie, po czym nałożył obrączkę na środkowy palec chłopaka, a następnie wstał na równe nogi. Podszedł do niego ze łzami w oczach i objął mocno. Haz wtulił twarz w szyję starszego i wybuchnął płaczem. Ludzie zaczęli krzyczeć i klaskać. Wszyscy wstali i ktoś zagwizdał.

      - Kocham cię. - tyle zdołał wymamrotać Harry.

      - Też ciebie kocham, skarbie. - odpowiedział mu Louis.


      Zayn zaczął krzyczeć "gorzko", a potem cała sala i nie mieli wyjścia. Odsunęli się od siebie, Lou przetarł mokre policzki chłopaka i z uśmiechem wpił się w jego malinowe wargi. Pocałunek był delikatny, ale namiętny. Przepełniony miłością, jaką się darzyli. Już nikogo nie słyszeli, tylko bicie ich serc. Czuli tylko swoją miłość i siebie nawzajem. I już nic się nie liczyło. Tylko oni. Louis, Harry i srebrna obrączka na jego palcu.