niedziela, 5 sierpnia 2012

Rozdział 2. - Zawsze tam gdzie Ty

       Hejka moje pieszczochy ! Przepraszam, że tak późno ale miałam "małe problemy techniczne". ;D Na początek chcę podziękować za te 6 miłych komentarzy i przeprosić za wszelkie możliwe błędy...no i że trochę krótki mi wyszedł ale starałam się jak mogłam. ;D Teraz mam do Was, moich wiernych czytelników, mała prośbę : moglibyście 'pokazywać' mojego bloga innym shipperom Larry'ego ? Ja niestety nie mam na to zbyt wiele czasu i pomyślałam, że może Wy mi pomożecie, bo jak widać po prawej stronie nie za wiele mam fanów...<3
   Prosiłabym jeszcze o komentarze. Na pewno wiecie ile to znaczy dla "pisarza". Będę bardzo wdzięczna i dzięki temu postaram się dodawać rozdziały szybciej. ;)
   A teraz zapraszam do czytania. Posłuchajcie sobie muzyki, bo jest świetna i idealnie pasuje do tematu rozdziału. :3
   Tak więc
               ENJOY <3
                                              



                                                         *Zawsze tam gdzie Ty*

    Biegł ile sił w nogach. Trochę się zmęczył więc, żeby nie przyjść zdyszanym i zmęczonym do Harry'ego usiadł na ławce w celu odpoczynku. Big Ben właśnie wskazywał 23:51. Zszokowany, że tak szybko biega postanowił odwiedzić jakiś sklep, bo ma jeszcze dużo czasu do domów Styles'ów. Droga do ich progu trwa zaledwie dwie minutki. Już z tego zakrętu widać czerwony dach budynku w którym aktualnie znajdował się Hazz. Mimo tej przeklętej czarnej nocy, tą czerwień było widać bardzo wyraźnie, bo wiadomo, że Londyn to świetnie oświetlone miasto.
   Wszedł do H&M i zaczął oglądać ubrania zastanawiając się co Harry'emu by się spodobało... Wpadała mu w oko bluzka wprost idealna dla jego chłopaka. Nie myśląc dłużej i nie marnując czasu,  kupił ją i znów ruszył do ukochanego. Po szybkim i krótkim maratonie znalazł się tuż pod mahoniowymi drzwiami. Na zegarku była równo północ i równo z większą wskazówką, kiedy ta dotarła do liczby 12 zapukał do drzwi. "Jaki punktualny. Odbija mi". Pomyślał i zaśmiał się niekontrolowanie. Już za chwilę wrota się otworzyły i w progu stanął stworzyciel Loczkowatego po czym wpuścił Lou do środka.
   -Dzień dobry. - przywitał się grzecznie szatyn.
   -Hej Louis. Harry czeka na Ciebie cały dzień. Jest u siebie. - stwierdził uśmiechając się. - A co tam masz ? - spytał wskazując na na torbę w ręku Tomlinsona.
   -To prezent dla Harry'ego. - niemrawo się uśmiechnął rumieniąc się.
   - Jak Ty rozpieszczasz mojego syna. - potargał jego włosy przyjaźnie. - No idź już, bo widzę, że chcesz go już zobaczyć. - popchnął go lekko w stronę schodów prowadzących do pokoju osiemnastolatka.
   Louis wszedł na nie ostrożnie, po cichu. Chciał zrobić niespodziankę chłopakowi, co było totalnie głupim pomysłem, bo przecież Harry się go spodziewał, umawiali się, że przyjdzie o tej godzinie. Co miłość robi z człowiekiem.
   Ostrożnie stawiał na schodach bosą stopę, by nie narobić hałasu. Stanął przed pokojem ukochanego i nacisnął lekko klamkę po czym powoli odchylił drzwi. Delikatnie wcisnął głowę w szparę i ujrzał swojego chłopaka siedzącego spokojnie na łóżku.Wyglądał jakby czekał na Lou co nie było zbyt trudne do odgadnięcia. W ręku trzymał misia i...bawił się nim. Chyba coś do niego szeptał. To takie słodkie - osiemnastolatek bawiący się pluszakiem. Wyglądał tak uroczo i tak zabawnie, że Lou nie mógł się powstrzymać od parsknięcia czułym śmiechem. Harry niestety to usłyszał...i 'niespodzianka' się nie udała.
   -Lou... - pisnął jak mała dziewczynka na widok ukochanego.
   -Tak, to ja. Zgadłeś skarbie. - uśmiechnął się wchodząc do pokoju po czym zamknął drzwi a prezent odłożył w kąt. Hazz wyciągnął do niego rączki jak małe dziecko, które prosi mamę, aby ta wzięła je na ręce, a Louie znów zachichotał. - No już idę. - wskoczył na łóżko po czym usiadł okrakiem na chłopaku.
   Bez zbędnych słów czy spojrzeń wpił się w jego usta zapominając o wszystkim co go otacza. W tym momencie najważniejszy był Harry. Tylko on się teraz liczył.
   Młodszy obie swoje dłonie umieścił na plecach starszego, które po chwili zniknęły pod jego koszulką a ten natomiast jedną dłonią delikatnie dotykał jego policzka a drugą wplótł w jego loczki, które tak kocha.
   Wszyscy w rodzinie Styles'ów uwielbiają włosy Hazzy ale to zdecydowanie jego chłopak jest ich największym fanem. To on jako pierwszy i jedyny - nie licząc mamy Loczka - mył je truskawkowym szamponem. To było jakieś 4 miesiące temu, kiedy byli razem już od 65 dni. Wtedy jeszcze nikt, oprócz Zayn'a, Liam'a i Niall'a, o nich nie wiedział. Tego dnia, po raz pierwszy byli sami w domu Harry'ego. Louis karmił go budyniem i jakoś mu nie wyszło, bo połowa jedzenia wylądowała właśnie na włosach, które Lou odważył się umyć. No i po jakimś czasie wrócili państwo Styles i chłopcy musieli się tłumaczyć ze wszystkiego. Wtedy powiedzieli im o sobie ale to już inna historia...
   W końcu musieli się oderwać od siebie, bo to tylko ludzie, a ludzie muszą oddychać. Lekko zasapani wpatrywali się w siebie z ogromnym uczuciem w oczach. W ich miłości było coś czego nie da się opisać w kilku zdaniach. Potrzebny by był pisarz, który odważyłby się napisać o tym książkę. Miałaby wtedy ona z 500 stron. A kto wie, gdyby zgodziła się na to J. K. Rowling to pewnie i więcej. Ich miłość była na prawdę wyjątkowa. Nie ma takich osób na świecie, którzy kochaliby się tak mocno jak oni.
   Aby dodać tej romantycznej chwili lekkiego animuszu, Lou musnął jeszcze usta Harry'ego na co ten słodko się uśmiechnął. Louie to uwielbia, kiedy Hazz unosi kąciki ust ku górze dzięki czemu pojawiają się cudowne dołeczki w jego lekko zaróżowionych policzkach. To kolejny szczegół Harry'ego, dzięki któremu jest zajebiście mocno kochany przez, wiadomo kogo.
   -Nawet nie wiesz jak mocno tęskniłem. - z oczu osiemnastolatka nagle spłynęła malutka łezka, w której odbiła się delikatne twarz Lou. Szatyn od razu starł ją...ustami - ucałował miejsce w którym zatrzymała się słona woda, na linii szczęki.
   -Ja też tęskniłem Kocie. - uśmiechnął się pocierając kciukiem mokry jeszcze ślad pozostawiony przez łezkę.
   Wpatrywali się w siebie jeszcze dłuższą chwilę. Towarzyszyły temu drobne czułości i pieszczoty takie jak delikatne muśnięcia wargami w wargi, w policzek czy w szyję. Bawienie się włosami czy też głaskanie po ręce i szeptanie miłych słów na ucho.
   -A co tam masz ? - zagadnął nagle Harry wskazując dłonią na pakunek stojący w kącie koło drzwi.
   Lou wstał z kolan chłopaka i ruszył ku prezentowi. Idąc poruszał seksownie biodrami - a przynajmniej się starał aby to tak wyglądało. Hazz słodko chichotał co zapewne oznaczało, że udało mu się. Chwycił torbę i wrócił biegiem do chłopaka siadając naprzeciw niego po turecku. Podał mu pakunek i cmoknął go w policzek po czym szepnął "to dla Ciebie". Loczek spojrzał na niego w taki sposób aby upewnić się czy dobrze słyszy, bo wszystko jest możliwe przy takim seksownym chłopaku - równie dobrze mogło mu się wydawać, bo był zahipnotyzowany jego błękitnymi tęczówkami. Louis jedynie kiwnął głową zapewniając go, że jednak dobrze usłyszał.
   Chwycił energicznie błyszczącą torbę w jego ulubionym kolorze - różowym, po czym wyciągnął z niej czarną koszulkę w rozmiarze 's'. Spojrzał na nadruk i oczu mu się momentalnie zaświeciły : ujrzał na niej ogromny napis 'Louis' a pod nim widniało dorodne, czerwone serduszko. Bez chwili zastanowienia ściągnął z siebie granatowe polo i założył prezent. Przynajmniej przez 10 sekund Lou mógł poobserwować jego pięknie wyrzeźbiony brzuch. Automatycznie zrobiło mu się gorąco w podbrzuszu.
   Ale wróćmy do kwestii koszulki.
   Harry jeszcze raz, szczegółowo obejrzał prezent i podziękował chłopakowi  czułym buziakiem  prosto w malutkie usteczka.
   -Sam ją zrobiłeś ? - spytał tuląc się do torsu ukochanego. Przymknął oczu a Lou objął go mocno. Hazz w jego ramionach czuł się bardzo bezpiecznie. Kiedy on go przytulał wydawało mu się, że świat się zatrzymał, że choroba nie istnieje, że już zawsze będą razem.
   -Coś Ty ! Kupiłem przed chwilą ! - zaśmiał się słysząc ideologię chłopaka na temat koszulki. - A tak w ogóle to chciałbym Cię zabrać na randkę.
   RANDKA - pomyślał Harry. Boże ! Jak oni dawno nie byli na randce ! No właśnie, ostatnia ich randka odbyła się właśnie wtedy gdy Lou ubrudził jego włosy budyniem. Następnego dnia powiedzieli o sobie Tomlinsonom i randkowanie się skończyło. To był dla nich koszmar. Dwa tygodnie się nie widzieli. Jedynie pisali sms'y i dzwonili do siebie do czasu, kiedy Lou wpadł na pomysł wymykania się w domu w środku nocy. Potem rodzice Harry'ego starali się im pomóc. Jakoś wybłagać u Tomlinsonów - a raczej u Jay, bo Mark nie miał nic przeciwko - pozwolenie na miłość chłopaków. Bez skutku. Może to wyda się mało prawdopodobne ale Styles'owie i Tomlinson'owie przyjaźnili się od zawsze. Do póki Joanna nie zniszczyła tej przyjaźni przez jakieś głupie widzimisię, nie pozwoliła na szczęście jedynego syna.
   -No więc... - ponaglił Harry'ego Lou.
   -Wiesz, jest dwunasta w nocy, ciemno jak cholera a Ty zapraszasz mnie na randkę...No pewnie ! - uściskał go mocno i ucałował w policzek.
   Wstał z posłania i pociągnął Louis'a z rękę tak aby wstał. Zmienił tylko spodnie i zeszli na dół. John siedział na kanapie w salonie i oglądał telewizję. Był tak zapatrzony w to magiczne pudełko, że nawet nie zauważył kiedy chłopaki usiedli tuż koło niego. Na dotyk syna wzdrygnął się lekko.
   -Tato, ja i Lou wychodzimy. - Harry poinformował John'a wstając z kanapy i siadając na kolanach szatyna.
   -A gdzie ? - spojrzał z udawanym zaciekawieniem na Tomlinson'a splatając ręce na piersi.
   -Zabieram Harry'ego na randkę. Chyba, że ma pan coś przeciwko. - wtulił się w plecy Loczka.
   -Nie. Skądże. - uśmiechnął się do chłopaków. - Tylko na niego uważaj. - zwrócił się do Louis'a wskazując skinieniem głowy na swojego syna, gdy ten ubierał buty.
   -Oczywiście. - ucałował go we włosy. - Ze mną nic mu się nie stanie.

   Szli przez most Westminsterski trzymając się za ręce. O tej porze nie było prawie nikogo. Kilkoro ludzi kręciło się przy parlamencie a przy Oku była nawet całkiem długo kolejka co ich trochę zmartwiło, bo to właśnie był ich cel. Stanęli za dwoma dziewczynami w kokach i spokojnie czekali na swoją  kolej. W międzyczasie nie szczędzili sobie czułości. Całowali się dosyć wyraźnie i nikogo to nie ruszało. Widocznie noc wyciąga na miasto tych normalnych ludzi, którym nie przeszkadza miłość.
   W końcu, po 15 minutach cierpliwego czekania była ich kolej. Louis zapłacił za bilety po czym wraz z ukochanym wsiadł do jednej z kabin. Usiedli na, jakby to nazwać, kanapie, jeden obok drugiego i wtulali się w siebie podziwiając panoramę Londynu.
  W pewnej chwili  Harry powędrował z rękami za swoją szyję i dosyć długo przy niej majstrował po czym zdjął naszyjnik z serduszkiem i założył go Lou.
   -Harry, ale...dostałeś go od dziadka...przed jego śmiercią, żebyś o nim zawsze pamiętał i zawsze go kochał.
   -A teraz ja daje Ci go przed śmiercią, żebyś zawsze o mnie pamiętał i zawsze mnie kochał. - musnął jego usta.
   -Harry... - szepnął prawie niedosłyszalnie. Oczy mu się zaszkliły, czuł, że zraz się rozpłaczę, że Hazz zaraz powie coś...niedobrego.
   -Louie, nie płacz. - znów się w niego wtulił. - Wiesz, że długo nie pożyję. - splótł ich ręce razem. - Ale ja zawsze będę przy Tobie, tutaj. - przyłożył swoją dłoń do lewej strony klatki piersiowej chłopaka, tam gdzie znajdowało się jego serce. - Zawsze tam będę i zawsze będę Ci szeptał jak mocno Cię kocham. A jak za mną zatęsknisz, jak będzie Ci mnie brakować to po prostu otwórz serduszko na naszyjniku.
   Louis już chciał je otworzyć ale Harry powstrzymał go chwytając jego nadgarstki.
   -Powiedziałem - jak będzie Ci mnie brakować a na razie jeszcze tu jestem. - zachichotał i pocałował go w policzek.
   Louis również zaśmiał się...przez łzy. W tym momencie cholernie mocno płakał. Nie chciał usłyszeć tych przykrych słów. A szczególnie nie od Harry'ego. Gdzieś tam głęboko wierzył, że choroba minie, że go wyleczą. Ale nadzieja matką głupich.
   -Wiesz, Lou... - zaczął Hazz niepewnie, jakby się czegoś bał. - Za dwa tygodnie wyjeżdżamy do Paryża. Tam przejdę operację i będę mógł dłużej żyć...dają mi bonusowe 4 lata.
   -Na ile ? - spytał Louis trochę podniesiony na duchu.
   -Bardzo długo. Możliwe, że do końca. - szepnął w bluzkę chłopaka.
   -Końca czego ? - spytał nie za bardzo wiedząc o co chodzi.
   -Mnie. - Lou chciał coś odpowiedzieć ale przerwał mu. - Dlatego chcę żebyś pojechał ze mną. - spojrzał na niego z iskierkami radości w oczach. - Pojedziesz ze mną ? - spytał konkretnie, bo Lou nie odpowiadał.
   -Ja...pewnie, że pojadę ! - przytulił go mocno do siebie. - Nawet na koniec świata. Wszędzie, żeby tylko spędzić z Tobą ten ostatni czas. - załkał.
   -A jak to zrobisz ? - spytał po chwili.
   -Chodzi Ci o rodziców ? - Hazz kiwnął głową. - Coś wymyślę. Nie wiem, ucieknę...zrobię wszystko by być obok Ciebie, przy Tobie, z Tobą. - wytarł łzy spływające wzdłuż jego skroni i ucałował ukochanego we włosy.
   -Kocham Cię Louie.
   -Ja Ciebie też...kocham.
 
   Spędzili razem jeszcze jakąś godzinę, bo Louis musiał już o szóstej wracać, jeśli chciał sobie jeszcze trochę pospać, bo w domu wszyscy na nogach są już o dziewiątej. Odprowadził Harry'ego do domu i oddał w dobre ręce. John trochę się zmartwił, że oboje byli tacy zapłakani ale powiedzieli mu, że to łzy szczęścia, bo Lou jedzie z nimi do Paryża. Styles bardzo ucieszył się na tą wieść i oznajmił im, że zrobi wszystko aby tak się stało. Chłopaki pożegnali się jeszcze długim i czułym pocałunkiem i niestety Louis już musiał zmykać.

10 komentarzy:

  1. Kurcze.. Jakie to uroocze..<3 Popłakałam się.. ;') Miałam rację kiedy mówiłam, że to opowiadanie na pewno pokocham równie mocno co poprzednie. Ten rozdział był wspaniały. Cieszę się, że chociaż rodzice Harry'ego i ich znajomi ich wspierają.<3 Kocham xxx . Czekam na kolejne cudowne rozdziały. [becauseruelovecannothide.blogspot.com - Nowy rozdział]

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten rozdział jest BOSKI <333333. Serio to się aż popłakałam. ; *

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jest świetny.:)Harry i Louis...taka urocza z nich para. Kocham<3 Czekam na następny:)
    ~magda

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiesz, znalazłam twoje opowiadanie dzisiaj, przeczytałam i... nic. Pomysł fajny, tak. Ale musisz wszystko przemyśleć zanim coś napiszesz. sklep otwarty w środku nocy, Lou zamiast powiedzieć "Dobry wieczór" mówi "Dzień dobry". Wiesz, może to są szczegóły, ale dużo znaczą. Czytelnicy zwracają na to uwagę, naprawdę. Ale jeśli ominiemy te kwestie, to opowiadanie jest całkiem ok ;) Także życzę dużo weny, pomysłów na kolejne części i wielu czytelników. I przepraszam, ale niestety nim nie będę...

    OdpowiedzUsuń
  5. aż mi się oczy przeszkliły :') Czekam na nn oby rodzice Lou niczego nie popsuli. Zapraszam do siebie :) http://larry-stylinson-cos-we-are-the-same.blogspot.com/
    http://onedirection1dalwaysandforever.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  6. Strasznie mi się podoba Twój blog . Rozdział 1 i 2 strasznie fajne. Trochę popłakałam się czytając ten rozdział. Czekam na kolejne rozdziały z niecierpliwością. Mam nadzieję ,że będzie jak najszybciej 3 rozdział. Nie przejmuj się niemiłymi komentarzami bo nie ma czym naprawdę ;p. Może na razie nie ma tu tysięcy komentarzy czy chociażby 20 ,ale z czasem jak nie przestaniesz pisać to stanie się możliwe . Ba.! 20 komentarzy to pestką będzie. Serio.Życzę weny <3 Domcia . xx

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. MASSIVE THANK YOU ;**
      Postaram się napisać trójeczkę jak najszybciej ale na razie nie mam czasu...Mam nadzieję, że do końca tygodnia się pojawi ale jeszcze nie wiem... ;)

      Usuń
  7. Popłakałam się<3 Genialny rozdział:) Czekam na następny!!!:*

    OdpowiedzUsuń
  8. Swietny . Uwierzcie ze nikt nie zwraca uwagi na szczegoly <3 SLYG bylo piekne i byl tam chory Louis ale skonczyl sie dobrze dlatego jestem przerazona ze ten juz sie tak nie skonczy . Ogolnie to lezki leca ale jak inaczej przy tak genialnym blogu .;) Oczyywiscie zostaje do konca ;) I od dzis obiecuje Ci komentarz pod kazdym rozdzialem . Tyle moge zrobic w podziekowaniu . Mozna jedynie nazwac to talentem ;)Placze sobie i czytam akcje z serduszkiem Lou zasmial sie przez lzy i odczuwam to samo bo tez smialam sie przez lzy ;) Wlasnie taki blogi najbardziej lubie, ze moge ofczuwac to co odczuwaja oni ;) Bylam przez cale SLYG i bede i teraz i z kazdym kolejnym blogiem . Rodzial genialny tak samo jak i pierwszy ;) Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Ci dziękuję i cieszę się, że odczuwasz to co bohaterowie, bo właśnie o to mi chodziło ;) Muszę Cie tylko zapewnić, że "If I was your boyfriend, I'd never let you go" jest zupełnie inne niż SLYG, bo to opowiadanie miałam już dawno temu napisane :D Dopiero teraz dodaje na bloga i kiedy zaczęłam czytać SLYG to byłam w niemałym szoku, że w tym opowiadaniu również występuje białaczka... ;)
      Tak więc jeszcze raz dziękuje za miłe słowa i pozdrawiam :**

      Usuń