niedziela, 18 sierpnia 2013

Rozdział 15. - The only hope for me is you.

Yo fam! (od dziś będę tak do Was mówić ^^) A wiec skończyłam rozdział mimo, że miałam małe przeszkody. Ale udało się :) Mam nadzieje, że Wam się spodoba, bo chociaż jest moim ulubionym to jakoś chyba mi za wspaniale nie wyszedł. Ale do dupy nie jest. Po prostu denerwuje mnie fakt, że w punkcie kulminacyjnym nie wiedziałam co więcej dopisać. Nie chciałam już tego za bardzo psuć, bo chyba nie jest najgorzej (później skapniecie się o co chodzi xD) więc zostawiłam to jak jest i daję Wam do oceny. Oby się spodobało :) Więc już nie przedłużam. Liczę na opinię nieważne jakie by one nie były. Dużo komentarzy proszę ^^
ENJOY!!!






                                                   *The only hope for me is you*
                       
     Było już grubo po południu. Pogoda w Paryżu była wspaniała. O wiele lepsza niż w Londynie. Na zewnątrz było naprawdę znośnie ciepło. Słońce świeciło na czystym, błękitnym niebie a Louis wraz z rodzicami Harry'ego i jego chrzestną przebywali w kuchni i zastanawiali się jak się czuje Gemma.

      Wczoraj, zaraz jak się tylko uspokoiła, ona wraz z Harrym poszła do swojego tymczasowego pokoju. Musieli wyjaśnić sobie parę spraw związanych z Andersonem. Haz również chciał pocieszyć siostrę. W końcu to oni się najbardziej rozumieli, byli zżytym rodzeństwem. A na dodatek Chris skrzywdził właśnie tę dwójkę.

      Powoli dochodziła godzina pierwsza a Louis już nie wytrzymywał psychicznie. Bał się przyznać przed samym sobą ale brakowało mu Harry'ego. Naprawdę za nim tęsknił. Całą noc przespał sam, bez niego. Wstał kilka godzin temu a Harry'ego dalej dla niego nie było. Naprawdę go potrzebował. Naprawdę chciał, by loczek był teraz przy nim. Chciał go przytulić, pocałować. Ale nie mógł. I to doprowadzało go do szału.

      - Pójdę do nich zobaczyć - powiedział dopijając kawę z mlekiem. Przetarł górna wargę dłonią po czym wstał od stołu i ruszył w kierunku sypialni Gem.

      Robin i Cheryl wymienili porozumiewawcze spojrzenia. Rozumieli się jak Harry z Gemmą i wiedzieli o co chodzi Louis'emu. Po prostu chciał się zobaczyć ze swoim chłopakiem.

      Kiedy dotarł do mahoniowych drzwi zapukał po czym bez zbędnego czekania na proszę nacisnął delikatnie klamkę i wszedł do pokoju. W pomieszczeniu zastał Gemma siedzącą na podłodze przy łóżku, która przywitała go miłym uśmiechem. Na kolanach miała laptopa, w którym coś przeglądała a obok niej stał kubek, zapewne herbaty malinowej. Dziewczyna wyglądała jakby nie pamiętała tego co stało się wczoraj.

      - Jak się czujesz? - spytał cicho Louis podchodząc do niej i siadając obok.

      - Dobrze. Naprawdę dobrze - odpowiedziała ściszonym głosem za chwilę obracając głowę za siebie a szatyn poszedł w jej ślady. Na jej posłaniu słodko spał Harry. Dziwne, że Louis wcześniej go nie zauważył.

      Nie zastanawiając się dłużej usiadł na skraju łóżka i odgarnął chłopakowi z czoła kręcona grzywkę. Ujął w swoja dłoń jak zwykle chłodną dłoń Harry'ego i ucałował jej wierzch. Brunet wyglądał tak niewinnie i uroczo kiedy spał, zakryty cienką kołdrą i pochrapując cichutko. Louis dopiero teraz uświadomił sobie jak bardzo mu go brakowało przez te kilkanaście godzin.

      Poczuł jak obok łóżko się delikatnie zapada. Spojrzał przelotnie na Gemmę po czym wrócił wzrokiem na loczka.

       - Kochasz go? - brunetka raczej stwierdziła niż spytała.

      - Bardzo mocno - Louis uśmiechnął się pod nosem. - Wiesz, Twój brat jest najważniejszą osobą w moim życiu - urwał na chwilę. Wziął głęboki wdech czując jak łzy napływają mu do oczu po czym kontynuował. - A jak sobie pomyślę, że za kilka lat go zabraknie, że już nigdy więcej go nie przytulę, nie pocałuję, nie powiem mu jak bardzo mocno go kocham, to... - słone krople spłynęły po jego policzkach. Nie był już w stanie mówić dalej. Gemma szybko zareagowała i natychmiast go przytuliła.

      - Wiem. Mi też będzie go brakować. I to tak cholernie mocno - dziewczyna zacisnęła powieki pocierając ramiona chłopaka. - Ale jak to mówi Harry; żyj chwilą. Trzeba cieszyć się tym, że jeszcze z nami jest i musimy robić wszystko by był szczęśliwy - Gemma odsunęła od siebie chłopak i spojrzała na niego. - A ty to potrafisz, Lou. Przy Tobie jest szczęśliwy - posłała mu uśmiech, który odwzajemnił. Louis przetarł policzki po czym spojrzał na Harry'ego, który zaczął się wiercić.

      - Chyba się budzi. Przywitaj się z nim - Gemma szturchnęła go w bok.

      Szatyn przysunął się bliżej chłopaka i poczekał, aż ten przewróci się na plecy. Przybliżył się na łóżku i kiedy Harry zaczął powoli się przebudzać on nachylił się do niego i złączył razem ich wargi. Loczek nie pozwolił mu się odsunąć. Pogłębił pocałunek ujmując w dłonie twarz Louis'ego a Gemma siedziała cicho i obserwowała tę dwójkę.

      - Uwielbiam takie pobudki - stwierdził Haz przeciągając się kiedy zakończyli pocałunek. Louis posłał mu uśmiech i pogładził po policzku.

      - Pamiętasz kiedy obiecałem ci, że będę tak cię budził każdego ranka? Zamierzam dotrzymać obietnicy - Louis musnął jego wargi.

      - Dobra, chłopaki - Gemma klasnęła w dłonie na co oboje się wzdrygnęli. - Jest już, o ile mój zegarek dobrze chodzi, po pierwszej. Więc trzeba coś zjeść, Haroldzie - przypomniała mu. Zawsze dbała o to, by jej braciszek jadł pożywne śniadania. Harry jęknął przewracając teatralnie oczami. Brunetka tylko cmoknęła go w policzek i wyszła z pokoju z zamiarem przygotowania coś dla Harry'ego.

      - Ona jest świadoma tego, że wczoraj zakończyła swój trzyletni związek? - spytał Louis zdecydowanie zdziwiony zachowaniem Gemmy.

      - Nom. I jest bardzo szczęśliwa z tego powodu - odparł loczek chwytając szatyna za dłoń. Wstał z łóżka i pociągnął Louis'ego do góry, by wstał. Chłopa objął go i posłał pytające spojrzenie. - Tak mi wczoraj powiedziała - szepnął wtulając się w ukochanego. - A teraz chodźmy na śniadanie.

      Louis przytaknął po czym oboje udali się do kuchni gdzie Gemma już coś pichciła. Wspólnie zjedli śniadanie rozmawiając o wszystkim i o niczym. A Haz i Lou wcale nie krępowali się całować przy dziewczynie.


                                                                   ||IIWYB||


      
Harry oglądał jakiś film, którym był najwidoczniej pochłonięty więc Louis miał czas, by zrealizować swój plan. Wstał z kanapy niezauważony i skierował się na balkon do Cheryl. Blondynka najwyraźniej się opalała zaciągając się papierosem. Odkaszlnął cicho wdychając dym ale kobieta zdawała się tego nie usłyszeć.

      Louis przysiadł się obok niej na leżaku i zaczął nerwowo bawić się swoimi palcami. Cheryl dopiero zwróciła na niego uwagę. Spojrzała na jego zdenerwowaną twarz i uśmiechnęła się pod nosem gasząc peta w popielniczce. Odgarnęła długie fale z ramion i spojrzała przed siebie na bezchmurne niebo.

      - Więc, Louis, o co chodzi? - spytała znienacka zapalając kolejnego papierosa.

      - Bo... bo ja mam taką, um... sprawę do pani - szatyn odparł cicho zdenerwowanym głosem, jakby chciał, by nikt go nie usłyszał.

      - Słucham - kobieta zaciągnęła się dymem, by po chwili wypuścić go z ust.

      - No bo...wszyscy dzisiaj wychodzicie wieczorem, tak?

      - Zgadza się. I co w związku z tym? - spojrzała na Louis'ego, który był okropnie zainteresowany swoimi bosymi stopami.

      - Chodzi o Harry'ego... - odparł cicho a kiedy Cheryl zareagowała zwykłym przytaknięciem głowy kontynuował - No i też o mnie. Więc... to chyba będzie jedyna noc kiedy będziemy w domu sami. Ja z Harrym. Jutro operacja a on się bardzo denerwuję. I ja też. I jego rodzice... Haz po operacji spędzi jakiś tydzień w szpitalu, tak? - Louis spojrzał na blondynkę a ona ponownie przytaknęła. - A Harry... on nie chce długo czekać. Odkąd tu jesteśmy widzę, że tylko na to czeka. A teraz jest okazja i...

      - Och, Louis! Przejdź w końcu do rzeczy – kobieta ponagliła chłopaka szczerym uśmiechem.

      - Chcę dziś, po raz pierwszy, kochać się z Harrym - wymamrotał na jednym wdechu. Znów spuścił wzrok na swoje stopy a Cheryl uśmiechnęła się sama do siebie.

      - Hmm... A co ja mam do tego? - spytała po chwili.

      - Bo chodzi o to... Haz nie wie, że to planuję i chcę, żeby pani pomogła mi wszystko przygotować - odparł Louis spoglądając na blondynkę spod grzywki.

      - Um... a co mam robić?

     - Ja zabiorę Harry'ego na miasto na kilka godzin. A pani mogłaby w tym czasie przygotować pokój.

      - Przygotować pokój?

      - No tak. Żeby było... no, um... romantycznie. Czy coś - wymamrotał Tomlinson uśmiechając się pod nosem. Miał już plan. Wiedział jak chce, żeby to wszystko wyglądało, jak ma się potoczyć. Wszystko ma być dla Harry'ego. Żeby on dobrze się czuł.

      - Romantycznie czy coś? - kobieta zaśmiała się delikatnie. - Myślę, że... potrafię coś takiego - posłała Louis'emu ciepły uśmiech, który odwzajemnił. - A Ty postarasz się, by ta noc była najpiękniejszą w jego życiu?

      - Obiecuję - odparł pewnie a jego policzki oblały się rumieńcem.

       
                                                                 ||IIWYB||

       Dzisiejsza pogoda w Paryżu była tak piękna, że grzechem byłoby przesiedzieć ją w domu więc Louis i Harry przebywali na balkonie bujając się na dużej huśtawce. Loczek cały czas wtulał się w swojego chłopaka a dłonią suwał po jego udzie co wywoływało przyjemne dreszcze u szatyna. Mogliby tak cały czas. Taki stan rzeczy jak najbardziej im odpowiadał. Cisza, spokój, tylko oni, wtuleni w siebie. Harry kochał swoje życie za chwile takie jak ta. Za chwilę, w których był tylko z Lou. Z chłopakiem, którego bardzo mocno kochał, i który odwzajemniał jego uczucie. I to właśnie dla niego chciał żyć. To właśnie dla niego zdecydował się na jutrzejszą operację. Gdyby nie ten przeuroczy szatyn odpuściłby ją sobie. Bo przecież nie byłaby mu do niczego potrzebna. I tak by przecież kiedyś umarł. A jednak chciał żyć. Dla ukochanego. By spędzić z nim te ostatnie kilka lat. Chciał, by te lata były najpiękniejsze w jego jak i w życiu Lou.

      Operacja. To już jutro - Pomyślał Harry. Bał się. Cholernie się bał tego zabiegu. Wszystko ma trwać od trzech do pięciu godzin. Niby wszystko jest zaplanowane. Lekarze wiedzą co mają robić i jak. Są przygotowani. Jest dawca czyli jest szpik. Po prostu w jakiś sposób przekażą go Harry'emu a on dzięki temu pożyje jeszcze kilka lat. Ale gdyby zdecydował się na badania wcześniej... wszystko byłoby inaczej. Pewnie już od dawna byłoby po operacji a on żyłby ze świadomością, że umrze po sześćdziesiątce, że zestarzeje się z ukochanym. Ale Harry wiedział lepiej. Mimo, że Anne już od dawna mu powtarzała, że chłopak nie czuje się i nie wygląda najlepiej on był przekonany, że wszystko jest w porządku. Do czasu kiedy zemdlał. Wtedy się okazało, że ma białaczkę i jest już za późno na leczenie. Można jedynie przedłużyć mu życie o kilka lat. I o to wszystko obwiniał siebie. Obwiniał siebie o to, że już niedługo zostawi rodziców, ciotkę, siostrę i swojego chłopaka, który na pewno będzie bardzo tęsknił. A przecież mógł po prostu iść do lekarza i się zbadać a nie uciekać od problemu. Wtedy wszystko byłoby inaczej. To jego wina.

     W momencie posmutniał i miał ochotę dać sobie w twarz. Przez swoja głupotę ranił najbliższych a to go bardzo bolało. Nie mógł znieść myśli, że oni będą cierpieć po jego odejściu. Że przez jakiś czas nie będą potrafili sobie z tym poradzić. Miał do siebie wielki żal o to. W tej chwili pragnął czegoś takiego co się zwie wehikuł czasu. Przeniósłby się w przeszłość i od razu, kiedy tylko jego mama zauważyłaby, że Harry nie jest sobą, poszedłby do lekarza. To by zmieniło wszystko. Niestety nie ma czegoś takiego. Nie można cofnąć się w czasie i naprawić błędów. A Harry cholernie tego pragnął.

      Chciał teraz przeprosić Louis'ego za to. Za to, że nie zrobił tego co do niego należało. Za to, że teraz go ranił. Za to, że Louis cierpiał wewnętrznie mimo, że tego nie pokazywał. Mimo to, Harry był tego pewny. Chciał przeprosić jednak nie miał ochoty na rozdrapywanie ran, na łzy, na jeszcze większe cierpienie. Więc siedział cicho i udawał, że wszystko jest w porządku.

      - Lou... - szepnął wtulając się w chłopaka jeszcze bardziej. Zorientował się, że jednak głośno myśli i szybko zastanowił się nad zmianą tematu.

      - Hm...? - mruknął szatyn zaczesując loki chłopaka do tyłu.

      - Boję się - odparł przymykając oczy. Czuł łzy pod powiekami.

      - Czego, kochanie? - Louis ujął w dwa palce podbródek chłopaka i nakierował go, by patrzył mu w oczy. - Czego się boisz? - spytał ponownie szeptem widząc jak oczy Harry'ego się błyszczą.

      - Operacji - westchnął chowając twarz w zagłębieniu szyi ukochanego. - A jak coś pójdzie nie tak? - nagle czarne myśli związane z jutrzejszym zabiegiem zalały jego umysł.

      - Ale co ma pójść nie tak? - Louis rozsiadł się wygodniej w huśtawce i zgarnął Harry'ego w ciepły uścisk. Loczek wzruszył ramionami. - Wszystko będzie dobrze, skarbie. Zobaczysz. Operacja jest zaplanowana od pół roku. Szpik na dziewięćdziesiąt procent się przyjmie. Co ma pójść nie tak?

      - No właśnie te dziesięć procent - westchnął Haz czując jak łzy spływają mu po policzkach i moczą szyję Louis'ego.

      - Ale Harry... trzeba myśleć pozytywnie. Musisz wierzyć, że operacja się uda. Ja wierzę - odparł cicho szatyn wplatając palce w loki młodszego.

      - Wierzysz? - Harry zadarł głowę do góry, by spojrzeć na chłopaka, który uroczo się do niego uśmiechał.

      - Oczywiście, że tak. I Ty też powinieneś. Bo ja jestem pewny, że wszystko się uda. Musi - Louis uśmiechnął się delikatnie do chłopaka po czym musnął jego wargi co Harry odwzajemnił.

      I za to go kochał. Louis sprawiał, że Harry się uśmiechał nawet w najmniej szczęśliwej chwili. Sprawiał, że zapominał o wszystkim co smutne czy złe i cieszył się tym co jest teraz. Bo Louis taki był. Wiedział, że Harry'ego niedługo zabraknie, mimo tego, starał się o tym nie myśleć i cieszył się tym, że teraz był obok niego. I Styles starał się być taki jak on.

      - Tu jesteście! Wszędzie was szukałam - na balkonie pojawiła się Anne. Usiadła obok Harry'ego i posłała obojgu szeroki uśmiech.

      - Mamo, a nie pomyślałaś, że może chcielibyśmy być sami? - spytał zdenerwowany loczek.

      - Jakoś nie przyszło mi to do głowy - zaśmiała się perliście - Ale pomyślałam... może byście poszli z nami na miasto rozerwać się przed jutrem? Wszyscy tacy spięci... Poszlibyśmy potańczyć czy coś - rzekła z uśmiechem zerkając to na jednego to na drugiego.

      - Louis? - Harry zerknął na szatyna. Nie zamierzał się nigdzie ruszać jeśli on tego nie chce. Prawie zawsze decyzje podejmowali wspólnie.

      - Um... Bardzo chętnie ale mamy już plany - odparł Louis splatając razem ich palce.

      - Och. To szkoda - Anne posmutniała - To... ja już wam nie przeszkadzam - posłała im uśmiech po czym wstała z huśtawki i zostawiła chłopaków samych.

      - Mamy jakieś plany? - spytał po chwili Harry. Podniósł się z ramienia Louis'ego i usiadł tak jak należy a szatyn podążył za nim. Kiedy Tomlinson przytaknął brunet wdrapał mu się na kolana. Wsunął dłonie pod koszulkę i zaczął suwać opuszkami palców po brzuchu starszego.

      - A jakie? - szepnął mu prosto w usta. Louis wpatrywał się w niego lekko zdziwiony więc Haz szybko wpił się w jego wargi. Rękoma objął jego szyję a dłonie Tomlinsona zniknęły pod cienką koszulką młodszego. Nawzajem pieścili swoje usta kiedy Harry zaczął się wiercić na kolanach Louis'ego i ocierał się kroczem o krocze chłopaka. Styles nagle zrobił się bardzo odważny co lekko zirytowało Lou. To wyglądało jakby do czegoś zmierzał a przecież Louis miał już plany.

      Loczek zaprzestał pocałunków po czym oparł swoje czoło o czoło ukochanego i spojrzał mu prosto w oczy oddychając głośno.

      - Chodźmy do pokoju - szepnął brunet przymykając powieki.

      - Harry... - westchnął Lou wyciągając dłonie spod koszulki chłopaka. Spojrzał na niego z nadzieja, że zrozumie kiedy on otworzył oczy.

      - Eh... Okej - odparł cicho Harry ześlizgując się z kolan szatyna. Z powrotem ułożył się na huśtawce kładąc głowę na uda starszego. Wyraźnie posmutniał.

      - Ale...

      - Nie, Lou. Jest w porządku - przerwał mu Haz odnajdując jego dłoń i splatając razem ich palce.

      - Na pewno?

      - Na pewno. Przecież nie będę cię zmuszał - uśmiechnął się delikatnie do szatyna co jednak zadziałało na niego pozytywnie. Wolał kiedy Harry był szczęśliwy choć wiedział, że uśmiech był wymuszony.

       Louis wolną dłoń wplótł w loki chłopaka i zaczął się nimi bawić. Delikatnie masował jego głowę co wywołało szczery uśmiech u chłopaka a co za tym idzie, Louis odetchnął. Zawsze potrafił pocieszyć ukochanego.

      Sześcioletni Harry siedział w swoim pokoju i bawił się samochodzikami wraz z najlepszym przyjacielem, którym był Louis Tomlinson. Jeździli po całym dywanie i buzią wydawali odgłosy przypominające prawdziwy warkot silnika. Poustawiali różne przeszkody, by było im trudniej odegrać wyścig po czym postawili swoje resoraki na starcie. Już mięli zaczynać kiedy weszła Gemma.
     
      - Bądźcie ciszej! Ja tu oglądam! - krzyknęła. Pech chciał, że dziewczyna nadepnęła na ulubiony, plastikowy samochodzik swojego brat.

      Zabrała nogę gdy poczuła coś pod stopą i usłyszała trzask. Zielone oczka sześciolatka ujrzały ukochaną zabawkę w kilku częściach i momentalnie zalały się łzami. Gemma tylko prychnęła po czym wyszła z pokoju a Harry wybuchł płaczem. Louis od razu rzucił się do niego, by pochwycić go w swoje ramiona.

      - Nie płacz. To tylko samochodzik - szatyn próbował go pocieszyć.

      - Mój ulubiony samochodzik - zauważył młodszy pociągnąwszy nosem.

      - Jak chcesz to kupię Ci nowy - zaproponował Lou głaskając przyjaciela po plecach.

      - Naprawdę? - spytał Haz zadzierając główkę do góry, by spojrzeć na chłopaka.

     - Mhm - potwierdził ścierając łzy z rozpalonych policzków Harry'ego po czym ucałował jeden z nich.

      - W takim razie to ten od ciebie będzie moim ulubionym - ucieszył się i znów wtulił w przyjaciela.

      
                                                               ||IIWYB||


      
Szli, jak to nazwali, aleją kwiatów. Louis niedawno postanowił sobie, że zabierze tu Harry'ego i właśnie realizował swój plan. Loczek podziwiał budynki obrośnięte kwiatami zadzierając głowę do góry czy okręcając ją w niemożliwych kątach. Nie mógł się nadziwić jak to pięknie wszystko wyglądało.

      Pasowało im, że dziś było mało ludzi. Pewnie wszyscy w tak piękną pogodę wybrali się do centrum. A oni mogli spokojnie przechadzać się między budynkami. Tylko co jakiś czas mijali różnych ludzi i wymijali się z biegającymi dziećmi. Było naprawdę miło.

      Przysiedli na małej, zielonej ławeczce. Louis objął Harry'ego ramieniem w pasie a on ułożył głowę w zagłębieniu jego szyi. Przymknął oczy i napawał się obecnością swojego chłopaka. W końcu przestał myśleć o jutrzejszej operacji. Odprężył się i cieszył tym co jest teraz. Wszelkie obawy wyparowały z jego myśli i pozostał przy tym, że wszystko się uda.

      Louis natomiast zastanawiał się co zrobić, by zobaczyć śliczny uśmiech ukochanego. Zastanawiał się nad czymś romantycznym. Rozglądał się dookoła i kiedy jego wzrok zatrzymał się na różowym kwiatku, konkretnie na frezji, wiedział już co zrobić. Wychylił się trochę do tyłu po czym wyciągnął rękę i zerwał go, lekko szturchając Harry'ego.

      - Co robisz? - spytał przyglądając się chłopakowi, który obrywał zbędne liście z kwiatka. Louis w odpowiedzi posłał mu jedynie ciepłe spojrzenie.

      Za chwilę sięgnął wolną dłonią do ucha brunet i odgarnął mu za nie loczki po czym wetknął tam kwiatka. Teraz frezja różowa pięknie prezentowała się z jasną twarzą Harry'ego. Louis dłuższą chwilę przyglądał sięzdezorientowanemu chłopakowi i wciąż ciepło uśmiechał. W momencie Styles zauważył, że oczy szatyna się zaszkliły. Kiedy jedna łza spłynęła po jego policzku szybko ją starł kciukiem i przyłożył do niego całą dłoń a Louis wtulił się w nią przymykając powieki.

      - Co się stało, Lou? - spytał zmartwiony Harry.

      - Jesteś taki piękny - westchnął szatyn otwierając oczy.

      - Przestań - żachnął się młodszy szturchając ukochanego w ramię i zachichotał cicho.

      - Musisz się nauczyć przyjmować komplementy, skarbie, wiesz? - odparł Louis wpatrując się uważnie w chłopaka. Harry na chwilę się zamyślił poważniejąc po czym odwzajemnił uśmiech i powiedział krótkie dziękuję.



    
      
Czas nieubłaganie leciał. Godzina osiemnasta zbliżała się coraz bardziej. Bawili się naprawdę dobrze ale niestety co dobre szybko się kończy. Obiecali Anne, że wrócą zanim oni wyjdą na miasto a wychodzili za niecałe pół godziny więc musieli dotrzymać obietnicy.

      Wolnym krokiem zbliżali się do domu i myśli Louis'ego nagle uciekły do Cheryl i do tego co ta kobieta zrobiła z ich pokojem. Automatycznie serce mu przyśpieszyło i zacisnął dłoń w dłoni Harry'ego. Ten ważny moment cały czas się zbliżał a niczego nieświadomy Harry szczerzył się do niego co chłopak musiał odwzajemniać. Nie mógł mu pokazać, że czymś się przejmuje więc zdenerwowanie starał się ukrywać jak najlepiej się da.

      Będąc już w domu pożegnali się ze wszystkimi i udali do salonu kiedy dom opustoszał. Rozsiedli się na kanapie; Harry, jak zwykle między nogami Lou, oparł głowę na jego ramieniu a chłopak objął go w pasie. Zdecydowali się na telewizję. Kiedy Harry z zapartym tchem oglądał 50 pierwszych randek, Louis zastanawiał się czy Cheryl urządziła ich pokój tak jak on to sobie wymarzył, czy będą świeczki zapachowe, płatki róż na łóżku, piękny zapach w pomieszczeniu i muzyka w tle. Nie rozmawiał z nią na ten temat. Nie powiedział jej jak chce, żeby to wyglądało więc nie mógł oczekiwać, że będzie tak jak sobie wymarzył. Kobieta pewnie miała inna koncepcję.

     Westchnął. Mógł jej powiedzieć czego oczekuje. On wiedział co spodoba się Harry'emu a on to nie koniecznie. Ale już trudno. Choć nie mógł wątpić w umiejętności blondynki. Na pewno się postarała i będzie romantycznie.

      - Co jest, Lou? - usłyszał przejęty głos ukochanego. Przeniósł na niego wzrok i dopiero teraz zorientował się jak bardzo jest zdenerwowany. Poczuł jak i usłyszał przyśpieszone bicie swojego serca. Nagle ręce zaczęły mu się trząść a on kompletnie nie wiedział co robić, co myśleć, jak się zachować. W końcu uświadomił sobie co dziś zamierzał.

      - Hm? - mruknął do Harry'ego przeczesując jego loki, by jakoś zamaskować drżenie rąk.

      - Jakoś dziwnie się zachowujesz - odparł Haz; wyglądał na bardzo zmartwionego.

      - Ja? Nie, skąd - wymruczał za bardzo nie wiedząc co powiedzieć. Harry to zauważył. - Wydaje ci się, skarbie - dodał szybko po czym musnął usta chłopaka. Jednak brunet nie pozwolił na zwykłego całusa. Pogłębił pocałunek wpychając swój język do buzi Louis'ego. Nie opierał się. Już czas to zacząć.

      Uniósł się powoli powodując, że Harry zaczął się kłaść na kanapie; przez cały ten czas nie przerywali wymiany płynów ustrojowych. Ułożył głowę na podłokietniku i pozwolił Louis'emu dominować. Starszy wsunął swoje dłonie pod jego koszulkę i zaczął nimi suwać po jego brzuchu, delikatnie pieszcząc skórę opuszkami palców. Ręce loczka wylądowały na pośladkach jego chłopaka, za które co chwila przybliżał go do siebie coraz bardziej.

      Louis z pocałunkami przeniósł się na szyję Harry'ego, który cichutko wzdychał z każdym muśnięciem. Przyssał się do jego szyi na co młodszy jęknął przeciągle. Szatyn uśmiechnął się pod nosem po czym oderwał usta od ciepłej skóry z głośnym mlaśnięciem pozostawiając na niej czerwony ślad.

      Znów wrócił do jego ust, pocałunek rozpoczynając muśnięciami. Lizał jego wargi na zmianę z językiem. Po dłuższej chwili objął go swoim i ukrył w ich ustach. Rozpoczęli dziki taniec a Harry poczuł, że robi się coraz twardszy z kroczem Louis'ego na swoim. Nie mógł już dłużej wytrzymać więc odsunął od siebie chłopaka i spojrzał na niego zamglonymi oczami ciężko dysząc.

      - Louie - westchnął. - Chodźmy do sypialni - poprosił przymykając powieki.

      Louis wiedział, że już nie ma odwrotu. Skoro już zaczęli to teraz muszą skończyć. Więc nie zastanawiając się dłużej jeszcze raz musnął usta chłopaka po czym chwycił go za łydki i owinął sobie jego nogi wokół pasa.

      - Trzymaj się mocno - szepnął kiedy Haz objął jego szyję i wtulił się w ramię.

      Wstał powoli a Harry zawisnął na jego ciele. Powoli ruszył do ich pokoju. Po chwili już wchodzili do środka a Louis zamarł. Wszystko wyglądało tak jak sobie zamarzył; na podłodze ustawione były świeczki zapachowe, prawdopodobnie o zapachu jabłka z cynamonem, tworząc ogromne serce. Świeczki były również na każdej możliwej półce a wszystko zostało obsypane różowymi jak i herbacianymi płatkami róż. Na łóżku było ich najwięcej czyli tak jak chciał a w tle leciała piosenka My chemical Romance. Było idealnie.

      Lekkim kopniakiem zamknął drzwi po czym podszedł do łóżka. Powoli wdrapał się na nie z Harrym a następnie położył go delikatnie. Chłopak dopiero otworzył oczy, które tylko jak zobaczyły co zostało przygotowane zapełniły się łzami.

      - Lou, jak... jak Ty...

      - Podziękuj cioci - odparł z uśmiechem Tomlinson i wpił się w jego usta.

      Pocałunek był czuły i bardzo delikatny. Louis dawał mu tyle miłości ile tylko był wstanie. Przez ten gest chciał pokazać Harry'emu jak bardzo go kocha i jak bardzo go pragnie w tej chwili. Czule muskał wargi ukochanego, który oddawał każdy pocałunek i pozwolił sobie na wsunięcie dłoni pod koszulkę starszego.

      Chłodne palce położył na skórze a przez ciało Louis'ego przeszedł przyjemny dreszcz. Kochał to tak samo jak kochał dotyk Harry'ego. Uwielbiał to jak jego ciało reaguje na jego opuszki. Bo w jego dotyku było coś... niezwykłego, coś niesamowitego, magicznego. Coś co sprawiało, że Louis przez ten gest odczuwał miłość jaką obdarzał go loczek. I tak było także tym razem. Jego ciało drżało kiedy Harry przesuwał chłodnymi palcami po jego plecach. Czuł tą miłość całując go i starając się mu pokazać to samo co on mu pokazywał tym gestem.

      Musnął jego wargi ostatni raz po czym oderwał się i spojrzał na niego zdyszany. Oczy Harry’ego niesamowicie błyszczały. Louis widział w nich to czego nigdy nie widział - pożądanie. Jego usta wygięły się w delikatnym uśmiechu a palce delikatnie wbijały się w plecy szatyna. Loczek był taki uroczy i jednocześnie seksowny i Louis wiedział, że chce z nim to zrobić. Doskonale wiedział, że chce się z nim kochać, bo chłopak był miłością jego życia. I to właśnie jemu chciał się oddać.

      Harry zahaczył palcami o rąbek koszulki Louis'ego a ten spojrzał na niego podejrzliwie. Młodszy uśmiechnął się do niego słodko po czym jednym ruchem ściągnął z niego bluzkę i odkrył opalony tors chłopaka. Położył chłodne dłonie na jego piersi i wyczuł przyśpieszony puls. Znów się do niego uśmiechnął po czym przyciągnął go za ramiona bliżej siebie.

      - Jesteś taki piękny - przyznał Harry przypatrując się Louis'emu i głaszcząc wierzchem dłoni jego policzek.

      - Dziękuję - odparł szatyn po czym wpił się w jego usta.

      Tym razem pocałunek był zachłanny i pełen pożądania. Prawie się połykali ocierając się językami. Louis zamierzał się odwdzięczyć chłopakowi i już za chwilę zdarł z niego jego białą koszulkę przerywając pocałunek. Zatrzymał wzrok na nagim torsie Harry'ego i niemalże pożerał go wzrokiem. Miliony razy widział chłopaka bez górnej części garderoby ale teraz wydawał się mu jeszcze bardziej piękniejszy i seksowniejszy.

      W momencie Louis nachylił się do niego i musnął jego wargi po czym zszedł niżej i zaczął składać ciepłe i mokre pocałunki na jego szyi i obojczykach a on cicho wzdychał unosząc co chwila ciało do góry, by jeszcze bardziej poczuć usta Louis'ego na swojej skórze.

      Szatyn przyssał się do miejsca gdzie było serce Harry'ego i pozostawił na nim czerwony ślad. Louis ostatni raz ucałował zaczerwienione miejsce po czym językiem przesunął w dół po mostku chłopaka na co on cicho jęknął. Przesunął nim w górę i potem znów w dół a Harry zacisnął palce na pościeli i pisnął niczym mała dziewczynka. Louis zachichotał po czym objął ustami sutek loczka i zassał go co spowodowało kolejny jęk Harry'ego.

      Starszy oderwał się od jego piersi i rozpoczął ścieżkę pocałunków w dół poczynając od obojczyka a kończąc na brzuchu. Oblizał jego pępek i zjechał na podbrzusze. Przygryzł je delikatnie po czym gdy usłyszał stłumiony krzyk bruneta uniósł na niego spojrzenie. Chłopak zaciskał powieki i najwidoczniej było mu bardzo przyjemnie. Oddychał ciężko a palce zaciskał na pościeli. Nie wahając się dłużej ostatni raz ucałował jego gorące podbrzusze po czym odpiął guzik jego spodni i powoli zsunął je z jego bioder. Ponownie spojrzał na chłopaka. Wyglądał tak samo jak chwilę temu. Zaśmiał się cicho podnosząc się do góry. Oparł się dłońmi po obu stronach głowy Harry'ego i nachylił do niego kiedy ten otworzył oczy. Uśmiechnął się po czym przywarł ustami do jego. Pocałunek trwał chwilę i zaraz wrócił z wargami na jego podbrzusze.

      Problem w bokserkach Harry'ego stawał sie coraz większy i twardszy a Louis postanowił w końcu mu ulżyć; jednym ruchem zdjął z niego bieliznę. Przed oczami ukazał mu się na wpół sterczący penis loczka całkiem niezłej okazałości. Louis przełknął głośno ślinę po czym spojrzał na chłopaka. Harry wyraźnie domagał się pieszczot wiercąc się niespokojnie pod szatynem. Wzdychał i unosił biodra do góry, by starszy mu ulżył. Uśmiechnął się pod nosem po czym pewnie chwycił jego członka u podstawy co wywołało przeciągły jęk ze strony bruneta. Po raz pierwszy poczuł jego dotyk w tym miejscu. Jego opuszki były niesamowicie miękkie i ciepłe i już samo to sprawiało mu mnóstwo przyjemności jednak starał sie to ukrywać.

      Kiedy Louis objął jego wilgotną główkę swoimi ciepłymi ustami zacisnął mocno wargi tłumiąc jęk. Starał się pohamować emocje. To jeszcze nie czas na krzyki. Uśmiechnął się pod nosem i w momencie przestał myśleć kiedy jego ukochany pochłonął go prawie całego. Poczuł niesamowite ciepło i wydawało mu się, że nie ma nic lepszego od tego uczucia.

      Louis wysunął go z gardła sunąc językiem po grubej żyle. Zacisnął wargi na główce a wtedy Harry krzyknął. Ze świadomością, że robi wszystko dobrze przekręcił nadgarstkiem u podstawy i znów go pochłonął. Penis Harry'ego stawał sie coraz grubszy i twardszy a Louis coraz szybciej poruszał głową co sprawiało, że członek uderzał o ściankę jego gardła.

      Ponownie go zassał prawie, że do końca, zacisnął dłoń tam gdzie nie dosięgał i powoli wysunął go na powierzchnię przesuwając po nim zębami. Harry wygiął się w łuk wypychając biodra do góry. Louis znów go pochłonął nadal kręcąc nadgarstkiem u podstawy i czuł się okropnie dumny czując go w ustach tak nabrzmiałego.

      - Nie dochodź jeszcze - poprosił kiedy go wysunął z ust - Chcę, żebyś to zrobił kiedy będę w Tobie - szepnął gładząc jego biodra i muskając brzuch.

      Harry westchnął głośno przytakując i starał się odprężyć. Louis rozchylił jego uda robiąc sobie miejsce po czym chwycił jego biodra unosząc je lekko do góry i oparł je na swoich. Pochylił się do niego i musnął delikatnie jego wargi, by dodać mu otuchy.

      - Oprzyj nogi na moich ramionach - odparł cicho chwyciwszy nogi chłopaka za kostki i oparł je na swoim ciele a Harry stopami muskał jego uszy.

      Louis sięgnął do szafki nocnej po naszykowany już lubrykant a następnie wycisnął odrobinę na palce i nasmarował wejście ukochanego delikatnie wpychając opuszek.

      - Ugh! Zimne - jęknął młodszy zaciskając powieki.

      - Zaraz cię rozgrzeję - zapewnił go Louis po czym odłożył tubkę na jej wcześniejsze miejsce i wytarł palce o pościel. Nachylił się do chłopaka prostując jego nogi pod swoim ciałem i oparł sie dłońmi po obu stronach jego głowy. Ucałował go w czoło i szepnął ciche spokojnie a już za chwilę Harry mógł poczuć główkę jego penisa przy swoim wejściu. Zacisnął powieki czując wargi ukochanego na swoich, w momencie Louis powoli się w niego wsunął. Młodszy jęknął w jego usta po czym odsunął się wciągając łapczywie powietrze. Louis zatrzymał się w połowie.

      - Boli - jęknął Harry wracając spojrzeniem na chłopaka. Szatyn posłał mu ciepłe spojrzenie i cmoknął go w policzek.

      - Możemy chwilę poczekać - zaproponował na co Haz przytaknął.

      Żeby jeszcze bardziej odprężyć i uspokoić ukochanego, by zapomniał o bólu przywarł ustami do jego szyi. Przesunął wilgotnym językiem po rozpalonej skórze po czym zassał ją tworząc kolejny czerwony ślad. Usłyszawszy ciche już Harry'ego wrócił na niego wzrokiem i uśmiechnął się uroczo. Musnął jego usta i ponownie się w nim zanurzył. Brunet znów zacisnął powieki i wypuścił wcześniej wstrzymywane powietrze.

      Louis oparł czoło o jego i wszedł do końca. Cmoknął nos chłopaka a wtedy on uniósł powieki. Oczy błyszczały mu się zapewne tak samo jak Louis'emu i nerwowo przygryzał wargę. Po chwili posłał starszemu delikatny uśmiech na co Tomlinson odetchnął z ulgą. Było dobrze.


      - Lou... - szepnął czule. - Czuję cię... w sobie - znów przymknął oczy. - Tak idealnie cię czuję - przekręcił głowę na bok i musnął palce dłoni chłopaka. Louis uśmiechnął się do niego i pozwolił na pierwszy ruch. Pchnął delikatnie i momentalnie dłonie loczka znalazły sie na jego plecach. Chłopak wrócił na niego spojrzeniem.

      Musnął jego usta i pchnął ponownie na co Harry odchylił głowę w tył wyginając się w łuk, a ciepłe wargi Louis'ego przywarły do jego szyi. Czuł pod nimi szybko bijącą tętnicę. Wykonał kolejny, tym razem trochę mocniejszy ruch wyrywając tym samym głośny jęk z gardła młodszego. Wrócił ustami do ust ukochanego i starał się jak tylko mógł, by chłopak nie myślał o bólu i niemiłym pieczeniu a zaczął odczuwać przyjemność.

      Louis czuł dokładnie każdy fragment skóry loczka, słyszał jego przyśpieszone tętno i gorący oddech na wargach. Jego ciepło przyprawiało go o przyjemne dreszcze. Podobało mu sie to jak Haz był wilgotny jednak jego ciasnota mu przeszkadzała i Harry'emu zapewne też. Pchnął więc ponownie tym razem delikatniej i wolniej, a loczek wbił paznokcie w gorącą skórę na plecach starszego. Przyjemności na razie brakowało ale też nie było najgorzej. Ból powoli mijał kiedy Louis czekał na znak młodszego, by wykonać kolejny ruch.

      Szatyn wysunął się z niego prawie cały zostając w nim tylko główką, na co Styles jęknął cicho na brak chłopaka. Za chwilę wszedł ponownie rozciągając go bardziej, a Harry krzyknął przeciągle przyciągając Louis'ego bliżej siebie. Zacisnął dłonie na jego biodrach i był w stanie poczuć w sobie całą długość penisa chłopaka. Nieprzyjemne pieczenie ustało, a starszy pchnął ponownie. Harry cicho westchnął jednak nadal czując lekki ból.

      Louis wykonał kolejny delikatny ruch, a wtedy brunet poczuł jedynie przyjemność. Zabrał ręce z pleców chłopaka i objął jego kark. Mocno przywarł wargami do jego i jęknął kiedy starszy ponownie się z niego wysunął. Louis chcąc pokazać mu jak bardzo go kocha chwycił jego dłonie i splótł razem ich palce przyciskając je do pościeli po obu stronach głowy loczka. Wsunął się z powrotem do jego ciepłego wnętrza co Harry skwitował głośnym krzykiem. Spróbował wsunąć się głębiej i docisnął główką prostatę młodszego co wywołało kolejny, ochrypły szloch Harry'ego i wiedział, że to było to.

      Ruchy Louis'ego za każdym razem stawały się coraz pewniejsze i sprawiały coraz więcej przyjemności Harry'emu. Chłopak z każdym mocniejszym pchnięciem krzyczał i zaciskał dłonie w dłoniach starszego, a łagodniejszy ruch wywoływał ciche sapnięcie czy, przyjemny dla uszu szatyna, jęk. On również wzdychał czując ogarniające go ciepło i słysząc przyjemność wydobywającą się z gardła jego ukochanego.

      Oboje przymknęli oczy opierając się o siebie czołami i oddając się przyjemności.

_____________________________________
>>zapytaj autorkę<<
>>zapytaj postaci<<

sobota, 10 sierpnia 2013

Rozdział 14. - Whataya want from me?

Hej! Chcę tylko przeprosić, bo zjebałam. Ten rozdział jest do dupy. Naprawdę. Nudny, nic się w nim ciekawego nie dzieje. A jeśli nawet, bo jest zwrot akcji to dzieje się to zdecydowanie za szybko. W ogóle nie jestem zadowolona z tego rozdziału. Przepraszam, że Was rozczarowałam. Następnym postaram się to Wam zrekompensować. Na pewno go polubicie. Tego akurat jestem pewna, bo to mój ulubiony rozdział :) No i to tyle.
ENJOY!!!  

                                                 




                                                   *Whataya wont from me?*


      Louis usiadł na parapecie popijając kakao i przyglądając się Harry'emu, który jeszcze słodko spał. Zaledwie dochodziła godzina ósma wiec to nic dziwnego. Ale szatyn kiedy tylko się przebudził nie mógł już zasnąć. W kuchni więc zrobił sobie kakao i wrócił do ich sypialni zasiadając właśnie na dużym parapecie po prawej stronie łóżka. Za okazałej wielkości oknem widać było paryskie dzielnice. Były to wysokie kamienice obrośnięte przeróżnymi kwiatami. Kiedyś wybiorę się tam z Harrym. - Przeleciało mu przez myśl po czym upijając łyk napoju spojrzał na chłopaka.

      Brunet do połowy przykryty kołdrą cichutko pochrapywał. Na jego policzki wstąpiły dwa dorodne rumieńce. A z już lekko wyprostowanymi włosami od ciągłego potrząsania głową wyglądał niesamowicie uroczo. Louis dokończył kakao, kubek odstawił na parapet po czym ześlizgnął się z niego i wrócił do łóżka. Wślizgnął nogi pod kołdrę kładąc się naprzeciwko Harry'ego i chwytając jego dłoń przymknął oczy. Do myśli przywrócił wspomnienie sprzed kilku miesięcy.

      W pośpiechu założył granatowe rurki za, którymi tak przepada Haz i cienki sweterek w kolorowe paski. Włosy ułożył mierzwiąc je dłonią i był już gotowy. Chwycił telefon i biegiem zszedł na dół po schodach. Zaszedł jeszcze do salonu, by upić trochę soku ze szklanki Fizz, którą oczywiście jak zwykle zostawiła na stole.

      - Gdzie się tak śpieszysz? - spytała Jay wieszając firanki na dużych oknach.

      - Do Harry'ego - odparł szybko wpadając na korytarz po czym na bose stopy wsunął czarne Vansy. Usłyszał tylko przyjazny chichot matki i wybiegł z domu trzaskając drzwiami. Wtedy jeszcze nikt o nich nie wiedział.

      Marzec nie należał to ciepłych miesięcy w Londynie, dlatego też Louis żałował, iż nie wziął ze sobą kurtki. Jednak za bardzo się śpieszył, żeby po nią wracać. Jak zwykle biegł do ukochanego więc za chwilę się rozgrzał.

      Harry napisał mu, że jest sam. Rodzice wybrali się na zakupy. Chcieli też zabrać jego ale on nie chciał. Miał zupełnie inny plan. Za długo czekał, aż sam zostanie w domu, żeby teraz przepuścić tę okazję. Szybko więc, kiedy tylko Anne i Robin przekroczyli próg domu Harry sięgnął po telefon i poinformował o tym Louis'ego. Ten tylko kiedy przyjął informację w bardzo szybkim tempie, jakim jest niecała minuta, znalazł się tam gdzie aktualnie się znajdował; piętnaście metrów przed domem Harry'ego.

      Bez pukania wszedł do domu chłopaka i pognał na górę. Wpadł na niego kiedy ten wychodził z pokoju.

      - Chciałbym biegać tak szybko jak Ty - zaśmiał się Harry na co Louis przewrócił teatralnie oczami.

      - Zamknij się - zaśmiał się wpychając chłopaka z powrotem do pokoju.

      - Ale ja muszę...

      Louis przerwał mu mocnym pocałunkiem. Pchnął go delikatnie na łóżko a kiedy on się położył usiadł na nim okrakiem. Przesunął językiem po jego dolnej wardze ale Harry go nie wpuścił. Zrobił coś czego Louis się nie spodziewał; złapał go za ramiona i odepchnął na prawą stronę.

      - ...siku - dokończył wcześniejsze zdanie i niczym struś pędziwiatr wybiegł z pokoju wprost do łazienki. Louis wybuchł głośnym śmiechem.

      - Tylko umyj rączki! - krzyknął za nim.

      - Bujaj się - odpyskował młodszy i za chwilę pojawił się w pokoju. 
Usiadł na swoje łóżko a Louis wpatrywał się w niego rozbawiony - Co? - oburzył się unosząc ręce ku górze w geście bezradności. Louis bez słowa znów rzucił się na chłopaka siadając na nim okrakiem.

      Harry poczuł pod plecami coś twardego i zanim się zorientował w pokoju rozbrzmiała muzyka. Okazało się, iż leżał na pilocie, który włączył telewizor, a mianowicie program muzyczny. MTV puściło piosenkę California King Bed Rihanny. Harry automatycznie się spiął i wrócił wzrokiem na Louis'ego. Chłopak szczerzył się niewiarygodnie więc Styles wiedział do czego to prowadzi.

      - Louis, nie. Proszę Cię, nie... - jęknął starając się zrzucić z siebie szatyna. Starszy wybuchł śmiechem po czym wstał z Harry'ego i ciągnąc go za dłoń zeszli z łóżka po czym stanęli na brązowych panelach na przeciwko siebie.

      Harry znów jęknął przewracając teatralnie oczami. Louis przysunął go bliżej siebie obejmując go w pasie. Zrezygnowany brunet ze świadomością, że już dawno temu przegrał owinął ręce wokół szyi ukochanego. Głowę położył na jego ramieniu i przymknął powieki. Może i nie lubił tańczyć. Ale kiedy do tańca porywał go Louis, i to do takiego, to wtedy zapominał o tym i liczył się tylko on i Lou.

     
      W momencie drzwi do jego pokoju się otworzyły. Oboje skierowali na nie swoje spojrzenia zaprzestając taniec.

      - Harry, ja... Oj. - zatrzymała się w przejściu na widok Louis'ego - Chłopcy... - westchnęła splatając ręce na piersi.

      - Mamo, wyjdź - Harry jęknął tupiąc nogą niczym mały chłopiec. Kobieta zaśmiała się po czym opuściła pokój. - Mama - stwierdził z powrotem wtulając się w szatyna. - Zawsze czegoś zapomni - zauważył na co Lou zachichotał.

     
Otworzył oczy tłumiąc śmiech. Już wtedy Harry nie lubił tańczyć. Już wtedy Anne wpadała w nieodpowiednich momentach. Ona jako pierwsza się dowiedziała. W urodziny Harry'ego. Wtedy Louis i on siedzieli w jego pokoju. Szatyn podarował mu pozytywkę w kształcie gondoli ma której stały dwa aniołki. Wystarczyło włączyć przyjemną dla ucha melodyjkę a one tuliły się do siebie. Harry zawsze słuchał tej muzyki każdego wieczoru kiedy szedł spać. Traktował ją jak kołysankę. Zawsze wtedy łatwo zasypiał. Do czasu kiedy po trzech miesiącach baterie się rozładowały a Harry był na tyle leniwy, by nie kupić nowych.


      Ponownie zachichotał. Sam proponował mu, że je kupi ale loczek uparcie twierdził, że on to zrobi. Niestety, pozytywka nadal nie została włączona.

      A wracając do Anne. Oczywiście nakryła ich. Siedzieli na łóżku zatraceni w pocałunku kiedy brunetka weszła do pokoju. by dowiedzieć się jak się bawią. Widząc jak się całują lekko się zszokowała i pragnęła wyjaśnień. Wtedy wszystko jej powiedzieli. Nie miała nic przeciwko. Cieszyła się szczęściem syna.

      - Louis? - usłyszał zachrypnięty i zaspany głos Harry'ego. Spojrzał na niego i posłał mu uśmiech. - Nad czym myślałeś?

      - A tak ogólnie - westchnął obracając się na plecy jednak nie puszczając dłoni młodszego.

      - Mhm - mruknął Harry wtulając się w bok ukochanego. Przełożył nogę przez jego biodro a rękę przez brzuch i dłoń wsunął pod ciepłe plecy chłopaka. - Czemu nie śpisz? - spytał równie śpiąco co za pierwszym razem.

      - Po prostu się obudziłem - odparł zgodnie z prawdą. - A Ty?

      - Ja też - szepnął. - Ale dalej chcę spać. Więc chodźmy...




      Minęło zaledwie półtorej godziny a Harry'emu odechciało się spać. Ziewnął przeciągle po czym wdrapał się na Louis'ego i usiadł okrakiem na jego biodrach. Louis przez ten czas nie spał. Obserwował Harry'ego jak ten cichutko pochrapywał.

      Harry patrzył chwilę na chłopaka uśmiechając się uroczo po czym przybliżył do niego i złączył ich wargi. Przesunął koniuszkiem języka po dolnej wardze po czym zassał ją delikatnie a z pomiędzy ust Louis'ego wydobył się ciszy, przyjemny jęk. Szatyn ulokował swoje dłonie na pośladkach młodszego i lekko je ścisnął kiedy język Harry'ego wtargnął do jego wnętrza. Wyszedł mu swoim naprzeciw i musnęli się końcówkami. W brzuchu bruneta zawrzało a w głowie Lou zaszumiało.

      - Uśmiech! - krzyknęła młoda dziewczyna z aparatem a po chwili w pokoju błysnęło białe światło.

      - Gemma! - krzyknął rozzłoszczony Harry odrywając się od chłopaka. - Co Ty odpierdalasz?!

      - Robię Wam zdjęcie - brunetka zaśmiała się perliście machając aparatem.

      - Wynoś się stąd! Jestem nagi! - jęknął sfrustrowany zakrywając dłońmi miejsca intymne.

      - Już, już. Spokojnie - odparła kierując się do wyjścia wciąż chichocząc.

      - Nienawidzę jej - burknął Harry ześlizgując się z Louis'ego i chowając się pod kołdrę.

      - Przesadzasz - westchnął Tomlinson zdejmując kołdrę z chłopaka i obejmując go od tyłu.

      - Gemma już jest. A wiesz co to oznacza? - zagadnął Harry wyraźnie zmarnowany. Louis nie odpowiadał wiec kontynuował. - Chris.

      - Jej narzeczony? - loczek przytaknął lekkim skinieniem głowy. - Taki straszny jest?

      - Straszny to mało powiedziane. On mnie nienawidzi. Z wzajemnością - mruknął przekręcając się w ramionach chłopak, by wtulić twarz w jego szyję.

      - Harry... - westchnął Louis głaszcząc chłopaka po plecach.

      - Coś czuję, że to będzie dzień do dupy.



                                                                       ||IIWYB||


         Kiedy powoli zbliżała się godzina dwunasta Louis już krzątał się w kuchni szykując śniadanie dla Harry'ego. On natomiast jeszcze leżał w łóżku. Wyglądało na to, że jak na razie nie ma w ogóle zamiaru z niego wyjść. Żadne ze sposobów Louis'ego nie poskutkowały. Postanowił więc nakarmić ukochanego goframi z czekoladą i truskawkami. Dwa ułożył na srebrnej, metalowej tacce, szklankę soku pomarańczowego i małą różyczkę wyrwana z donicy z balkonu.

      Z takim zestawem wrócił do pokoju. Położył tacę na łóżko a w momencie Harry się obrócił. Spojrzał na wszystko co przygotował Louis i uśmiechnął się uroczo po czym spojrzał na chłopaka. Szatyn usiadł na skraju. Loczek szybko wygramolił się spod ciepłej kołdry i usadowił się wygodnie między kolanami ukochanego.

      - Dziękuję - szepnął sięgając po gofra. Przyjrzał mu się po czym wziął kęsa.

      - To wyjdziesz z łóżeczka i przywitasz się ładnie z siostrą i jej... facetem? - spytał Louis przeczesują loki chłopaka.

      - Z siostrą - tak. Z Chrisem - nie - odparł stanowczo pochłaniając pieczywo. Szatyn jedynie westchnął. Wiedział, że już nie ma sposobu na to by chłopak pogodził się z narzeczonym Gemmy. Najwidoczniej musiał być naprawdę okropny.

      Kiedy oboje doprowadzili się do porządku postanowili, że w końcu zejdą do rodziny. Na ich piętrze była cisza więc zeszli na parter. Wolnym krokiem kierowali się korytarzem kiedy zauważyli kogoś, zdecydowanie mężczyznę, kierującego się w ich stronę. Harry już wiedział kto to. Momentalnie zawrzało w nim. Zrobiło mu się gorąco. Wolną dłoń zacisnął w pięść, by po chwili się zatrzymać. Odetchnął cicho a Louis spojrzał się na niego zdezorientowany. Nie wiedział co się szykuje. Harry wyglądał na bardzo zdenerwowanego, martwił się o niego. Z zamyślenia wyrwał go niski głos.

      - Wita, porcelanko. Jak ja cię dawno nie widziałem – młody mężczyzna spojrzał na Harry’ego z głupawym uśmieszkiem. Blond włosy miał zaczesane do tyłu na quiffa a ubrany był w ciemnogranatowy garnitur i białą koszulę.

      - Goń się – burknął Harry mocniej ściskając prawą dłoń w pięść. Druga dłoń trzymana przez Louis’ego została potarta delikatnie jego kciukiem po jej wierzchu.

      - Haz – szepnął cicho szatyn spoglądając na loczka zmartwionym spojrzeniem. Harry w momencie ścisnął palce w dłoni starszego po czym pociągnął go za rękę starając się wyminąć blondyna. Na marne.

      - Nie przedstawisz mnie swojemu partnerowi? -  spytał zerkając na Louis’ego. Wredny uśmieszek wciąż utrzymywał się na jego ustach.

      - Po pierwsze, to jest mój chłopak. A po drugie, nie zasługujesz na to – warknął cięgle uspokajając nerwy.

      - Ja… ja jestem Louis – Tomlinson odwrócił wzrok od Harry’ego po czym spojrzał na narzeczonego Gemmy, jak się domyślał. Wymusił uśmiech i wyciągnął dłoń w jego kierunku.

      - Nie podaje ręki pedałom – odparł a w momencie jego uśmiech znikł i zastąpił go wredny wyraz twarzy. 

      Louis musiał przyznać, że trochę się wystraszył tej miny. Jednak po chwili doszło do niego co ten koleś powiedział.  Poczuł jak zaczyna się złościć, jak krew zaczyna pływać szybciej a on robi się czerwony na twarzy. Teraz poczuł się tak jak zdenerwowany Harry i nie myśląc dłużej puścił jego dłoń rzucając się z pięściami na mężczyznę i klnąc coś pod nosem.  Loczek w samą porę objął swojego chłopaka w pasie i przyciągnął do siebie. Cmoknął go w skroń po czym ujął jego dłoń i wyminęli lekko zszokowanego blondyna wychodząc do salonu.

      Na ogromnej kanapie rozsiadł się Robin a Anne zajmowała tylko malutką część tego mebla siedząc praktycznie na skraju ale najwidoczniej nie przejmowała się tym. Była zadowolona z obecności męża i córki siedzącej naprzeciwko niej w małym, brązowym fotelu. Harry automatycznie uśmiechnął się na widok siostry po czym podszedł do niej. Ta widziała go już z daleka. Wstała odwzajemniając uśmiech i przytulając brata. Cmoknęła go we włosy i pogłaskała po plecach.

      - Hej – szepnął jej do ucha.

      - Też tęskniłam – odparła uśmiechem w chwili przyciągając do siebie Louis’ego. Zdezorientowany chłopak odwzajemnił uścisk, by po chwili się z niego wyswobodzić i zasiąść na fotelu obok.

      Harry tylko na to czekał, gdyż już wcisnął się chłopakowi na kolana. Szatyn objął go mocno ramieniem wtykając nos w jego loki a młodszy wtulił się w jego klatkę piersiową przymykając powieki. Chciał choć na chwilę przestać myśleć o Chrisie. Ten człowiek naprawdę działał mu na nerwy i szczerze go nienawidził. Jak to możliwe, że Gemma go kocha? – Przemknęło mu przez myśl jednak szybko odepchnął to wszystko w tył swojego umysłu i skupił się na cieple, którym w tej chwili obdarzał go jego chłopak. Mimo wszystko na jego usta wstąpił delikatny uśmiech.

      - Harry, widziałeś gdzieś może Chrisa po drodze? Wyszedł na chwilę do toalety i długo nie wraca – Gemma zwróciła się do brata sprawiając, że uśmiech z jego ust znikł. - Może się zgubił? – spytała jakby sama siebie.

      - Ta… Gdzieś mi śmignął przed oczami… - wymamrotał w koszulkę Louis’ego.

      - Louis musi go poznać – ożywiła się nagle brunetka nie zwracając uwagi na odpowiedź Harry’ego. Chłopak momentalnie się wyprostował.

      - Już go poznałem – odparł cicho szatyn przyciągając ukochanego z powrotem do siebie. Wetknął dłoń w jego włosy i zaczął nawijać sobie na palce pojedyncze loki.

      - O. Czyli jednak się z nim widzieliście – zauważył Anne. Harry spojrzał przelotnie na Robina. Zaciekle czytał jakąś książkę i najwyraźniej nie zwracał uwagi na zaistniałą sytuację.

      - Tak – przytaknął cicho Tomlinson – I nie jest…  Auć! - jęknął kiedy Harry uszczypnął go w bok.

      - Przepraszam – wymamrotał brunet po czym ucałował chłopaka w pierś.

      - Nie jest…? – ponagliła go Gemma.

      - Nie zdążyłem go za bardzo poznać - Louis wymyślił szybko najprostsze kłamstwo. Harry najwyraźniej nie chciał, by szatyn powiedział prawdę.

      - Uhm. To zaraz go poznasz – rzekła Gemma a w jej głosie dało się usłyszeć uśmiech. Louis spojrzał na nią a zaraz w kierunku, w którym patrzyła. Właśnie do salonu zbliżał się Chris machając swojej narzeczonej niczym głupi nastolatek.

      Wszedł do pomieszczenia i omijając chłopaków wcisnął się na fotel koło brunetki i objął ją ramieniem. Ucałował ją w policzek na co ona cicho zachichotała a Louis przewrócił oczami. Dziewczyna wyraźnie była zakochana. Ale czy on ją kochał? To na chwilę zastanowiło Louis’ego. Blondyn wyglądał jakby po prostu podlizywał się Gemmie. A Anne nie potrafiła oderwać od nich wzroku – tak jak od Harry’ego i Lou, niedawno.

                  
                                                              ||IIWYB||


     
Harry i Louis po ponad godzinie zostali sami wraz z Chrisem, gdyż Anne, Gemma oraz Cheryl przygotowywały kolację a Robin, tak jak chciała jego żona, uczył się przygotowywać kurczaka po myśliwsku.

      Louis starał się ignorować palące spojrzenie blondyna. Czuł, że ten wręcz gapi się na niego ale on udawał zbyt pochłoniętego zabawą włosami Harry’ego, który najwyraźniej się zdrzemnął. Szatyn w tej chwili cholernie mu zazdrościł. Ucałował go w czoło na co ten się nieznacznie poruszył i zamlaskał. Louis uśmiechnął się pod nosem. Harry był taki uroczy kiedy spał.

      - Louis! Obudź, proszę, Harry’ego – usłyszał głos Anne z kuchni. – Nie chcę by był śpiący przy obiedzie.

      Chłopak pokiwał jedynie głowa po czym przeczesał loki Harry’ego i cmoknął go w policzek. Przysunął wargi do jego ucha i wymruczał ciche:

      - Wstawaj, skarbie – łaskocząc go nieznacznie w brzuch. Loczek wymamrotał coś niezrozumiałego i uchylił powieki. Louis uśmiechnął się pod nosem kiedy ten się poprawiał w jego ramionach i usiadł bardziej prosto. Spojrzał na szatyna i musnął lekko jego wargi.

      - Awww. Jesteście tacy słodcy, że aż chce mi się rzygać – warknął Chris udając odruch wymiotny na co Louis przewrócił oczami a Harry starał się to zignorować.

      - Szkoda, że moja siostra tego nie słyszy – odparł łagodnie Harry wciskając nos w zagłębienie szyi ukochanego i bardziej wypychając się plecami do blondyna.

      - Szkoda, że nie jesteś normalny – burknął Chris. Harry chciał odpyskować jednak przerwała mu Gemma wchodząc do salonu z tacą pełną szklanek i dzbankiem soku pomarańczowego. Odstawiła wszystko na stół pomiędzy kanapą a dwoma fotelami, na których w jednym siedział Harry z Lou i Chris w drugim obok nich.

    Dziewczyna usiadła wygodnie na kanapie a za chwilę obok niej blondyn. Znów objął ją ramieniem zakładając nogę na nogę a Louis odwrócił wzrok. On jest taki bezczelny. - pomyślał po czym przymknął oczy i ponownie wetknął nos w loki Harry’ego.

      Za chwilę w salonie pojawiła się Anne, Cheryl i Robin wraz z resztą dań. Tak jak Gemma, odstawili wszystko na stół i zajęli swoje miejsca. Anne wraz z mężem na kanapie obok Gem i Chrisa a Cheryl w fotelu obok chłopaków.

     

      Obiad dłużył się niesamowicie. Harry jak i Lou byli już zmęczeni ciągłym jedzeniem przeróżnych ciast i piciem soku. Robin grzebał coś w swoim telefonie w ogóle niezainteresowany sytuacją, kobiety zawzięcie dyskutowały o nadchodzącym ślubie najmłodszej z nich, wcześniej poruszając kwestię operacji Harry’ego, która swoją drogą była za… dwa dni. Natomiast Anderson wciąż posyłał Louis’emu piorunujące spojrzenia. Przez cały ten czas nie odrywał wzroku od szatyna, który był już cholernie zmęczony ciągłym udawaniem, że tego nie widzi i kompletnie sfrustrowany całą tą denerwującą sytuacją. Harry miał rację mówiąc, że ten facet jest okropny.

      Louis momentalnie wzdrygnął się kiedy chłodne palce Harry’ego wślizgnęły się pod jego koszulkę. Spojrzał rozbawiony na chłopaka na co ten wyszczerzył się do niego. Szatyn pokręcił głowa z dezaprobatą po czym ujął w dwa palce podbródek chłopaka i nachylił się, by złożyć czułego buziaka na jego słodkich ustach.

      - Koniec! – warknął Chris wstając z kanapy. W momencie chłopaki oderwali się od siebie i spojrzeli na niego a razem z nim cała reszta. – Nie macie tego dosyć?! – wrzasnął gestykulując dłońmi na Harry’ego Lou.

      - Czego? – spytała zdezorientowana i lekko przestraszona Gemma.

      - Jak oni… te pedały! Nie mogę na nich patrzeć! – zrobił kilka kroków w tył odsuwając się od stołu.

      - Chris! To jest mój brat! – dziewczyna podeszła do niego starając się zrozumieć narzeczonego i całą tą dziwna akcję.

      Harry musiał przyznać, iż podobało mu się to, że jego siostra za chwilę pozna cała prawdę, którą on znał od pół roku. Jednak starał się to ukryć. Nie mógł przecież cieszyć się się nieszczęściem Gemmy.

      - W dupie to mam! Tak samą jak tą całą Twoją pojebana rodzinkę i Ciebie! – krzyknął rozwścieczony tak naprawdę nie zdając sobie sprawy z tego co powiedział. Oczy brunetki zaszły mgłą a już za chwilę po jej policzkach spłynęły słone łzy.

      W pokoju zaległa cisza. Chris brał hausty powietrza zastanawiając się co dalej. Spoglądał to na dziewczynę to na jej przerażoną matkę. Wszyscy wpatrywali się w niego a Harry zdecydował się odezwać.

      - No dalej, Chris. Powiedz wszystkim o co Ci chodzi. Powiedz całą prawdę, bo ja to zrobię – odparł spokojnie kiedy Anne zgarnęła córkę w swoje ramiona a ta zaniosła się płaczem. Dziewczyna wiedziała, że to już koniec.

       - Dobra. W porządku. Już – westchnął przeczesując włosy. – Jak wszyscy wiemy mój ojciec ma kupę kasy – uśmiechnął się chytrze. – Ja niestety nie mam do niej dostępu dopóki nie jestem żonaty – spojrzał na Gemmę. – Do tego byłaś mi potrzebna, maleńka. Nie kochasz moich pieniędzy tylko mnie więc dla mnie idealnie! – zaśmiał się a brunetka ponowie wybuchnęła płaczem chowając się w ramionach matki. – I już byłem tak blisko fortuny. Tylko trzy miesiące do ślubu… - westchnął zmarnowany znów przeczesując włosy.

      - Nie mam zamiaru dłużej tego słuchać! – w końcu odezwał się Robin. Wstał ze swojego miejsca po czym tak po prostu wyrzucił Andersona z domu. Wracając usiadł koło córki i przytulił ją do siebie powtarzając ciche przepraszam.

     
 Wszyscy posyłali Gemmie współczujące spojrzenia. Harry chciał podejść do niej i też ją przytulić. Jednak chyba było jej dobrze w ramionach rodziców. Mimo wszystko czuł się źle, że nie powiedział jej tego dużo wcześniej. Może oszczędziłby wszystkim tej sceny.

      W momencie dziewczyna zachichotała przez łzy.

      - Co jest? – spytał zdziwiony Harry.

      - Wy nie rozumiecie – uśmiechnęła się siadając prosto. Przetarła policzki i spojrzała na brata. – Nie płaczę za nim ani przez niego. Jestem po prostu zła na siebie, że nie wierzyłam ci Haz kiedy mówiłeś, że cię obraża. Jestem wściekła na siebie, że tego nie zauważyłam. Że nie zauważyłam tego wszystkiego. Tego, że mnie nie kochał. Że był zwykłym dupkiem – znów się zaśmiała po czym schowała twarz w dłoniach. – I zmarnowałam z nim trzy lata mojego życia. – chlipnęła. – Ale każdy popełnia błędy, prawda? – spytała wciąż patrząc na Harry’ego. Chłopa kiwnął głową z lekkim uśmiechem.

      - Czyli nie będziesz za nim tęsknić? – spytał Robin pocierając ramię córki.

      - Nie mam za kim – szepnęła. – Już nawet nie pamiętam jak miał na imię – zachichotała a wraz z nią reszta. Wszyscy wybuchnęli śmiechem zapominając, że ktoś taki jak Chris Anderson w ogóle istniał.

                                                       
_______________________

O! I liczę na komentarze, bo pod ostatnim rozdziałem coś malutko ich było ;c a mi się smutno zrobiło. a potrzebuje jakiejś motywacji, bo mi ciężko idzie. Piszę dzień w dzień specjalnie dla Was...

>>zapytaj autorkę<<
>>zapytaj postaci<<