!!! MAŁE POPRAWKI PO WSPOMNIENIU HARRY'EGO !!!
Nareszcie ! W końcu udało mi się to napisać. Na prawdę ciężko było, bo to co mam w zeszycie jest do dupy, cholernie głupio napisane więc musiałam pisać na bieżąco co było okropne. Wiedziałam co ma być w czwórce ale nie potrafiłam tego ubrać w słowa.
Od razu przepraszam, że takie krótkie ale na serio się starałam, przysięgam. Obiecuję, że następne będą dłuższe, na prawdę będę się starać. ;) I przepraszam za możliwe błędy ortograficzne jak i językowe ;)
Najbardziej ze wszystkiego podoba mi się wspomnienie Harry'ego i mam nadzieję, że Wam też przypadnie do gustu, bo reszta jest trochę dziwna :D
Jeśli macie jakieś uwagi to piszcie w komentarzach. Od razu mówię, że czytam wszystko co piszecie i na prawdę postaram się zmienić to co Wam nie pasuje w tej historii ( nie zmieniam tylko fabuły).
Postaram się również piątkę dodać może jeszcze do końca wakacji. Będę robiła wszystko co w mojej mocy aby się tak stało.
Jeśli chodzi o kolejne rozdziały to na prawdę nie wiem czy będę dodawać je co tydzień, bo teraz będzie szkoła, trzecia gimnazjum i chyba będzie ciężko ale serio będę się starać. Tak, wiem, powtarzam się, taka już jestem.
Dobra, nie zanudzam Was już. Powtarzam - jeśli czegoś chcecie albo macie prośby, problemy czy uwagi to piszcie w komentarzach albo gg ;)
Kolejny rozdział po 10 komentarzach. Wtedy macie pewność, że będzie szybciej ;)
Ps. Piosenkę dobrze odsłuchać kiedy pojawia się wspomnienie Harry'ego. To taki krzywy tekst jak coś. :D
ENJOY !!!
*I love You*
Louis'ego już nie było. Musiał niestety iść. Kiedy to się skończy ? Harry opadł na łóżko, przymknął oczy i przywrócił wspomnienie z dwóch godzin. Prawie do tego doszło. Prawie. Gdyby nie tata to zapewne już by się kochali. Ale nie. On musiał im przerwać. W pewnym sensie Hazz był za to zły na ojca ale też dobrze, że tak się stało, bo pewnie zatraciliby się w sobie i straciliby poczucie czasu. Louis by się spóźnił i...aż strach pomyśleć co by było gdyby przyszedł do domu i trafił na rodziców. Wtedy oni by już wiedzieli, że Louis wymknął się do Harry'ego. Pewnie też by się dowiedzieli, że wymyka się do niego prawie każdej nocy. Gdyby się tak stało ich miłość byłaby już skończona i na pewno skończyliby jak Romeo i Julia. Jednak dobrze, że pan Styles im przerwał. Harry powinien mu teraz podziękować, za to, że uratował im życie chociaż pewnie on by nie wiedział o co chodzi i Loczek by się tylko przed nim wygłupił. Ale przecież można by było spróbować, prawda ?
Harry od dwóch godzin czuł cieplutkie i delikatne usta Lou na swojej szyi, na ramionach, na brzuchu. Wydawało mu się, że długie palce szatyna wciąż zataczają koła na jego udach. Słyszał tylko jego słodki oddech odbijający się od jego ciała. Tak niewiele do szczęście mu potrzeba. Wystarczy tylko On a jego o czy będą patrzeć tylko na Lou, jego ręce będą dotykać tylko Lou, jego usta będą całować tylko Lou, jego słowa Kocham Cię będą tyczyły się tylko Lou, jego serce będzie zajmował tylko Lou...tylko Louie.
Jasno-drewniane drzwi powoli zaczęły otwierać się do wewnętrznej strony pokoju. Przez maleńką szparę wyjrzał tata Harry'ego i spojrzał na niego tak jakby nie chciał pytać czy może wejść, tak jakby prosił syna o pozwolenie. Na nic się jednak zdały jego starania, bo chłopak nawet nie zauważył, że ojciec wszedł. Wciąż, rozłożony na łóżku, w samych bokserkach, z przymkniętymi powiekami, co jakiś czas głęboko wzdychając, z błogim uśmiechem na twarzy...myślał, hmm, no o kim ? Chyba nie trzeba mówić. Przez ostatni czas jego myśli zaprzątała tylko jedna osoba. Ten niezbyt wysoki, szczupły, niebieskooki szatyn, w obcisłych rurkach, uzależniony od koszulek w paski i obecności Harry'ego. Myślał tylko o nim pomijając poranny problem Co zjeść na śniadanie? .
Ojciec wahał się chwilę ale postanowił nie przedłużać i już dreptał w stronę łóżka, na którym, wciąż zamyślony syn, leżał nie wiedząc o obecności drugiej osoby w jego pokoju.
Tęgi mężczyzna usiadł na łóżku a jedna powieka Harry'ego powędrowała ku górze. Spojrzał na uśmiechniętego ojca po czym skojarzył fakty i jak oparzony usiadł na łóżku.
-Co Ty tu robisz ? - spytał zakrywając się kocem.
-Harry...co to było ? To z Louis'im ? - odpowiedział pytaniem na pytanie poprawiając się na skraju łóżka. Czyżby przyszedł moment na tą rozmowę ?
-Tato, weź przestań ! Jestem już dorosły ! - oburzył się splatając dłonie na piersi. Ściągnął z siebie koc po czym usiadł na łóżku i założył spodnie dresowe.
-Ja wiem, tylko...następnym razem się zamykajcie. Nie chcę wejść w bardziej nieodpowiednim momencie... - Styles zaśmiał się dźwięcznie czochrając dłonią loczki Harry'ego. - Nie mam ochoty patrzeć jak mój syn robi to z innym chłopakiem. - to zdanie wypowiedział już nieco ciszej, jakby bał się je powiedzieć.
-Dobra...albo nie chcesz przyjąć do wiadomości, że tak po prostu dorastam, albo brzydzisz się tego, że jestem gejem. - Harry spoważniał. Założył na siebie cienki sweterek po czym rozsiadł się wygodnie na łóżku i oparł plecami o ścianę. Styles patrzył na syna z niemałym szokiem. Nie wiedział co mu odpowiedzieć. Poprawił się na skraju łóżka i wziął głęboki wdech.
-To nie tak Harry. Raczej to pierwsze, bo wcale nie obrzydza mnie Twoja orientacja. Ja po prostu...no wiesz. Jeszcze niedawno razem z Louis'im bawiliście się w piaskownicy, razem chodziliście do szkoły, wymienialiście się samochodzikami... - zaczął wspominać a nieśmiały uśmiech wparował na jego usta. - A teraz...jesteście już dorośli i...jesteście razem. - tym razem Harry się uśmiechnął. - Przytulacie się, całujecie. Jesteście parą a nie przyjaciółmi, no i wiesz, dla mnie do jest...szok. - zakończył swoją jakże przejmującą przemowę a w pokoju zapanowała...przyjemna cisza. Mogłoby się wydawać, że wspominali dawne czasy. Przypominali sobie jak to było kiedyś kiedy Lou i Hazz byli tylko przyjaciółmi. To wszystko w ciągu kilku lat się zaczęło stopniowo zmieniać. Chłopaki już nie witali się zwykłym "niedźwiadkiem"* a pocałunkiem w policzek. Z czasem zaczęli się częściej przytulać, posyłać w swoim kierunku nieśmiałe uśmieszki na co ten drugi się rumienił. Potrafili siadać razem w jednym fotelu, obejmować się czulej aż przyszedł taki moment, że się pocałowali...
Był mroźny grudniowy wieczór. Anne i Jay z dziewczynkami postanowiły zrobić małe zakupy świąteczne a Mark i Robin* poszli na piwo. Mięli pójść razem z synami ale oni nie chcieli. Tomlinson wręcz nalegał na wspólny wypad do baru, chciał ich przekonać tym, że może im też kupią piwo ale nie. Chłopaki się uparli, że zostają i zostali, sami...w domu Styles'ów. Mark na prawdę liczył, że Hazz i Louie pójdą z nimi ale w końcu Robin przekonał przyjaciela, żeby dał już spokój. Styles już wtedy czuł, że między jego synem a Louis'im jest coś więcej niż przyjaźń. Nie miał nic przeciwko gejom i nie chciał też zabraniać szczęścia choremu synowi więc zostawił ich samych. W ten sposób chciał pokazać Harry'emu, że zawsze może liczyć na ojca.
Kiedy dom stał się całkowicie pusty chłopaki rozsiedli się na kanapie po czym Hazz włączył tv. Tak samo długo nie mogli znaleźć sobie odpowiedniego miejsca jak nie mogli znaleźć czegoś odpowiedniego w magicznym pudełku. Kiedy znaleźli się tak blisko siebie, że nie było między nimi żadnej wolnej przestrzeni i nogi Harry'ego powędrowały na nogi Lou, nagle baner z ekranu telewizora zniknął i oczy obu zamulonych *jeszczeprzyjaciół* zatrzymały się na Rose i Jack'u. Tak, zaczęli oglądać Titanic'a. Oczywiście, że w swoim życiu oglądali go z kilkanaście razy ale ten film jest tak dobry, że musieli jeszcze raz.
Film powoli zaczął się kończyć a Louis usłyszał cichy szloch przy swoim uchu. Odwrócił powoli głowę i ujrzał zapłakanego Harry'ego. Nie zastanawiając się ani chwili objął go mocno ledwo powstrzymując śmiech. Tak, chciało mu się śmiać. Bawiło go to, że Hazz na każdym romantycznym filmie płacze ale też podobało mu się to, że jest taki wrażliwy. Pogłaskał go po plecach i ucałował we włosy.
-Hazzuś, nie płacz... - otarł chłodnymi palcami łzy spływające po rozgrzanych policzkach Harry'ego.
-To jest...to jest takie smutne. - pociągnął nosem. - Byli zakochani...dlaczego ten głupi statek musiał utonąć ?! - oburzył się.
Spojrzał na Louis'ego ze smutkiem ale też ze złością na reżysera tego filmu. Nie mógł inaczej tego zakończyć ?!
Patrzyli na siebie w głębokiej ciszy, która szeptała im obu do serca jedno, to samo zdanie "Pocałuj go". Mówiła to tak głośno, że w pewnej chwili zaczęła krzyczeć, żeby w końcu usłyszeli a nie tak głupkowato patrzyli na siebie. Chyba się udało, bo w końcu ich twarze powoli zaczęły zbliżać się do siebie. Ich oczy latały w górę i w dół, co było znakiem, że spoglądali raz w oczy drugiego a raz na jego usta. Ta cała sytuacja w oczach drugiej osoby na pewno wyglądałaby zabawnie ale dla nich to było magiczne. Kiedy nareszcie ich usta spotkały się w jednym punkcie między ich ciałami powstała niesamowita energia niewidoczna gołym okiem. Ta energia powili unosiła się do góry, oplotła ciało Harry'ego i posadziła go na kolanach Lou po czym chwyciła ręce szatyna i ułożyła delikatnie na plecach Loczka. W momencie kiedy przestała władać nad ich ciałami i tylko stworzyła niesamowitą aurę wokół nich, oni już sami wiedzieli co maja robić. Całowali się na prawdę długo. W końcu się opamiętali i zaprzestali. Spojrzeli na siebie z satysfakcjonującymi uśmiechami. Byli szczęśliwi, że nareszcie się to stało. Nie byli sobą zniesmaczeni, wręcz przeciwnie. Louis potarł swoim nosem nos Harry'ego po czym delikatnie musnął jego usta i po chwili znów...całowali się.
Tego dnia...od tego dnia, można wnioskować, że byli razem. W końcu zrozumieli, że nie są dla siebie stworzeni jako przyjaciele ale jako...para. Tak po prostu. Hazz urodził się po to by trzymać Lou za rękę a Louis urodził się po to by tulić Harry'ego...czy coś takiego. To wspomnienie spowodowało, że Hazz sięgnął ręką po długopis na szafce nocnej obok łóżka i zeszyt schowany jak zwykle pod poduszką, aby nie dostał się w niepowołane ręce. Naszła go wena na napisanie czegoś. Jak na razie miał zapisane trzy strony piosenki dla Louis'ego. A konkretniej 201 słów. Postanowił, że utwór dla jego chłopaka będzie miał 365 słów, tak po prostu. Ponad dwieście słów to już coś, prawda ? A dlaczego chciał dla niego napisać piosenkę ? Po to, aby, kiedy odejdzie, gdy zostawi go samego...aby Louie miał chociaż cząstkę jego przy sobie - słowa Harry'ego do niego skierowane. Owszem, dostał naszyjnik ale słowa to coś więcej. Hazz tym sposobem chciał pokazać ile Louis dla niego znaczy, jak bardzo go kocha i na pewno będzie za nim tęsknił...i na niego czekał.
Piosenkę zamierzał skończyć...jeszcze przed śmiercią, bo po śmierci to raczej już nie da rady. Louie na pewno się ucieszy z takiej pamiątki.
Louis dobiegł w końcu do swojego domu. Wspiął się po balkonie i już po chwili był w swoim pokoju. Usiadł na obrotowym krześle by chwile odetchnąć. Przymknął oczy i od razu pojawiła mu się scena z Harry'm...na jego łóżku...i moment kiedy pan Styles wparował do pokoju. Mimowolnie uśmiechnął się. To na prawdę było zabawne. Jednak dobrze, że nie doszło do czegoś więcej. Mogłoby się źle skończyć...ale o tym chyba już była mowa.
Spojrzał na zegarek i usłyszał warkot samochodu na dole. Przyjechali. Włączył telewizor dla niepoznaki. Wstał powoli szurając butami. Buty! Przypomniał sobie po czym gwałtownie je ściągnął wpychając pod łóżku. Wskoczył na łóżko, chwycił pilot i zaczął leniwie przełączać kanały gdy usłyszał czyjeś kroki na schodach. To zdecydowanie były męskie kroki.
Drzwi się otworzyły a Louis nawet nie zwrócił na to uwagi. Skakał po kanałach dalej ignorując to, że ojciec właśnie usiadł na przeciwko niego.
-Udało się ? - pytanie Mark'a spowodowało, że Louis odłożył pilot i spojrzał na ojca. - No więc ? - ponowił pytanie uśmiechając się.
-Chodzi Ci o... - ojciec pokiwał głową. - Udało się. - Lou spuścił głowę i uśmiechając się pod nosem zarumienił się lekko.
-Cieszę się. - stwierdził przyjaźnie po czym opuścił pokój syna.
Tata nareszcie mi pomaga. To zdanie w kółko chodziło mu po głowie do póki nie zasnął. Następnego dnia zapewne będzie miał wyrzuty sumienia, że nie zadzwonił do Harry'ego na dobranoc ale Loczek na pewno mu to wybaczy kiedy szatyn opowie mu o tym co się wydarzyło po powrocie do domu.
W końcu pojawiło się światełko w tunelu. Jest szansa, że Mark przekona Jay, żeby chłopki mogli się spokojnie spotykać, że ten głupi koszmar nareszcie się skończy, że będą mogli żyć normalnie. Ale do tego jeszcze długo droga. Matka Louis'ego jest bardzo upartą i zawziętą kobietą. On zapewne ma to po niej, bo nie podda się, będzie walczył o Harry'ego do końca.
Kilka dni dzieli nas od Paryża. Kilka dni dzieli nas od bycia szczęśliwymi.
________________
*Robin - wiem, że to ojczym Harry'ego ale nie wiem jak ma na imię jego tata więc chyba się nie gniewacie, że tak nazwałam pana Styles'a ? ;)
* I wiecie co ? Zayn zabrał mi lusterku i za cholerę nie chcę oddać ! A przez Nialler'a mam pustą lodówkę. Nie wiem czemu ale kiedy zniknął Harry, to mój kot też. Nie mam jak zjeść zupy, bo Liam łyżki wyrzucił a Louis marchewkami mnie za to opycha ! Nie no, dżołk taki ;) ale chyba śmieszny nie? Lubię tak sobie żartować...często gadam do plakatów i do sb. Chyba powinnam się leczyć. :D
Lov ya ! :*
środa, 29 sierpnia 2012
niedziela, 19 sierpnia 2012
Rozdział 3. - Kiss Me
Wazzup Pieszczochy !!! Tęskniliście ? Bo ja bardzo :**. Cholernie już chciałam napisać ten rozdział ale jakoś nie miałam czasu, bo chęć oczywiście była :D. Zawsze ją mam.
Wiecie, tak sobie przeliczyłam, że jeśli dobrze pójdzie i będę dodawać rozdziały regularnie co tydzień to epilog powinien się pojawić...*proszę o werble* {dum, dum, dum, dum} dokładnie 23 grudnia. Taki super prezent gwiazdkowy ;) Ale znając mnie to raczej poczekacie sobie na końcówkę...może do dziewiętnastki Hazzy !!! Cieszycie się, że tak długo ? (piszcie w komentarzach)
Jeśli chodzi o rozdział to z góry przepraszam za możliwe powtórzenia (Louis, Louie, Harry, Hazz, Loczek). Po prostu nie mogłam znaleźć innych synonimów... ;P A tak w ogóle to pierwsza część mi się podoba ale druga (w domu Hazzy) nie za bardzo, nie wiem czemu. Po prostu mi nie odpowiada.
Muszę Wam powiedzieć, a raczej chcę (nie powinnam ale jednak), że pojawia się tu małe co nieco :D A teraz Was zasmucę po prawdziwy seks pojawi się dopiero w rozdziale...siedemnastym. Na prawdę mi przykro...yyy, a właściwie to nie. :D Wiem, jestem wredna. Ale taka już moja natura i taką miałam koncepcję. :)
Teraz mam do Was sprawę Wy moje kochane Pussy ;) Napisałam własną teorię tego prawdziwego Larry'ego. To znaczy, to jak ich postrzegam, ich prawdziwe życie. Jeśli ktoś chciałby przeczytać to piszcie w komentarzach swoje gg to Wam wyśle, a jeśli będzie Was więcej to po prostu napiszę na blogu. :D
No to chyba tyle co miałam do powiedzenia. Przepraszam, że Was zanudzałam. Chyba większość tego nie przeczytała. No ale cóż...Zapraszam do czytania ;)
ENJOY !!!
*Kiss Me*
Zaczynał się kolejny nudny dzień bez Harry'ego. Dla Louis'ego każdy dzień, każda godzina, każda minuta, każda sekunda bez ukochanego to męczarnia, to piekło. Nie mieć możliwości spojrzeć w jego irlandzko zielone oczy, pocałować malinowych ust czy przytulić go do serca to jakby kara za to, że go pokochał. Dlaczego ? Dlaczego Bóg pozwala na to, żeby jego rodzice tak go krzywdzili ? Przecież rodzic powinien chcieć szczęścia i dobra swojego dziecka. Może i oni tak chcą ale coś im nie wychodzi. Może...może potrzebują czasu ? Nie, raczej nie. Minęło już pół roku odkąd wiedzą, sześć pieprzonych miesięcy...bez zmian. Chociaż, ojciec stał się taki...inny, milszy. Może jednak. Może ten ktoś na górze zlitował się nad nieszczęsną miłością Louis'iego i Harry'ego. To dziwne ale ich życie w pewnym stopniu przypomina historię W.Szekspira - Romeo i Julia. Oby tylko nie skończyli jak oni - żeby żyć razem musieli umrzeć. Oby Bóg miał dla nich lepszy scenariusz.
Usiadł na brzegu łóżka, które jako jedyne, oprócz Harry'ego, dawało mu poczucie bezpieczeństwa i przeczesał palcami włosy. Każdego dnia, takiego jak ten, Louis nie potrafi zrozumieć tego co się wokół niego dzieje. Te wszystkie chwile Loczkiem, tyle lat jak bracia i ostatni rok o wiele bliżej i do tego ta pierdolona choroba wykryta dwa lata temu. Gdyby Harry zbadał się wcześniej, to może wszystko wyglądałoby inaczej. Nie mogę go o to osądzać. To nie jego wina. To wszystko wydaje się takie...niemożliwe, nierealne. Całej sytuacji dodaje grozy 'zakaz miłości', 'zakaz bycia szczęśliwym' przez Tomlinsonów.
Ale już niedługo. Tylko dwa tygodnie dzielą ich od bycia razem tak na prawdę, tak...na zawsze. Chociaż te kilka lat. Chociaż tyle. Oby im się udało.
Louis poczuł burczenie w brzuchu co było oczywiście oznaką głodu. Tak dawno nie jadł. Nie, to nie był jakiś strajk głodowy, nie chciał tym wywrzeć presji na rodzicach. Tak bardzo tęsknił za Harry'm, że zapomniał jeść. To właśnie Hazz i miłość do niego jest jego pokarmem. Można to nazwać uzależnieniem albo depresją, jak kto woli...
Nie myśląc dłużej włożył na siebie jakieś dresy i zszedł na dół. Głód ciągle się nasilał, więc Louis wpadł do kuchni jak burza przeszukując na zmianę lodówkę i półki czy szafki. Wyjął dosyć dużą fioletową miskę, płatki czekoladowe i chłodne mleko w kartonie.Miał już zamiar przyrządzać sobie śniadanie ale niespodziewanie ktoś się pojawił w kuchni.
-Zgłodniałeś ? - usłyszał dziwnie miły głos matki po czym upewniając się, że jest spokojny i nic jej nie zrobi odwrócił się do niej.
-Jak widać... - rzucił oschle po czym wrócił do pichcenia.
-Louis...nie jesz od jakiegoś czasu. To przez NIEGO.
-Nie, nie przez NIEGO, tylko przez Ciebie. - odpowiedział spokojnie chociaż w środku się gotował. W głowie cały czas powtarzał sobie spokojnie.
-Dlaczego przeze mnie ? - zdziwiła się co można wywnioskować po tonie głosu i wyrazie twarzy. - Zresztą, nieważne. Zapomnij o NIM. - powiedziała to z takim spokojem jakby mu oznajmiła co dziś będzie w telewizji. - Z tego nic nie będzie, zrozum. - podkreśliła ostatnie zdanie.
-Powiem Ci coś. Odpierdol się od mojego, od naszego życia ! Zostaw Harry'ego w spokoju ! Nie masz prawa go osądzać o cokolwiek ! Rzygać mi się chcę jak na Ciebie patrzę ! Niszczysz mi życie ! - wykrzyknął matce prosto w twarz. Zrezygnował z jedzenia i wręcz wybiegł z kuchni trafiając po drodze na ojca, którego niechcący potrącił ramieniem. Mark w przeprosinach dostał krótkie sorry.
Wpadł do pokoju i jak miał w zwyczaju w takich sytuacjach, rzucił się na łóżko z płaczem. Przycisnął poduszkę do twarzy i zaczął głośno krzyczeć. Zapomnij o NIM.Z tego nic nie będzie, zrozum. Te słowa tłukły mu się po głowie z ogromnym echem. Jak ona może w ogóle mówić takie rzeczy. Widocznie nie zna swojego syna. Nie wie, że on nigdy się nie poddaje i zawsze walczy do końca o swoje. A w tym przypadku o Harry'ego. W tym stanie w jakim aktualnie przebywał przez pół roku był w stanie zrobić wszystko dla ukochanego. Kompletnie wszystko.
Po 30 minutach i paru głębszych oddechach uspokoił się. Serce zwolniło swoje tempo a łzy zaschły na policzkach. Ułożył się wygodnie na łóżku i i słysząc ciche dryń, dryń na szafce nocnej sięgnął ręką po telefon. Tak, Harry napisał do niego. Nawet te cztery litery składające się na imię jego chłopaka sprawiały, że się uśmiechał. Zapewne byłoby tak nawet jeśli byłby poddawany najgorszym torturom - wystarczyło by napisać na karce Harry a ból by ustąpił. Prawda, to dosyć przerażające ale jednak prawdziwe. Co miłość robi z człowiekiem...
Szybko odpisał i już po chwili usłyszał kroki na schodach. Na pewno ktoś idzie go 'odwiedzić'. Krótka cisza i drzwi do jego pokoju się otworzyły. Na panelach w kolorze piasku plażowego stanęła noga mężczyzny - Mark'a. Ojciec Louis'ego powolnym krokiem podszedł do łóżka syna i usiadł na skraju, żeby tylko nie drażnić szatyna. Westchnął głośno co przyczyniło się do tego iż Louie wstał i usiadł obok niego odpisując na kolejnego sms'a od Harry'ego.
-Z kim tak piszesz ? - spytał jakby nie wiedział. A może po prostu chciał ujrzeć uśmiech na twarzy syna, bo wiadome było, że gdy wypowie jego imię on się pojawi.
-Z Harry'm. - tak, uśmiechnął się. Nacisnął wyślij i odłożył telefon na jej wcześniejsze.
Mark widząc to czego oczekiwał również rozpromieniał. Podążył wzrokiem za ręką Louis'ego i natknął się na zdjęcie na szafce. Zdjęcie Lou i Hazzy, razem. Loczek całował policzek swojego chłopaka. Tomlinson ucieszył się, że był ktoś w pobliżu, by uwiecznić ten piękny gest.
Harry. Ten chłopak sprawiał, że Louis chciał żyć i na prawdę miał powód do tego, którym był właśnie ON. A Hazz, gdyby nie Louie, nie zgodziłby się na tą operacje 'przedłużającą życie'. Pożyłby jakieś pół roku i zasnął na wieczność. A tak nie, ma Louis'ego i che żyć dla niego jak najdłużej się da.
Mark spuścił wzrok na podłogę gdy zauważył, że syn go przyłapał na wpatrywaniu się w to piękne zdjęcie. Czuł się...źle. Niszczył mu życie. Nie chciał tego. Na początku faktycznie myślał, że to nastoletnie hormony, że Louis tylko się zauroczył, że to była zwykła fascynacja młodym Styles'em. Ale teraz wie, że totalnie się mylił. Jego syn jest cholernie zakochany w dziecku jego najlepszego przyjaciela - poprawka - byłego, najlepszego przyjaciela.
-Ślicznie wyglądacie na tym zdjęciu. - stwierdził łagodnie a Louis uśmiechnął się pod nosem.
-Chciałeś o czymś pogadać ? - niechętnie spytał zmieniając temat. Chciał porozmawiać z ojcem o Harry'm, bo cholernie chciał komuś powiedzieć ile ten chłopak dla niego znaczy ale coś mu mówiło, że to niezbyt dobry pomysł.
-Nie będę pytał dlaczego tak naskoczyłeś na matkę, bo na pewno miałeś swoje powody, ważne powody. - przynajmniej on go rozumie. - Powiem tak : razem z Jay i dziewczynkami jedziemy na zakupy, Ty zostaniesz sam w domu. Chcę Ci tylko powiedzieć, że jak wrócimy to masz być w pokoju, rozumiesz mnie ? - Louis kiwnął głową ale kompletnie nie wiedział co ojciec ma na myśli. - Nie będzie nas jakieś cztery godziny. Powtarzam, jak wrócimy, masz być w pokoju. - powiedział to tak jakby chciał mu coś przekazać, po czym wstał i już bez słowa wyszedł z pokoju.
Czyżby on coś sugerował ? Louis zastanawiał się dłuższą chwilę. Kiedy usłyszał warkot silnika podszedł do okna balkonowego. Cała rodzina, oprócz niego, właśnie wyjeżdżała z podjazdu po czym samochód wjechał na ulicę i już po chwili zniknął z pola widzenia szatyna. Wtedy go olśniło. Chwycił telefon i szybko wystukał coś na klawiaturze po czym wysłał do Harry'ego. Nie tracąc na czasie, wszedł na balkon i pobiegł w stronę domu ukochanego.
Teraz już wiedział co ojciec ma na myśli. Starał się tak poinformować syna tak, aby ten zrozumiał, że ma czas by spotkać się z Harry'm. Cztery godziny. Trochę mało ale darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby.
*Your love is My drug*
Nawet nie pukając wszedł do domu. Hazz napisał mu, że jest sam więc pukanie nie miało sensu. Zdjął tylko buty i pobiegł do pokoju Loczka. Tym razem nie dbał o to czy jest cicho, czy Harry go usłyszy. Chciał po prostu jak najszybciej go zobaczyć. Hazz nawet nie zauważył kiedy Louie usiadł mu na biodrach.
-Szybki jesteś. - zauważył młody Styles.
-No wiem. - odpowiedział szybko po czym wpił się w jego usta.
Całował go tak jakby nie widział go z milion lat. Co prawda było to zaledwie dziś w nocy ale można to do tego porównać. Dla nich minuta osobno to wieczność...
Louis nie chciał próżnować ani tracić czasu na jakieś tam buziaki więc już po chwili zdjął chłopakowi koszulkę i z pocałunkami przeniósł się na jego tors. Harry odrzucił głowę w tył opierając ją o ścianę i dając tym samym znak ukochanemu czego oczekuje. Szatyn zrozumiał o co chodzi młodszemu i już po chwili ssał skórę na jego szyi. Trwało to trochę i kiedy Lou oderwał się od szyi chłopaka z cichym mlaskiem pojawiła się na niej dorodna malinka. Obejrzał swoje dzieło z ogromną dumą po czym zdjął z siebie koszulkę i ułożył chłopaka na całej długości łóżka.
Stworzył sobie ścieżkę pocałunków zaczynając od ust. Schodził coraz niżej po szczęce, na chwilę zatrzymał się przy obojczyku i znów wrócił na usta. Oddał ostatniego buziaka na wargach Harry'ego po czym przyssał się do skóry na jego brzuchu. Loczkowi najwidoczniej bardzo się to podobało, bo wydawał z siebie ciche jęki i pomruki co jeszcze bardziej pobudzało Louis'ego. Spojrzał na chłopaka nie przerywając pocałunków zastanawiając się nad pewną opcją. Wywnioskował, że jest to odpowiedni moment i jednym ruchem zdjął ukochanemu dresowe spodnie. Harry w ogóle nie protestował. Wręcz przeciwnie - przymknął oczy i wplótł palce we włosy starszego.
Louis dłuższą chwilę pieścił ustami i językiem podbrzusze Loczka i stwierdzając, że chłopaka już powoli zaczyna denerwować to droczenie się postanowił działać. Po obu stronach bioder Harry'ego, złapał za gumkę od jego zielonych bokserek. Już chciał je zdejmować, już w głowie wyobrażał sobie jak będzie wspaniale zrobić dobrze ukochanemu, jak będzie się fantastycznie czuł kiedy on będzie wykrzykiwał jego imię, ale...
Usłyszeli charakterystyczny dźwięk otwieranych drzwi i momentalnie Louis oderwał swoje usta od podbrzusza Harry'ego po czym oboje spojrzeli na niechcianego gościa.
-Ja...ja nie wiedziałem. Ja...przepraszam, już wychodzę. - intruzem okazał się być tata Harry'ego. Widząc swojego syna z jego chłopakiem w takiej sytuacji...no cóż, zawstydził się, zrobiło mu się głupio. Nie dlatego, że ich nakrył tylko dlatego, że im przeszkodził.
Na chwilę w pokoju zapanowała cisza ale potem zastąpiły ją śmiechy chłopaków. Cała ta sytuacja po prostu ich śmieszyła.
Louis jeszcze raz ucałował podbrzusze Harry'ego i na łokciach podsunął się do niego kładąc na plecach. Hazz skorzystał z okazji i położył się na torsie ukochanego, kreśląc delikatnie na jego brzuchu kręgi.
-Harry, mówiłeś, że jesteśmy sami... - zaśmiał się Louie.
-No bo tak było. - musną ustami jego brzuch. - Nie wiedziałem, że tak szybko wrócą. - próbował się bronić i nieco podniósł głos.
-Już dobrze, nie gniewam się. - wplótł palce w loki Harry'ego. - Mam tylko nadzieję, że kiedyś to dokończymy...
-No pewnie !
Niestety za wiele czasu im nie zostało. Na wszelki wypadek Hazz zakluczył drzwi i już w spokoju mogli robić...różne takie. Nie posuwali się zbyt daleko*, bo wiedzieli, że wciągną się, czas nie będzie się dla nich liczył, a tego by nie chcieli. Louie musiał wrócić do domu przed rodzicami. Aż strach pomyśleć co by się stało gdyby się spóźnił.
Kiedy dochodziła godzina osiemnasta Louis z ogromnym brakiem chęci pożegnał się z ukochanym i pędem pobiegł do domu. Tylko przekroczył próg domu Styles'ów i już zaczął tęsknić za Harry'm...
_________
*"nie posuwali się zbyt daleko" - wiem, że niektórym mogło się to skojarzyć więc od razu mówię, że to nie o TO chodziło ale kocham Waszą wyobraźnię. :*
Wiecie, tak sobie przeliczyłam, że jeśli dobrze pójdzie i będę dodawać rozdziały regularnie co tydzień to epilog powinien się pojawić...*proszę o werble* {dum, dum, dum, dum} dokładnie 23 grudnia. Taki super prezent gwiazdkowy ;) Ale znając mnie to raczej poczekacie sobie na końcówkę...może do dziewiętnastki Hazzy !!! Cieszycie się, że tak długo ? (piszcie w komentarzach)
Jeśli chodzi o rozdział to z góry przepraszam za możliwe powtórzenia (Louis, Louie, Harry, Hazz, Loczek). Po prostu nie mogłam znaleźć innych synonimów... ;P A tak w ogóle to pierwsza część mi się podoba ale druga (w domu Hazzy) nie za bardzo, nie wiem czemu. Po prostu mi nie odpowiada.
Muszę Wam powiedzieć, a raczej chcę (nie powinnam ale jednak), że pojawia się tu małe co nieco :D A teraz Was zasmucę po prawdziwy seks pojawi się dopiero w rozdziale...siedemnastym. Na prawdę mi przykro...yyy, a właściwie to nie. :D Wiem, jestem wredna. Ale taka już moja natura i taką miałam koncepcję. :)
Teraz mam do Was sprawę Wy moje kochane Pussy ;) Napisałam własną teorię tego prawdziwego Larry'ego. To znaczy, to jak ich postrzegam, ich prawdziwe życie. Jeśli ktoś chciałby przeczytać to piszcie w komentarzach swoje gg to Wam wyśle, a jeśli będzie Was więcej to po prostu napiszę na blogu. :D
No to chyba tyle co miałam do powiedzenia. Przepraszam, że Was zanudzałam. Chyba większość tego nie przeczytała. No ale cóż...Zapraszam do czytania ;)
ENJOY !!!
*Kiss Me*
Zaczynał się kolejny nudny dzień bez Harry'ego. Dla Louis'ego każdy dzień, każda godzina, każda minuta, każda sekunda bez ukochanego to męczarnia, to piekło. Nie mieć możliwości spojrzeć w jego irlandzko zielone oczy, pocałować malinowych ust czy przytulić go do serca to jakby kara za to, że go pokochał. Dlaczego ? Dlaczego Bóg pozwala na to, żeby jego rodzice tak go krzywdzili ? Przecież rodzic powinien chcieć szczęścia i dobra swojego dziecka. Może i oni tak chcą ale coś im nie wychodzi. Może...może potrzebują czasu ? Nie, raczej nie. Minęło już pół roku odkąd wiedzą, sześć pieprzonych miesięcy...bez zmian. Chociaż, ojciec stał się taki...inny, milszy. Może jednak. Może ten ktoś na górze zlitował się nad nieszczęsną miłością Louis'iego i Harry'ego. To dziwne ale ich życie w pewnym stopniu przypomina historię W.Szekspira - Romeo i Julia. Oby tylko nie skończyli jak oni - żeby żyć razem musieli umrzeć. Oby Bóg miał dla nich lepszy scenariusz.
Usiadł na brzegu łóżka, które jako jedyne, oprócz Harry'ego, dawało mu poczucie bezpieczeństwa i przeczesał palcami włosy. Każdego dnia, takiego jak ten, Louis nie potrafi zrozumieć tego co się wokół niego dzieje. Te wszystkie chwile Loczkiem, tyle lat jak bracia i ostatni rok o wiele bliżej i do tego ta pierdolona choroba wykryta dwa lata temu. Gdyby Harry zbadał się wcześniej, to może wszystko wyglądałoby inaczej. Nie mogę go o to osądzać. To nie jego wina. To wszystko wydaje się takie...niemożliwe, nierealne. Całej sytuacji dodaje grozy 'zakaz miłości', 'zakaz bycia szczęśliwym' przez Tomlinsonów.
Ale już niedługo. Tylko dwa tygodnie dzielą ich od bycia razem tak na prawdę, tak...na zawsze. Chociaż te kilka lat. Chociaż tyle. Oby im się udało.
Louis poczuł burczenie w brzuchu co było oczywiście oznaką głodu. Tak dawno nie jadł. Nie, to nie był jakiś strajk głodowy, nie chciał tym wywrzeć presji na rodzicach. Tak bardzo tęsknił za Harry'm, że zapomniał jeść. To właśnie Hazz i miłość do niego jest jego pokarmem. Można to nazwać uzależnieniem albo depresją, jak kto woli...
Nie myśląc dłużej włożył na siebie jakieś dresy i zszedł na dół. Głód ciągle się nasilał, więc Louis wpadł do kuchni jak burza przeszukując na zmianę lodówkę i półki czy szafki. Wyjął dosyć dużą fioletową miskę, płatki czekoladowe i chłodne mleko w kartonie.Miał już zamiar przyrządzać sobie śniadanie ale niespodziewanie ktoś się pojawił w kuchni.
-Zgłodniałeś ? - usłyszał dziwnie miły głos matki po czym upewniając się, że jest spokojny i nic jej nie zrobi odwrócił się do niej.
-Jak widać... - rzucił oschle po czym wrócił do pichcenia.
-Louis...nie jesz od jakiegoś czasu. To przez NIEGO.
-Nie, nie przez NIEGO, tylko przez Ciebie. - odpowiedział spokojnie chociaż w środku się gotował. W głowie cały czas powtarzał sobie spokojnie.
-Dlaczego przeze mnie ? - zdziwiła się co można wywnioskować po tonie głosu i wyrazie twarzy. - Zresztą, nieważne. Zapomnij o NIM. - powiedziała to z takim spokojem jakby mu oznajmiła co dziś będzie w telewizji. - Z tego nic nie będzie, zrozum. - podkreśliła ostatnie zdanie.
-Powiem Ci coś. Odpierdol się od mojego, od naszego życia ! Zostaw Harry'ego w spokoju ! Nie masz prawa go osądzać o cokolwiek ! Rzygać mi się chcę jak na Ciebie patrzę ! Niszczysz mi życie ! - wykrzyknął matce prosto w twarz. Zrezygnował z jedzenia i wręcz wybiegł z kuchni trafiając po drodze na ojca, którego niechcący potrącił ramieniem. Mark w przeprosinach dostał krótkie sorry.
Wpadł do pokoju i jak miał w zwyczaju w takich sytuacjach, rzucił się na łóżko z płaczem. Przycisnął poduszkę do twarzy i zaczął głośno krzyczeć. Zapomnij o NIM.Z tego nic nie będzie, zrozum. Te słowa tłukły mu się po głowie z ogromnym echem. Jak ona może w ogóle mówić takie rzeczy. Widocznie nie zna swojego syna. Nie wie, że on nigdy się nie poddaje i zawsze walczy do końca o swoje. A w tym przypadku o Harry'ego. W tym stanie w jakim aktualnie przebywał przez pół roku był w stanie zrobić wszystko dla ukochanego. Kompletnie wszystko.
Po 30 minutach i paru głębszych oddechach uspokoił się. Serce zwolniło swoje tempo a łzy zaschły na policzkach. Ułożył się wygodnie na łóżku i i słysząc ciche dryń, dryń na szafce nocnej sięgnął ręką po telefon. Tak, Harry napisał do niego. Nawet te cztery litery składające się na imię jego chłopaka sprawiały, że się uśmiechał. Zapewne byłoby tak nawet jeśli byłby poddawany najgorszym torturom - wystarczyło by napisać na karce Harry a ból by ustąpił. Prawda, to dosyć przerażające ale jednak prawdziwe. Co miłość robi z człowiekiem...
Szybko odpisał i już po chwili usłyszał kroki na schodach. Na pewno ktoś idzie go 'odwiedzić'. Krótka cisza i drzwi do jego pokoju się otworzyły. Na panelach w kolorze piasku plażowego stanęła noga mężczyzny - Mark'a. Ojciec Louis'ego powolnym krokiem podszedł do łóżka syna i usiadł na skraju, żeby tylko nie drażnić szatyna. Westchnął głośno co przyczyniło się do tego iż Louie wstał i usiadł obok niego odpisując na kolejnego sms'a od Harry'ego.
-Z kim tak piszesz ? - spytał jakby nie wiedział. A może po prostu chciał ujrzeć uśmiech na twarzy syna, bo wiadome było, że gdy wypowie jego imię on się pojawi.
-Z Harry'm. - tak, uśmiechnął się. Nacisnął wyślij i odłożył telefon na jej wcześniejsze.
Mark widząc to czego oczekiwał również rozpromieniał. Podążył wzrokiem za ręką Louis'ego i natknął się na zdjęcie na szafce. Zdjęcie Lou i Hazzy, razem. Loczek całował policzek swojego chłopaka. Tomlinson ucieszył się, że był ktoś w pobliżu, by uwiecznić ten piękny gest.
Harry. Ten chłopak sprawiał, że Louis chciał żyć i na prawdę miał powód do tego, którym był właśnie ON. A Hazz, gdyby nie Louie, nie zgodziłby się na tą operacje 'przedłużającą życie'. Pożyłby jakieś pół roku i zasnął na wieczność. A tak nie, ma Louis'ego i che żyć dla niego jak najdłużej się da.
Mark spuścił wzrok na podłogę gdy zauważył, że syn go przyłapał na wpatrywaniu się w to piękne zdjęcie. Czuł się...źle. Niszczył mu życie. Nie chciał tego. Na początku faktycznie myślał, że to nastoletnie hormony, że Louis tylko się zauroczył, że to była zwykła fascynacja młodym Styles'em. Ale teraz wie, że totalnie się mylił. Jego syn jest cholernie zakochany w dziecku jego najlepszego przyjaciela - poprawka - byłego, najlepszego przyjaciela.
-Ślicznie wyglądacie na tym zdjęciu. - stwierdził łagodnie a Louis uśmiechnął się pod nosem.
-Chciałeś o czymś pogadać ? - niechętnie spytał zmieniając temat. Chciał porozmawiać z ojcem o Harry'm, bo cholernie chciał komuś powiedzieć ile ten chłopak dla niego znaczy ale coś mu mówiło, że to niezbyt dobry pomysł.
-Nie będę pytał dlaczego tak naskoczyłeś na matkę, bo na pewno miałeś swoje powody, ważne powody. - przynajmniej on go rozumie. - Powiem tak : razem z Jay i dziewczynkami jedziemy na zakupy, Ty zostaniesz sam w domu. Chcę Ci tylko powiedzieć, że jak wrócimy to masz być w pokoju, rozumiesz mnie ? - Louis kiwnął głową ale kompletnie nie wiedział co ojciec ma na myśli. - Nie będzie nas jakieś cztery godziny. Powtarzam, jak wrócimy, masz być w pokoju. - powiedział to tak jakby chciał mu coś przekazać, po czym wstał i już bez słowa wyszedł z pokoju.
Czyżby on coś sugerował ? Louis zastanawiał się dłuższą chwilę. Kiedy usłyszał warkot silnika podszedł do okna balkonowego. Cała rodzina, oprócz niego, właśnie wyjeżdżała z podjazdu po czym samochód wjechał na ulicę i już po chwili zniknął z pola widzenia szatyna. Wtedy go olśniło. Chwycił telefon i szybko wystukał coś na klawiaturze po czym wysłał do Harry'ego. Nie tracąc na czasie, wszedł na balkon i pobiegł w stronę domu ukochanego.
Teraz już wiedział co ojciec ma na myśli. Starał się tak poinformować syna tak, aby ten zrozumiał, że ma czas by spotkać się z Harry'm. Cztery godziny. Trochę mało ale darowanemu koniowi nie zagląda się w zęby.
*Your love is My drug*
Nawet nie pukając wszedł do domu. Hazz napisał mu, że jest sam więc pukanie nie miało sensu. Zdjął tylko buty i pobiegł do pokoju Loczka. Tym razem nie dbał o to czy jest cicho, czy Harry go usłyszy. Chciał po prostu jak najszybciej go zobaczyć. Hazz nawet nie zauważył kiedy Louie usiadł mu na biodrach.
-Szybki jesteś. - zauważył młody Styles.
-No wiem. - odpowiedział szybko po czym wpił się w jego usta.
Całował go tak jakby nie widział go z milion lat. Co prawda było to zaledwie dziś w nocy ale można to do tego porównać. Dla nich minuta osobno to wieczność...
Louis nie chciał próżnować ani tracić czasu na jakieś tam buziaki więc już po chwili zdjął chłopakowi koszulkę i z pocałunkami przeniósł się na jego tors. Harry odrzucił głowę w tył opierając ją o ścianę i dając tym samym znak ukochanemu czego oczekuje. Szatyn zrozumiał o co chodzi młodszemu i już po chwili ssał skórę na jego szyi. Trwało to trochę i kiedy Lou oderwał się od szyi chłopaka z cichym mlaskiem pojawiła się na niej dorodna malinka. Obejrzał swoje dzieło z ogromną dumą po czym zdjął z siebie koszulkę i ułożył chłopaka na całej długości łóżka.
Stworzył sobie ścieżkę pocałunków zaczynając od ust. Schodził coraz niżej po szczęce, na chwilę zatrzymał się przy obojczyku i znów wrócił na usta. Oddał ostatniego buziaka na wargach Harry'ego po czym przyssał się do skóry na jego brzuchu. Loczkowi najwidoczniej bardzo się to podobało, bo wydawał z siebie ciche jęki i pomruki co jeszcze bardziej pobudzało Louis'ego. Spojrzał na chłopaka nie przerywając pocałunków zastanawiając się nad pewną opcją. Wywnioskował, że jest to odpowiedni moment i jednym ruchem zdjął ukochanemu dresowe spodnie. Harry w ogóle nie protestował. Wręcz przeciwnie - przymknął oczy i wplótł palce we włosy starszego.
Louis dłuższą chwilę pieścił ustami i językiem podbrzusze Loczka i stwierdzając, że chłopaka już powoli zaczyna denerwować to droczenie się postanowił działać. Po obu stronach bioder Harry'ego, złapał za gumkę od jego zielonych bokserek. Już chciał je zdejmować, już w głowie wyobrażał sobie jak będzie wspaniale zrobić dobrze ukochanemu, jak będzie się fantastycznie czuł kiedy on będzie wykrzykiwał jego imię, ale...
Usłyszeli charakterystyczny dźwięk otwieranych drzwi i momentalnie Louis oderwał swoje usta od podbrzusza Harry'ego po czym oboje spojrzeli na niechcianego gościa.
-Ja...ja nie wiedziałem. Ja...przepraszam, już wychodzę. - intruzem okazał się być tata Harry'ego. Widząc swojego syna z jego chłopakiem w takiej sytuacji...no cóż, zawstydził się, zrobiło mu się głupio. Nie dlatego, że ich nakrył tylko dlatego, że im przeszkodził.
Na chwilę w pokoju zapanowała cisza ale potem zastąpiły ją śmiechy chłopaków. Cała ta sytuacja po prostu ich śmieszyła.
Louis jeszcze raz ucałował podbrzusze Harry'ego i na łokciach podsunął się do niego kładąc na plecach. Hazz skorzystał z okazji i położył się na torsie ukochanego, kreśląc delikatnie na jego brzuchu kręgi.
-Harry, mówiłeś, że jesteśmy sami... - zaśmiał się Louie.
-No bo tak było. - musną ustami jego brzuch. - Nie wiedziałem, że tak szybko wrócą. - próbował się bronić i nieco podniósł głos.
-Już dobrze, nie gniewam się. - wplótł palce w loki Harry'ego. - Mam tylko nadzieję, że kiedyś to dokończymy...
-No pewnie !
Niestety za wiele czasu im nie zostało. Na wszelki wypadek Hazz zakluczył drzwi i już w spokoju mogli robić...różne takie. Nie posuwali się zbyt daleko*, bo wiedzieli, że wciągną się, czas nie będzie się dla nich liczył, a tego by nie chcieli. Louie musiał wrócić do domu przed rodzicami. Aż strach pomyśleć co by się stało gdyby się spóźnił.
Kiedy dochodziła godzina osiemnasta Louis z ogromnym brakiem chęci pożegnał się z ukochanym i pędem pobiegł do domu. Tylko przekroczył próg domu Styles'ów i już zaczął tęsknić za Harry'm...
_________
*"nie posuwali się zbyt daleko" - wiem, że niektórym mogło się to skojarzyć więc od razu mówię, że to nie o TO chodziło ale kocham Waszą wyobraźnię. :*
niedziela, 5 sierpnia 2012
Rozdział 2. - Zawsze tam gdzie Ty
Hejka moje pieszczochy ! Przepraszam, że tak późno ale miałam "małe problemy techniczne". ;D Na początek chcę podziękować za te 6 miłych komentarzy i przeprosić za wszelkie możliwe błędy...no i że trochę krótki mi wyszedł ale starałam się jak mogłam. ;D Teraz mam do Was, moich wiernych czytelników, mała prośbę : moglibyście 'pokazywać' mojego bloga innym shipperom Larry'ego ? Ja niestety nie mam na to zbyt wiele czasu i pomyślałam, że może Wy mi pomożecie, bo jak widać po prawej stronie nie za wiele mam fanów...<3
Prosiłabym jeszcze o komentarze. Na pewno wiecie ile to znaczy dla "pisarza". Będę bardzo wdzięczna i dzięki temu postaram się dodawać rozdziały szybciej. ;)
A teraz zapraszam do czytania. Posłuchajcie sobie muzyki, bo jest świetna i idealnie pasuje do tematu rozdziału. :3
Tak więc
ENJOY <3
*Zawsze tam gdzie Ty*
Biegł ile sił w nogach. Trochę się zmęczył więc, żeby nie przyjść zdyszanym i zmęczonym do Harry'ego usiadł na ławce w celu odpoczynku. Big Ben właśnie wskazywał 23:51. Zszokowany, że tak szybko biega postanowił odwiedzić jakiś sklep, bo ma jeszcze dużo czasu do domów Styles'ów. Droga do ich progu trwa zaledwie dwie minutki. Już z tego zakrętu widać czerwony dach budynku w którym aktualnie znajdował się Hazz. Mimo tej przeklętej czarnej nocy, tą czerwień było widać bardzo wyraźnie, bo wiadomo, że Londyn to świetnie oświetlone miasto.
Wszedł do H&M i zaczął oglądać ubrania zastanawiając się co Harry'emu by się spodobało... Wpadała mu w oko bluzka wprost idealna dla jego chłopaka. Nie myśląc dłużej i nie marnując czasu, kupił ją i znów ruszył do ukochanego. Po szybkim i krótkim maratonie znalazł się tuż pod mahoniowymi drzwiami. Na zegarku była równo północ i równo z większą wskazówką, kiedy ta dotarła do liczby 12 zapukał do drzwi. "Jaki punktualny. Odbija mi". Pomyślał i zaśmiał się niekontrolowanie. Już za chwilę wrota się otworzyły i w progu stanął stworzyciel Loczkowatego po czym wpuścił Lou do środka.
-Dzień dobry. - przywitał się grzecznie szatyn.
-Hej Louis. Harry czeka na Ciebie cały dzień. Jest u siebie. - stwierdził uśmiechając się. - A co tam masz ? - spytał wskazując na na torbę w ręku Tomlinsona.
-To prezent dla Harry'ego. - niemrawo się uśmiechnął rumieniąc się.
- Jak Ty rozpieszczasz mojego syna. - potargał jego włosy przyjaźnie. - No idź już, bo widzę, że chcesz go już zobaczyć. - popchnął go lekko w stronę schodów prowadzących do pokoju osiemnastolatka.
Louis wszedł na nie ostrożnie, po cichu. Chciał zrobić niespodziankę chłopakowi, co było totalnie głupim pomysłem, bo przecież Harry się go spodziewał, umawiali się, że przyjdzie o tej godzinie. Co miłość robi z człowiekiem.
Ostrożnie stawiał na schodach bosą stopę, by nie narobić hałasu. Stanął przed pokojem ukochanego i nacisnął lekko klamkę po czym powoli odchylił drzwi. Delikatnie wcisnął głowę w szparę i ujrzał swojego chłopaka siedzącego spokojnie na łóżku.Wyglądał jakby czekał na Lou co nie było zbyt trudne do odgadnięcia. W ręku trzymał misia i...bawił się nim. Chyba coś do niego szeptał. To takie słodkie - osiemnastolatek bawiący się pluszakiem. Wyglądał tak uroczo i tak zabawnie, że Lou nie mógł się powstrzymać od parsknięcia czułym śmiechem. Harry niestety to usłyszał...i 'niespodzianka' się nie udała.
-Lou... - pisnął jak mała dziewczynka na widok ukochanego.
-Tak, to ja. Zgadłeś skarbie. - uśmiechnął się wchodząc do pokoju po czym zamknął drzwi a prezent odłożył w kąt. Hazz wyciągnął do niego rączki jak małe dziecko, które prosi mamę, aby ta wzięła je na ręce, a Louie znów zachichotał. - No już idę. - wskoczył na łóżko po czym usiadł okrakiem na chłopaku.
Bez zbędnych słów czy spojrzeń wpił się w jego usta zapominając o wszystkim co go otacza. W tym momencie najważniejszy był Harry. Tylko on się teraz liczył.
Młodszy obie swoje dłonie umieścił na plecach starszego, które po chwili zniknęły pod jego koszulką a ten natomiast jedną dłonią delikatnie dotykał jego policzka a drugą wplótł w jego loczki, które tak kocha.
Wszyscy w rodzinie Styles'ów uwielbiają włosy Hazzy ale to zdecydowanie jego chłopak jest ich największym fanem. To on jako pierwszy i jedyny - nie licząc mamy Loczka - mył je truskawkowym szamponem. To było jakieś 4 miesiące temu, kiedy byli razem już od 65 dni. Wtedy jeszcze nikt, oprócz Zayn'a, Liam'a i Niall'a, o nich nie wiedział. Tego dnia, po raz pierwszy byli sami w domu Harry'ego. Louis karmił go budyniem i jakoś mu nie wyszło, bo połowa jedzenia wylądowała właśnie na włosach, które Lou odważył się umyć. No i po jakimś czasie wrócili państwo Styles i chłopcy musieli się tłumaczyć ze wszystkiego. Wtedy powiedzieli im o sobie ale to już inna historia...
W końcu musieli się oderwać od siebie, bo to tylko ludzie, a ludzie muszą oddychać. Lekko zasapani wpatrywali się w siebie z ogromnym uczuciem w oczach. W ich miłości było coś czego nie da się opisać w kilku zdaniach. Potrzebny by był pisarz, który odważyłby się napisać o tym książkę. Miałaby wtedy ona z 500 stron. A kto wie, gdyby zgodziła się na to J. K. Rowling to pewnie i więcej. Ich miłość była na prawdę wyjątkowa. Nie ma takich osób na świecie, którzy kochaliby się tak mocno jak oni.
Aby dodać tej romantycznej chwili lekkiego animuszu, Lou musnął jeszcze usta Harry'ego na co ten słodko się uśmiechnął. Louie to uwielbia, kiedy Hazz unosi kąciki ust ku górze dzięki czemu pojawiają się cudowne dołeczki w jego lekko zaróżowionych policzkach. To kolejny szczegół Harry'ego, dzięki któremu jest zajebiście mocno kochany przez, wiadomo kogo.
-Nawet nie wiesz jak mocno tęskniłem. - z oczu osiemnastolatka nagle spłynęła malutka łezka, w której odbiła się delikatne twarz Lou. Szatyn od razu starł ją...ustami - ucałował miejsce w którym zatrzymała się słona woda, na linii szczęki.
-Ja też tęskniłem Kocie. - uśmiechnął się pocierając kciukiem mokry jeszcze ślad pozostawiony przez łezkę.
Wpatrywali się w siebie jeszcze dłuższą chwilę. Towarzyszyły temu drobne czułości i pieszczoty takie jak delikatne muśnięcia wargami w wargi, w policzek czy w szyję. Bawienie się włosami czy też głaskanie po ręce i szeptanie miłych słów na ucho.
-A co tam masz ? - zagadnął nagle Harry wskazując dłonią na pakunek stojący w kącie koło drzwi.
Lou wstał z kolan chłopaka i ruszył ku prezentowi. Idąc poruszał seksownie biodrami - a przynajmniej się starał aby to tak wyglądało. Hazz słodko chichotał co zapewne oznaczało, że udało mu się. Chwycił torbę i wrócił biegiem do chłopaka siadając naprzeciw niego po turecku. Podał mu pakunek i cmoknął go w policzek po czym szepnął "to dla Ciebie". Loczek spojrzał na niego w taki sposób aby upewnić się czy dobrze słyszy, bo wszystko jest możliwe przy takim seksownym chłopaku - równie dobrze mogło mu się wydawać, bo był zahipnotyzowany jego błękitnymi tęczówkami. Louis jedynie kiwnął głową zapewniając go, że jednak dobrze usłyszał.
Chwycił energicznie błyszczącą torbę w jego ulubionym kolorze - różowym, po czym wyciągnął z niej czarną koszulkę w rozmiarze 's'. Spojrzał na nadruk i oczu mu się momentalnie zaświeciły : ujrzał na niej ogromny napis 'Louis' a pod nim widniało dorodne, czerwone serduszko. Bez chwili zastanowienia ściągnął z siebie granatowe polo i założył prezent. Przynajmniej przez 10 sekund Lou mógł poobserwować jego pięknie wyrzeźbiony brzuch. Automatycznie zrobiło mu się gorąco w podbrzuszu.
Ale wróćmy do kwestii koszulki.
Harry jeszcze raz, szczegółowo obejrzał prezent i podziękował chłopakowi czułym buziakiem prosto w malutkie usteczka.
-Sam ją zrobiłeś ? - spytał tuląc się do torsu ukochanego. Przymknął oczu a Lou objął go mocno. Hazz w jego ramionach czuł się bardzo bezpiecznie. Kiedy on go przytulał wydawało mu się, że świat się zatrzymał, że choroba nie istnieje, że już zawsze będą razem.
-Coś Ty ! Kupiłem przed chwilą ! - zaśmiał się słysząc ideologię chłopaka na temat koszulki. - A tak w ogóle to chciałbym Cię zabrać na randkę.
RANDKA - pomyślał Harry. Boże ! Jak oni dawno nie byli na randce ! No właśnie, ostatnia ich randka odbyła się właśnie wtedy gdy Lou ubrudził jego włosy budyniem. Następnego dnia powiedzieli o sobie Tomlinsonom i randkowanie się skończyło. To był dla nich koszmar. Dwa tygodnie się nie widzieli. Jedynie pisali sms'y i dzwonili do siebie do czasu, kiedy Lou wpadł na pomysł wymykania się w domu w środku nocy. Potem rodzice Harry'ego starali się im pomóc. Jakoś wybłagać u Tomlinsonów - a raczej u Jay, bo Mark nie miał nic przeciwko - pozwolenie na miłość chłopaków. Bez skutku. Może to wyda się mało prawdopodobne ale Styles'owie i Tomlinson'owie przyjaźnili się od zawsze. Do póki Joanna nie zniszczyła tej przyjaźni przez jakieś głupie widzimisię, nie pozwoliła na szczęście jedynego syna.
-No więc... - ponaglił Harry'ego Lou.
-Wiesz, jest dwunasta w nocy, ciemno jak cholera a Ty zapraszasz mnie na randkę...No pewnie ! - uściskał go mocno i ucałował w policzek.
Wstał z posłania i pociągnął Louis'a z rękę tak aby wstał. Zmienił tylko spodnie i zeszli na dół. John siedział na kanapie w salonie i oglądał telewizję. Był tak zapatrzony w to magiczne pudełko, że nawet nie zauważył kiedy chłopaki usiedli tuż koło niego. Na dotyk syna wzdrygnął się lekko.
-Tato, ja i Lou wychodzimy. - Harry poinformował John'a wstając z kanapy i siadając na kolanach szatyna.
-A gdzie ? - spojrzał z udawanym zaciekawieniem na Tomlinson'a splatając ręce na piersi.
-Zabieram Harry'ego na randkę. Chyba, że ma pan coś przeciwko. - wtulił się w plecy Loczka.
-Nie. Skądże. - uśmiechnął się do chłopaków. - Tylko na niego uważaj. - zwrócił się do Louis'a wskazując skinieniem głowy na swojego syna, gdy ten ubierał buty.
-Oczywiście. - ucałował go we włosy. - Ze mną nic mu się nie stanie.
Szli przez most Westminsterski trzymając się za ręce. O tej porze nie było prawie nikogo. Kilkoro ludzi kręciło się przy parlamencie a przy Oku była nawet całkiem długo kolejka co ich trochę zmartwiło, bo to właśnie był ich cel. Stanęli za dwoma dziewczynami w kokach i spokojnie czekali na swoją kolej. W międzyczasie nie szczędzili sobie czułości. Całowali się dosyć wyraźnie i nikogo to nie ruszało. Widocznie noc wyciąga na miasto tych normalnych ludzi, którym nie przeszkadza miłość.
W końcu, po 15 minutach cierpliwego czekania była ich kolej. Louis zapłacił za bilety po czym wraz z ukochanym wsiadł do jednej z kabin. Usiedli na, jakby to nazwać, kanapie, jeden obok drugiego i wtulali się w siebie podziwiając panoramę Londynu.
W pewnej chwili Harry powędrował z rękami za swoją szyję i dosyć długo przy niej majstrował po czym zdjął naszyjnik z serduszkiem i założył go Lou.
-Harry, ale...dostałeś go od dziadka...przed jego śmiercią, żebyś o nim zawsze pamiętał i zawsze go kochał.
-A teraz ja daje Ci go przed śmiercią, żebyś zawsze o mnie pamiętał i zawsze mnie kochał. - musnął jego usta.
-Harry... - szepnął prawie niedosłyszalnie. Oczy mu się zaszkliły, czuł, że zraz się rozpłaczę, że Hazz zaraz powie coś...niedobrego.
-Louie, nie płacz. - znów się w niego wtulił. - Wiesz, że długo nie pożyję. - splótł ich ręce razem. - Ale ja zawsze będę przy Tobie, tutaj. - przyłożył swoją dłoń do lewej strony klatki piersiowej chłopaka, tam gdzie znajdowało się jego serce. - Zawsze tam będę i zawsze będę Ci szeptał jak mocno Cię kocham. A jak za mną zatęsknisz, jak będzie Ci mnie brakować to po prostu otwórz serduszko na naszyjniku.
Louis już chciał je otworzyć ale Harry powstrzymał go chwytając jego nadgarstki.
-Powiedziałem - jak będzie Ci mnie brakować a na razie jeszcze tu jestem. - zachichotał i pocałował go w policzek.
Louis również zaśmiał się...przez łzy. W tym momencie cholernie mocno płakał. Nie chciał usłyszeć tych przykrych słów. A szczególnie nie od Harry'ego. Gdzieś tam głęboko wierzył, że choroba minie, że go wyleczą. Ale nadzieja matką głupich.
-Wiesz, Lou... - zaczął Hazz niepewnie, jakby się czegoś bał. - Za dwa tygodnie wyjeżdżamy do Paryża. Tam przejdę operację i będę mógł dłużej żyć...dają mi bonusowe 4 lata.
-Na ile ? - spytał Louis trochę podniesiony na duchu.
-Bardzo długo. Możliwe, że do końca. - szepnął w bluzkę chłopaka.
-Końca czego ? - spytał nie za bardzo wiedząc o co chodzi.
-Mnie. - Lou chciał coś odpowiedzieć ale przerwał mu. - Dlatego chcę żebyś pojechał ze mną. - spojrzał na niego z iskierkami radości w oczach. - Pojedziesz ze mną ? - spytał konkretnie, bo Lou nie odpowiadał.
-Ja...pewnie, że pojadę ! - przytulił go mocno do siebie. - Nawet na koniec świata. Wszędzie, żeby tylko spędzić z Tobą ten ostatni czas. - załkał.
-A jak to zrobisz ? - spytał po chwili.
-Chodzi Ci o rodziców ? - Hazz kiwnął głową. - Coś wymyślę. Nie wiem, ucieknę...zrobię wszystko by być obok Ciebie, przy Tobie, z Tobą. - wytarł łzy spływające wzdłuż jego skroni i ucałował ukochanego we włosy.
-Kocham Cię Louie.
-Ja Ciebie też...kocham.
Spędzili razem jeszcze jakąś godzinę, bo Louis musiał już o szóstej wracać, jeśli chciał sobie jeszcze trochę pospać, bo w domu wszyscy na nogach są już o dziewiątej. Odprowadził Harry'ego do domu i oddał w dobre ręce. John trochę się zmartwił, że oboje byli tacy zapłakani ale powiedzieli mu, że to łzy szczęścia, bo Lou jedzie z nimi do Paryża. Styles bardzo ucieszył się na tą wieść i oznajmił im, że zrobi wszystko aby tak się stało. Chłopaki pożegnali się jeszcze długim i czułym pocałunkiem i niestety Louis już musiał zmykać.
Prosiłabym jeszcze o komentarze. Na pewno wiecie ile to znaczy dla "pisarza". Będę bardzo wdzięczna i dzięki temu postaram się dodawać rozdziały szybciej. ;)
A teraz zapraszam do czytania. Posłuchajcie sobie muzyki, bo jest świetna i idealnie pasuje do tematu rozdziału. :3
Tak więc
ENJOY <3
*Zawsze tam gdzie Ty*
Biegł ile sił w nogach. Trochę się zmęczył więc, żeby nie przyjść zdyszanym i zmęczonym do Harry'ego usiadł na ławce w celu odpoczynku. Big Ben właśnie wskazywał 23:51. Zszokowany, że tak szybko biega postanowił odwiedzić jakiś sklep, bo ma jeszcze dużo czasu do domów Styles'ów. Droga do ich progu trwa zaledwie dwie minutki. Już z tego zakrętu widać czerwony dach budynku w którym aktualnie znajdował się Hazz. Mimo tej przeklętej czarnej nocy, tą czerwień było widać bardzo wyraźnie, bo wiadomo, że Londyn to świetnie oświetlone miasto.
Wszedł do H&M i zaczął oglądać ubrania zastanawiając się co Harry'emu by się spodobało... Wpadała mu w oko bluzka wprost idealna dla jego chłopaka. Nie myśląc dłużej i nie marnując czasu, kupił ją i znów ruszył do ukochanego. Po szybkim i krótkim maratonie znalazł się tuż pod mahoniowymi drzwiami. Na zegarku była równo północ i równo z większą wskazówką, kiedy ta dotarła do liczby 12 zapukał do drzwi. "Jaki punktualny. Odbija mi". Pomyślał i zaśmiał się niekontrolowanie. Już za chwilę wrota się otworzyły i w progu stanął stworzyciel Loczkowatego po czym wpuścił Lou do środka.
-Dzień dobry. - przywitał się grzecznie szatyn.
-Hej Louis. Harry czeka na Ciebie cały dzień. Jest u siebie. - stwierdził uśmiechając się. - A co tam masz ? - spytał wskazując na na torbę w ręku Tomlinsona.
-To prezent dla Harry'ego. - niemrawo się uśmiechnął rumieniąc się.
- Jak Ty rozpieszczasz mojego syna. - potargał jego włosy przyjaźnie. - No idź już, bo widzę, że chcesz go już zobaczyć. - popchnął go lekko w stronę schodów prowadzących do pokoju osiemnastolatka.
Louis wszedł na nie ostrożnie, po cichu. Chciał zrobić niespodziankę chłopakowi, co było totalnie głupim pomysłem, bo przecież Harry się go spodziewał, umawiali się, że przyjdzie o tej godzinie. Co miłość robi z człowiekiem.
Ostrożnie stawiał na schodach bosą stopę, by nie narobić hałasu. Stanął przed pokojem ukochanego i nacisnął lekko klamkę po czym powoli odchylił drzwi. Delikatnie wcisnął głowę w szparę i ujrzał swojego chłopaka siedzącego spokojnie na łóżku.Wyglądał jakby czekał na Lou co nie było zbyt trudne do odgadnięcia. W ręku trzymał misia i...bawił się nim. Chyba coś do niego szeptał. To takie słodkie - osiemnastolatek bawiący się pluszakiem. Wyglądał tak uroczo i tak zabawnie, że Lou nie mógł się powstrzymać od parsknięcia czułym śmiechem. Harry niestety to usłyszał...i 'niespodzianka' się nie udała.
-Lou... - pisnął jak mała dziewczynka na widok ukochanego.
-Tak, to ja. Zgadłeś skarbie. - uśmiechnął się wchodząc do pokoju po czym zamknął drzwi a prezent odłożył w kąt. Hazz wyciągnął do niego rączki jak małe dziecko, które prosi mamę, aby ta wzięła je na ręce, a Louie znów zachichotał. - No już idę. - wskoczył na łóżko po czym usiadł okrakiem na chłopaku.
Bez zbędnych słów czy spojrzeń wpił się w jego usta zapominając o wszystkim co go otacza. W tym momencie najważniejszy był Harry. Tylko on się teraz liczył.
Młodszy obie swoje dłonie umieścił na plecach starszego, które po chwili zniknęły pod jego koszulką a ten natomiast jedną dłonią delikatnie dotykał jego policzka a drugą wplótł w jego loczki, które tak kocha.
Wszyscy w rodzinie Styles'ów uwielbiają włosy Hazzy ale to zdecydowanie jego chłopak jest ich największym fanem. To on jako pierwszy i jedyny - nie licząc mamy Loczka - mył je truskawkowym szamponem. To było jakieś 4 miesiące temu, kiedy byli razem już od 65 dni. Wtedy jeszcze nikt, oprócz Zayn'a, Liam'a i Niall'a, o nich nie wiedział. Tego dnia, po raz pierwszy byli sami w domu Harry'ego. Louis karmił go budyniem i jakoś mu nie wyszło, bo połowa jedzenia wylądowała właśnie na włosach, które Lou odważył się umyć. No i po jakimś czasie wrócili państwo Styles i chłopcy musieli się tłumaczyć ze wszystkiego. Wtedy powiedzieli im o sobie ale to już inna historia...
W końcu musieli się oderwać od siebie, bo to tylko ludzie, a ludzie muszą oddychać. Lekko zasapani wpatrywali się w siebie z ogromnym uczuciem w oczach. W ich miłości było coś czego nie da się opisać w kilku zdaniach. Potrzebny by był pisarz, który odważyłby się napisać o tym książkę. Miałaby wtedy ona z 500 stron. A kto wie, gdyby zgodziła się na to J. K. Rowling to pewnie i więcej. Ich miłość była na prawdę wyjątkowa. Nie ma takich osób na świecie, którzy kochaliby się tak mocno jak oni.
Aby dodać tej romantycznej chwili lekkiego animuszu, Lou musnął jeszcze usta Harry'ego na co ten słodko się uśmiechnął. Louie to uwielbia, kiedy Hazz unosi kąciki ust ku górze dzięki czemu pojawiają się cudowne dołeczki w jego lekko zaróżowionych policzkach. To kolejny szczegół Harry'ego, dzięki któremu jest zajebiście mocno kochany przez, wiadomo kogo.
-Nawet nie wiesz jak mocno tęskniłem. - z oczu osiemnastolatka nagle spłynęła malutka łezka, w której odbiła się delikatne twarz Lou. Szatyn od razu starł ją...ustami - ucałował miejsce w którym zatrzymała się słona woda, na linii szczęki.
-Ja też tęskniłem Kocie. - uśmiechnął się pocierając kciukiem mokry jeszcze ślad pozostawiony przez łezkę.
Wpatrywali się w siebie jeszcze dłuższą chwilę. Towarzyszyły temu drobne czułości i pieszczoty takie jak delikatne muśnięcia wargami w wargi, w policzek czy w szyję. Bawienie się włosami czy też głaskanie po ręce i szeptanie miłych słów na ucho.
-A co tam masz ? - zagadnął nagle Harry wskazując dłonią na pakunek stojący w kącie koło drzwi.
Lou wstał z kolan chłopaka i ruszył ku prezentowi. Idąc poruszał seksownie biodrami - a przynajmniej się starał aby to tak wyglądało. Hazz słodko chichotał co zapewne oznaczało, że udało mu się. Chwycił torbę i wrócił biegiem do chłopaka siadając naprzeciw niego po turecku. Podał mu pakunek i cmoknął go w policzek po czym szepnął "to dla Ciebie". Loczek spojrzał na niego w taki sposób aby upewnić się czy dobrze słyszy, bo wszystko jest możliwe przy takim seksownym chłopaku - równie dobrze mogło mu się wydawać, bo był zahipnotyzowany jego błękitnymi tęczówkami. Louis jedynie kiwnął głową zapewniając go, że jednak dobrze usłyszał.
Chwycił energicznie błyszczącą torbę w jego ulubionym kolorze - różowym, po czym wyciągnął z niej czarną koszulkę w rozmiarze 's'. Spojrzał na nadruk i oczu mu się momentalnie zaświeciły : ujrzał na niej ogromny napis 'Louis' a pod nim widniało dorodne, czerwone serduszko. Bez chwili zastanowienia ściągnął z siebie granatowe polo i założył prezent. Przynajmniej przez 10 sekund Lou mógł poobserwować jego pięknie wyrzeźbiony brzuch. Automatycznie zrobiło mu się gorąco w podbrzuszu.
Ale wróćmy do kwestii koszulki.
Harry jeszcze raz, szczegółowo obejrzał prezent i podziękował chłopakowi czułym buziakiem prosto w malutkie usteczka.
-Sam ją zrobiłeś ? - spytał tuląc się do torsu ukochanego. Przymknął oczu a Lou objął go mocno. Hazz w jego ramionach czuł się bardzo bezpiecznie. Kiedy on go przytulał wydawało mu się, że świat się zatrzymał, że choroba nie istnieje, że już zawsze będą razem.
-Coś Ty ! Kupiłem przed chwilą ! - zaśmiał się słysząc ideologię chłopaka na temat koszulki. - A tak w ogóle to chciałbym Cię zabrać na randkę.
RANDKA - pomyślał Harry. Boże ! Jak oni dawno nie byli na randce ! No właśnie, ostatnia ich randka odbyła się właśnie wtedy gdy Lou ubrudził jego włosy budyniem. Następnego dnia powiedzieli o sobie Tomlinsonom i randkowanie się skończyło. To był dla nich koszmar. Dwa tygodnie się nie widzieli. Jedynie pisali sms'y i dzwonili do siebie do czasu, kiedy Lou wpadł na pomysł wymykania się w domu w środku nocy. Potem rodzice Harry'ego starali się im pomóc. Jakoś wybłagać u Tomlinsonów - a raczej u Jay, bo Mark nie miał nic przeciwko - pozwolenie na miłość chłopaków. Bez skutku. Może to wyda się mało prawdopodobne ale Styles'owie i Tomlinson'owie przyjaźnili się od zawsze. Do póki Joanna nie zniszczyła tej przyjaźni przez jakieś głupie widzimisię, nie pozwoliła na szczęście jedynego syna.
-No więc... - ponaglił Harry'ego Lou.
-Wiesz, jest dwunasta w nocy, ciemno jak cholera a Ty zapraszasz mnie na randkę...No pewnie ! - uściskał go mocno i ucałował w policzek.
Wstał z posłania i pociągnął Louis'a z rękę tak aby wstał. Zmienił tylko spodnie i zeszli na dół. John siedział na kanapie w salonie i oglądał telewizję. Był tak zapatrzony w to magiczne pudełko, że nawet nie zauważył kiedy chłopaki usiedli tuż koło niego. Na dotyk syna wzdrygnął się lekko.
-Tato, ja i Lou wychodzimy. - Harry poinformował John'a wstając z kanapy i siadając na kolanach szatyna.
-A gdzie ? - spojrzał z udawanym zaciekawieniem na Tomlinson'a splatając ręce na piersi.
-Zabieram Harry'ego na randkę. Chyba, że ma pan coś przeciwko. - wtulił się w plecy Loczka.
-Nie. Skądże. - uśmiechnął się do chłopaków. - Tylko na niego uważaj. - zwrócił się do Louis'a wskazując skinieniem głowy na swojego syna, gdy ten ubierał buty.
-Oczywiście. - ucałował go we włosy. - Ze mną nic mu się nie stanie.
Szli przez most Westminsterski trzymając się za ręce. O tej porze nie było prawie nikogo. Kilkoro ludzi kręciło się przy parlamencie a przy Oku była nawet całkiem długo kolejka co ich trochę zmartwiło, bo to właśnie był ich cel. Stanęli za dwoma dziewczynami w kokach i spokojnie czekali na swoją kolej. W międzyczasie nie szczędzili sobie czułości. Całowali się dosyć wyraźnie i nikogo to nie ruszało. Widocznie noc wyciąga na miasto tych normalnych ludzi, którym nie przeszkadza miłość.
W końcu, po 15 minutach cierpliwego czekania była ich kolej. Louis zapłacił za bilety po czym wraz z ukochanym wsiadł do jednej z kabin. Usiedli na, jakby to nazwać, kanapie, jeden obok drugiego i wtulali się w siebie podziwiając panoramę Londynu.
W pewnej chwili Harry powędrował z rękami za swoją szyję i dosyć długo przy niej majstrował po czym zdjął naszyjnik z serduszkiem i założył go Lou.
-Harry, ale...dostałeś go od dziadka...przed jego śmiercią, żebyś o nim zawsze pamiętał i zawsze go kochał.
-A teraz ja daje Ci go przed śmiercią, żebyś zawsze o mnie pamiętał i zawsze mnie kochał. - musnął jego usta.
-Harry... - szepnął prawie niedosłyszalnie. Oczy mu się zaszkliły, czuł, że zraz się rozpłaczę, że Hazz zaraz powie coś...niedobrego.
-Louie, nie płacz. - znów się w niego wtulił. - Wiesz, że długo nie pożyję. - splótł ich ręce razem. - Ale ja zawsze będę przy Tobie, tutaj. - przyłożył swoją dłoń do lewej strony klatki piersiowej chłopaka, tam gdzie znajdowało się jego serce. - Zawsze tam będę i zawsze będę Ci szeptał jak mocno Cię kocham. A jak za mną zatęsknisz, jak będzie Ci mnie brakować to po prostu otwórz serduszko na naszyjniku.
Louis już chciał je otworzyć ale Harry powstrzymał go chwytając jego nadgarstki.
-Powiedziałem - jak będzie Ci mnie brakować a na razie jeszcze tu jestem. - zachichotał i pocałował go w policzek.
Louis również zaśmiał się...przez łzy. W tym momencie cholernie mocno płakał. Nie chciał usłyszeć tych przykrych słów. A szczególnie nie od Harry'ego. Gdzieś tam głęboko wierzył, że choroba minie, że go wyleczą. Ale nadzieja matką głupich.
-Wiesz, Lou... - zaczął Hazz niepewnie, jakby się czegoś bał. - Za dwa tygodnie wyjeżdżamy do Paryża. Tam przejdę operację i będę mógł dłużej żyć...dają mi bonusowe 4 lata.
-Na ile ? - spytał Louis trochę podniesiony na duchu.
-Bardzo długo. Możliwe, że do końca. - szepnął w bluzkę chłopaka.
-Końca czego ? - spytał nie za bardzo wiedząc o co chodzi.
-Mnie. - Lou chciał coś odpowiedzieć ale przerwał mu. - Dlatego chcę żebyś pojechał ze mną. - spojrzał na niego z iskierkami radości w oczach. - Pojedziesz ze mną ? - spytał konkretnie, bo Lou nie odpowiadał.
-Ja...pewnie, że pojadę ! - przytulił go mocno do siebie. - Nawet na koniec świata. Wszędzie, żeby tylko spędzić z Tobą ten ostatni czas. - załkał.
-A jak to zrobisz ? - spytał po chwili.
-Chodzi Ci o rodziców ? - Hazz kiwnął głową. - Coś wymyślę. Nie wiem, ucieknę...zrobię wszystko by być obok Ciebie, przy Tobie, z Tobą. - wytarł łzy spływające wzdłuż jego skroni i ucałował ukochanego we włosy.
-Kocham Cię Louie.
-Ja Ciebie też...kocham.
Spędzili razem jeszcze jakąś godzinę, bo Louis musiał już o szóstej wracać, jeśli chciał sobie jeszcze trochę pospać, bo w domu wszyscy na nogach są już o dziewiątej. Odprowadził Harry'ego do domu i oddał w dobre ręce. John trochę się zmartwił, że oboje byli tacy zapłakani ale powiedzieli mu, że to łzy szczęścia, bo Lou jedzie z nimi do Paryża. Styles bardzo ucieszył się na tą wieść i oznajmił im, że zrobi wszystko aby tak się stało. Chłopaki pożegnali się jeszcze długim i czułym pocałunkiem i niestety Louis już musiał zmykać.
Subskrybuj:
Posty (Atom)